Mlodszy przytaknal.

– Pewnie. Przez ostatnich pare miesiecy pilnowalem w nocy sklepow. Odkad wrocilem z wojska w kwietniu. Ale to nie byla prawdziwa robota, taka jak ta.

– Tak, to prawda. Byles za granica? – Tak.

– Brales udzial w jakiejs akcji?

– W paru starciach. Ale na ogol robilem to, co inni – no wie pan, przemykalem sie w dzungli nie widzac za duzo, starajac nie dac sie glupio zabic.

– To dlatego jestes taki nerwowy…

– Nigdy przedtem nie przewozilem zadnych pieniedzy. A zwlaszcza cudzych.

Starszy rozesmial sie.

– Przyzwyczaisz sie, maly, zrosniesz sie z tym bagazem. Mlodszy nie wydawal sie przekonany.

– Wzialem te robote na przeczekanie.

– Zlozyles podanie do policji?

– Uhum. Zdawalem egzaminy do lokalnej i stanowej. Moj wujek jest policjantem. To calkiem niezle zajecie.

– Chwali ci sie, maly. Dzisiaj wiekszosc mlodych nie chce miec nic wspolnego ze sluzba w policji. Zapuszczaja sobie wlosy i pala trawke. A byc policjantem, to dobra rzecz. Pomaga sie ludziom. Robisz to, co nalezy, wiesz, dla spoleczenstwa i w ogole. Bylem kiedys glina.

– O rany, nie wiedzialem.

– Ano tak. W policji wojskowej w Korei, a pozniej dwadziescia lat w sluzbie w Parkersville. Tylko ja i trzech innych. Wycofalem sie pare lat temu i zaczalem pracowac dla Pinkertonow. Za osiem miesiecy bede mial trzy emeryturki – wojsko, policja w Parkersville, no i ta robota. Co miesiac, jak w zegarku.

– No, no, panie Howard, niezle. I co ma pan zamiar wtedy robic?

– Kupie sobie mala przyczepe i zabiore sie z zona na jakis czas na Floryde. Mam zamiar zajac sie wreszcie wedkowaniem.

– Rany, to brzmi fantastycznie.

– Jeszcze jak!

Starszy mezczyzna wskazal drzwi biura.

– To tutaj. Widziales kiedys – zerknal na fakture – dwadziescia jeden tysiecy dziewiecset dwadziescia trzy dolce i trzydziesci siedem centow w jednym miejscu?

– Nie, prosze pana.

– No to wlasnie zaczynasz edukacje. I nie badz takim nerwusem, bo to nie jest az taka suma. W zadnym wypadku. Poczekaj, az bedziesz taszczyl milion.

Mrugnal do niego i otworzyl drzwi do pokoju ksiegowego. Weszli do srodka. Mloda sekretarka przywitala starszego konwojenta.

– Fred Howard, piec minut pozniej niz zwykle. Jak sie pan ma?

– Swietnie, Marto. A ktoz to tak pilnuje zegarka?

Rozesmiala sie i zapytala:

– Co sie stalo z panem Williamson?

– Rozlozyla go grypa.

– To moze przedstawi mnie pan swemu nowemu partnerowi? Starszy mezczyzna zasmial sie:

– Jasne, Marto! To jest Bobby Miller, Bobby – poznaj Marte Matthews. Mlodzi wymienili uscisk dloni.

Mlody mezczyzna wymamrotal niewyraznie 'halo'.

– Kiepsko sie starasz, powinienes umowic sie z ta sliczna panna na randke – podchwycil starszy.

Oboje mlodzi sploneli rumiencem.

– Fred! – wykrzyknela dziewczyna. – Ty niepoprawny stary tryku. Howard wybuchnal smiechem.

– Sama nie wiesz, co mowisz. Zwrocila sie do mlodego mezczyzny.

– Niech pan nie zwraca na niego uwagi. On jest prehistorycznym stworem, ktory powinien zostac na pastwisku setki lat temu.

Starszy smial sie glosno, zachwycony tym przekomarzaniem.

– Czy pan bedzie sie tym teraz stale zajmowal? – zapytala mlodszego. Skinal glowa.

– Chyba tak. Przynajmniej dopoki nie dostane nowego zajecia.

– Ma zamiar byc prawdziwym policjantem, Marto. I to dobrym.

– To swietnie – usmiechnela sie. – Naprawde swietnie. Ja zostaje tutaj. Mysle, ze zobacze pana nastepnym razem.

Starszy konwojent zagwizdal, zanim ktores z nich zdolalo sie odezwac. Sekretarka zwrocila sie do niego:

– Dobra, Fred, wiesz gdzie sa pieniadze. Podpisz tu, ty stary myszolowie, i wynos sie, zanim zamkna bank.

Patrzyla na niego z usmiechem, gdy bazgral swoje nazwisko na dokumentach.

Gdy furgonetka zmierzala juz w kierunku banku na Sunset Street, starszy straznik stwierdzil:

– Spodobales sie jej. Masz juz dziewczyne?

– Nie. Mysli pan, ze naprawde?

– Bezsprzecznie. Mlodszy zasmial sie.

– Moze… Moze powinienem sprobowac…

– To.naprawde mila dziewczyna – ciagnal starszy. – Znam ja od lat. Zaczela jako stenotypistka, a potem pracowala przy inwentaryzacji i dosc szybko awansowala na sekretarke ksiegowego. Ma glowe na karku.

– Nie tylko – dodal mlodszy. Obaj wybuchneli smiechem.

Po chwili milczenia starszy zapytal:

– Kiedy byles za granica, bywalo goraco?

– Bylem pare razy w ogniu walki. Wie pan, tam zawsze bylo ciemno i trzeba bylo sie ostrzeliwac. Nie mialem pojecia, czy w kogos trafiam. Wszyscy bylismy cholernie wystraszeni. – Usmiechnal sie. – Zreszta, nie bylo az tak zle. A u pana?

– W Korei bylo okropnie, jak diabli. Wam przynajmniej nie zamarzaly jaja. Ale najstraszniejsza akcja, w jakiej kiedykolwiek bralem udzial, byla oblakancza pogon za facetami, ktorzy napadli na sklep monopolowy. Uciekali corveta, a ja jechalem moim samochodem. Na prostej moglem ich zlapac, ale za kazdym razem, kiedy bralismy zakret, wrzucali nizszy bieg i oddalali sie. Na liczniku mialem chyba ze sto dwadziescia. Do diabla, niemal poczulem ulge, kiedy obrocili sie w miejscu i ja oraz paru chlopakow ze stanowej zaczelismy do nich strzelac. Kule stukaly dokola, ale w koncu dobralem sie do nich i opanowalem sytuacje.

Bobby pokiwal glowa i obaj rozesmieli sie.

– Czlowiek tam szybko dorosleje – rozesmial sie Howard. Wyhamowal przed frontem banku.

– Idziemy, tylko wezme spluwe.

– Jesli pan nie mialby nic przeciwko temu, panie Howard, to ja bym wolal trzymac bron.

– Cos nie tak?

– Po prostu nigdy nie mialem w reku takich pieniedzy i ponosza mnie nerwy. Pewniej bym sie czul z bronia.

– Zaden problem. Ale nastepnym razem, maly, ty bedziesz targal te worki, nie ja. – Starszy zasmial sie.

Mlodszy skinal glowa, usmiechnal sie i zaladowal magazynek. Potem odpial pasek kabury od rewolweru.

– Na ogol nie bawie sie w te ceregiele – powiedzial starszy. – Wszystko, co mamy zrobic, to wyladowac worki, umiescic je na wozku, zawiezc do skarbca, podpisac papiery i juz nas nie ma.

– Ale na kursie przygotowawczym, panie Howard, na procedure kladli duzy nacisk.

– Wiesz co, maly? Tym razem zrobimy dokladnie tak, jak to mowia w ksiazkach. Zobaczysz, ze to kaszka z mlekiem. No, dobra. Straznikiem w banku jest Ted Andrews. Byly gliniarz z Frisco, ktory dostal w noge kilkanascie lat temu. Nie wiem, czy masz cos przeciwko czarnym, ale to porzadny facet, wiec zachowuj sie uprzejmie.

– Tak jest.

– Namow go, zeby ci kiedys opowiedzial pare historyjek. Moze cie sporo nauczyc jak byc policjantem. Jak to naprawde jest.

Вы читаете Dzien zaplaty
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату