– Jeszcze nie, szefie, prosze mi dac godzine czasu – w glosie Lugga brzmiala zawzietosc. – Sam bylem tutaj tylko przez pol godziny. Musze ruszyc glowa, pomyslec. Wkrotce po moim przybyciu wczoraj wieczorem Jas kogos wpuscil od frontu. Nie moglem zobaczyc, kto to, kobieta czy mezczyzna. Wrocil usmiechniety, z tymi zebiskami sterczacymi z jego wstretnej geby jak dwa nagrobki, i powiedzial, ze zalatwial interes, majac na mysli czyjas smierc. Ale byl zdenerwowany, usmiechal sie, pocil. On cos kombinuje, moze przemyca alkohol.
– Skad wam to przyszlo do glowy? – Inspektor uczepil sie tej mozliwosci jak terrier zdobyczy.
Lugg nadal byl tajemniczy
– Tak jakos samo mi wpadlo – powiedzial skromnie. – Tak musi byc cos ciezkiego, co trzeba niesc ostroznie. Poza tym naopowiadal mi swoich wesolych historyjek. On widzi duzo frajdy w swojej pracy. Opowiadal mi o takim jednym hotelu. Oni nie lubia, zeby dzialo sie cos nieprzyjemnego w takim eleganckim miejscu. Wiec, jak gosc wykituje, a nie chca, zeby ktos wytworny przejal sie widokiem trumny znoszonej po schodach, posylaja wtedy do firmy „Bowels i Syn' i umarlak zostaje wyniesiony w fortepianie.
– Juz slyszalem o tym sposobie -powiedzial Campion. – Ale co ma piernik do wiatraka?
– Mowie o hotelowych interesach Jasa – powiedzial Lugg z uraza. – Nie podaje faktow. Wydaje mi sie tylko, ze on cos kombinuje na wlasna reke i ze ta sprawa po drugiej stronie ulicy nie ma z tym nic wspolnego.
Kiedy scichl jego dzwieczny glos, drzwi za nimi uchylily sie i w szparze ukazala sie mala umorusana twarzyczka, rozjasniona niezwykla radoscia.
– Jestescie z policji, no nie? – Byl to maly, dziewiecioletni najwyzej chlopak, o buzi aniola i oczach pekinczyka. – Chodzcie, bedziecie pierwsi na miejscu. Poslali mnie po gliny na rog ulicy, ale ja wiedzialem, ze tu jestescie. Chodzcie! Tam lezy trup!
Reakcja byla natychmiastowa, taka, jakiej malec z pewnoscia oczekiwal. Wszyscy zerwali sie z wyjatkiem Lugga, ktoremu zakrecilo sie w glowie, ale zaraz sie opanowal.
– Gdzie, synu? – Charlie Luke patrzacy z gory na chlopaka wydawal sie olbrzymem.
Chlopiec schwycil inspektora za pole kurtki i pociagnal, oszolomiony swoja waznoscia.
– O tam, tam, kolo stajni. Chodzcie, bedziecie. pierwsi. Ma pan swoj znaczek?
Chlopak biegl po kamieniach ciagnac Luke'a. Na niewielkim dziedzincu wokol zniszczonych, stojacych otworem drzwi zebrala sie grupka ludzi. Poza tym bylo pusto. „Bowels i Syn' oraz ich czarni pomocnicy znikneli.
Tlum rozstapil sie przed inspektorem, ktory zatrzymal sie na chwile, zeby swego przewodnika oddac pod opieke ktorejs z kobiet, stojacych wsrod gapiow. Kiedy wraz z Campionem weszli do kiepsko oswietlonej szopy, pomysleli obaj, ze jest pusta, ale z otworu w suficie, do ktorego przystawiona byla drabina, dobiegalo czyjes lkanie.
Tlum za nimi milczal, jak to zawsze bywa w krytycznym momencie. Campion pierwszy wspial sie po drabinie. Kiedy pokonawszy zakurzone szczeble znalazl sie na stryszku, ujrzal zupelnie nieoczekiwana scene. Metne, deszczowe londynskie swiatlo dnia, przedostajace sie przez osnute pajeczynami okienko umieszczone wysoko w bielonej scianie, padalo na bezowy pulower lezacej nieruchomo postaci. Tuz obok kleczala na powalanym olejem plaszczu nieprzemakalnym szczupla dziewczyna o kruczoczarnych wlosach. Byla to rozpaczliwie lkajaca panna White.
11. To najwyzszy czas
Czarna smuga zastyglej krwi wygladala ponuro na tle jasnych wlosow, a nieco nabrzmiala, patetycznie mloda twarz byla kredowo blada.
Campion polozyl reke na drgajacych plecach Klytii.
– Wszystko bedzie dobrze – powiedzial spokojnie. – A teraz powiedz, jak go znalazlas?
Kleczacy z drugiej strony nieruchomego ciala, inspektor Luke kiwnal zachecajaco glowa.
– Lekarz zaraz tu bedzie Chlopak oberwal porzadnie po glowie, ale jest mlody i silny. Prosze mowic.
Nie podniosla glowy. Jedwabiste czarne wlosy zwisaly po obu stronach twarzy jak firanki.
– Nie chcialam, zeby ktokolwiek wiedzial. – W glosie jej zabrzmialo cierpienie. – Nie chcialam, zeby ktokolwiek wiedzial, ale myslalam, ze on nie zyje. Myslalam, ze nie zyje. Musialam kogos wezwac. Myslalam, ze on nie zyje.
W swojej rozpaczy byla zupelnie bezradna. Cala godnosc najmlodszej latorosli Palinode'ow zatonela w powodzi lez. Brzydki, zle dopasowany plaszcz podkreslal jeszcze smutek skulonej postaci.
– Och, myslalam, ze on nie zyje.
– Na szczescie zyje. – Inspektor prawie wymruczal te slowa. – Jak go znalazlas? Czy wiedzialas, ze on tu jest?
– Nie. – Podniosla blyszczaca i zaplakana jak u dziecka twarz na Campiona. – Nie. Wiedzialam tylko, ze pozwolono mu tutaj trzymac motor. Zalatwil to wczoraj. Wczoraj wieczorem pozegnalismy sie raczej pozno, po dziesiatej. Pan widzial mnie, jak wracalam. A dzis rano w biurze czekalam na jego telefon. – Mowila z trudem, az wreszcie zamilkla. Lzy skapywaly jej z nosa. Campion wyciagnal chustke.
– Moze posprzeczaliscie sie? – podsunal.
– Och nie! – Zaprzeczyla gwaltownie, jakby cos tak strasznego bylo nie do pomyslenia. – Nie. On zawsze do mnie dzwoni. Nawet urzedowo. Sprzedaje nam fotografie… to znaczy jego firma. Ale nie zadzwonil… dzis rano nie zadzwonil. Panna Ferraby- pracuje ze mna na dole – mogla lada chwila wejsc. Ja przyszlam pierwsza do biura i… i…
– . I oczywiscie zadzwonilas do niego. – Campion patrzyl na nia przez okulary z wielka sympatia.
– Ale go nie bylo – ciagnela. – Pan Cooling, ktory pracuje razem z nim, powiedzial, ze nie przyszedl i jesli nie jest chory, to bedzie bardzo zle.
Charlie Luke zamiast cos powiedziec, zakryl oczy reka.
Campion nadal sluchal z mina swiadczaca o zywym zainteresowaniu.
– Wobec tego zadzwonilas do niego do domu – podsunal lagodnie.
– Nie, on nie ma domu. Zadzwonilam do jego gospodyni. Ona… ona… och nie moge!
– ,,Nie, a wlasnie, ze nie poprosze, moja panno!' – glos inspektora Luke'a przybral ostry, obrazliwy ton, jakby znieksztalcony przez telefon. – „Nie! Ale jak juz panienka tu dzwoni, to powiem, ze powinna sie panienka wstydzic. Tak pozno wloczyc sie po nocy… marnowac pieniadze… takie nic dobrego… A ja, biedna kobieta… sama musze zyc… ani mi sie sni uprawiac filantropie, chociaz sa tacy, co sie tego spodziewaja…' Co zrobilo to stare babsko? Wyrzucilo go?
Po raz pierwszy spojrzala mu prosto w oczy, a w jej spojrzeniu malowalo sie takie zdumienie, ze zapomniala na chwile o swej tragedii.
– Skad pan wie?
Inspektor byl jeszcze mlodym czlowiekiem i przystojnym na swoj sposob. W tym momencie obydwie te cechy wyraznie sie uwydatnily.
– Juz przedtem takie rzeczy sie zdarzaly na swiecie – oswiadczyl z nieoczekiwana jak na niego delikatnoscia. – No, dalej, kociaku, otworz oczy. To duzy wstrzas, ale kiedys trzeba przez to przejsc. Pani Lemon czekala na niego i wyrzucila go na bruk wraz z zapasowa koszula i portretem matki, prawda?
Klytia pociagnela nosem.
– I wtedy pomyslalas sobie, ze pewno jest przy motorze? Czy mam racje?
– Tylko to ma oprocz mnie.
Inspektor napotkal spojrzenie Campiona, po czym odwrocili wzrok.
– Nie jest pan jeszcze siwy – mruknal Campion.
– Ale nie jestem juz taki jak dawniej.'- W glosie Luke'a zabrzmialo roztargnienie i pochylil sie, zeby raz jeszcze spojrzec – na rane chlopca. – Ma geste wlosy – oswiadczyl. – To zapewne uratowalo mu zycie. Inna sprawa, ze cios byl bardzo fachowy. Paskudny. Ktos to zrobil swiadomie. -. Znowu zwrocil sie do Klytii. – Mowilas, ze wyszlas z biura i przybieglas tutaj, zeby go spotkac albo przynajmniej znalezc slady bytnosci? Czy drzwi byly otwarte?
– Tak. Pan Bowels mial dzisiaj zalozyc klodke. Wynajelismy te szope wczoraj.
– Nalezy do Bowelsa, prawda?
– Nalezy do starego Bowelsa, ale wynajal nam ja jego syn, Rowley. Zdaje sie, ze jego ojciec nic o tym nie