ze szkatulki. Nie, z tym diablikiem trzeba cos zrobic, tak pracowac nie wolno. No dobrze, a czego on ode mnie potrzebuje? Co sie wlasciwie w ciagu tych dwoch miesiecy wydarzylo? Zezarli Spryciarza. Watpie, aby go to interesowalo. Spryciarzem pogardzal. Zreszta on gardzi wszystkimi… W jego parafii nic sie nie dzialo, a gdyby nawet, to nie zawracalby mi tym glowy, tylko od razu poszedlby do Barona albo do Kanclerza… Moze wyniuchal cos ciekawego i chce przystapic do spolki? Daj Boze, daj Boze… Ale ja na jego miejscu z nikim bym spolek nie zawiazywal… Moze jakis proces? Nie, co tu ma do rzeczy jakis proces… A zreszta nie bedziemy wrozyc, lepiej przedsiewezmiemy odpowiednie kroki…

Wysunal ukryta szuflade i wlaczyl wszystkie fonografy i zamaskowane kamery. Te scene zachowamy dla potomnosci. No, gdzie jestes, Wedrowcze? Az sie spocil z podniecenia i zaczal sie trzasc jak w febrze. Aby sie uspokoic, wrzucil do ust kilka jagod, pogryzl je i polknal, zamknal oczy i zaczal liczyc w pamieci. Kiedy doliczyl do siedmiuset, drzwi sie otworzyly i do gabinetu, odsuwajac na bok referenta, wszedl ten dragal, ten ponury zartownis, ta nadzieja Chorazych, znienawidzony i uwielbiany, nieustannie wiszacy na wlosku i nigdy nie spadajacy, chudy, przygarbiony, z okraglymi zielonymi oczami i wielkimi, odstajacymi uszami, ubrany w swa odwieczna zabawna kurtke, lysy jak kolano, czarodziej, rzadca dusz, pozeracz miliardow.

— Czesc, Wedrowcze — przywital go prokurator. — Przyszedles pochwalic sie?

— Czym? — zapytal Wedrowiec zapadajac we wszystkim znany fotel i niezrecznie zadzierajac kolana. — Massaraksz! Ciagle zapominam o tym diabelskim urzadzeniu. Kiedy przestaniesz znecac sie nad interesantami?

— Interesantowi powinno byc niewygodnie — powiedzial prokurator pouczajacym tonem. — Interesant powinien byc smieszny, bo w przeciwnym razie, jaki bym mial z niego profit? Chocby teraz. Patrze na ciebie i jest mi wesolo. — Tak. Wiem, ze jestes wesolym czlowiekiem — powiedzial Wedrowiec. — Ale twoje dowcipy nie sa najwyzszej proby. A propos, mozesz juz usiasc.

Prokurator dopiero teraz spostrzegl, ze ciagle jeszcze stoi. Wedrowiec jak zwykle natychmiast wyrownal rachunek. Prokurator usadowil sie wygodnie i lyknal odrobine leczniczego swinstwa.

— No wiec? — zapytal.

Wedrowiec od razu przeszedl do sprawy.

— Masz w pazurach — powiedzial rzeczowo — czlowieka, ktory jest mi potrzebny. Niejaki Mak Sym. Wpakowales go na katorge. Pamietasz?

— Nie — odpowiedzial prokurator szczerze. Odczul pewnego rodzaju rozczarowanie. — A kiedy go zapuszkowalem? Za co?

Niedawno, za wysadzenie wiezy.

— Cos sobie przypominam. No i co?

— To wszystko — powiedzial Wedrowiec. — On mi jest potrzebny.

— Poczekaj! — powiedzial prokurator z niezadowoleniem. — Proces prowadzil ktos inny, nie moge zreszta pamietac kazdego skazanca.

— A ja myslalem, ze to wszystko twoi ludzie — powiedzial Wedrowiec.

— Tam byl tylko jeden moj czlowiek, pozostali byli prawdziwi… Jak mowiles, on sie nazywa?

— Mak Sym.

— Mak Sym… — powtorzyl prokurator. — Aha! Ten goralski szpieg. Pamietam. Tam byla jakas dziwna historia. Rozstrzelali go, ale niedokladnie…

— Zdaje sie, ze tak.

— Jakis niezwykly silacz… Tak, referowano mi te sprawe. A do czego ci on potrzebny?

— To mutant — powiedzial Wedrowiec. — Ma bardzo interesujace mentogramy.

— Bedziesz go kroil?

— Mozliwe. Moi ludzie juz dawno go wyniuchali, kiedy go jeszcze wykorzystywano w Studiu Specjalnym, ale potem im uciekl.

Kompletnie rozczarowany prokurator napchal sobie usta jagodami.

— Dobra — powiedzial zujac leniwie. — No, a jak tobie w ogole leci?

— Doskonale, jak zawsze — odpowiedzial Wedrowiec. — Tobie, jak slyszalem, rowniez. Wygryzles jednak Histeryka. Gratuluje. Kiedy wiec dostane swojego Maka?

— Jutro wysle depesze, a dostarcza go za jakies piec, siedem dni.

— Czyzby za darmo? — zapytal Wedrowiec.

— Uprzejmosc — odparl prokurator. — A co mi mozesz zaproponowac?

— Pierwszy helm ochronny.

Prokurator usmiechnal sie.

— I Wszechswiatlosc na dodatek — powiedzial. — Musze ci jednak powiedziec, ze pierwszego helmu nie potrzebuje. Chce miec jedyny… A propos, czy to prawda, ze twojej bandzie polecono zbudowac emiter kierunkowy?

— Mozliwe — powiedzial Wedrowiec.

— Sluchaj! Na diabla to nam potrzebne? Malo mamy klopotow? Moze bys przyhamowal te robote, co?

Wedrowiec wyszczerzyl zeby.

— Boisz sie, Madralo? — zapytal.

— Boje sie — powiedzial prokurator. — A ty sie nie boisz? Albo sadzisz moze, ze Baron ci zaprzysiagl wieczna milosc? Przeciez on cie twoim wlasnym emiterem… To jasne jak dzien!

Wedrowiec znow wyszczerzyl zeby.

— Przekonales mnie — powiedzial. — Dogadalismy sie… — Wstal. — Ide teraz do Kanclerza. Cos przekazac?

— Kanclerz sie na mnie gniewa — powiedzial prokurator. — Bardzo mi z tego powodu przykro.

— Dobrze — powiedzial Wedrowiec. — Powtorze mu to.

— Zarty zartami — powiedzial prokurator — ale gdybys szepnal slowko w mojej obronie…

— Madrala z ciebie — powiedzial Wedrowiec glosem Kanclerza. — Sprobuje.

— A czy przynajmniej z procesow jest zadowolony?

— Skad moge wiedziec? Dopiero co przyjechalem.

— No to sprobuj sie dowiedziec… A co do twojego… Jak on tam sie nazywa? Juz zapisuje…

— Mak Sym.

— Tak… Zaraz jutro wysle.

— Badz zdrow — powiedzial Wedrowiec i wyszedl.

Prokurator chmurnie popatrzyl za nim. Tak, mozna tylko pozazdroscic. Niezla pozycja: jedyny, od ktorego zalezy ochrona. Teraz za pozno zalowac, ale chyba warto sie bylo z nim zaprzyjaznic. Ale jak sie z nim zaprzyjaznic? Niczego nie potrzebuje, bo i tak jest najwazniejszy. Wszyscy od niego zalezymy, wszyscy modlimy sie do niego… Ach, jakby to bylo cudownie chwycic takiego czlowieka za gardlo! A tu masz! Potrzebuje jakiegos katorznika… Wielki mi skarb! Ma ciekawe mentogramy… Jesli chodzi o scislosc, to ten katorznik jest goralem, a Kanclerz ostatnio czesto mowi o gorach. Moze warto sie nim zajac? Nie wiadomo jeszcze, co tam z wojna wyjdzie, a co Kanclerz to Kanclerz… Massaraksz, dzis i tak juz nie bedzie mozna pracowac!… Powiedzial do mikrofonu:

— Koch, co tam masz o skazancu Symie? — Nagle sobie przypomnial. — Zdaje sie, ze zestawiales jakas kompilacje?

— Tak jest, wasza ekscelencjo — zaszelescil referent. — Mialem zaszczyt zwrocic uwage waszej…

— Daj mi to i przynies jeszcze wody.

Odlozyl sluchawke i natychmiast w drzwiach pojawil sie referent, bezszelestny jak cien. Na prokuratorskim biurku zjawila sie gruba teczka, cichutko brzeknelo szklo, zabulgotala woda i obok teczki wyrosla napelniona szklanka. Prokurator upil lyk wody i zaczal ogladac teczke.

„Wyciag ze sprawy Maka Syma (Maksyma Kammerera). Przygotowal referent Koch”. Jaka gruba, ladny mi wyciag… Otworzyl teczke i wzial do reki pierwszy plik kartek.

Zeznanie rotmistrza Toota… Zeznania oskarzonego Gaala… Szkic jakiegos nadgranicznego rejonu na poludniu… „Innej odziezy nie mial. Jego mowa wydala mi sie artykulowana, ale calkowicie niezrozumiala. Proby rozmowy po chontyjsku nie doprowadzily do niczego…” Domorosly pograniczny detektyw! Chontyjski szpieg na poludniowej granicy!… „Rysunki wykonane przez zatrzymanego wydaly mi sie nader zreczne i zadziwiajace…” No, na poludniu jest wiele zadziwiajacych rzeczy. Niestety, okolicznosci, w ktorych ten Sym sie pojawil, niezbyt

Вы читаете Przenicowany swiat
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату