– Mysle, ze niebo jest zachmurzone, ze nad glowa zebraly sie ciezkie, szare chmury, i ze wszyscy wlozyli do szkoly i do pracy zimowe buty, bo obawiaja sie, ze moze spasc snieg. W zimnym powietrzu czuje sie wilgoc, tak jak wtedy, gdy przeniknela ciebie, zanim jeszcze zaczelo sie to wszystko.

– W ubieglym roku pietnascie centymetrow sniegu spadlo juz dwa tygodnie przed Swietem Dziekczynienia, pamietasz?

– A na Boze Narodzenie zjezdzalismy na sankach kolo farmy Jonesa.

– Tak wiec zanosi sie na prawdziwa zime.

– Mam nadzieje – odrzekl Tommy. – W tym roku na gimnastyce mam zamiar grac w hokeja na lodzie.

Sedzia odwrocil sie. W tym roku, pomyslal. Owladnelo nim pragnienie, by ukryc sie przed rzeczywistoscia, ale usiadl i patrzyl, jak Tommy podchodzi do slabszej czesci sciany. Chlopiec dotknal ostroznie drewna, przyciskajac dlon do desek.

– Dziadku – powiedzial Tommy – mysle, ze powinnismy zaczac myslec, jak sie stad wydostac. Moze bym tak sprobowal poskrobac gwozdziem wokol nich, jak sam mowiles. Mialbym cos do roboty.

Sedzia Pearson napotkal pytajacy wzrok chlopca i pomyslal nagle: Dlaczego, do diabla, nie? Wstal i powiedzial:

– Cholera, Tommy, siedzimy tak juz za dlugo. Sprobujmy. – Podszedl do sciany, uklakl, zeby przyjrzec sie dokladnie temu miejscu. – Dobra – dodal. – Zaczynamy. Tylko cichutko.

Kiedy jednak odwrocil sie, by wyjac gwozdz z kryjowki, uslyszal w korytarzu na zewnatrz zblizajace sie kroki.

– Tommy, na lozko! – wyszeptal pospiesznie. Ale w glowie klebila mu sie juz inna mysl: Zamknela nas w tym wiezieniu z pelna premedytacja. Powiedziala nam tez, bez zastanawiania sie, jak mamy postepowac. A co zrobila ona? Juz pierwszego dnia zabila straznika. Uknula w najdrobniejszych szczegolach, co ma zamiar zrobic. Natomiast nie zrobila tego, co ja: siedzialem i uzalalem sie nad soba.

Tommy rzucil sie na swoje miejsce i sedzia zrobil to samo, zanim otworzyly sie drzwi i weszla Olivia Barrow. W reku miala maly magnetofon.

– Halo, panowie – odezwala sie dziarsko. – Widze, ze sie nie nudzicie. Sedzia tylko na nia popatrzyl. Zauwazyl, ze Tommy zmarszczyl brwi zamiast okazac strach.

– Podczas osiemnastu lat moich wakacji oplacanych przez rzad spedzilam dokladnie szescset trzydziesci szesc dni w miejscu, nazywanym administracyjnym odosobnieniem, co jest biurokratyczna nazwa czegos, co kazdy amator filmow z Jimmym Cagneyem zna jako 'Dziure'. Nie bylo ono w najmniejszym stopniu, sedzio, tak mile jak to, ale mysle, ze orientujesz sie, co mam na mysli.

– I coz z tego? – zapytal sedzia z gniewem.

– Musze tylko ukrasc maly kawalek ciebie, sedzio. No i kawaleczek chlopca…

– Nie ma mowy – przerwal sedzia.

Zamilkla i pozwolila, by cisza narastala przez chwile.

– Pamietasz, sedzio, porwanie Getty'ego? Wnuka miliardera? To bylo niedawno, prawda? W kazdym razie, zaczeto sie zastanawiac, czy kidnaperzy mowia prawde. Spotkali sie ze zdecydowana odmowa ze strony tych starych skner, ktorym zrobilo sie zal szmalu. Bardzo zle posuniecie. Kiepski interes, od poczatku do konca. Tak wiec porywacze musieli zademonstrowac w sposob dosc dosadny szczerosc swoich slow. Pamietasz?

Pearson odniosl wrazenie, jakby ktos go uderzyl w splot sloneczny. Przed oczami ujrzal obrazy z wieczornych wiadomosci i z gazet, wszystkie o tej samej potwornej wiadomosci: Kidnaperzy ucieli chlopcu ucho i przeslali je hardemu miliarderowi.

Sedzia poczul, jak wszystkie miesnie napinaja sie i ogarnia go fala gniewu. Dosyc juz, pomyslal. Nie pozwole, zeby nam tak grozila. Juz nie.

Uswiadomil sobie, ze stoi przed nia starajac sie zaslonic Tommy'ego.

– Nie dotkniesz nas – wycedzil glosem zimnym, spokojnym. Olivia odchylila sie nieco do tylu.

– Nie wydawaj mi rozkazow – powiedziala.

– Nie dotkniesz go.

– Kim ty jestes, ze mowisz mi, co mam robic?

Gwaltownym ruchem przystawila rewolwer do twarzy sedziego. Nie poruszyl sie. Wydawal sie nie zauwazac broni.

– Nie dotkniesz go – powtorzyl.

Przez moment oboje stali nieruchomo. Sedzia zdawal sobie sprawe z tego, ze lufa dotyka jego twarzy, a Olivia trzyma palec na spuscie. Po chwili opuscila bron.

– No, sedzio, jestes nieugiety, i to bardzo. Dobre przedstawienie. – Cofnela sie dwa kroki. A nastepnie kpiaco klasnela w dlonie. – Swietne przedstawienie jak na kogos na straconych pozycjach. Podziwiam wole i determinacje, sedzio. To chyba zreszta jedyne, co podziwiam. – I dodala z dziwnym usmieszkiem: – Moze mamy wiecej wspolnego, niz myslisz.

Sedzia poczul nagle, ze napiecie go opuszcza, jednak nadal wpatrywal sie w nia przymruzonymi oczami. – Tak – powiedzial. – Teraz chyba poznalismy sie troche lepiej, nieprawdaz?

Wstrzymala sie od komentarza, tylko powoli pokiwala glowa.

– Niemniej jednak – podjela – potrzebuje czegos od ciebie. I tym razem mi nie odmowisz. Nawet cie grzecznie poprosze… Prosze. Slicznie prosze.

Probowala go zmylic sarkastycznym tonem, ale po raz pierwszy nie udalo sie jej to. Sedziemu przez chwile wydawalo sie, ze w jej oczach dostrzegl blysk zlosci zabarwiony zwatpieniem. Jednak cien ten zniknal rownie szybko, jak sie pojawil i zastapila go determinacja, czego mogl sie w koncu spodziewac.

Sedzia spojrzal na magnetofon w jej reku i wrocil mu mlodzienczy wigor, sprzed czterdziestu lat, kiedy wraz z przyjaciolmi czekal w dzungli na nadejscie switu i zwodniczego poczucia bezpieczenstwa. Ciapa, nie cipa, tepaku. Powtorzyl sobie w myslach dowcip i od razu poczul sie silniejszy i bardziej czujny, tak jak owej strasznej, lepkiej nocy przed laty.

Megan zawolala Karen i Lauren:

– Dziewczynki, chodzcie tu!

W ciagu sekundy znalazly sie przy niej, wyrzucajac z siebie z niepokojem:

– Cos sie stalo? O co chodzi? Megan pokrecila przeczaco glowa.

– Nie, tylko mam ochote na lyk swiezego powietrza. Wy chyba tez. Zdejme sluchawke z widelek i wyjdziemy razem na zewnatrz na pare minut. Wezcie plaszcze.

Blizniaczki zgodnie pokiwaly glowami i zaczely narzucac zimowe okrycia. Megan spojrzala na nie i przez chwile uderzylo ja, jak odmienna jest jej milosc do nich, chociaz zawsze w jej myslach wystepuja razem. Karen ma w sobie tak wiele ze stanowczosci ojca, ma jego zimne, oceniajace wszystko oczy. A Lauren jest bardziej uczuciowa, bardziej sklonna do fantazjowania i przygod. Troche jak ja. Skinela na dziewczeta.

– Chodzcie, musimy cos zobaczyc. Ruszyly za nia, zaciekawione.

Ostatnie blaski dnia znikaly z ciemnoszarego nieba. Chlod nocy przeniknal Megan na wskros. Odsunela od siebie to nieprzyjemne uczucie i zobaczyla, ze blizniaczki szczelniej otulaja sie plaszczami. Przeszla pare krokow sciezka, przystanela na chodniku, odwrocila sie i spojrzala na dom.

– Jak dlugo juz tu mieszkamy? – zapytala.

– Mamo! Daj spokoj, przeciez wiesz sama – rzucila bez namyslu Lauren.

– Osiem lat. Zaraz potem, jak urodzil sie Tommy, pamietasz? – odparla Karen. – Pamietam jak na poczatku wszystko bylo tu nie tak, a dom wydawal sie nam za duzy.

– A pierwszej zimy wysiadlo ogrzewanie i pewnej nocy omal nie zamarzlismy na smierc. Brrr, nigdy tego nie zapomne – dodala Lauren szybko – bo Karen wygladala jak Marsjanka ze skarpetkami na rekach i w tym idiotycznym czerwonym kapeluszu. W schowku na dole bylo za malo miejsca by zmiescily sie wszystkie nasze zimowe okrycia, a odbior telewizji byl tak nedzny, ze nie moglismy ogladac naszych ulubionych programow. Teraz wszystko jest w porzadku dzieki telewizji kablowej, ale wtedy, kiedy sie tu wprowadzilismy, mozna bylo zwariowac.

– Czy wiecie dlaczego tak ten dom kocham? – zapytala Megan.

– Z powodu okolicy? – sprobowala zgadnac Lauren.

– Sa tu dobre szkoly – probowala odgadnac Karen.

– Nie – odparla Megan. – Poniewaz to jest pierwszy dom naprawde moj. Kiedy przyszlyscie na swiat, mieszkalismy z dziadkiem i babcia. Potem wynajmowalismy dom w Belchertown, a jeszcze pozniej kupilismy

Вы читаете Dzien zaplaty
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату