sklepu, zakupy i z powrotem do domu. Z nikim nie rozmawiac i nie zatrzymywac sie. Gdyby cos wydalo sie wam podejrzane, macie natychmiast przerwac zakupy i nie czekajac na nic wracac do domu. Zrozumialyscie?

– Ale mamo…

– Czy to jasne?

– No dobrze… Czy mozemy chociaz kupic sobie jakies pisma?

– Dobrze, i gazete takze – powiedziala Megan – macie. – Wyjela z torebki portfel i wyciagnela kilka banknotow. – Zadnej gumy do zucia – ostrzegla – nawet bezcukrowej.

Wreczyla im pieniadze i zrobilo jej sie glupio, ze tak sie zamartwia, a potem jeszcze bardziej, ze nie martwi sie wystarczajaco. Gdy dziewczeta wyszly frontowymi drzwiami, podeszla do okna i przygladala sie, jak wsiadaja do wozu. Spostrzegla, ze za kierownice usiadla Lauren, i odetchnela, poniewaz mlodsza corka prowadzila lepiej. Karen pomachala jej i auto skoczylo do przodu i zniklo w oddali.

Megan odeszla od okna i wrocila do kuchni.

– A niech mnie szlag – powiedzial na glos Bill Lewis. Siedzial sam w wypozyczonym samochodzie, warujac na posterunku. Widzial, jak czerwony sportowy samochod blizniaczek odjechal spod domu. – Panienki gdzies sie wybieraja. A niech mnie!

Przez glowe przemknelo mu, ze nadarza sie swietna okazja – Megan jest sama w domu, blizniaczki gdzies sobie pojechaly. Olivia kazala mu prowadzic, jak to nazwala, luzna obserwacje domu – stanac na chwile lub przejezdzac obok co czterdziesci piec minut i tak dalej. Na tyle czesto, by mogl sie zorientowac, czy cos sie nie zmienilo, i na tyle rzadko, by nie rzucal sie w oczy. Mial na sobie garnitur i krawat, ktory pelnil role kamuflazu, sprawiajacego, ze zaden z przypadkowych przechodniow nie spojrzy na niego podejrzliwie i nie zainteresuje sie jego obecnoscia w tym miejscu. Wiedzial, ze wyglada na urzednika panstwowego, moze na policjanta lub kogos z FBI. I byl pewny, ze nikomu z rodziny nie przyjdzie do glowy laczyc go z porywaczami.

Zdal sobie sprawe, ze trafia mu sie okazja, i przez chwile zastanawial sie co zrobilaby Olivia na jego miejscu?

Usmiechnal sie do siebie i powzial decyzje.

Duncan nie mogl wykrztusic slowa.

Wzrok mial utkwiony w stojaca przed nim Olivie.

– To naprawde ona – wyszeptal. Przelknal sline i wskazal na krzeslo po drugiej stronie biurka, myslac jednoczesnie, dlaczego nie rusza sie, nie chwyta jej za gardlo, nie dusi jej. Zamiast tego obserwowal, jak Olivia sadowi sie na krzesle, dajac mu rowniez znak, zeby usiadl. Nie zdawal sobie sprawy, jak bardzo ma naprezone miesnie – przed chwila jeszcze stal, teraz siedzial oddzielony od niej plaszczyzna biurka. Odniosl wrazenie, ze znajduje sie w swiecie Alicji z Krainy Czarow – jej postac raz znajdowala sie tak blisko, ze mogl jej dotknac reka, w nastepnej chwili oddalala sie blyskawicznie o cale kilometry. Mial zawroty glowy i sucho w ustach, gdy wiec wydusil z siebie pierwsze slowa, jego glos zabrzmial jak skrzeczenie ropuchy.

– Gdzie oni sa? Gdzie moj syn?

– W poblizu – odpowiedziala Olivia lekkim tonem, jakby prowadzili konwencjonalna pogawedke o pogodzie.

– Chce… – zaczal, lecz przerwala mu natychmiast.

– Wiem, czego chcesz – powiedziala. – Ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Podobaja ci sie moje wlosy? – Musnela kosmyk rudej peruki.

Duncan zamrugal oczami – dopiero teraz ja zauwazyl.

– Sa rude – wykrztusil.

– Rzeczywiscie – zasmiala sie Olivia.

– Pamietam, ze wtedy mialas inne. Usmiech zniknal jej z twarzy.

– Wszystko sie zmienilo. Poza jednym – w dalszym ciagu ja wydaje rozkazy, a ty masz ich sluchac. Ale tym razem juz nic nie schrzanisz – prawda, Duncanie? – bo gra idzie o wyzsza stawke. Tym razem nie chodzi mi o ciebie i twoja kryjowke, tylko o twojego syna. I starego takze. Nie zapominaj o nim. Pomysl o nich obu. I o tym, jak bardzo nienawidze wszystkiego, co reprezentuje soba ten stary sukinsyn. Jak latwo mi bedzie pozbyc sie go, tak jak latwo bylo jemu zamknac mnie na cale lata.

– Gdzie jest moj syn? – wyrzucil z siebie Duncan.

– Juz mowilam. Niedaleko. Ale w mojej wladzy. – Strzepnela dlonia, jakby w ten sposob rozwiewajac jego watpliwosci.

– Blagam – powiedzial.

Podniosla reke i natychmiast zamilknal.

– Wez sie w garsc, tak bedzie lepiej dla nas wszystkich.

Skinal glowa, probujac odzyskac zimna krew. Slyszal bicie wlasnego serca, czul pulsowanie krwi w skroniach. Olivia rozsiadla sie wygodnie na krzesle. Usmiechnela sie do Duncana.

– Chyba juz czas na male negocjacje, nie uwazasz?

– Jak chcesz – Duncan zaczerpnal powietrza i wyprostowal sie. Oczy mu sie zwezily, zacisnal dlonie pod blatem biurka, by nie mogla dostrzec, ze mu drza.

– To dobrze.

– Oddaj mi dziecko. Jesli stanie sie ktoremus jakas krzywda…

– Tylko bez grozb!

– To nie grozba, a obietnica. Zasmiala sie i pochylila do przodu.

– Sam na to wpadles. Moze chcialbys dodac cos jeszcze? Co za niezwykly akt odwagi! Chcesz dowiesc, ze jestes mezczyzna? Czy moze bankierem?

– W ciagu minuty moze tu byc ochrona banku.

– A po polgodzinie chlopiec i stary beda martwi.

– Blefujesz.

– Tak uwazasz, matematyk? Sprawdz mnie. Duncan siedzial bez ruchu.

– No co, wielki dyrektorze banku. Sprawdz! Przekonaj sie, czy blefuje! Duncan nie drgnal.

– Tak wlasnie myslalam.

– Czemu tu przyszlas?

– Wreszcie rozsadne pytanie.

– Czemu nie zostawisz nas w spokoju?

– Nie badz smieszny.

– Czego chcesz?

– Juz mowilam – wszystkiego.

– Nie rozumiem.

– Zrozumiesz.

Zapadla cisza, czul buchajaca od niej nienawisc.

– Czemu mi to robisz? – zapytal wreszcie.

– Bo jestes mi cos winien. Duzo sie tego uzbieralo. Zdrada. Smierc Emily. Osiemnascie lat wiezienia. Widze, ze niezle ci sie powodzi. Czas, zebys sie ze mna podzielil.

– Czemu nas wtedy nie wydalas?

– Skad wiesz, ze nie zrobie tego teraz? Duncan nie odpowiadal.

– Czemu milczysz, Duncanie, skad wiesz, ze tego nie zrobie?

– Nie wiem. Rozesmiala sie gorzko.

– Widzisz, to jest moj joker w tej rozgrywce, to jest to, co lubie najbardziej. Podczas mojego osiemnastoletniego bezczynnego pobytu w wiezieniu, poduczylam sie nieco prawa karnego. Wierz mi, wiezienia to najlepsze miejsca na takie studia, ustepuja im tylko Harvard albo Yale, gdzie nie ma tak rozwinietego programu w warunkach klinicznych. Tak czy owak, uwazam, ze jestes winny morderstwa nie mniej niz ja. Oraz spisku w celu napasci zbrojnej. A takze popelnienia zbrodni. Napadu na bank. Kradziezy pojazdu. Posiadania broni i tak dalej. Nawet kiedy uciekles jak ostatni tchorz, popelniles przestepstwo drogowe – za to tez mozesz beknac.

Nawet jesli bedziesz chcial skorzystac z prawa o przedawnieniu – nic z tego – przedawnienie nie dotyczy morderstwa. Zalozmy, ze wynajmiesz sobie cwanego adwokata, ktory bedzie powolywac sie na twoje zaslugi dla spoleczenstwa, oraz ze byles tylko kierowca i takie tam dyrdymaly. Ale sek w tym, ze ludzie, ktorzy wtedy zgineli,

Вы читаете Dzien zaplaty
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату