Przybycie O’Donnella. Martwego psa. Niefortunna napasc na zastepce szeryfa hrabstwa Los Angeles przed domem Swana w Santa Ana i decyzje zwrocenia samochodow do Hertza, aby zmylic poscig.
– Udalo sie nam rozwiazac przynajmniej ten problem – zauwazyla Dixon. – Nikt nas nie sledzi, wiec mozemy zalozyc, ze ten samochod jest czysty.
– Jakies wnioski? – zapytal Reacher.
Dixon zastanawiala sie przez czas potrzebny do pokonania trzystu metrow zatloczonego bulwaru. Skrecila w Czterysta Piata, a nastepnie wjechala na autostrade prowadzaca do San Diego, ruszyla nia jednak na polnoc do Sherman Oakes i Van Nuys.
– Jeden – odpowiedziala. – Nie sadze, aby Franz zadzwonil tylko do niektorych, poniewaz pozostalych uznal za niedostepnych. Nie sadze rowniez, ze zlekcewazyl problem, nie zawiadamiajac pozostalych. Byl na to zbyt inteligentny. I zbyt ostrozny. Wiecie, mial zone i dziecko. Uwazam, ze powinnismy zmienic hipoteze. Zastanowic sie, kim byl, a kim nie byl. Sadze, ze skontaktowal sie tylko z niektorymi, bo mial bardzo malo czasu. Musial dzialac naprawde szybko. Oczywiscie, wezwal Swana, poniewaz ten znajdowal sie w tym samym miescie. Pozniej zadzwonil do Sancheza i Orozco, ktorzy mieszkaja w Las Vegas, zaledwie godzine drogi stad. Pozostali nie mogli mu pomoc, poniewaz dzielil ich od niego co najmniej dzien drogi. Dzialal szybko, w panice, pod presja czasu. Najwyrazniej roznice robilo juz pol dnia.
– Masz na mysli cos konkretnego? – zapytal Reacher.
– Nie. Szkoda, ze zniszczyliscie zawartosc tamtych pendrive’ow. Wiedzielibysmy, jakie informacje byly nowe lub inne od pozostalych.
– Musi chodzic o nazwiska – powiedzial O’Donnel1. – To jedyne twarde fakty, ktorymi dysponujemy.
– Liczby tez bywaja twardymi faktami – zauwazyla Dixon.
– Oslepniesz, probujac dopatrzyc sie w nich jakiegos sensu.
– Moze tak, a moze nie. Czasami do mnie przemawiaja.
– Te nie przemowia.
W samochodzie zapanowala cisza. Na drodze nie bylo wiekszych korkow. Dixon przemknela przez skrzyzowanie Czterystapiatki z Dziesiatka.
– Dokad jedziemy? – zapytala.
– Proponuje Chateau Marmont. To spokojny hotel na uboczu.
– Na dodatek bardzo drogi – zauwazyl Reacher. Cos w jego glosie sprawilo, ze Dixon spojrzala do tylu.
– Reacher cienko przedzie.
– Nie jestem zaskoczona – odparla Dixon. – Nie pracuje od dziewieciu lat.
– Nie przepracowywal sie takze wtedy, gdy sluzyl w wojsku – dodal O’Donnell. – Po co mialby zmieniac stare nawyki?
– Nie chce, aby inni za niego placili – kontynuowala Neagley.
– Biedaczek – rzucila Dixon.
– Staram sie jedynie byc uprzejmy.
Dixon trzymala sie Czterystapiatki az do bulwaru Santa Monica, a nastepnie skrecila na polnocny wschod, zamierzajac przejechac Beverly Hills i zachodnie Hollywood, by wjechac do Sunset w okolicy Laurel Canyon.
– Nasze haslo to: Nie zadzieraj ze specjalna grupa sledcza. Nasza czworka powinna to udowodnic. Ze wzgledu na tych, ktorzy odeszli. Trzeba zdefiniowac strukture dowodzenia, opracowac plan i przyjac budzet.
– Budzet pozostawcie mnie – odpowiedziala Neagley.
– Mozesz?- Tego roku Departament Bezpieczenstwa Krajowego wpompowal siedem miliardow dolarow w sektor prywatny. Czesc tych srodkow trafila do Chicago. Mam polowe tego, co znalazlo sie na naszym koncie.
– Jestes bogata?
– Bogatsza niz wowczas, gdy bylam sierzantem.
– Zwrocimy ci forse – zapewnil O’Donnell. – Ludzie zabijaja z milosci lub dla pieniedzy. Ci goscie z pewnoscia nie zrobili tego z milosci. Na pewno kryje sie za tym kasa.
– Zgadzacie sie, aby Neagley pilnowala budzetu? – zapytala Dixon.
– Co to jest? Demokracja? – zachnal sie Reacher. Uniosly sie cztery dlonie. Dwoch majorow i jeden kapitan zaglosowali za tym, aby sierzant Neagley przejela kontrole nad kasa.
– W porzadku, a teraz plan – ciagnela Dixon.
– Najpierw struktura dowodzenia – zaoponowal O’Donnell. – Nie stawia sie konia przed wozem.
– W porzadku – zgodzila sie Dixon. – Glosuje na Reachera.
– Ja tez – odparl O’Donnell.
– I ja – powiedziala Neagley. – Zawsze dowodzil.
– Nie moge objac dowodztwa – sprzeciwil sie Reacher. – Uderzylem gliniarza. Jesli sprawa sie wyda, trafie do pudla i bedziecie musieli sobie radzic beze mnie. Nie moge przyjac tego stanowiska.
– Zajmiemy sie tym w swoim czasie – odparla Dixon.
– Ten czas szybko nadejdzie – zauwazyl Reacher. – Jak amen w pacierzu. Jutro, najpozniej pojutrze.
– Moze puszcza to plazem.
– Zapomnij o tym. Czy my zachowalibysmy sie w taki sposob?
– Moze facet bedzie sie wstydzil o tym zameldowac?
– Nie musi tego robic. Ludzie zauwaza. Ma podbite oko i rozkwaszony nos.
– Przeciez gosc nie wie nawet, kim jestes.
– Wystarczy, ze wie o Neagley. Sledzil nas. Wie, kim jestesmy.
– Nie mozesz dac sie za to aresztowac – zaprotestowal O’Donnell. – Wsadza cie do pudla. Jesli do tego dojdzie, bedziesz musial zmykac z miasta.
– Wykluczone. Jesli mnie nie dostana, dobiora sie do moich wspolpracownikow. Nie chcemy tego. Musimy miec tu przyczolek.
– Znajdziemy ci prawnika. Kogos taniego.
– Nie, znajdziemy kogos dobrego – zapewnila Dixon.
– Niezaleznie od tego, co zrobicie, moje mozliwosci dzialania beda ograniczone.
Nikt nie powiedzial ani slowa.
– Dowodzic powinna Neagley.
– Nie zgadzam sie – powiedziala Neagley.
– Nie mozesz. To rozkaz.
– Skoro nie jestes dowodca, nie mozesz mi rozkazywac.
– W takim razie dowodca bedzie Dixon.
– Odmawiam – rzekla Dixon.
– Okej, niech dowodzi O’Donnell.
– Rezygnuje.
– Reacher bedzie dowodzil do czasu aresztowania, pozniej zastapi go Neagley. Zgadzacie sie?
W gore powedrowaly trzy dlonie.
– Pozalujecie – odparl Reacher. – Zadbam o to.
– Jaki mamy plan, szefie? – zapytala Dixon, powodujac, ze Reacher przeniosl sie dziewiec lat wstecz do czasu, kiedy ostatni raz zadano mu podobne pytanie.
– To co zwykle – wycedzil. – Dochodzenie, przygotowanie i realizacja. Odnajdziemy drani, zalatwimy ich i naszczamy na groby ich przodkow.
25
Chateau Marmont byl starym hotelem w Sunset, u wylom Laurel Canyon – ulubionym miejscem artystycznej bohemy. Zatrzymywaly sie w nim najrozniejszej masci gwiazdy filmu i rocka: Errol Flynn, Clark Gable, Marilyn Monroe, Greta Garbo, James Dean, John Lennon, Mick Jagger, Bob Dylan, Jim Morrison. Wpadali tu czlonkowie Led Zeppelin i Jefferson Airplane. W Chateau Marmont zmarl John Belushi, po wzieciu takiej dawki heroiny i kokainy, ktora powalilaby wszystkich gosci hotelowych. Chyba wlasnie dlatego nie powieszono jego fotografii.
Recepcjonista poprosil o dowody tozsamosci i platynowa karte Neagley, dlatego wszyscy zameldowali sie pod