bo brakowalo nadziei. Probowal przypomniec sobie Puerto Rico i wyobrazic tropikalny zar, w jakim kapala sie wyspa, ale nie potrafil. Przybyl do Stanow jako male dziecko i wrocil na wyspe tylko jeden raz, juz jako nastolatek, by odwiedzic wuja. Ruch niepodleglosciowy rozwijal sie wtedy dosc bujnie w gettach Nowego Jorku – przylaczyl sie do niego, najpierw z ciekawosci, potem dopiero zdal sobie sprawe, ze grajac jakas role polityczna, moze zostac zaakceptowany przez grupe. Od dawna czul sie odrzucany – w dziecinstwie przez rodzine, a pozniej przez dalsze otoczenie – teraz zostal przyjemnie zaskoczony. Przyswoil w pelni polityczna retoryke ruchu nie przejmujac sie ani odrobine jego ideami.
Szedl razno w kierunku domu Megan i Duncana, mijajac ciemne drzewa i jasno oswietlone domy, przypominaly mu sie obrazy z dawnego miejsca zamieszkania. Zawsze bylo tam zbyt goraco lub zbyt zimno. Pamietal pewnego mlodego wloczege, ktory znalazl sobie legowisko w jednym z opuszczonych budynkow na koncu ulicy. Pewnej nocy, gdy temperatura spadla gwaltownie a wiatr gwizdal w dziurach i szczelinach, zamarzl na smierc. Ramon i paru innych chlopcow znalazlo go zesztywnialego, zwinietego wokol rozbitej umywalki. Ciemna twarz lumpa zbielala, przypominajac ziemie pokryta szronem. Wygladala jak maska na swieto Halloween.
Potrzasnal glowa.
Juz nigdy tam nie wroce.
Nigdy nie bede musial, gdy to wszystko sie wreszcie skonczy.
Zatrzymal sie, by przyjrzec sie wspanialemu cadillacowi, nastepnie ruszyl dalej, pomny ostrzezenia Olivii, by zajal sie jedynie ustaleniem, czy rodzina jest w domu i czy w poblizu nie kreci sie policja.
– To tylko przechadzka – powiedziala. – Masz zaparkowac, wysiasc z wozu i zdecydowanie pojsc do przodu, zrobic obchod, wrocic do samochodu, zrobic jeszcze jedna runde i jechac do bazy na farmie.
Postanowil myslec o forsie, jakby to moglo sprawic, ze przestanie marznac. Zalowal, ze Olivia nie pozwolila mu zabrac ze soba broni, rozumial jednak jej zastrzezenia. Szkoda, ze nie mam przy sobie gnata, pomyslal.
Zastanawial sie, czy ktorakolwiek z osob, ktorych sylwetki ukazywaly sie w oswietlonych oknach domow, byla kiedykolwiek w wiezieniu. Ale zycie to rowniez wiezienie, pomyslal. Pobyt w Attice nie roznil sie zbytnio od Poludniowego Bronxu. Tylko ze w wiezieniu zamki w celach byly sprawne, a w domu nie.
Gdyby zamki w domu dzialaly, byc moze nie trafilbym do wiezienia.
Wspomnienie tej chwili sprawilo, ze omal nie stanal. Mowila, ze ma trzynascie lat. Skad mial wiedziec, ze w rzeczywistosci nie skonczyla dziesieciu. Przez moment poczul pod palcami drzenie gladkiej oliwkowej skory. Nie wiedzialem, ze jest opozniona w rozwoju, myslal gniewnie, zreszta, jaka to roznica. Odegnal wspomnienie z pamieci, wymazujac obraz matki wyrzucajacej z siebie po hiszpansku potok inwektyw i ojca odpinajacego wojskowy pas i zlowrozbnie owijajacego go wokol piesci.
Wciagnal powietrze, chlod przeszyl mu pluca jak nozem. Zatrzymal sie na chwile przed domem Megan i Duncana i spostrzegl sylwetki blizniaczek na tle okna salonu. Nadplynela znajoma fala ciepla, serce bilo mu szybciej – wyobrazil sobie, ze zaskoczyl je w domu same. Olivia chce, zeby zaplacili, przypomnial sobie, a czy moze byc lepsza zaplata? Zadrzal, ale nie z zimna, i zacisnal palce. Popatrzyl na oswietlony dom i pomyslal: A moze umowie sie z nia na randke? Zanim to wszystko sie skonczy.
Omal nie rozesmial sie na glos. Przeciez wcale nie nienawidze cie, rzekl do siebie. Chce cie kochac za to, co od ciebie dostane. Nienawidze tylko tego, czym jestes.
Bogaci twierdza, ze pieniadze to szczescie, ale sie myla. Przysparzaja tylko strapienia. Oni mysla, ze kupuja sobie bezpieczenstwo, podczas gdy w rzeczywistosci pieniadze sprowadzaja na nich zagrozenie.
Jego mysli wypelnila postac Olivii. Gdy jeszcze byli w Kalifornii, dziesiec tygodni temu, siedziala na przednim fotelu samochodu, sprawdzajac cierpliwie mechanizm pistoletu maszynowego, zanim zwrocila sie do niego i Billa Lewisa.
– Uwazajcie. Swinia otworzy drzwi. Zapukam, a on wyjrzy przez wizjer i otworzy. Bedzie uprzejmy, chetny do pomocy i przyjazny i zaprosi mnie do srodka. Dam wam znac, kiedy go zalatwie. Nie wychodzcie wczesniej.
Byl pelen podziwu i strachu zarazem, rozumial, czemu chciala zabic tego mezczyzne, tylko wolal, by odbylo sie to bez jego udzialu. Ale Olivia nalegala – w ten sposob zawrzemy braterstwo krwi. Odtad juz na zawsze bedziemy ze soba zwiazani. Ramon pamietal, ze zdecydowanie podeszla do wozu i podniosla dach, sugerujac, ze samochod ulegl awarii. Nastepnie pomaszerowala prosto do domu ofiary i zadzwonila do drzwi. Przemknelo mu przez mysl, czy mezczyzna, ktory pojawil sie na chwile w oswietlonym hallu, zdawal sobie sprawe, ze na zewnatrz czeka na niego smierc.
Wszystko wydarzylo sie dokladnie tak, jak przepowiedziala.
Ramon znow spostrzegl sylwetki dziewczat i jego marzenia raptownie przybraly inna postac.
– Zabawimy sie – zamruczal. – Nigdy tego nie zapomnicie. Bedzie to cos, czego w przyszlosci nigdy nie zdradzicie swoim mezom. – Usmiechnal sie pod nosem. – Szkoda, ze nie mam przy sobie noza.
Reflektory parkujacego samochodu oswietlily nagle miejsce, w ktorym stal, i na moment ogarnela go panika. Skoczyl w gleboki cien i obserwowal mijajacy go woz.
Ma racje, pomyslal Ramon, we wszystkim. Choc to miasto nie zna uczucia trwogi – jest zdane na nasza laske.
Zaczal sie oddalac od domu. Blizniaczki zniknely.
– Dobrej nocy, panienki – powiedzial na glos. – Wkrotce sie poznamy. Odszedl w noc, myslac o pieniadzach, o tym jak duzo ich bedzie. Dosc, by pojechac przed siebie i zaczac od poczatku. Byl ciekaw, czy Bill Lewis pojechalby razem z nim. Watpil w to i zrobilo mu sie na chwile smutno. Bede wloczyl sie za Olivia, a ona nigdy nie pokocha mnie tak, jak ja moglbym ja kochac. Ona bedzie mnie jedynie wykorzystywac i wciaz na nowo lamac mi serce. Ta dziwka go otumanila i nigdy nie wypusci ze swoich pazurow, a w koncu go zniszczy. Lepiej byloby mu ze mna, powiedzmy w Meksyku, gdzie moglbym uchodzic za krajowca i gdzie ze wzgledu na powszechna nedze bylibysmy bogaczami. Zylibysmy sobie jak krolowie, nad brzegiem oceanu, gdzie zawsze jest cieplo i nawet noce sa jasne. Ale on tego nie zrozumie – zdal sobie sprawe Ramon. To czysta przyjemnosc. U niego zas jest wszystko splatane – przyjemnosc z wina – i to powoduje, ze stal sie ponury i porywczy. Ze mna tak nie jest, stwierdzil dumnie. Ja jestem wolny.
Wsunal dlonie w kieszenie kurtki i przycisnal je do krocza. Poszedl w noc, pelen roznych, powiklanych marzen, ktorych temperatura i barwa bronily go przed otaczajaca ciemnoscia.
Tommy czul dlon dziadka ocierajaca mu czolo, ale bylo to uczucie dochodzace z oddali, jakby nierealne. Wpatrzyl sie w sufit strychu i wyobrazil sobie, ze zniknal chowajac sie za wielka czarna przestrzenia, upstrzona diamentowymi gwiazdami i obmyta miekkim swiatlem ksiezyca. Oczy mial otwarte i nieruchome, a w glowie krecilo mu sie pod wplywem wizji – mial uczucie, ze unosi sie w przestwor nocnego nieba i lata swobodnie. Czul na policzkach cieply, przyjazny wiatr – bylo to tak, jakby zatonal we wlasnej poscieli. Unoszac sie w niezmierzonych ciemnosciach, slyszal wolanie matki i ojca, widzial siostry przyzywajace go do siebie. Wybuchnal smiechem i pomachal im takze, a potem poplynal pustka w ich kierunku. Lecz gdy tak do nich zeglowal, poczul, ze wiatr sie zmienia i nagle walczy z huraganem dmacym mu prosto w twarz, rwacym na nim ubranie, odrzucajacym go od rodziny. Wyciagnal reke, lecz ich postacie zaczely sie oddalac, zmniejszac, glosy slably, az znikneli mu z oczu.
Wzdrygnal sie i gwaltownie zaczerpnal powietrza.
I wtedy z oddali uslyszal glos dziadka.
– Tommy, Tommy, jestem tu, jestem przy tobie. Wszystko bedzie dobrze, nie boj sie, jestem tu.
Zadrzal i obrocil sie do niego twarza.
Ujrzal twarz Billa Lewisa, wychylajaca sie zza ramienia dziadka, ale tym razem nie przerazil sie.
– Wraca do siebie – powiedzial Lewis. – Rany, ale mialem stracha. Tommy wyciagnal reke i ujal dlon dziadka. Twarz Lewisa wykrzywila sie w usmiechu.
– Jak tam, maly? Czujemy sie lepiej? Tommy skinal glowa.
– Potrzeba ci czegos? Jestes glodny? Moze chcesz pic? Tommy ponownie skinal glowa.
– Przygotowalem kolacje. Zaraz podam.
Lewis zniknal z pola widzenia. Tommy spojrzal na dziadka.
– Juz mi lepiej – powiedzial. – Przepraszam, dziadku. Cos na mnie naszlo.
– Nie przejmuj sie tym – odparl sedzia.
– Bola mnie dlonie.
– Pokaleczyles je, gdy waliles w drzwi.