Piekny dzien. Dwudziesty czwarty dzien, ktorego nie ogladal Calvin Franz. Prawie cztery tygodnie. Przypuszczalnie podobny los spotkal Tony’ego Swana oraz Jorge Sancheza i Manuela Orozco.
Wyszedl na zewnatrz. Stanal calkowicie odsloniety, jakby spodziewal sie strzalu snajpera. Mieli dosc czasu, aby rozmiescic wokol hotelu caly oddzial SWAT. Na ulicy panowala cisza. Nie dostrzegl zadnych zaparkowanych wozow, niewinnie wygladajacych samochodow dostawczych z kwiaciarni czy ludzi oczekujacych w kolejce przy budce telefonicznej. Zadnej inwigilacji. Skrecil w lewo, w Sunset i ponownie w lewo, w Laurei Canyon Boulevard. Szedl wolno, blisko zywoplotow i trawnikow. Odwrocil sie ponownie, spogladajac na kreta droge biegnaca za hotelem.
Brazowy crown vic pozostal daleko w tyle.
Stal zaparkowany przy przeciwleglym krawezniku, samotny, odizolowany od innych pojazdow, w odleglosci stu metrow od hotelu. Cichy, nieruchomy, z wylaczonym silnikiem. Tak jak powiedzial O’Donnell, przednia szyba po stronie pasazera zostala zaslonieta naprezona torba na smieci. Kierowca siedzial za kolkiem. Jakby nigdy nic. Nie poruszal sie, co pewien czas odwracal tylko glowe to w jedna, to w druga strone. Spogladal w lusterko wsteczne, patrzyl przed siebie, rzucal okiem w lusterko boczne. Reacher zauwazyl blysk metalowej szyny umieszczonej na nosie.
Samochod sprawial wrazenie zimnego, jakby nie pracowal od wielu godzin.
Facet byl sam. Obserwowal i czekal.
Na co?
Reacher wykonal zwrot i wrocil do hotelu ta sama droga. Poszedl do holu i usiadl w fotelu. Siedzial tak, rozmyslajac o nowej hipotezie, ktora zaczela kielkowac w jego glowie.
„Zadzwonila do mnie jego zona”, powiedziala Neagley.
„Czego chciala od ciebie zona Franza?”.
„Niczego – odparla Neagley. – Po prostu powiedziala, co sie stalo”.
Po prostu powiedziala, co sie stalo.
Charlie siegajacy na palcach klamki. Reacher zapytal: „Czy mozesz sam otwierac drzwi?”. Maly chlopiec odpowiedzial: „Tak, moge”.
Pozniej: „Charlie, idz sie pobawic”.
„Mysle, ze cos przed nami ukrywasz”.
„Zwykle koszty prowadzenia dzialalnosci”.
Reacher siedzial w aksamitnym fotelu stojacym w holu Chateau Marmont, wiedzac, ze ten, kto pierwszy wejdzie do srodka – czlonkowie jego dawnego zespolu czy uzbrojeni po zeby zastepcy szeryfa – dowiedzie prawdziwosci lub falszywosci jego przypuszczenia.
30
Pierwsi w drzwiach pojawili sie czlonkowie jego dawnego zespolu lub ci, ktorzy z niego pozostali. Reszta. O’Donnell, Neagley i Dixon. Szybcy i niespokojni. Na jego widok zamarli z zaskoczenia. Pomachal im na powitanie.
– Nadal tu jestes? – zapytal O’Donnell.
– Skadze, to zludzenie.
– Niezwykla sprawa.
– Co powiedziala Angela?
– Nic. Nie zna jego klientow.
– W jakim jest stanie?
– W takim jak kobieta, ktora niedawno stracila meza.
– Co sadzisz o Charliem?
– Mily dzieciak. Podobny do ojca. W pewnym sensie Franz ciagle zyje.
– Dlaczego jeszcze tu jestes? – zapytala Dixon.
– To bardzo dobre pytanie – odparl Reacher.
– Znasz odpowiedz?
– Czy zastepca szeryfa nadal tu jest? Dixon skinela glowa.
– Widzielismy go z konca ulicy.
– Chodzmy na gore.
Poszli do pokoju Reachera i O’Donnella. Byl to podwojny pokoj, a wiec nieco wiekszy od pokoju Dixon. Reacher od razu wyciagnal pieniadze, paszport i karte bankomatowa z torby O’Donnella.
– Wyglada, ze z nami zostaniesz – zauwazyl O’Donnell.
– Faktycznie. – Reacher skinal glowa.
– Dlaczego?
– Poniewaz Charlie sam otworzyl drzwi.
– Co z tego wynika?
– Odnosze wrazenie, ze Angela jest bardzo dobra mama. W najgorszym razie, normalna. Charlie byl czysty, nakarmiony, ladnie ubrany, spokojny, zadbany i dopilnowany. Na tej podstawie wnioskuje, ze Angela jest dobra matka. Mimo to pozwolila, aby dziecko otworzylo drzwi dwojce nieznajomych.
– Niedawno dowiedziala sie o smierci meza – rzekla Dixon. – Moze byla w szoku.
– Wrecz przeciwnie. Jej maz zginal ponad trzy tygodnie temu. Sadze, ze doszla juz troche do siebie po jego smierci. Teraz przylgnela do Charliego silniej niz kiedys, zostal jej tylko on. Mimo to pozwolila dziecku otworzyc drzwi, a pozniej poprosila, aby wyszedl sie pobawic. Nie kazala mu pojsc do swojego pokoju. Kazala mu wyjsc na zewnatrz. W Santa Monica? W domu polozonym przy ruchliwej ulicy? Dlaczego tak sie zachowala?
– Nie mam pojecia.
– Poniewaz wiedziala, ze chlopak byl bezpieczny.
– Skad?
– Wiedziala, ze zastepca szeryfa obserwuje dom.
– Tak sadzisz?
– Dlaczego zadzwonila do Neagley dopiero po dwoch tygodniach?
– Byla w szoku – powtorzyla Dixon.
– Niewykluczone – przytaknal Reacher. – Albo uczynila to z innego powodu. Moze w ogole nie zamierzala do nas dzwonic. Uwazala, ze nalezymy do zamierzchlej przeszlosci. Wolala obecne zycie Franza. Dlatego ze sama je tworzyla. My bylismy symbolem starych zlych czasow – twardych, niebezpiecznych, prostackich. Mysle, ze odnosila sie do jego przeszlosci z dezaprobata. Moze nawet z pewna doza zazdrosci.
– Zgadzam sie – powiedziala Neagley. – Odnioslam podobne wrazenie.
– W takim razie dlaczego zadzwonila?
– Nie wiem.
– Postaw sie na miejscu zastepcow szeryfa. Maly posterunek, ograniczone zasoby. Znalezli zwloki na pustyni, zidentyfikowali je i wprawili machine w ruch. Postepowali zgodnie z przepisami. Najpierw sporzadzili psychologiczny profil ofiary. W miedzyczasie dowiedzieli sie, ze facet nalezal do specjalnej wojskowej grupy sledczej. Odkryli, ze wszyscy starzy kumple z wyjatkiem jednego nadal pracuja.
– Uznali nas za podejrzanych?
– Nie, mysle, ze juz na samym poczatku usuneli nas z kregu podejrzen. Pozniej dochodzenie stanelo w miejscu. Brak sladow. Zadnego przelomu. Utkwili w martwym punkcie.
– I?
– Po dwoch tygodniach pelnych frustracji wpadli na pomysl. Angela powiedziala im o naszym zespole, o wzajemnej lojalnosci i naszej starej dewizie. Dostrzegli w tym szanse. Mieli w odwodzie niezalezna grupe