swiecie. Czarny humor. Znany azyl. Pewnego razu znalezli na wpol rozlozone zwloki faceta z ogrodowa lopata zakopana obok tego, co pozostalo z jego glowy. Natychmiast okrzykneli zamordowanego Dougiem i smiali sie do upadlego. Pozniej, podczas rozprawy sadowej, Stan Lowrey pomylil sie i uzyl ksywy zamiast prawdziwego nazwiska denata. Obronca z Wojskowego Biura Sledczego nie zrozumial aluzji, za to Lowrey zwijal sie ze smiechu na miejscu dla swiadka. „To jak
Dzis nikt nie mial ochoty na zarty. Kiedy chodzi o wlasna skore, czlowiek inaczej reaguje.
Ponownie rozlozyli arkusze na lozku. Sto osiemdziesiat trzy dni, siedem ostatnich miesiecy. W sumie dwa tysiace sto dziewiecdziesiat siedem zdarzen. Obok lezala nowa kartka zapisana odrecznym pismem Dixon. Karla ekstrapolowala liczby na trzysta czternascie dni roboczych w roku, uzyskujac trzy tysiace siedemset szescdziesiat szesc zdarzen. Reacher uznal, ze mozna by urzadzic cos w rodzaju burzy mozgow na temat tego, co moglo sie zdarzyc trzy tysiace siedemset szescdziesiat szesc razy w ciagu ponad trzystu czternastu dni w roku. Dolna czesc kartki pozostala pusta. Nikomu nie przyszedl do glowy zaden pomysl. Na poduszce lezala strona z piecioma nazwiskami. Rzucona niedbale, jakby przed chwila ktos ja studiowal i pozostawil w gescie wyrazajacym frustracje.
– Musi sie w tym kryc cos wiecej – odezwal sie O’Donnell.
– Na przyklad co? – zapytal Reacher.
– Chcialem powiedziec, ze nadal nie widze powodu zabicia czterech ludzi.
Reacher skinal glowa.
– Zgoda – powiedzial. – To nie wystarczy. Tamci zabrali praktycznie wszystko. Jego komputery, kalendarz, liste klientow, notatnik z telefonami. To, co mamy, to jedynie czubek gory lodowej. Rozrzucone fragmenty przypominajace archeologiczne szczatki. Mysle, ze powinnismy sie do tego przyzwyczaic, nie bedziemy dysponowali niczym wiecej.
– Co w takim razie powinnismy zrobic?
– Uwolnic sie od dawnych przyzwyczajen.
– Przyzwyczajen?
– Od pytania mnie, co robic. Jutro moze mnie tu nie byc. Wyobrazam sobie, ze zastepcy szeryfa gromadza sily. Bedziecie musieli zaczac myslec za siebie.
– A co niby robilismy do tej pory?
Reacher zignorowal to pytanie. Odwrocil sie do Karli Dixon i powiedzial:
– Czy gdy wypozyczalas samochod, zaplacilas dodatkowe ubezpieczenie?
Skinela glowa.
– Okej – odparl Reacher. – Zarzadzam kolejna przerwe. Pozniej pojdziemy gdzies na obiad. Ja stawiam. Bedzie to cos w rodzaju ostatniej wieczerzy. Za godzine spotykamy sie w holu.
Reacher odebral forda Dixon z rak obslugi hotelowej i pojechal na wschod Hollywood Boulevard. Minal Entertainment Museum i Mann’s Chinese Theater, a nastepnie skrecil w lewo, w strone Highland. Byl dwie przecznice na zachod od Hollywood i Vine, w rejonie, gdzie zwykle krecili sie dealerzy narkotykow. Jak to zwykle bywa, okazalo sie, ze migrowali w inne miejsce. Strozom prawa nigdy nie udalo sie odniesc trwalego sukcesu. Tamci przegrupowywali sie, wybierajac inny rejon, raz tu, raz tam.
Podjechal do kraweznika. Za muzeum figur woskowych biegla szeroka aleja. Wlasciwie w polowie pusty plac, z ktorego samochody uczynily miejsce do zawracania, a narkotykowi dealerzy – punkt handlowy dla zmotoryzowanych. Wszystko bylo zorganizowane na wzor metody pomiarow triangulacyjnych. Kierowca wjezdzal na plac i zwalnial. Do samochodu podchodzil dzieciak w wieku nie wiecej niz jedenastu lat. Facet w samochodzie przekazywal mu zamowienie i wreczal gotowke. Dzieciak niosl forse gosciowi, ktory pobieral oplate, a nastepnie biegl po towar do faceta, ktory mial ukryte narkotyki. W tym czasie kierowca zataczal wolno luk, aby spotkac dzieciaka z drugiej strony placu. Po przekazaniu towaru opuszczal aleje jakby nigdy nic, a dzieciak wracal do punktu wyjscia i czekal na nastepnego klienta.
Sprytny system. Zupelne oddzielenie towaru od pieniedzy, mozliwosc szybkiego rozproszenia sie w trzech roznych kierunkach. W razie czego policja miala jedynie dzieciaka, ktory byl za mlody, aby postawic go w stan oskarzenia. Regularne dostarczanie nowych dzialek powodowalo, ze facet z narkotykami mial przy sobie jedynie minimalna ilosc towaru. Rownie czeste wymienianie torby z forsa ograniczalo potencjalne straty i ryzyko goscia, ktory zajmowal sie jej przechowywaniem.
Sprytny system.
Reacher zetknal sie z nim juz wczesniej.
Facet zbierajacy forse wygladal jak menel. Siedzial na bloku betonu posrodku placu z czarnym workiem marynarskim pod nogami. Mial czarne okulary i byl uzbrojony w taka bron krotka, jakiej uzywano danego tygodnia.
Reacher postanowil zaczekac.
Czarny mercedes SL zwolnil i wjechal na plac. Wspanialy SUV, przyciemniane szyby, kalifornijskie tablice dla proznych i bogatych z akronimem, ktorego Reacher nie rozumial. Samochod zatrzymal sie na poczatku placu i po chwili podbiegl do niego dzieciak. Jego glowa ledwo siegala okna kierowcy, jednak reka byla wystarczajaco dluga. Wsunela sie do srodka i po chwili wynurzyla ze zwitkiem banknotow. Mercedes ruszyl przed siebie, a dzieciak podbiegl do faceta zbierajacego forse. Kiedy zwitek banknotow znalazl sie w torbie, chlopak pognal do goscia z towarem. Woz zaczal wolno zawracac, zataczajac polkole.
Reacher wlaczyl bieg i ruszyl fordem Dixon. Obejrzal sie na polnoc i poludnie, a nastepnie wcisnal gaz, silnie skrecil kierownice i wjechal na plac. Zignorowal obowiazujacy ruch okrezny i ruszyl wprost na srodek.
Wprost na faceta trzymajacego forse. Przyspieszyl, wyrzucajac zwir spod przednich kol.
Gosc trzymajacy worek z forsa zamarl.
Niecale trzy metry przed nim Reacher zrobil trzy rzeczy: skrecil kierownice, wdepnal hamulec i otworzyl drzwi. Woz zjechal na prawo, przednie kola zaryly w zwirze, a drzwi otworzyly sie szerokim lukiem, silnie uderzajac tamtego w gorna czesc ciala. Facet polecial w tyl, ford stanal w miejscu, a Reacher pochylil sie po winylowy worek marynarski i chwycil go lewa reka. Kiedy worek znalazl sie na siedzeniu pasazera, Reacher wcisnal gaz, zatrzasnal drzwi i ostro zawrocil przed jadacym wolno mercedesem. Po chwili wyjechal z placu, ostro wykrecil i ruszyl w kierunku Highland. W lusterku wstecznym dojrzal unoszacy sie w powietrzu tuman kurzu, zamieszanie, goscia pilnujacego worka lezacego na plecach i dwoch facetow biegnacych w jego strone. Przejechal dziesiec metrow i skrecil za gmach muzeum figur woskowych, przejechal skrzyzowanie i wrocil na Hollywood Boulevard.
Wszystko zajelo jakies dwanascie sekund.Zadnej reakcji. Zadnych strzalow. Zadnego poscigu.
Reacher nie spodziewal sie niczego innego. Kiedy tamci zobaczyli zwyczajnego waniliowego forda, koszmarna koszule i krotko obciete wlosy, uznali, ze jakis gosc z policji w Los Angeles postanowil podreperowac budzet. Normalne koszty prowadzenia dzialalnosci. Z kolei kierowca mercedesa nie mogl ryzykowac wspomnienia o tym komukolwiek.
Reacher zwolnil, odetchnal gleboko i skrecil w prawo, objezdzaja miejsce zdarzenia w kierunku przeciwnym do mchu wskazowek zegara. Ruszyl Canyon Road i Woodrow Wilson Drive, aby po chwili znalezc sie ponownie na Laurel Canyon Boulevard. Nikt za nim nie jechal. Zatrzymal sie na pustym zakrecie, oproznil worek i rzucil go za siebie. Przeliczyl forse. Prawie dziewiecset dolarow glownie w dwudziestkach i dziesiatkach. Na obiad wystarczy. Nawet z norweska woda mineralna. I na napiwek.
Wysiadl i obejrzal samochod. Drzwi kierowcy byly lekko wgniecione na srodku. W miejscu zetkniecia z twarza faceta pilnujacego worka z forsa. Nie bylo sladow krwi. Wsiadl i odjechal. Dziesiec minut pozniej siedzial w wyplowialym aksamitnym fotelu w holu hotelu Chateau Marymont, czekajac na pozostalych.
Dwa tysiace kilometrow na polnocny wschod od Chateau Marmont ciemnowlosy czterdziestolatek poslugujacy sie nazwiskiem Alan Mason jechal podziemna kolejka z hali przylotow lotniska w Denver do glownego terminalu. Byl sam w przedziale. Siedzial w fotelu, wyraznie zmeczony, jednoczesnie smiejac sie ze zwariowanego jugbandu