obrocily wielki masyw gorotworu w lawe, a kriobalistyczne bomby wspomogly mroz, by to czerwono rozplawione morze scielo sie w twarda, gladka rownine sztucznego Mare Herculaneum. Na dwunastu tysiacach kwadratowych mil jego rowniny wyrosl las miotaczy laserowych, rzeczywisty Herkules ekspedycji. W krytycznym dniu i sekundzie dal ognia, aby zepchnac „Eurydyke“ z jej stacjonarnej orbity. Wydluzany slup spojnego swiatla parl rufowe zwierciadla okretu poza Uklad Sloneczny. W miare jak rozpedzajacy go promien slabl, statek wspomagal sie wlasnymi boosterami, gubiac ich kolejno wypalone baterie juz poza Plutonem. Tam dopiero zagraly jego rozdziawione w proznie hydrosilniki.

Poniewaz mialy pracowac przez cala droge, statek przyspieszal jednostajnie, przez co panowalo na nim ciazenie rowne ziemskiemu. Dzialalo w dlugiej osi, i tylko w niej. Dlatego kazdy kulisty czlon „Eurydyki“ byl osobna jednostka. Poklady biegly w nim w poprzek kadluba od burty do burty, isc w gore znaczylo zblizac sie do dziobu, a w dol — do rufy. Gdy caly okret hamowal lub zmienial kursy, os napedu odchylala sie od osi poszczegolnych kulistych dzwon. Przez to stropy stawalyby sie scianami, a przynajmniej poklady kladlyby sie na boki. Aby tego uniknac, kazdy segment kadluba zawieral w sobie kule zdolna do obrotow w pancernej otulinie jak w toczonym lozysku. Zyrostatory dbaly o to, by wszystkie poklady kazdej kuli kadluba — bylo ich osiem, mieszkalnych sila odrzutu zawsze trafiala w pionie. Podczas manewrow tego rodzaju poklady poszczegolnych kul odchylaly sie od glownej kilowej osi statku. Aby i wtedy mozna przechodzic z jednych segmentow do innych, otwieral sie tunelowy system dodatkowych sluz, zwanych slimacznicami. Tylko wtedy jadacy owymi tunelami odczuwali zmiany lub brak ciazenia, gdy ich winda biegla przez miedzyczlonowe odcinki kadluba.

Gdy przyszlo do walnej narady, pierwszej po starcie, „Eurydyka“ miala przed soba prawie rok ciaglej akceleracji, wiec nic nie naruszalo w niej ustalonego ciazenia.

Zgromadzeniom calej zalogi sluzyl piaty czlon zwany parlamentem. Pod wkleslym pulapem lezal niezbyt wysoki amfiteatr, sala, ktora obiegaly cztery rzedy law, przecietych w rownych odstepach pochylonymi przejsciami. Pod jedyna plaska sciana ciagnal sie dlugi stol, wlasciwie blok zespolonych pulpitow z monitorami. Za nim, zwroceni ku obecnym, zajmowali miejsca nawigatorzy z podwladnymi specjalistami.

Osobliwosci wyprawy utworzyly szczegolny sklad dowodztwa. Lotem zawiadywal Bar Horab, moca glowny dyspozytor Khargner, lacznoscia radiofizyk De Witt, a na czele gremium naukowcow, zarowno przydatnych w samej podrozy, jak tych, co mieli wejsc w akcje dopiero u celu, stal polistor Nomura.

Kiedy Gerbert i Terna weszli na gorna galerie, obrady juz sie zaczely. Bar Horab odczytywal zebranym postulaty lekarzy. Nikt nie zwrocil sie ku wchodzacym, jedynie naczelny lekarz, Hrus, siedzacy miedzy dowodca i dyspozytorem mocy, wyrazil im nagane sciagnieciem brwi. Niewiele sie spoznili. W ciszy zewszad brzmial flegmatyczny glos Bar Horaba.

—...domagaja sie redukcji ciazenia do jednej dziesiatej. Uwazaja to za konieczne dla ozywienia zwlok, ktore spoczywaja w chlodni. Oznacza to zdlawienie ciagu do dolnej granicy. Moge to zrobic. Tym samym caly program lotu, we wszystkich gotowych obliczeniach, zostanie przekreslony. Mozna sporzadzic nowy program. Tamten wykonalo piec niezaleznych grup projektu na Ziemi, zeby wykluczyc mozliwosc bledow. Na tyle nas nie stac. Nowy program sporzadza dwa nasze zespoly — tym samym okaze sie nie tak pewny jak poprzedni. Ryzyko jest male, lecz realne. Pytam was wiec, czy mamy przeglosowywac zadanie lekarzy bez dyskusji, czy tez stawiac im przedtem pytania?

Wiekszosc opowiedziala sie za dyskusja. Hrus nie zabral sam glosu, lecz wezwal Gerberta.

— W slowach dowodcy kryje sie pewien zarzut — oswiadczyl Gerbert, nie wstajac ze swego miejsca w najwyzszym rzedzie law. — Skierowany jest do tych, ktorzy przekazali nam trupy znalezione na Tytanie, nie zatroszczywszy sie o ich stan. W tej kwestii mozna by przeprowadzic sledztwo, by wykryc winnych. Czy jednak sa wsrod nas, czy nie, sytuacji to nie odmieni. Naszym zadaniem jest pelna rezurekcja czlowieka, zachowanego niewiele lepiej niz mumie faraonow. Musze tu wejsc w historie medycyny. Proby witryfikacji siegaja dwudziestego wieku. Bogaci starcy dawali sie pochowac w plynnym azocie z nadzieja, ze beda kiedys wskrzeszeni. Oczywisty nonsens. Zamrozonego trupa mozna tylko ocieplic, by zgnil. Potem nauczono sie zamrazac drobne skrawki tkanek, jajeczka, sperme i proste drobnoustroje. Im cialo wieksze, tym trudniejsza witryfikacja. Oznacza ona blyskawiczne sciecie wszystkich plynow organizmu w lod, z przeskoczeniem fazy krystalizacji, bo krysztalki powoduja nieodwracalne zniszczenie subtelnej budowy komorkowej. Witryfikacja jest natomiast zeszkleniem ciala i mozgu w ulamku sekundy. Latwo blyskawicznie rozgrzac dowolny obiekt do wysokiej temperatury. Oziebic prawie do zera Kelwina tak szybko jest nieporownanie trudniej. Dzwonowe witryfikatory ofiar z Tytana byly prymitywne i dzialaly bardzo brutalnie. Przyjmujac kontenery na poklad, nie znalismy ich budowy. Dlatego stan zwlok okazal sie takim zaskoczeniem.

— Dla kogo i dlaczego? — spytal ktos z pierwszego rzedu.

— Dla mnie jako psychonika, dla Terny, ktory jest somatykiem, a tez naturalnie dla naszego naczelnego. Dlaczego? Otrzymalismy kontenery bez jakiejkolwiek specyfikacji i schematy zeszlowiecznych witryfikatorow. Nie wiedzielismy, ze dzwony z zamrozonymi ludzmi ulegly czesciowemu zgnieceniu przez lodowiec i ze wlozono je na miejscu do termosowych pojemnikow z plynnym helem, aby od razu przewiezc je wahadlowcem na nasz poklad. Przez czterysta godzin od startu, kiedy rozpedzal nas „Herkules“, mielismy podwojna grawitacje i dopiero potem moglismy przystapic do ogledzin kontenerow.

— To bylo trzy miesiace temu, kolego Gerbert — odezwal sie ten sam glos z dolu sali.

— Tak. Stwierdzilismy przez ten czas, ze wszystkich na pewno nie ozywimy. Trzech przyszlo wykluczyc od razu, bo ich mozgi ulegly zmiazdzeniu. Z pozostalych mozemy ozywic tylko jednego, chociaz w zasadzie nadaja sie do reanimacji dwa trupy. Rzecz w tym, ze wszyscy ci ludzie mieli w ukladzie krazenia krew.

— Prawdziwa krew? — spytal ktos z innego miejsca sali.

— Tak. Erytrocyty, osocze i tak dalej. Dane dotyczace krwi mamy w holotekach, ale nie mozemy robic transfuzji, nie mamy przeciez krwi, wiec rozmnozylo sie erytroblasty, pobrane ze szpiku. Krew jest. Jednakowoz zachodzi niezgodnosc tkanek. Do reanimacji nadaja sie dwa mozgi. Ale zyciowo waznych narzadow starczy tylko dla jednego czlowieka. Jeden moze zostac poskladany z tych dwoch. Fatalne, choc prawdziwe.

— Mozg mozna wskrzesic i bez ciala — powiedzial ktos z sali.

— Nie zamierzamy tego robic — odparl Gerbert. — Nie jestesmy tu po to, zeby robic makabryczne eksperymenty. Przy obecnym poziomie medycyny musza byc makabryczne. Zreszta nie w okresleniach rzecz, tylko w kompetencji. Wtracamy sie w kwestie zeglugi jako lekarze, a nie jako astronauci. Nikt postronny nie moze nam dyktowac postepowania. Nie bede zatem wchodzil w szczegoly operacji. Przyszlo odwapnic i metalizowac szkielet. Usuwac helem nadmiar azotu z tkanek, kanibalizowac inne trupy dla jednego. To nasza rzecz. Wyjasnic mam tylko podstawe naszego zadania. Potrzebujemy mozliwie slabej grawitacji podczas reanimowania mozgu. Najlepsza bylaby zupelna niewazkosc. Wiemy jednak, ze nie da sie jej uzyskac bez wygaszania silnikow, co rozstroiloby do reszty program lotu.

— Szkoda czasu na te uwagi, kolego — pierwszy lekarz nie ukrywal zniecierpliwienia. — Dowodca i zebrani chca wiedziec, czemu przypisac to zadanie.

Nie powiedzial „nasze zadanie“, lecz jedynie „to“. Gerbert udajac, ze nie dostrzegl owego przejezyczenia — przekonany zreszta, ze nie bylo mimowolne, powiedzial z udawanym spokojem:

— Neurony w mozgu ludzkim normalnie sie nie dziela. Nie rozmnazaja sie, poniewaz stanowia material osobniczej tozsamosci, jako pamieci, i innych cech, zwanych pospolicie charakterem, dusza i tak dalej. W mozgach ludzi witryfikowanych tym prymitywnym sposobem, jak na Tytanie, powstaly ubytki. Potrafimy juz doprowadzic sasiednie neurony do podzialow, azeby sie rozmnozyly, wypelniajac ubytki, ale tym samym likwidujemy indywidualnosc tak potraktowanych i zachowanych neuronow. Zeby ratowac osobnicza tozsamosc, trzeba jak najmniej neuronow zmusic do podzialu, bo potomne sa jak neurony niemowlecia — niejako puste i nowe. Nawet przy zerowym ciazeniu nie ma pewnosci, czy i w jakiej mierze wskrzeszony ulegnie amnezji. Jakas czesc pamieci ginie przy witryfikacji nieodwracalnie, nawet w najdoskonalszych kriostatach, poniewaz subtelne styki synapsow doznaja urazow na molekularnym poziomie. Dlatego nie twierdzimy, ze wskrzeszony bedzie dokladnie tym samym czlowiekiem, jakim byl kolo stu lat temu. Twierdzimy tylko, ze im slabsze bedzie ciazenie podczas reanimacji mozgu, tym wiecej bedzie szans ocalenia osobowosci. Skonczylem.

Bar Horab jakby od niechcenia spojrzal na naczelnego lekarza, ktory zdawal sie zatopiony w studiowaniu papierow.

— Glosowanie uwazam za zbedne — powiedzial. — Na prawach dowodcy zarzadzam zdlawienie ciagu w terminie, ktory wyznacza lekarze i na potrzebny im czas. Prosze uznac narade za zamknieta.

Przez sale przeszlo lekkie poruszenie. Bar Horab wstal, dotknal ramienia Khargnera i obaj skierowali sie do dolnego wyjscia sali. Gerbert z Terna omal biegiem ruszyli ku gornej galerii, nim ktokolwiek zdazyl ich zagadnac. Na korytarzu spotkali dominikanina. Nie odezwal sie do nich, skinal tylko glowa i ruszyl w swoja strone.

— Nie spodziewalem sie tego po Hrusie — rzucil Terna, wsiadajac z Gerbertem do rufowego wyciagu. — Za to dowodca — o! — to czlowiek na wlasciwym miejscu. Czulem, jak sie na nas rzuca koledzy z bratnich fachow, a najpierw nasi „psychonauci“. Ucial to jak nozem...

Winda zwalniala juz, mijane swiatla migotaly coraz wolniej.

— Mniejsza o Hrusa — mruknal Gerbert. — Jezeli koniecznie chcesz wiedziec, Arago rozmawial z Horabem tuz przed narada.

— Skad wiesz?

— Od Khargnera. Byl u Horaba przed rozmowa z nami.

— Myslisz, ze?

— Nie mysle, tylko wiem jedno: pomogl nam.

— Ale jako duchowny teolog.

— Nie znam sie na tym. Natomiast on sie zna na medycynie i na teologii. Jak godzi

Вы читаете Fiasko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×