Thomas Brant nie usiadl, powstrzymujac sie od wykonania gestu, ktory oznaczalby stanie sie czescia grupy, w przeciwienstwie do szeryfa, ktory przysunal sobie fotel. Usiadl, umiescil teczke miedzy butami i oparl rece na kolanach.

– Wyjasnijmy sobie kilka rzeczy – zaczal. – Jestesmy szeryfami hrabstwa Los Angeles. Nie jestesmy wsiowymi kmiotami, idiotami czy ubogimi krewnymi. Jestesmy szybcy i zwinni, inteligentni i kreatywni. W ciagu dwunastu godzin od znalezienia ciala wiedzielismy o kazdym szczegole z zycia Calvina Franza. Na przyklad o tym, ze byl jednym z osmiu zyjacych czlonkow elitarnej jednostki wojskowej. W ciagu dwudziestu czterech godzin ustalilismy, ze zagineli takze trzej inni. Jeden mieszkajacy w Los Angeles, dwaj w Vegas. Rodzi to pytanie, co z was za elitarna grupa, prawda? W mgnieniu oka polowa waszych zaginela.

– Przed wydaniem oceny wolalbym ustalic, kim jest nieprzyjaciel – powiedzial Reacher.

– Kimkolwiek jest, z pewnoscia nie mamy do czynienia z Armia Czerwona.

– Nigdy nie walczylismy z Armia Czerwona. Sluzylismy w amerykanskich silach zbrojnych.

– Rozejrze sie – powiedzial Mauney. – Sprawdze, czy osiemdziesiata pierwsza powietrznodesantowa odniosla jakies powazniejsze zwyciestwa.

– Sugeruje pan, ze ktos poluje na nasza osemke?

– Niczego nie sugeruje. Z pewnoscia nie mozna tego wykluczyc. Sprowadzenie waszej czworki oznaczalo stworzenie sytuacji, w ktorej nie ma przegranych. Gdybyscie sie nie pojawili, uznalbym, ze was dopadli, a wowczas mielibysmy kolejne elementy ukladanki. Gdybyscie przyjechali, posluzylibyscie za przynete. Byc moze udaloby sie was wykorzystac do wyploszenia tamtych z kryjowki.

– A jesli na nas nie poluja?

– Wowczas krecilibyscie sie w okolicy, czekajac na pogrzeb. Nie moj problem.

– Pojechaliscie do Vegas.

– Nie.

– W takim razie jak dowiedzieliscie sie o zaginieciu dwoch naszych?

– Zadzwonilem – wyjasnil Mauney. – Pozostaje w bliskim kontakcie z szeryfem z Nevady, a ten czesto wspolpracuje z gliniarzami z Vegas. Wasi ludzie, Sanchez i Orozco, zagineli trzy tygodnie temu. Mieszkania obydwu zostaly przewrocone do gory nogami. W ten sposob sie dowiedzialem. Telefon. Bardzo przydatny wynalazek.

– Zostaly spladrowane jak biuro Franza?

– Podobnie.

– Czy cos przeoczyli?

– Dlaczego mieliby cos przeoczyc?

– Ludziom czasami sie to zdarza.

– Czyzby cos przeoczyli w biurze Franza? „Potraktujemy go jak dupowatego komendanta zandarmerii polowej. Bedziemy brac i nie damy nic w zamian”, rzekl wczesniej Reacher. Mauney okazal sie lepszy od dupowatego komendanta zandarmerii polowej. Sprawa byla jasna. Wygladal na dobrego gliniarza. Nie byl idiota. Moze nawet daloby sie z nim wspolpracowac. Reacher skinal glowa i powiedzial:

– Ze Wzgledow bezpieczenstwa Franz wysylal pliki komputerowe na wlasny adres. Nie znalezli ich, podobnie jak wy. Mamy je.

– Z jego skrytki pocztowej?

Reacher skinal glowa.

– To przestepstwo federalne – przypomnial Mauney. – Powinienes miec nakaz rewizji.

– Nie dostalbym go – wyjasnil Reacher. – Jestem na emeryturze.

– W takim razie nie powinienes tego ruszac.

– Aresztuj mnie.

– Nie moge – powiedzial Mauney. – Nie jestem federalnym.

– Co przeoczyli w Vegas?

– To jakas wymiana? Reacher skinal glowa.

– Ty pierwszy.

– W porzadku – zgodzil sie Mauney. – W Vegas przeoczyli serwetke, na ktorej cos napisano. Papierowa serwetke, jaka daja w chinskich restauracjach. Lezala poplamiona i zwinieta w kulke w kuble na smieci w kuchni Sancheza. Przypuszczam, ze Sanchez jadl, gdy zadzwonil telefon. Zapisal cos, aby przeniesc to do notatnika lub teczki, ktorych nie mamy. Pozniej wyrzucil serwetke do kosza, poniewaz juz jej nie potrzebowal.

– Skad wiemy, ze to, co na niej napisal, ma jakis zwiazek ze sprawa?

– Nie wiemy – odparl Mauney. – Ale czas zdarzenia sklania do namyslu. Zamowienie chinszczyzny bylo ostatnia rzecza, jaka Sanchez zrobil w Las Vegas.

– Co na niej zapisal?

Mauney schylil sie, polozyl sfatygowana teczke na kolanach i otworzyl zamki. Uniosl wieko i wyciagnal przezroczysta plastikowa koszulke zawierajaca barwna kserokopie. Strona miala ciemna krawedz w polu, ktorego nie wypelnila serwetka. Na poznaczonej kropkami papierowej fakturze widnialy plamy i slady zagniecen. I krotka notatka nakreslona znanym pismem Jorge Sancheza: 650 per $100k. Wyrazne pismo wyrazajace pewnosc siebie, pochylone do przodu. Niebieski dlugopis kulkowy, ktorego atrament odcinal sie wyraznie na tle niebielonego bezowego papieru.

650 per $100k.

– Co to moze znaczyc? – zapytal Mauney.

– Wiem ryle co ty – odparl Reacher. Przygladal sie cyfrom, wiedzac, ze wtoruje mu Dixon. K bylo przypuszczalnie skrotem oznaczajacym tysiac. Wojskowi z pokolenia Sancheza czesto sie nim poslugiwali, wyrobiwszy sobie ten nawyk na lekcjach matematyki, podczas studiow inzynierskich lub po dlugich latach sluzby za granica, gdzie odleglosci mierzono w kilometrach zamiast milach. Kilometr stanowiacy okolo 60 procent mili nazywano kolokwialnie „klickiem”. Per bylo lacinskim slowem oznaczajacym „na”, np. „litry na kilometry” czy „kilometry na godzine”.

– Sadze, ze jest to propozycja, zaoferowana cena – powiedzial Mauney. – Ze mozesz miec szescset piecdziesiat sztuk czegos za sto tysiecy.

– Albo informacja rynkowa – wtracil O’Donnell. – Ze szescset piecdziesiat sztuk czegos poszlo po sto tysiecy za sztuke. W sumie daloby to szescdziesiat piec milionow dolarow. Spora transakcja. Wystarczajaca, aby zabic.

– Zdarzalo sie, ze zabijano dla szescdziesieciu pieciu centow – powiedzial Mauney. – Nie zawsze potrzeba do tego milionow dolarow.

Karla Dixon siedziala w milczeniu. Nieporuszona, cicha, zatopiona w myslach. Reacher domyslal sie, ze dostrzegla w „650” cos, czego on nie spostrzegl. Nie mial pojecia co. Trudno bylo uznac taka liczbe za interesujaca.

650 per $100k.

– Inne pomysly? – zapytal Mauney. Nikt nie powiedzial ani slowa.

– Co znalezliscie w skrytce pocztowej Franza?

– Pendrive – odpowiedzial Reacher. – Do komputera.

– Co na nim jest?

– Nie wiemy. Nie potrafilismy zlamac hasla.

– Mozemy sprobowac – zaproponowal Mauney. – Mamy tu laboratorium komputerowe.

– Sam nie wiem. Zostala tylko jedna proba.

– Nie ma wyboru. To dowod w sprawie, dlatego nalezy do nas.- Podzielicie sie informacjami? Mauney skinal glowa.

– Przeciez wspolpracujemy.

– W porzadku. – Reacher skinal Neagley, ktora wlozyla reke do torby na zakupy i wyjela srebrny plastikowy przedmiot. Podala mu go w zamknietej dloni. Odebral pendrive i przekazal go Mauneyowi.

– Zycze powodzenia – powiedzial.

– Jakies wskazowki? – zapytal Mauney.

– Pewnie to jakas liczba – rzekl Reacher. – Franz lubil cyfry.

– Okej.

– Nawiasem mowiac, Franz nie zostal wyrzucony z samolotu.

Вы читаете Elita Zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату