– Przypuscmy jednak…
– Co takiego? Przypuscmy – co? Mamy inne wyjscie?
– Uwazam, ze jednak powinnismy isc na policje. Niech oni dadza pieniadze na okup.
– Nie mozemy, po prostu nie mozemy tego zrobic. Rozpatrzmy sytuacje raz jeszcze. Po pierwsze, jesli wezwiemy gliny, a Olivia sie o tym dowie, moze wpasc we wscieklosc i zabic zakladnikow. Wierzcie mi – jest do tego calkowicie zdolna. Nie ludzcie sie. Teraz, gdy ma poczucie bezpieczenstwa i panuje nad sytuacja, nie wolno nam zrobic niczego, co by ja zaniepokoilo, wlasnie dlatego, ze jest nieobliczalna. – Duncan pamietal o kopercie w kieszeni i o tym, czego sie dowiedzial po poludniu. – Ona jest morderczynia, musicie o tym pamietac. – Zrobil pauze, czekajac na reakcje rodziny. Zauwazyl, jakie wrazenie wywarlo to slowo na trzech kobietach. Zaczal mowic dalej: – Po drugie, jesli zawiadomimy policje, waszej matce i mnie grozi oskarzenie w sprawie napadu. Po trzecie, nawet jesli przekazemy inicjatywe policji, nie ma wcale gwarancji, ze lepiej sobie poradza z uwolnieniem Tommy'ego i dziadka niz my sami. Zastanowcie sie nad tym.
– Co masz na mysli? – spytala Megan.
– Dziewczeta tego nie pamietaja, ale my – tak. Pomyslcie o znanych wypadkach porwan. Na przyklad, sprawa porwania dziecka Lindbergha – zawiadomiono policje i dziecko znaleziono martwe. A Patty Hearst? Szukalo jej cale FBI, ba, caly kraj – bez rezultatu, dopiero gdy stala sie czlonkinia komanda marszalka polnego Cinque i obrobila bank tatusia, dopadli ja. Nawet podala im swoj pseudonim – Tania.
– Pamietam – powiedziala w zamysleniu Megan. – Takie imie nosila Olivia na dlugo przed Patty Hearst.
Duncan usmiechnal sie.
– I prawdopodobnie zmienila swoj pseudonim, gdy trafila do wiezienia. Zreszta, wydaje mi sie, ze policja niewiele tu pomoze. Jak sadzisz?
Megan pokrecila przeczaco glowa.
– A wy, Karen i Lauren? Czy pamietacie moze jakis artykul w prasie, z ktorego by wynikalo, ze do policji w Greenfield mozna miec zaufanie?
Nie bylo to postawienie sprawy fair, ale uznal, ze moze sobie na to pozwolic.
W salonie zapadla cisza.
– Same widzicie. Moze pozniej, gdy odzyskamy porwanych, powiadomimy policje. Ale nie wczesniej.
– Ale jesli obrabujesz bank – Megan mowila dziwnym, obcym glosem – zaroi sie tam od policji. Jak sobie z tym poradzimy?
– Wcale nie bedziemy musieli. – Nie rozumiem.
– Posluchajcie – zaczal wyjasniac Duncan. – Potrzeba nam tylko pieniedzy i troche czasu. Jesli zrobie to, powiedzmy, w piatek wieczorem, nikt nie dowie sie przed poniedzialkiem. Uratujemy Tommy'ego i dziadka w ciagu weekendu. A w poniedzialek pojde do Phillipsa i wszystko mu opowiem, albo tyle, zeby wyjasnic mu moje motywy. Pamietajcie, ze on jest starym przyjacielem dziadka. Zwrocimy wszystko bankowi – jesli bedzie trzeba sprzedamy wszystko. Mysle, ze twoj ojciec nam pomoze. Moze nawet, zwazywszy na okolicznosci, nie zostane oskarzony…
– To idiotyczne.
– Masz lepszy pomysl?
– To wszystko opiera sie na…
– Masz racje – na przypadku, hicie szczescia, zbiegu okolicznosci – wiem dobrze. Ale czy mamy inne wyjscie?
– Moglibysmy…
– Nie. Jutro zadzwonie do agenta ze zleceniem sprzedazy naszych akcji. Kaze takze wystawic na sprzedaz posiadlosc w Vermont. Spieniezymy, co sie da, ale to zajmie jakis czas. Wiecej niz dwa dni, ktora nam dala.
– Naprawde uwazasz, ze mozna obrabowac ten bank? Duncan rozesmial sie gorzko.
– Podejrzewam, ze jest to gleboko skryte marzenie kazdego bankiera. I rzeczywiscie, czesto defrauduja pieniadze. Ale ja mam po prostu zrobic skok. Jak jakis pieprzony Jesse James albo Bonnie i Clyde.
– Oni wszyscy zostali zlapani – wtracila gwaltownie Megan. – I zabici. – Nie zareagowala na wulgarne okreslenie pasujace w jakis sposob do tonu calej rozmowy.
Duncan zmarszczyl brwi.
– Dwa dni. Mamy tylko tyle. I pamietajmy, co ryzykujemy. Zycie naszego syna. I sedziego. Musimy sie podporzadkowac Olivii, nawet jesli jest to sprzeczne z prawem, bo inaczej wszystko zawalimy. Musimy sie sami z tym uporac, tu i teraz! Musisz sobie zdac sprawe, Megan, o co tu naprawde chodzi. Jej tak naprawde nie interesuja pieniadze. Moze innych – Billa Lewisa, czy kogos innego, kto jej pomaga, ale nie Olivie, tego jestem pewny – jej nie chodzi o pieniadze… – Przyjrzal sie twarzom zony i corek. Powoli wyjal z kieszeni koperte zawierajaca wyrok smierci oraz zdjecie Tommy'ego i sedziego. Rzucil je na stolik do kawy przed oczy Megan, Karen i Lauren. – Jej chodzi o nas.
Czesc siodma. CZWARTEK
Megan spedzila dzien miotana ponurymi uczuciami, niezdolna zapanowac nad myslami. Miala wrazenie, ze porwal ja nurt rwacej rzeki, wiry wciagaly ja w glab, gdzie dlawila sie wsrod bialo-zielonej piany, a potem wypychaly na powierzchnie, pozwalajac na oddech, lyk swiezego powietrza. W pewnej chwili wydawalo jej sie, ze widzi Tommy'ego hustajacego sie na oponie wiszacej na wielkim debie przed domem. Juz rzucala sie do drzwi, z okrzykiem radosci, by chwycic go w ramiona, lecz zatrzymala sie jak wryta, uswiadamiajac sobie, ze nikogo tam nie ma. A w nastepnej sekundzie odwracala sie, nastawiajac uszu na znajomy, wyrazny odglos krokow ojca na schodach. Sila musiala sie powstrzymac, zeby nie pobiec do hallu na powitanie zjawy, tlumaczac sobie gorzko, ze nie wrocil, ze wszystko to dzieje sie tylko w jej glowie.
Megan zaczela myslec o chodzie ojca. Byla w nim przedziwna lekkosc. Ludzie starsi nie zawsze maja chod ciezki, jakby byli przygnieceni ciezarem lat. Niektorzy z czasem stapaja coraz lzej, w miare usuwania sie przymusu odpowiedzialnosci. Dlatego obaj – zarowno Tommy jak i ojciec – zawsze wydawali sie plynac nieco nad powierzchnia ziemi. To my, ludzie w srednim wieku, chodzimy z gruboskorna, przytlaczajaca determinacja, pograzeni w bagnie i rutynie.
Megan zapatrzyla sie w szare popoludniowe niebo. Gwaltowny podmuch rozwial ostatnia kupke uschnietych lisci – przez chwile wydawaly sie zywe, podskakujac na trawniku i unoszac sie w rytmie dyktowanym przez wiatr.
Polozyla dlon plasko na okiennej szybie. Przez szklo czula nieprzyjemny chlod.
Kiedy umarla matka, bylo tak cieplo. Babie lato napelnialo liscie drzew ludzaco goracym wiatrem. Zastanawiala sie, czy matka walczyla ze smiercia, czy tez zaakceptowala ja z takim spokojem, z jakim przyjmowala wiekszosc spraw w jej zyciu. Umarla lekko, we snie – pewnego poranka kiedy odpoczywala w bujanym fotelu na ganku, jej serce po prostu przestalo bic. Znalazl ja tam listonosz, zadzwonil na pogotowie, ale bylo juz za pozno. To byl mlody, brodaty czlowiek, ktory zawsze mial dla Tommy'ego mile slowko. Mowil, ze kiedy ja znalazl, usmiechala sie. Pomyslal, ze spi, ale kiedy zobaczyl upuszczona szklanke lemoniady oraz zwisajace bezwladnie ramie, zrozumial, ze sie myli.
Szkoda, ze zanim wymknela sie w taki sposob, nie mialam mozliwosci pozegnac sie z nia. Ale to wlasnie bylo w jej stylu – cicho i skutecznie.
Chcialabym, zeby byla tu teraz, pomyslala Megan nieoczekiwanie, poniewaz ona wiedzialaby, co robic. Nie plakalaby bez przerwy i nie zalamywala rak. Zamiast tego bylaby pelna planow i pomyslow. Zapanowalaby nad swoimi emocjami, wzielaby sie w cugle. A wtedy bylaby w stanie zastanowic sie co robic, zamiast czekac bezczynnie, tak jak ja, co okropnego moze nastepnie sie zdarzyc.
Ona nigdy nie pozwolilaby im umrzec.
Te wszystkie lata, kiedy faktycznie byla
A ona byla subtelna.