tym, ze z dwoch zdatnych do reanimowania ozywic da sie tylko jednego i ze nikt za nas nie zadecyduje o wyborze... Szkoda mitregi. Chodz. Chce to miec za soba.

— Musze sie przebrac. Zaczekasz na mnie?

— Nie. Pojde sam. Przyjdz tam, do niego. Ktory to poklad?

— Trzeci srodkowego czlonu. Bede za piec minut.

Wyszli razem, lecz wsiedli do roznych wind. Gerbert pomknal w owalnym srebrnawym wnetrzu, dotknawszy wlasciwych cyfr. Jajowaty pojazd wyhamowal miekko, wklesla scianka rozwarla sie spirala jak fotograficzna przeslona. Naprzeciw, w bezzrodlowej poswiacie, biegly szeregi wkleslych drzwi o wysokich progach jak na dawnym okrecie. Odnalazl drzwi z 84 numerem, z mala tabliczka „R.P. Arago, MA., DP. DA.“ Nim zdazyl rozwazyc, czy pod literami D.A. kryje sie Delegat Apostolski, czy Doctor Angelicus — mysl byla tylez glupia, co nie na miejscu — drzwi sie rozsunely. Wszedl do przestronnej kajuty, z wszech stron ujetej w regaly z ksiazkami za szklem. Na dwu przeciwleglych scianach znajdowaly sie obrazy w jasnych ramach, siegajace.od stropu do podlogi. Po prawej widnialo Drzewo Wiadomosci Cranacha z Adamem, wezem i Ewa, po lewej Kuszenie swietego Antoniego Boscha. Nim przyjrzal sie dziwotworom, plynacym po niebie tego Kuszenia, Cranach wessany za biblioteczne polki utworzyl przejscie, w ktorym pojawil sie Arago w bialym habicie, i nim obraz wrocil na swoje miejsce jako drzwi, lekarz dostrzegl za postacia dominikanina czarny krzyz na bialym tle. Przywitali sie usciskiem reki i siedli za niskim stolem, zawalonym chaotycznie papierami, wykresami i mnostwem otwartych tomow, z ktorych wystawaly kolorowe zakladki. Arago mial szczupla, prawie sniada twarz o szarych przenikliwych oczach pod niemal bialymi brwiami. Habit zdawal sie zbyt nan obszerny. W sciegnistych rekach pianisty trzymal zwykly drewniany metr. Gerbert od niechcenia powiodl wzrokiem po grzbietach starych ksiazek. Nie mial ochoty odezwac sie pierwszy. Oczekiwal pytan, ktore nie padly.

— Doktorze Gerbert, nie rownam sie z panem wiedza. Moge sie jednak porozumiewac z panem w jezyku Eskulapa. Bylem psychiatra, nim przywdzialem ten stroj. Naczelny lekarz udostepnil mi dane... tej operacji. Ich wymowa jest perfidna. Ze wzgledu na niezgodnosc grup krwi i tkanek, w gre wchodza dwaj ludzie, lecz obudzic moze sie tylko jeden.

— Albo zaden — wyrwalo sie Gerbertowi nieomal wbrew woli. Pewno przez to, ze zakonnik wyminal wlasciwszy termin: wskrzeszenia z martwych. Dominikanin pojal to w lot.

Distinguo wazne dla mnie, dla pana zapewne sie nie liczy. Dysputa na eschatologicznym pulapie jest bezprzedmiotowa. Ktos jak ja, na moim miejscu, mowilby, ze prawdziwie martwy jest czlowiek w rozkladzie — po zajsciu w ciele nieodwracalnych zmian. I ze takich spoczywa na okrecie siedmiu. Wiem, ze ich szczatki przyjdzie naruszyc i rozumiem koniecznosc, ktorej nie mam prawa aprobowac. Od pana, doktorze, i od panskiego przyjaciela, ktory tu zaraz sie zjawi, chce odpowiedzi na jedno pytanie. Mozecie mi jej odmowic.

— Slucham — odpowiedzial Gerbert, czujac, jak cierpnie.

— Niechybnie domysla sie pan. Chodzi o kryteria wyboru.

— Terna nie powie panu nic innego niz ja. Nie dysponujemy zadnymi obiektywnymi kryteriami. A pan — zaznajomiwszy sie z danymi — tez to wie... ojcze Arago.

— Wiem. Ocena szans jest ponad sile ludzka. Medykomy wykonawszy iks bilionow obliczen, daly dwom sposrod dziewieciu tych ludzi szanse dziewiecdziesiat dziewiec procent, z odchyleniem wewnatrz granicy nieusuwalnego bledu — jako szanse w alternatywie. Obiektywnych kryteriow nie ma i wlasnie dlatego smiem pytac o wasze.

— Stoja przed nami dwie sprawy — z niejaka ulga odparl Gerbert. — Jako lekarze bedziemy razem z naczelnym zadali od dowodcy okreslonych zmian w nawigacji. Niechybnie ojciec bedzie tu po naszej stronie?

— Nie moge uczestniczyc w glosowaniu.

— Tak. Ale postawa zajeta przez ojca moze miec wplyw...

— Na wynik tej narady? Toz on juz jest przesadzony. Nie dopuszczam mysli, by powstala jakas opozycja. Wiekszosc opowie sie „za“. A dowodca ma w reku ostateczna decyzje i zdziwilbym sie, gdyby jej nie znali lekarze.

— Bedziemy zadac wiecej zmian niz w pierwszym ustaleniu. Dziewiecdziesiat dziewiec procent to nie jest dla nas dosyc. Wazne jest kazde nastepne miejsce po dziesietnym przecinku. Energetyczny koszt razem ze zwloka ekspedycji bedzie ogromny.

— To dla mnie nowosc. A... druga sprawa?

— Wybor zwlok. Jestesmy najzupelniej bezradni, poaiewaz wskutek skandalicznych zaniedban, ktorym radiowcy nadali bardziej elegancka nazwe przeciazenia kanalow lacznosci, nie mozemy ustalic nazwisk ani funkcji, ani zyciorysow, tych ludzi. W rzeczywistosci zaszlo cos wiecej niz niedbalstwo. Biorac na poklad te kontenery, nie wiedzielismy, ze zarowno pamiec starych agregatow tej kopalni — Graala — jak i maszyn cyfrowych w Roembdenie ulegla znacznemu zniszczeniu w toku robot demontazowych. Osoby odpowiedzialne za los tych, ktorych dowodca z nasza zgoda wzial na poklad, oswiadczyly, ze dane mozna uzyskac z Ziemi. Nie wiadomo tylko, kto, kiedy, komu dal takie zlecenia — wiadomo, ze wszyscy, by tak rzec, umyli rece.

— Tak bywa, kiedy kompetencje znacznej liczby ludzi zachodza na siebie. Co nie jest niczyim usprawiedliwieniem...

Zakonnik urwal, spojrzal Gerbertowi w oczy i cicho powiedzial:

— Pan byl przeciwny wzieciu ofiar na statek? Gerbert niechetnie skinal glowa.

— W rozgardiaszu przed startem zaden pojedynczy glos, do tego lekarza, a nie bieglego astronauty, nie mogl zawazyc. Jesli bylem przeciwny, zywiac pewne obawy, nie jest mi od tego teraz lzej.

— Wiec jakze? Na co zamierzacie sie zdac? Na rzut koscia?

Gerbert nastroszyl sie.

— Wybor nie bedzie zalezal od nikogo poza nami — po naradzie, jesli nasze zadania zostana spelnione w zakresie czysto technicznym. Nawigacyjnym. Przeprowadzimy ponowna obdukcje oraz przetrzasniemy do ostatniego wloska i zmiotka cala zawartosc witryfikatorow.

— Jaki wplyw na wybor reanimowanego moze miec jego identyfikacja?

— Moze zadnego. Nie bedzie to w kazdym razie cecha, jakosc, istotna w obrebie medycyny.

— Ludzie ci — zakonnik wazyl ostroznie slowa, mowiac powoli, jakby stapal po coraz cienszym lodzie — zgineli w tragicznych okolicznosciach. Jedni wykonujac zwykle obowiazki, jako pracownicy tych kopaln czy zakladow. Inni, idac tamtym na ratunek. Czy dopuszcza pan takie zroznicowanie — gdyby sie powiodlo — jako kryterium?

— Nie.

Odpowiedz padla natychmiast i kategorycznie. Sciana ksiazek przed siedzacymi rozsunela sie, wszedl Terna i przeprosil za spoznienie.

Zakonnik wstal. Wstal rowniez Gerbert.

— Dowiedzialem sie wszystkiego, co mozliwe — powiedzial Arago. Byl wyzszy od obu lekarzy. Za jego plecami Ewa zwracala sie do Adama, waz wpelzal na drzewo raju. — Dziekuje panom. Przekonalem sie o tym, co winienem wiedziec i tak. Nasze fachy sie stykaja. Nie osadzamy nikogo podlug zaslug i win, tak samo jak wy nikogo wedle tych roznic nie ratujecie. Nie zatrzymuje: juz czas na panow. Zobaczymy sie przy naradzie.

Wyszli. Gerbert w kilku slowach strescil Ternie rozmowe z obserwatorem apostolskim. W doskonale okraglym rozbiegu korytarzy wsiedli do jajowatego, matowosrebrnego wehikulu. Wlasciwy szyb otwarl sie i wchlonal bezkolowy pojazd z przeciaglym westchnieniem. W okraglych oknach zamigotaly swiatla mijanych pokladow. Siedzac naprzeciw siebie, milczeli. Obaj, nie wiedzac czemu, czuli sie dotknieci sentencja, ktora zakonnik podsumowal spotkanie. Wrazenie to bylo jednak zbyt nieokreslone, by warto je analizowac przed tym, co ich czekalo.

Sala obrad miescila sie w piatym czlonie „Eurydyki“. Statek, gdy ogladany w locie z dali, przypominal dluga, biala gasienice o kulisto wypuklych segmentach, i to gasienice skrzydlata, gdyz z jej bokow wychodzily platy, zakonczone kadlubami hydroturbin. Leb „Eurydyki“, splaszczony, okalaly jak czulki czy zuwaczki kolce mnostwa anten. Kuliste czlony, zlaczone z soba krotkimi cylindrami trzydziestometrowej srednicy, sprzegal i usztywnial podwojny kil wewnetrzny, gdy kosmiczny okret przyspieszal, szedl pelnym chodem lub hamowal. Silniki, zwane hydroturbinami, w istocie byly termonuklearnymi reaktorami typu strumienioplywowego, a za paliwo sluzyl im wodor wysokiej prozni.

Naped ten okazal sie lepszy nawet od fotonowego. Sprawnosc jadrowych paliw u przyswietlnych chyzosci spada, gdyz lwia czesc kinetycznej energii unosi z soba plomien odrzutu, bezuzytecznie bijacy w proznie, i tylko drobny ulamek wyzwalanej mocy udziela sie rakiecie. Z kolei, naped fotonowy, wiec swietlny, wymaga obciazenia statku milionami ton materii i antymaterii jako anihilacyjnego paliwa. Natomiast silniki strumieniowo-przeplywowe biora za paliwo miedzygwiezdny wodor. Jego wszechobecne atomy sa jednak tak rozproszone w galaktycznej prozni, ze efektywna dzielnosc rozwijaja silniki takiego typu dopiero powyzej 30000 kilometrow predkosci na sekunde, a pelna wydajnosc zyskuja przy zblizaniu do biegu swiatla. Totez statek z podobnym napedem nie moze ani sam wystartowac z planety, gdyz jest po temu zbyt masywny, ani sam rozpedzic sie do chwili, gdy wpadajace we wloty reaktorow atomy zageszczaja sie dostatecznie dla zaplonu. Ziejace pustka wlotowe tuleje gnaja wowczas tak, ze i najwyzsza kosmiczna proznia wpycha — taranowana — dosc wodoru w ich gardziele, by w komorach ogniowych rozblysly sztucznie wzniecone strugi slonca; wspolczynnik uzytecznej dzielnosci rosnie i statek, nie obciazony wlasnymi zapasami paliwa, moze mknac ze stalym przyspieszeniem. Po niespelna roku akceleracji, odpowiadajacej ciazeniu ziemskiemu, osiaga niemal dziewiecdziesiat dziewiec procent predkosci swiatla i gdy na jego pokladzie plyna minuty, na Ziemi mijaja dziesiatki lat.

„Eurydyke“ budowano na orbicie wokol Tytana, gdyz mial sluzyc za jej startowa platforme. Wiele bilionow masy tego ksiezyca obrocily konwencjonalne stosy termojadrowe w energie dla przetwornic, a one z kolei, jako laserowe wyrzutnie, uderzyly slupami spojnego swiatla w gigantyczna rufe „Eurydyki“, jak prochowe gazy wewnatrz armatniej lufy w dno granatu. Ksiezyc przyszlo pierwej odrzec, pracami astroinzynieryjnymi, z jego gestej atmosfery; wybudowac na nim zaklady radiochemiczne i silownie hydronuklearne na plycie rownikowego kontynentu, po roztopieniu jej gor kumulatywnymi udarami zaru, z satelitow jednorazowego uzycia. Ich salwy

Вы читаете Fiasko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×