jest Tprzestepczosc dzieciecat? Przestepstwa przeciw dzieciom? Obronca: Nie, przestepstwa dokonane przez dzieci. Oskarzony: Nadal nie rozumiem. Dzieci nie moga dokonywac przestepstw…” Hm… Zabawne… A co tam jest na koncu? „Obronca: Mam nadzieje, ze zdolam przekonac sad o naiwnosci mojego podopiecznego, naiwnosci dochodzacej do zyciowego idiotyzmu. Klient moj wystepowal przeciwko panstwu nie majac o nim najmniejszego wyobrazenia. Nie zna pojecia przestepczosci dzieciecej, dobroczynnosci, pomocy spolecznej…” Prokurator usmiechnal sie i odlozyl kartke. Rozumiem. Rzeczywiscie dziwne polaczenie: matematyka i fizyka dla przyjemnosci, a nie wie podstawowych rzeczy. Wypisz, wymaluj profesor— dziwak z trzeciorzednej powiesci.

Prokurator przejrzal jeszcze kilka kartek. Nie rozumiem, Mak, czemu sie tak trzymasz tej samiczki… Jak jej tam?… Rada Gaal. Kochanka twoja najwyrazniej nie jest, nic jej nie zawdzieczasz… Nie masz z nia nic wspolnego i duren oskarzyciel zupelnie niepotrzebnie usiluje wrobic ja w te sprawe… Odnosi sie jednak wrazenie, ze trzymajac ja na muszce mozna cie do wszystkiego zmusic. Bardzo to dla nas korzystne, a bardzo niekorzystne dla ciebie… Taak… Krotko mowiac te wszystkie zeznania sprowadzaja sie do tego, ze jestes, przyjacielu, niewolnikiem wlasnego slowa i w ogole czlowiekiem nieelastycznym. Dzialaczem politycznym nie moglbys zostac. Zreszta po co? Hm… Fotografie… To ty taki jestes!… Sympatyczna twarz, nawet bardzo… Oczy troche dziwne. Gdzie to cie uwiecznili? Na lawie oskarzonych… Patrzcie no, jaki to swiezy, dziarski, jaka niewymuszona poza! Gdzie cie to nauczyli tak wytwornie siedziec i w ogole tak sie zachowywac? Przeciez lawa oskarzonych to cos w rodzaju mojego fotela, trudno na niej siedziec elegancko i z wdziekiem… Ciekawy ludzik… Zreszta to wszystko drobiazgi bez znaczenia, nie o to wcale tu chodzi…

Prokurator wygramolil sie zza biurka i przeszedl sie po gabinecie. Cos mu natretnie laskotalo mozg, cos podniecalo i popychalo do dzialania. Cos w tej teczce znalazlem… Cos waznego… Cos najwazniejszego… Fank? Tak, to jest wazne, bo Wedrowiec uzywa swojego Fanka tylko do najtrudniejszych robot. Ale Fank jest tylko potwierdzeniem, a w czym lezy sedno? Spodnie… Bzdura!… A! Tak, tak, tak. Tego w teczce nie ma. Wzial do reki sluchawke.

— Koch. Co tam bylo z napadem na konwoj?

— Czternascie dni temu — zaszelescil natychmiast referent, jakby czytal przygotowany uprzednio tekst — o godzinie siedemnastej trzydziesci trzy na karetki policyjne przewozace oskarzonych w procesie numer 6981-84 z gmachu sadu do wiezienia miejskiego dokonano napadu zbrojnego. Napad zostal odparty. W strzelaninie jeden z napastnikow zostal ciezko ranny i zmarl nie odzyskujac przytomnosci. Zwlok nie zidentyfikowano. Sledztwo w sprawie napadu umorzono.

— Czyja to robota?

— Nie udalo sie ustalic.

— To znaczy?

— Oficjalne podziemie nie mialo z tym nic wspolnego.

— Przypuszczenia?

— Mozliwe, ze dzialali tam czlonkowie lewego skrzydla konspiracji, ktorzy probowali uwolnic oskarzonego Deka Pottu, pseudo „General”. Dek Pottu jest wplywowym, doswiadczonym czlonkiem sztabu znanym ze scislych kontaktow z lewym skrzydlem.

Prokurator rzucil sluchawke. No coz, wszystko mozliwe… Ale moglo byc zupelnie inaczej. Przejrzyjmy jeszcze raz. Poludniowa granica, debilny rotmistrz… Spodnie… Biegnie z czlowiekiem na plecach… Radioaktywna ryba, 77 jednostek… Reakcja na promieniowanie A. „Reakcja na promieniowanie A zerowa w obu znaczeniach”. Zerowa. W obu znaczeniach. Prokurator przycisnal reka gwaltownie rozkolatane serce. Idiota! Zerowa w obu znaczeniach!!!

Znowu chwycil sluchawke.

— Koch! Natychmiast przygotowac specjalnego kuriera z obstawa. Oddzielny wagon na poludnie… Nie! Moja elektrodrezyne… Massaraksz! — Pospiesznie wsunal reke do szuflady i wylaczyl wszystkie urzadzenia rejestrujace. — Wykonac!

Ciagle jeszcze przyciskajac lewa reke do serca wydobyl z kasetki osobisty blankiet i zaczal szybko, lecz wyraznie pisac na nim: „Sprawa panstwowej wagi. Scisle tajne. Do gubernatora wojskowego Wydzielonego Okregu Poludniowego. Do bezzwlocznego i bezwarunkowego wykonania pod odpowiedzialnoscia osobista. Doreczycielowi niniejszego pisma przekazac natychmiast skazanego na katorge Maka Syma, sprawa nr 6983. Od momentu przekazania uwazac skazanego Maka Syma za zaginionego bez wiesci i na dowod tego umiescic w archiwach odpowiednie dokumenty. Prokurator generalny”.

Chwycil drugi blankiet: „Dyspozycja. Rozkazuje wszystkim funkcjonariuszom administracji wojskowej, cywilnej i kolejowej udzielac okazicielowi tego dokumentu, specjalnemu kurierowi prokuratury generalnej i towarzyszacym mu konwojentom, wszelkiej niezbednej pomocy wedlug kategorii EXTRA. Prokurator generalny…”

Potem dopil wode, nalal sobie nastepna szklanke i juz wolno, pieczolowicie dobierajac kazde slowo zaczal pisac na trzecim blankiecie: „Drogi Wedrowcze! Wydarzyla sie glupia historia. Dowiedzialem sie przed chwila, ze interesujacy cie material zaginal bez wiesci, jak to czesto bywa w poludniowych dzunglach…”

Czesc czwarta. KATORZNIK

Rozdzial XIII

Wystrzal zdruzgotal mu gasienice. Po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat opuscil wyjezdzone koleiny i wydzierajac z jezdni odlamki betonu skrecil w gaszcz. Obrocil sie wolno na miejscu, naparl szeroka maska na zarosla krzewow i odtracajac z glosnym chrzestem drzace pnie drzew ukazal w koncu ogromna, brudna rufe z chwiejacym sie na zardzewialych nitach poskrecanym arkuszem blachy. Wowczas Zef starannie i dokladnie, aby bron Boze nie zahaczyc kotla, wpakowal mu pocisk kumulacyjny prosto w silnik, w miesnie, sciegna, zwoje nerwowe. Wtedy jeknal zelaznym glosem, wyrzucil ze stawow klab rozzarzonego dymu i zatrzymal sie na zawsze. Ale cos jeszcze zylo w jego obrzydliwych trzewiach; ocalale nerwy nadal posylaly jakies sprzeczne sygnaly; wlaczyly sie i natychmiast wylaczyly uklady awaryjne, ktore syczaly i pluly piana. Pancerny potwor jeszcze drgal jak stary paralityk; jeszcze ledwie poruszal ocalala gasienica; jeszcze groznie i bezsensownie, jak odwlok rozgniecionej osy, wznosila sie i opadala kratownica wyrzutni rakietowej. Zef przez kilka sekund patrzyl na te agonie smoka, a potem odwrocil sie i poszedl w las, ciagnac za soba na pasie granatnik. Maksym i Dzik ruszyli za nim. Przyszli na cicha polanke, ktora Zef z pewnoscia zapamietal sobie idac w te strone, zwalili sie na trawe i Zef powiedzial: „Zapalimy”.

Skrecil papierosa jednorekiemu, dal mu przypalic i zapalil sam. Maksym lezal z broda oparta na rekach i przez rzadki lasek patrzyl na ciagle jeszcze umierajace monstrum, ktore zalosnie zgrzytalo jakimis ostatnimi trybami i ze swistem wyrzucalo z rozdartych wnetrznosci strumienie radioaktywnej pary.

— Tak sie robi i tylko tak — powiedzial Zef mentorskim tonem. Jezeli bedziesz robil inaczej, to wytargam za uszy.

— Dlaczego? — zapytal Maksym. — Chcialem go zatrzymac.

— A dlatego — odpowiedzial Zef — ze granat mogl zrykoszetowac i rabnac w rakiete, a wtedy zostalaby z nas mokra plama.

— Celowalem w gasienice — powiedzial Maksym.

— A trzeba celowac w rufe! — ucial Zef i zaciagnal sie papierosem. — A w ogole, dopoki jestes nowicjuszem, nigdzie nie pchaj sie pierwszy. Chyba, ze cie o cos poprosze. Jasne?

— Jasne — odparl Maksym.

Wszystkie te Zefowe subtelnosci go nie interesowaly. Sam Zef tez go zreszta nie bardzo interesowal. Interesowal go Dzik. Ale Dzik jak zwykle obojetnie milczal oparlszy sztuczna reke na odrapanej oslonie wykrywacza min. Wszystko bylo jak zawsze i wszystko bylo nie tak, jakby chcial.

Вы читаете Przenicowany swiat
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату