Nasza Przyjaciolka i ukochana Kolezanka z klasy.
Zawsze bedzie jej nam brakowalo.
Dolaczyl zdjecie wiszace na scianie do wszystkich innych czynionych spostrzezen. Po czym odwrocil sie i wszedl do sekretariatu szkoly.
Zza biurka spojrzala na niego kobieta w srednim wieku, o nieco stropionym wygladzie.
– Czy moge panu w czyms pomoc?
– Tak. Szukam Amy Kaplan.
– Przed chwila tu byla. Czy spodziewa sie pana?
– Rozmawialem z nia wczesniej telefonicznie. Nazywam sie Cowart. Jestem z Miami.
– Jest pan dziennikarzem?
Przytaknal.
– Mowila, ze ma pan przyjechac. Sprobuje jej poszukac. – W glosie kobiety brzmiala jakas nuta goryczy. Nie usmiechnela sie do Cowarta.
Wstala i przeszla przez sekretariat, znikajac na chwile w pokoju nauczycielskim i pojawiajac sie ponownie z mloda kobieta. Cowart ocenil, ze byla ladna; miala szczera, usmiechnieta twarz i kasztanowe wlosy odgarniete do tylu.
– Ja jestem Amy Kaplan, panie Cowart.
Uscisneli sobie dlonie.
– Przepraszam, ze przeszkadzam pani w lunchu.
Potrzasnela glowa.
– To chyba najlepsza pora. Jednak, jak juz wspomnialam przez telefon, nie bardzo wiem, w czym moge panu pomoc.
– Chodzi o samochod – powiedzial. – I co pani widziala.
– Wie pan, najlepiej chyba bedzie, jak panu pokaze, gdzie wtedy stalam. Tam bede mogla wszystko wyjasnic.
W milczeniu wyszli na zewnatrz. Mloda nauczycielka stanela przed szkola i odwrocila sie, wskazujac droge.
– Widzi pan, zawsze stoi tutaj jakis nauczyciel i pilnuje dzieci po zakonczeniu zajec. Kiedys przede wszystkim po to, zeby chlopcy nie wdawali sie w bojki, a dziewczynki zeby szly prosto do domu, zamiast wloczyc sie i plotkowac. Dzieciaki to strasznie lubia, wie pan. Teraz oczywiscie mamy jeszcze dodatkowy powod, zeby tu stac.
Spojrzala na niego i przez chwile mierzyla go wzrokiem. Podjela dalej:
– … W kazdym razie tego popoludnia gdy zniknela Joanie, juz prawie wszyscy poszli do domu i mialam wlasnie wejsc z powrotem do budynku, gdy dostrzeglam ja tam, kolo tej wielkiej wierzby… – Wskazala w strone drogi, na miejsce odlegle jakies piecdziesiat metrow. Nastepnie przylozyla dlon do ust i zawahala sie.
– O Boze – powiedziala.
– Przykro mi – powiedzial Cowart.
Przygladal sie, jak mloda kobieta wpatruje sie w to miejsce obok drogi, jakby widziala to wszystko jeszcze raz; w tej wlasnie chwili, w pamieci. Zauwazyl, ze lekko zadrzala jej warga, ale potrzasnela glowa, zeby mu dac znac, iz nic jej nie jest.
– Wszystko w porzadku. Bylam mloda. To byl moj pierwszy rok. Pamietam, ze mnie spostrzegla, odwrocila sie i pomachala, stad wiedzialam, ze to ona. – Zdecydowany ton jej glosu jakby troche zmiekl w upale.
– I co?
– Przeszla tam, w cieniu, tuz obok zielonego samochodu. Widzialam, jak sie odwrocila, pewnie dlatego ze ktos cos do niej powiedzial, po czym otworzyly sie drzwi i wsiadla do srodka. Samochod odjechal.
Mloda kobieta wziela gleboki oddech.
– Po prostu wsiadla do srodka. Cholera – zaklela szeptem do siebie. – Po prostu wsiadla, panie Cowart, jakby nic na swiecie jej nie obchodzilo. Czasami wciaz ja widze w wyobrazni. Jak do mnie macha. Nienawidze tych zwidow.
Cowart pomyslal sobie o swoich wlasnych koszmarach sennych i chcial odwrocic sie do tej mlodej kobiety i powiedziec jej, ze on tez nie sypia nocami. Jednak nie zrobil tego.
– To mi nigdy nie dawalo spokoju – ciagnela dalej Amy Kaplan. – To znaczy, gdyby chociaz ja ktos zlapal, gdyby sie szamotala albo wolala o pomoc, czy cokolwiek… – glos kobiety zalamal sie z emocji -… moze bym cos zrobila. Zaczelabym krzyczec, moze bym za nia pobiegla. Moze moglabym o nia walczyc, czy zrobic cos. Nie wiem. Cokolwiek. Ale to bylo spokojne, majowe popoludnie. I bylo tak goraco, ze chcialam juz wracac do budynku, wiec dokladnie sie nie przygladalam.
Cowart patrzyl na ulice, mierzac odleglosci.
– To sie dzialo w cieniu?
– Tak.
– Ale jest pani pewna, ze samochod byl zielony? Ciemnozielony?
– Tak.
– Nie czarny?
– Mowi pan jak detektywi albo adwokaci. Oczywiscie, ze mogl byc czarny. Ale serce i pamiec mowia mi ciemnozielony.
– Nie widziala pani reki, ktora otwierala drzwi od srodka?
Zawahala sie.
– To dobre pytanie. O to nie pytali. Pytali, czy widzialam kierowce. Musial sie pochylic na siedzeniu, zeby otworzyc drzwi. Nie widzialam go… – Walczyla z dawno widzianymi obrazami. – Nie. Nie widzialam zadnej reki. Widzialam tylko, jak otworzyly sie drzwi.
– A tablice rejestracyjne?
– Wie pan, tablice z Florydy maja dookola taki pomaranczowy pasek na bialym tle. Jedyne, co naprawde zauwazylam, to ze te tablice byly ciemniejsze i nie byly stad.
– Kiedy pani pokazano samochod Roberta Earla Fergusona?
– Pokazali mi tylko zdjecie, kilka dni pozniej.
– Nigdy nie widziala pani samochodu?
– Nic takiego sobie nie przypominam. Tylko tego dnia kiedy zniknela.
– Niech mi pani opisze to zdjecie.
– Bylo ich kilka, jakby byly wykonane aparatem od razu wywolujacym zdjecia.
– Jakie ujecia?
– Co prosze?
– Pod jakim katem robili zdjecia?
– Ach, rozumiem. Byly robione z boku.
– Ale pani widziala samochod od tylu.
– Zgadza sie. Ale kolor pasowal. I ksztalt tez. I…
– I co?
– Nic.
– Na pewno widziala pani swiatla stopu, gdy samochod odjezdzal. Gdy kierowca wlaczal bieg, swiatla stopu musialy sie zaswiecic. Czy przypomnialaby sobie pani, jakiego byly ksztaltu?
– Nie wiem. O to mnie nie pytali.
– A o co pytali?
– Nie za wiele. Nie policja. I nie podczas rozprawy. Taka bylam zdenerwowana, jak szlam skladac zeznania, ale to wszystko trwalo zaledwie kilka sekund.
– A przesluchanie?
– Spytal mnie tylko, tak jak pan, czy jestem pewna co do koloru. Powiedzialam, ze moge sie mylic, chociaz jestem dosc pewna. To go chyba zadowolilo i o nic wiecej nie pytal.
Cowart znowu spojrzal na droge i na mloda kobiete. Wydawala sie pograzona we wspomnieniach; wzrok miala utkwiony w przestrzeni daleko przed nim.
– Sadzi pani, ze on to zrobil?
Zaczerpnela powietrza i myslala przez chwile.