konferencja prasowa. A tak w ogole, to co sie tam, do cholery, stalo? Nikt o niczym innym nie mowi i nikt nic konkretnego nie wie. Powinienes zobaczyc, kto do ciebie dzwoni. Wielkie koncerny, na przyklad „Times” i „Post”, powazne tygodniki, a to dopiero poczatek. Lokalna konkurencja obstawila drzwi, wiec musimy wymyslic jakis sposob, zeby cie przeszmuglowac do srodka. Oprocz tego z pol tuzina telefonow od gliniarzy rozpracowujacych morderstwa, ktore akurat wypadaja na trasie podrozy naszego kumpla Sullivana. Wszyscy chca wiedziec, co ten bydlak ci powiedzial, zanim mu dolozyli do pieca, jesli wybaczysz okreslenie.
– Sullivan przyznal sie do wielu zbrodni.
– Wiem o tym. To juz przyszlo telegrafem. Zreszta to samo tam powiedziales. Ale my, synu, musimy miec najintymniejsze szczegoly, i to zaraz. Co do litery. Nazwiska, daty, kto z kim, gdzie i jak. Natychmiast. Masz to na tasmie? Musimy to podrzucic maszynistce, cholera, nawet dziesieciu maszynistkom, jesli bedzie trzeba, niech nam to slicznie przepisza. Szybko, Matty, wiem, ze pewnie jestes wykonczony, ale musisz sie pozbierac. Lyknij sobie jakiegos antyzasypiacza, strzel kawke. Tylko zjaw sie tutaj. I wal ten artykul. Musisz sie ruszac, Matty, mowie, ruszac, zanim to miejsce kompletnie zwariuje. Cholera, spac mozesz poznej. Zreszta sen jest grubo przeceniany. Zawsze lepiej miec swietny artykul. Zaufaj mi.
– W porzadku – powiedzial Cowart bezsilnie. Jakakolwiek mysl o wytlumaczeniu tego, co sie stalo, rozplynela sie w falach entuzjazmu, ktorymi zalal go Will. Cowart uswiadomil sobie, ze jezeli Martin tak reagowal – czlowiek, ktory zycie by poswiecil, by zachowac powolne, pelne namyslu, refleksyjne tempo wydarzen, nadajace sie do eleganckiego ujecia w artykul wstepny – to caly dzial miejski prawdopodobnie z podniecenia chodzil po scianach. Goracy temat ma uniwersalny wplyw na wszystkich bez wyjatku pracownikow gazety. Lapie wszystkich, wciaga ich, sprawiajac, ze czuja sie w samym centrum wydarzen. Wzial gleboki oddech. – Juz jade – powiedzial cicho. – Tylko powiedz mi, jak ominac tych z kamerami?
– Nie ma problemu. Wiesz, gdzie Mariott w centrum tak jakby chowa sie za tym molochem sklepow Omni? Tam jest taka mala uliczka, tuz przy zatoce.
– No wiem.
– Dobra, to za dwadziescia minut bedzie tam na rogu czekala na ciebie ciezarowka dostawcza Omni. Po prostu wskoczysz do niej i wjedziesz tylna brama.
– Plaszcz i szpada, tak? – Cowart zostal zmuszony do usmiechu.
– Zyjemy, synu, w niebezpiecznych czasach, wymagajacych od nas nadzwyczajnych posuniec. Bylo to najlepsze, co udalo nam sie wymyslic w tak krotkim czasie. Pewnie KGB czy CIA wymyslilyby cos lepszego, ale kto z nas ma na to czas? Zreszta wykiwanie zgrai reporterow z telewizji nie powinno byc najtrudniejsza rzecza pod sloncem.
– Juz jade. – Nagle pomyslal o tasmach, ktore mial caly czas u siebie w teczce. Spowiedz Sullivana i prawda o morderstwie Joanie Shriver. Nie mogl pozwolic, aby ktokolwiek uslyszal te slowa. Przynajmniej do momentu az sie to wszystko troche uspokoi, a on bedzie mial czas sie zastanowic, jak powinien w tej sytuacji postapic. Zaczal sie ociagac. – Sluchaj, najpierw musze wziac prysznic. Wstrzymaj moja karete na, powiedzmy, czterdziesci piec minut. No, gora godzine.
– Nie ma mowy. Nie musisz byc czysty, zeby pisac.
– Pozwol mi zebrac mysli.
– Chcesz, zebym powiedzial redaktorowi dzialu miejskiego, ze ty myslisz?
– Nie, nie, po prostu powiedz mu, ze juz jade, zbieram tylko notatki. Trzydziesci minut, Will. Pol godziny. Obiecuje.
– I ani chwili dluzej. Musimy dzialac, synu, musimy dzialac. – Will Martin uderzal czyms miarowo, jakby chcial podkreslic, ze czas nagli.
– Pol godziny. Nie dluzej.
– Dobra. Powiem redaktorowi. Facet dostanie ataku serca, a jest dopiero dziesiata rano. Ciezarowka bedzie na ciebie czekala. Tylko sie pospiesz. Pozwol biedakowi pozyc jeszcze z jeden dzien, co? – Martin zasmial sie z wlasnego dowcipu i odlozyl sluchawke.
Cowartowi krecilo sie w glowie. Wiedzial, ze koncza mu sie mozliwosci, ze lada moment zjawia sie u niego detektywi z okregu Monroe. Wszystko dzialo sie zbyt szybko; zaczynal sie w tym gubic. Musial jednak pojsc i cos napisac. Byly pewne konkretne oczekiwania wzgledem jego osoby.
Zamiast jednak zlapac marynarke, siegnal po teczke i wyjal z niej kasety. Znalezienie ostatniej zajelo mu nie wiecej niz sekunde; numerowal je uwaznie podczas nagrywania. Przez chwile wazyl tasme w rece, zastanawiajac sie, czy jej nie zniszczyc, zamiast tego jednak podszedl do swej wiezy i wlozyl ja do magnetofonu. Przesunal ja do konca, nastepnie cofnal troche i wcisnal wlacznik. Szorstki glos Blaira Sullivana buchnal z glosnikow, wypelniajac gorzkim przeslaniem niewielki pokoj. Cowart odczekal do slow: „A teraz powiem ci prawde o malej Joanie Shriver”.
Zatrzymal tasme i cofnal do momentu gdy Blair Sullivan powiedzial: „To juz wszystkie trzydziesci dziewiec. Niezla opowiesc, co?”, na co on odpowiedzial: „Panie Sullivan, nie ma zbyt wiele czasu…” Morderca wykrzyknal wtedy: „Czyzbys mnie nie sluchal uwaznie, chloptasiu?”, zanim dokonczyl: „Teraz czas na jeszcze jedno opowiadanie…” Przesunal w tyl tasme, cofajac do slow: „Niezla opowiesc, co?”
Podszedl do swej kolekcji muzycznej i wyciagnal kasete, ktora nagral kilka lat temu – Milesa Davisa „Szkice hiszpanskie”. Byla to jedna ze starszych tasm, czesto odtwarzana, z wyplowiala obwoluta. Wiedzial, ze na koncu jest czysta. Wlozyl tasme do magnetofonu i znalazl miejsce, gdzie konczyla sie muzyka. Nastepnie wyjal kasete, umiescil ja w swym malym, przenosnym magnetofonie, ktory postawil tuz przed glosnikiem. Potem wlozyl wyznanie Sullivana z powrotem do magnetofonu w wiezy. Wcisnal
Sluchal slow gotujacych sie wokol niego, starajac sie zablokowac im droge do swej wyobrazni.
Kiedy tasma skonczyla sie, wylaczyl oba magnetofony. Odsluchal raz jeszcze fragmentu wynurzen Sullivana nagranych na tasmie z Milesem Davisem. Ze wzgledu na wysluzenie tasmy glos nie byl juz tak przeszywajacy – jednak nadal brutalnie slyszalny. Wyjal kasete i odstawil ja na polke z innymi nagraniami.
Przez chwile patrzyl z namyslem na oryginalna tasme z Sullivanem. Wreszcie przewinal ja do miejsca, od ktorego zaczal przed chwila przegrywanie na kasete z Davisem, wcisnal przycisk
Bedzie sie to wydawac dosc naglym zakonczeniem, ale trudno. Nie wiedzial, czy tasma wytrzymalaby dokladne ogledziny w laboratorium policyjnym, ale przynajmniej zyskal troche czasu.
Cowart podniosl na chwile wzrok znad ekranu komputera i dostrzegl dwojke detektywow, idacych przez pokoj redakcyjny. Manewrowali pomiedzy biurkami, prac uparcie w jego strone, ignorujac, pozostalych dziennikarzy, ktorych glowy podnosily sie w miare, jak ich mijali. Gdy wiec wreszcie doszli do Cowarta, wszystkie oczy skierowane byly na nich.
– Dobra, panie Cowart – powiedziala szorstko Andrea Shaeffer. – Teraz nasza kolej.
Slowa na ekranie przed nim zdawaly sie poblyskiwac naglaco.
– Za sekunde skoncze – odparl, nie odrywajac oczu od komputera.
– Juz skonczyles – przerwal mu Michael Weiss.
Cowart zignorowal detektywow. Za moment podbiegl do nich redaktor dzialu miejskiego, wciskajac sie miedzy niego a policjantow.
– Chcemy spisac panskie dokladne oswiadczenie, i to teraz. Probujemy to zrobic od ladnych kilku dni i zaczynamy miec juz tego dosyc.
Redaktor dzialu miejskiego skinal potakujaco glowa.
– Jak tylko skonczy.
– To samo powiedzieliscie nam tego dnia, kiedy znalazl ciala. Potem musial rozmawiac z Sullivanem. Pozniej ze wzgledu na to, co Sullivan mu powiedzial, musial byc sam. Teraz musi to wszystko opisac. Wlasciwie po co nam to zeznanie. Wystarczy, ze zaprenumerujemy wasza cholerna gazete. – Nie kryl rozdraznienia…
– Zaraz z wami porozmawia – powiedzial redaktor, oslaniajac Cowarta przed detektywami, starajac sie ich odciagnac od biurka.
– Nie – powiedziala uparcie Andrea Shaeffer.
– Kiedy skonczy – powtorzyl redaktor.
– Czy chce pan zostac aresztowany za utrudnianie pracy policji? – spytal Weiss. – Naprawde znudzilo mi sie czekanie, az tacy jak wy skoncza swoja prace, zebysmy my mogli zaczac nasza.