ekspierymientalna nichto hetaha nie praviarau. Takija sistemy jasce dahetul nieviadomyja. Sartoryus vieryc Frezieru, a ja razlicvau zhodna z Sijonam. Ja nie fizik, i Sijona taksama nie fizik. Va usiakim razie z punktu pohladu Sartoryusa. Ale heta dyskusijnaje pytannie. A ja nie chacu dyskusii, u vyniku jakoj ja mahu zniknuc dziela slavy Sartoryusa. Ciabie mozna pierakanac, jaho — nie. Ja nie budu navat imknucca.
— Sto ty chocas zrabic?.. Jon pracuje nad hetym, — abyjakava paviedamiu Snaut.
Ion zhorbiusia, uvies jaho spryt znik. Ja nie viedau, ci daviaraje jon mnie, ale mnie bylo usio adno.
— Toje, sto robic calaviek, kali jaho chocuc zabic, — cicha adkazau ja.
— Ja pasprabuju zviazacca z im. Mo jon dumaje pra niejkija miery biaspieki, pramarmytau Snaut. Jon zirnuu na mianie. — Pasluchaj, a kali usio-taki?.. Piersy prajekt, ha? Sartoryus zhodzicca. Biezumouna. Va usiakim razie… va usiakim razie… niejkaja mahcymasc.
— Ty vierys?
— Nie… Ale… heta nie zaskodzic…
Mnie nie chacielasia zhadzacca nadta chutka, kab nie pakazac, jak vazna, sto Snaut stanovicca na moj bok. Ciapier my mahli razam zaciahvac spravu.
— Treba padumac, — skazau ja.
— Ja pajdu, — marmytnuu Snaut i ustau.
Kali jon ustavau z kresla, u jaho chrusnuli sustavy.
— Dyk ty dazvolis zniac z ciabie encefalahramu? — spytausia Snaut, vycirajucy palcami fartuch, niby sprabavau scierci niabacnuju plamu.
— Dobra, — zhadziusia ja.
Nie zviartajucy uvahi na Chery (iana nazirala za hetaj scenaj moucki, trymajucy knihu na kaleniach), Snaut padysou da dzviarej. Kali jany zacynilisia, ja ustau, razhladziu listok, jaki trymau u rukach. Nie viedaju, ci pryznau by Sijona maje vyvady dakladnymi. Vidac, nie. Ja zdryhanuusia. Chery padysla da mianie zzadu i dakranulasia da placa:
— Krys!
— Sto, kachanaja?
— Chto heta byu?
— Ja tabie kazau. Doktar Snaut.
— Sto jon za calaviek?
— Ja mala jaho viedaju. Camu ty pytajessia?
— Ion tak pazirau na mianie…
— Vidac, ty jamu spadabalasia.
— Nie, — pakrucila jana halavoj. — Jon pazirau na mianie inaks. Tak… nibyta…
Jana zdryhanulasia, padniala na mianie vocy i adrazu z ich apuscila.
— Pajsli adsiul kudy-niebudz…
VADKI KISLAROD
Ja lazau u ciomnym pakoi zdrancviely, upieryusy pozirk u svietly cyfierblat na ruce. Kolki heta praciahvalasia, nie viedaju. Ja prysluchouvausia da svajho dychannia i niecamu zdziulausia. Stan dziunaj abyjakavasci ja zviazvau z vialikaj stomlenasciu. Paviarnuusia na bok, lozak byu niezvycajna syroki, mnie cahosci nie chapala. Ja zataiu dychannie. Nastupila pounaja cisynia. Ja scisyusia. Nijakaha ruchu. Chery? Camu ja nie cuju jaje dychannia? Ja praviou rukami pa pascieli. Chery nie bylo.
„Chery”, — chacieu ja paklikac, ale pacuu kroki.
Niechta vysoki i hruzny isou, jak…
— Hibaryjan? — spakojna spytausia ja.
— Tak, heta ja. Nie zapalvaj sviatla.
— Nie zapalvac?
— Nie treba. Tak budzie leps nam abodvum.
— Ale z ciabie niama siarod zyvych?
— Heta nie maje znacennia. Ty paznajes moj holas?
— Paznaju. Navosta ty heta zrabiu?
— Tak treba bylo. Ty spazniusia na catyry dni. Kali b ty prylacieu raniej, mahcyma, u hetym nie bylo b patreby. Nie pakutuj, chaj tvajo sumlennie budzie spakojnym. Ja adcuvaju siabie narmalna.
— Ty sapraudy tut?
— A ty dumajes, sto bacys mianie u snie, jak dumau pra Chery?
— Dzie jana?
— Camu ty licys, sto ja pavinien viedac?
— Ja zdahadausia.
— Nie budziem havaryc pra heta. Dapuscim, sto zamiest jaje pryjsou ja.
— Ale ja chacu, kab jana taksama byla tut.
— Heta niemahcyma.
— Camu? Pasluchaj, ty z viedajes, sto na samaj spravie heta nie ty, a ja?
— Nie, heta na samaj spravie ja. Dakladniej — ja, pautorany jasce raz. Ale navosta my marnujem cas?
— Ty pojdzies?
— Pajdu.
— I tady jana vierniecca?
— Tabie heta vazna? Jana dla ciabie vielmi mnoha znacyc?
— Heta maja sprava.
— Ty z baissia jaje.
— Nie.
— I hrebujes…
— Sto ty chocas ad mianie?
— Skadavac treba siabie, a nie jaje. Joj zausiody budzie dvaccac hadou, nie prytvarajsia, nibyta ty nie viedajes pra heta!
Niecakana ja supakoiusia. Ja sluchau Hibaryjana biez chvalavannia. Mnie zdalosia, sto jon staic zaraz blizej, u nahach, ale ja pa-raniejsamu nicoha nie bacyu u ciemry.
— Sto ty chocas? — spytausia ja cicha.
Moj ton, badaj, zdziviu jaho. Jon pamaucau.
— Sartoryus tlumacyu Snautu, sto ty padmanuu jaho. Zaraz jany padmanuc ciabie. Pad vyhladam mantazu renthienauskaj ustanouki jany budujuc anihilatar pola.
— Dzie jana? — spytausia ja.
— CHiba ty nie cujes, sto ja tabie skazau? Ja papiaredziu ciabie!
— Dzie jana?
— Nie viedaju. Zapomni: tabie spatrebicca zbroja. Tabie niama na kaho spadziavacca.
— Ja mahu spadziavacca na Chery, — pramoviu ja.
Hibaryjan cicha zasmiajausia.
— Viadoma, mozas. Da peunaj miazy. Zresty, ty zausiody mozas zrabic toje, sto i ja.
— Ty nie Hibaryjan.
— Vybacaj. A chto z? Mo tvoj son?
— Nie. Ty lalka. Ale ty pra heta nie viedajes.
— A ci viedajes ty, chto ty?
Heta mianie zacikavila. Ja chacieu ustac, ale nie moh. Hibaryjan stosci havaryu. Ja nicoha nie razumieu, cuu tolki jaho holas, adcajna zmahausia sa slabasciu, jasce raz irvanuusia z usiaje sily i… pracnuusia. Ja laviu rotam pavietra, jak ryba na piasku. Bylo vielmi ciomna. Heta son. Kasmar. Adnu chvilinku… „dylema, jakuju my nie mozam vyrasyc. My pryhniatajem sami siabie. Paliteryi skarystali tolki padabienstva vybiralnaha uzmacnialnika nasych dumak. Posuki matyvau hetaj zjavy — antrapamarfizm. Dzie niama calavieka, tam niama dastupnych dla jaho matyvau. Kab praciahvac plan vyvucennia, nieabchodna zniscyc abo svaje dumki, abo ich materyjalnuju realizacyju. Piersaje — nie paddajecca nam. Druhoje nadta nahadvaje zabojstva”.
U ciemry ja prysluchouvausia da dalokaha razvazlivaha holasu, intanacyju jakoha ja adrazu paznau. Havaryu Hibaryjan… Ja vyciahnuu ruki. Na pascieli nikoha nie bylo.
Mnie snicca, sto ja pracnuusia, padumau ja.
— Hibaryjan?.. — paklikau ja.
Holas adrazu z scich. Niesta scouknula, ja adcuu na tvary lohki podych pavietra.
— Nu sto z ty, Hibaryjan, — pramarmytau ja, paziachajucy. — Niepakoic mianie u adnym snie, u druhim — heta uzo zanadta…
Niesta zasamaciela kala mianie.
— Hibaryjan! — pautaryu ja macniej.
Pruzyny lozka zdryhanulisia.
— Krys… heta ja, — pacuu ja blizki sept.
— Heta ty, Chery?.. A dzie Hibaryjan?
— Krys, Krys… jaho niama… ty z sam kazau, sto jaho niama.
— U snie usio moza byc, — pramoviu ja niaspiesna. Ciapier ja nie byu upeunieny, sto bacyu son. — Jon niesta skazau, jon byu tut, — pramoviu ja.
Mnie strasna chacielasia spac. Kali tak chocacca spac, znacyc, splu, pramilhnula dziunaja dumka. Ja dakranuusia hubami da chalodnaha placa Chery i ulohsia jamcej. Jana niesta adkazala mnie, ale ja uzo zasynau.
Ranicaj u zalitym cyrvonym sviatlom pakoi ja uspomniu, sto adbylosia noccu. Havorka z Hibaryjanam mnie prysnilasia, a sto bylo pasla? Ja cuu jaho holas, u hetym ja pierakanany, ale uspomnic, sto jon skazau, nie mahu. Prauda, jon nie havaryu, a cytau lekcyju. Liekcyju?..
Chery mylasia. Cuusia sum vady u dusavoj. Ja zazirnuu pad lozak, kudy niekalki dzion tamu zakinuu mahnitafon. Jaho tam nie bylo.
— Chery! — huknuu ja.
Jaje tvar, zality vadoj, pakazausia z-za safy.
— Chery, ty nie bacyla pad lozkam mahnitafon? Malenki, kisenny…
— Tam lazala smat recau. Ja sklala ich tudy, — jana pakazala na palicku z lakarstvami kala aptecki i znikla u dusavoj.
Ja uskocyu z lozka i pasukau tam, ale nicoha nie znajsou.
— Ty nie mahla jaho nie zauvazyc, — skazau ja, kali Chery viarnulasia u pakoj.
Jana moucki rascesvalasia pierad lusterkam. Tolki zaraz ja zauvazyu, jakaja jana blednaja. Jaje vocy u lusterku pazirali na mianie nasciarozana.
— Chery, — uparta, jak asiol, pacau ja znou, — mahnitafona na palicy niama.
— Ty nicoha bols nie chocas skazac mnie?
— Daruj, — marmytnuu ja, — ty majes racyju, heta hlupstva…
Nie chapala, kab my pasvarylisia!
My pajsli sniedac. Chery rabila usio nie tak, jak zvycajna, ale ja nie moh zrazumiec, jakaja tut roznica. Jana da usiaho pryhladalasia, casam nie cula, sto ja joj kazu, zachoplenaja svaimi dumkami. Ja zauvazyu, sto vocy u jaje bliscac.
— Sto z taboj? — spytausia ja septam. — Ty placas?
— At, nie capaj mianie. Heta niesapraudnyja slozy, — prasaptala Chery.
Vidac, treba bylo vysvietlic usio da kanca, ale ja bols za usio na sviecie bajusia „scyrych razmou”. Mianie turbavala zusim insaje. Choc ja i viedau, sto intryhi Snauta i Sartoryusa mnie tolki prysnilisia, ja pacau uspaminac, ci josc na Stancyi choc jakaja-niebudz zrucnaja zbroja. Ja nie dumau, navosta jana mnie, — prosta chacielasia jaje znajsci. Ja skazau Chery, sto musu pajsci u trum i na sklady. Jana moucki pajsla sa mnoj. Ja kapausia u skryniach, vyniuchvau u kantejnierach, a kali spusciusia na samy niz, nie zmoh adolec zadannia zazirnuc u chalodnuju kamieru. Mnie nie chacielasia, kab Chery zachodzila tudy, tamu ja tolki pracyniu dzviery i ahledzieu usio pamiaskannie. Pad ciomnym pokryvam pa-raniejsamu adroznivalisia abrysy ciela niabozcyka, ale z taho miesca, dzie ja stajau, nielha bylo ubacyc, lazyc tam carnaskuraja ci nie. Mnie zdalosia, sto jaje niama.
Ja praciahvau blukac, tak i nie znajsousy nicoha vartaha uvahi. Nastroj usio bols i bols psavausia. Niecakana ja zauvazyu, sto pobac sa mnoj niama Chery. Zresty, jana adrazu z zjavilasia — zatrymalasia u kalidory, ale uzo adno toje, sto Chery sprabavala addalicca — a joj za doraha kastavala pakinuc mianie choc na chvilinku, — pavinna bylo nasciarozyc mianie. Ja pa-raniejsamu imitavau pakryudzanaha, karaciej, pavodziu siabie nadzvycaj dziuna. Razbalelasia halava, ja nie moh znajsci nijakich paraskou i, zlosny, jak cort, pierakapau usiu aptecku. U apieracyjnuju isci nie chacielasia, i naohul u mianie nicoha nie ladzilasia. Chery, jak cien, blukala pa pakoi, casam niekudy znikala. Pasla poudnia, kali my paabiedali (zresty, jana naohul nie jela, a ja zavau biez