wygladac naturalnie.

Nagle poczul ostre uklucie. Po rozwodzie wyrzucil wszystkie zdjecia, na ktorych widnial wraz z zona i corka. Zastanawial sie teraz dlaczego.

Przygladal sie pobieznie pozostalym ozdobom na scianach. Wisiala tam seria plakietek w dowod uznania za wygranie dorocznych zawodow okregowych w strzelaniu z pistoletu, oprawiona w ramki pochwala od mera i rady miasteczka odnosnie do jego odwagi nie bardzo wiadomo z jakiej okazji. Oprawiony medal, Brazowa Gwiazda z jeszcze jedna pochwala. Obok wisialo zdjecie mlodszego i znacznie szczuplejszego Tanny’ego Browna w wojsku w Azji Poludniowo-Wschodniej.

Drzwi za nim otworzyly sie i Cowart odwrocil glowe. Detektyw nie wyrazal zadnych emocji, mial kamienna twarz.

– Hej – odezwal sie Cowart – za co pan dostal medal?

– Co?

Cowart wskazal na sciane.

– A, to. Bylem sanitariuszem. Pluton znalazl sie w potrzasku i czterech gosci zostalo rannych. Wyszedlem z ukrycia i ich przyciagnalem, jednego po drugim. Nie bylo to nic takiego, tylko ze akurat tego dnia byl z nami reporter z „The Washington Post”. Moj porucznik stwierdzil, ze tak narozrabial wprowadzajac nas w zasadzke, ze dobrze by bylo, gdyby to jakos naprawil, wiec wystapil o przyznanie mi medalu. To jest swiadectwo zlych wspomnien, jakie pozostaly temu gryzipiorkowi po czterech godzinach czolgania sie posrod pijawek z twarza wepchnieta w bagno, podczas gdy strzelali mu w dupsko. Pan tez tam byl?

– Nie – odpowiedzial Cowart. – Mialem numer trzysta dwadziescia. Nigdy go nie wylosowali.

Detektyw skinal glowa i gestem wskazal krzeslo. Sam rozparl sie z biurkiem.

– Nic – powiedzial.

– Odciski palcow? Krew? Cokolwiek?

– Jeszcze nie. Chcemy go wyslac do laboratorium FBI i zobaczyc, co oni moga z tym zrobic. Maja bardziej wyszukany sprzet niz my.

– Ale zupelnie nic?

– Ekspert medyczny twierdzi, ze ostrze jest odpowiedniej wielkosci, zeby moglo spowodowac rany klute. Najglebsza rana miala taka sama glebokosc jak ostrze noza. To juz cos.

Cowart wyciagnal notes i zaczal robic notatki.

– Jest pan w stanie ustalic pochodzenie noza?

– To tani, typowy noz za dziewietnascie dolarow i dziewiecdziesiat dziewiec centow, ktory mozna kupic w pierwszym lepszym sklepie z artykulami sportowymi. Sprobujemy, ale nie ma na nim numeru seryjnego ani nazwy producenta. – Zawahal sie i spojrzal na Cowarta. – Ale po co to?

– Co?

– Slyszal mnie pan. Czas przestac sie bawic. Kto panu powiedzial o nozu? Czy ten, kto zabil Joanie Shriver? Niech mi pan odpowie.

Cowart zawahal sie.

– Kaze mi pan o tym przeczytac w gazecie czy co? – Przez zmeczenie w glosie detektywa przedarl sie cierpki upor.

– Jedno panu powiem: Robert Earl Ferguson nie mowil mi, gdzie szukac tego noza.

– Chce mi pan zasugerowac, ze ktos inny powiedzial panu, gdzie szukac broni, ktora mogla byc uzyta do zamordowania Joanie Shriver?

– Wlasnie tak.

– Czy jest pan sklonny podzielic sie ta wiadomoscia?

Matthew Cowart podniosl wzrok sponad notatek.

– Najpierw niech pan mi cos powie, poruczniku. Jesli powiem panu, kto mi powiedzial o tym nozu, czy otworzy pan ponownie dochodzenie w sprawie tego morderstwa? Czy ma pan zamiar udac sie do adwokata stanowego? Stawic sie przed sedzia i oznajmic, ze sprawa musi zostac ponownie otwarta?

Detektyw zawyl.

– Nie moge obiecywac takich rzeczy, zanim sie czegos nie dowiem. Dalej, Cowart, niech mi pan powie.

Cowart potrzasnal glowa.

– Po prostu nie wiem, czy moge panu zaufac, poruczniku. To bardzo proste.

W tej chwili Tanny Brown wygladal jak czlowiek, ktory zaraz eksploduje.

– Wydawalo mi sie, ze jedna rzecz pan zrozumial – powiedzial niemal szeptem.

– Co?

– Ze do czasu az ten czlowiek za to zaplaci, sprawa Joanie Shriver nigdy nie zostala zamknieta.

– I tu wlasnie pojawia sie pytanie. Kto zaplaci?

– Wszyscy placimy. Kazdy z nas. Przez caly czas. – Mocno uderzyl piescia w stol. Dzwiek odbil sie echem w niewielkim pomieszczeniu. – Ma pan cos do powiedzenia, niechze wiec pan mowi!

Matthew Cowart zastanowil sie porzadnie nad tym, co wie, a czego nie i odparl:

– Blair Sullivan powiedzial mi, gdzie znalezc ten noz.

To nazwisko zrobilo na policjancie przewidywane wrazenie. Najpierw przybral zdziwiona, a nastepnie zszokowana mine, jak gracz w baseball, ktory oczekuje, zeby odbic pilke, sledzi jej trajektorie lotu i widzi, jak znika poza boiskiem.

– Sullivan? A co on ma z tym wspolnego?

– Powinien pan wiedziec. Przejezdzal przez Pachoule w maju 1987 roku, zabijajac po drodze mase ludzi.

– Wiem, ale…

– I wiedzial, gdzie jest ten noz.

Brown wpatrywal sie w niego kilka dlugich sekund.

– Czy Sullivan powiedzial, ze zabil Joanie Shriver?

– Nie, nie powiedzial.

– Czy powiedzial, ze Ferguson nie zabil tej dziewczynki?

– Nie wprost, ale…

– Czy powiedzial cos wprost, co mogloby zaprzeczyc pierwotnym ustaleniom procesu?

– Wiedzial o tym nozu.

– Wiedzial o jakims nozu. Nie wiemy, czy to ten noz i bez przeprowadzenia ekspertyzy nie jest on niczym wiecej jak kawalkiem zardzewialego metalu. Panie Cowart, wie pan, ze Sullivan jest porzadnie stukniety. Czy dal panu cos, co chociaz w najmniejszym stopniu mozna by nazwac dowodem?

Oczy Browna zwezily sie. Cowart widzial, jak szybko przetwarza informacje, rozwaza, analizuje, wyciaga wnioski. Pomyslal sobie, ze jest to ponad jego sily. Nie zechce przyznac sie do jakiejkolwiek mozliwosci popelnienia bledu. Ma swojego zabojce i jest zadowolony.

– Nic wiecej.

– Wiec to nie wystarczy, zeby ponownie otworzyc dochodzenie, ktore juz zakonczylo sie wyrokiem.

– Nie? Dobrze. Niech sie pan przygotuje na lekture gazety. Wtedy zobaczymy, czy to nie wystarczy.

Policjant popatrzyl z gniewem na Cowarta i wskazal mu drzwi.

– Niech pan wyjdzie, panie Cowart. Niech pan natychmiast wyjdzie. Niech pan wsiada do swojego wynajetego samochodu i wraca do motelu. Niech pan spakuje torby. Pojedzie na lotnisko. Wsiadzie w samolot i wroci do swojego miasta. I niech pan nie wraca. Zrozumiano?

Cowart zjezyl sie. Czul, jak narasta w nim gniew.

– Czy pan mi grozi?

Detektyw potrzasnal glowa.

– Nie. Daje panu rade.

– I co?

– Niech ja pan przyjmie.

Matthew Cowart podniosl sie z krzesla i dluzsza chwile przygladal sie detektywowi. Spojrzenia obydwu mezczyzn spiely sie ze soba. Wzrokowa proba sil. Kiedy detektyw w koncu odwrocil sie plecami, Cowart okrecil sie na piecie, wyszedl, zamknal ostro za soba drzwi i kroczac szybko posrod jasnych neonowych swiatel posterunku policji, jakby pchal przed soba jakas fale, patrzyl, jak policjanci w mundurach i detektywi schodza mu z drogi. Czul na plecach ich wzrok, gdy tak szedl korytarzami, uciszajac po drodze rozmowy. Kilkakrotnie slyszal za soba pare

Вы читаете W slusznej sprawie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату