droga zajmie mu maksimum osiemnascie godzin. Nie zamierzal robic postoju na odpoczynek. Jakzeby mogl? Mial do wykonania wazna misje i nie zamierzal tracic czasu na glupstwa.
Azhari Mahmoud spojrzal po raz trzeci na mape. Uznal, ze potrzebuje jeszcze trzech godzin. No, moze nieco wiecej. Musial przejechac niemal cale Los Angeles, z poludnia na polnoc. Nie oczekiwal, ze bedzie latwo. Ciezarowka U-Haul byla wolna i trudno sie nia kierowalo. Wiedzial, ze na drogach beda korki.
Postanowil, ze da sobie pelne cztery godziny. Jesli przyjedzie za wczesnie, zaczeka. Nic nie szkodzi. Nastawi budzik, polozy sie i sprobuje zasnac.
Reacher wpatrywal sie w linie horyzontu, probujac ocenic oswietlenie. Przyciemniona szyba bynajmniej mu w tym nie pomagala. Na oko wszystko wygladalo lepiej niz w rzeczywistosci. Niebo wydawalo sie ciemniejsze, niz faktycznie bylo. Opuscil szybe i wychylil sie na zewnatrz. Kiepsko. Do konca dnia pozostala jeszcze godzina. Jakas godzina do zmierzchu. Pozniej zapadnie calkowita ciemnosc. Zasunal szybe i rozsiadl sie w fotelu. Zmniejszyl liczbe uderzen serca, zwolnil oddech i zrelaksowal sie.
Byl zrelaksowany, dopoki nie zadzwonil Allen Lamaison.
72
Lamaison zadzwonil do Reachera na komorke, ktora kupili w Radio Shack, nie na komorke Saropiana z Vegas. Informacja na monitorze wskazywala, ze uzywal aparatu Karli Dixon. Zachowywal sie prowokacyjnie. Nie kryl satysfakcji.
– Reacher? Musimy pogadac – powiedzial.
– Gadaj – odparl Reacher.
– Do niczego sie nie nadajesz.
– Tak sadzisz?
– Do tej pory przegrales kazda runde.
– Oprocz tej z Saropianem.
– Fakt – stwierdzil Lamaison. – Bardzo nad tym ubolewam.
– Powinienes sie do tego przyzwyczaic. Wkrotce stracisz kolejnych szesciu, a wtedy sie zabawimy.
– Nie – zaprzeczyl Lamaison. – Tak sie nie stanie. Zawrzemy uklad.
– Zapomnij o tym.
– Proponuje doskonale warunki. Chcesz uslyszec?
– Lepiej sie pospiesz. Jade do centrum na spotkanie z FBI. Opowiem im o Little Wing.
– Ciekawe co? – zapytal Lamaison. – Nie ma o czym mowic. Mielismy uszkodzone moduly, ktore zostaly zniszczone. Opisalismy wszystko w pismie przekazanym do Pentagonu.
Reacher nie odpowiedzial.
– W kazdym razie wcale nie jedziesz do FBI. Zastanawiasz sie, jak uratowac przyjaciol.
– Tak sadzisz?
– Nie powierzylbys ich zycia FBI.
– Pomyliles mnie z kims, komu zalezy.
– Nie byloby nas tu, gdyby ci nie zalezalo. Tony Swan, Calvin Franz, Manuel Orozco i Jorge Sanchez opowiedzieli nam wszystko. Przed smiercia. Ze niby nie powinnismy zadzierac ze specjalna grupa sledcza.
– To slogan. Byl przestarzaly wtedy, a tym bardziej teraz.
– Mimo to w niego wierzyli. Tak jak pani Dixon i pan O’Donnell. Ich wiara w ciebie jest doprawdy wzruszajaca, dlatego pogadajmy o ukladzie. Mozesz oszczedzic swoim kumplom wielu cierpien.
– Jak?
– Ty i pani Neagley zglosicie sie do nas. Przetrzymamy was przez tydzien, dopoki sprawa nie ucichnie. Pozniej puscimy wszystkich wolno. Cala czworke.
– W przeciwnym razie?
– W przeciwnym razie polamiemy O’Donnellowi rece i nogi i pokaleczymy Dixon jego sprezynowcem. Oczywiscie po tym, jak sie z nia zabawimy. Pozniej zabierzemy ich na przejazdzke helikopterem.
Reacher nic nie odpowiedzial.
– Nie przejmuj sie Little Wing – ciagnal dalej Lamaison. – Sprawa jest zamknieta. Nie zdolacie tego zatrzymac. Rakiety pojada do Kaszmiru. Byles tam kiedys? To dziura. Cholerna dziura, o ktora walcza faceci z recznikiem na glowie. Co cie to obchodzi?
Reacher w dalszym ciagu milczal.
– Co ty na to?
– Nie.
– Lepiej sie zastanow. Dixon nie spodoba sie to, co mamy zamiar zrobic.
– Dlaczego mialbym ci zaufac? Zastrzelisz mnie, gdy tylko wejdziemy.- Zgoda, nie mozna zaprzeczyc, ze istnieje pewien element ryzyka – przyznal Lamaison. – Sadze, ze przyjmiesz warunki z poczucia odpowiedzialnosci za swoich ludzi. Nie zostawisz ich. Jestes ich dowodca, ktory spieprzyl sprawe. Wiele o tobie slyszelismy. Szczerze mowiac, na sam dzwiek twojego nazwiska chce mi sie rzygac. Zrobisz wszystko, aby im pomoc.
– Gdzie jestes? – zapytal Reacher.
– Jestem pewien, ze wiesz.
Reacher podniosl glowe i spojrzal przez przednia przyciemniona szybe, starajac sie ocenic, ile czasu pozostalo do zmroku.
– Jakies dwie godziny drogi od was – powiedzial z lekka nutka napiecia w glosie.
– Gdzie?
– Na poludnie od Palmdale.
– Dlaczego?
– Mamy zamiar zlozyc wizyte Deanowi. Poskladac wszystko jak Swan.
– Zawroccie – powiedzial Lamaison. – Natychmiast. Dla dobra pani Dixon. Zaloze sie, ze bedzie wrzeszczec, gdy zajma sie nia moi chlopcy. Dam ci ja do telefonu i pozwole posluchac.
Reacher przerwal na chwile.
– Za dwie godziny – powiedzial. – Odezwe sie. Rozlaczyl sie i wybral numer Neagley.
– Wchodzimy za szescdziesiat minut. Opadl na fotel i zamknal oczy.
Godzine pozniej niebo na wschodzie przybralo ciemnogranatowa barwe. Widzialnosc szybko malala. Wiele lat temu pewna pedantyczna nauczycielka ze szkoly na jednej z wysp Pacyfiku wyjasnila Reacherowi, ze najpierw nadchodzi zmierzch, a dopiero pozniej zmrok i noc. Podkreslala, ze zmierzch i zmrok to nie to samo. Gdyby Reacher potrzebowal ogolnego slowa oznaczajacego nocny mrok, uzylby slowa „ciemnosc”.
Zapadniecie ciemnosci bylo tym, na co czekal. Ciemnosc gestniala, lecz jeszcze nie byla taka, jakiej potrzebowal.
Wybral numer Neagley i rozlaczyl sie po jednym sygnale. Opuscila szybe i dala znak reka. Mala jasna dlon w ciemnosci. Wlaczyl samochod i odjechal od kraweznika. Bez swiatel. Ruszyl na wschod na spotkanie nadciagajacej nocy. Na trzecim skrzyzowaniu skrecil w prawo i zaczal objezdzac ogrodzenie New Age. Zgodnie z ruchem wskazowek zegara, wzdluz tylnej granicy dzialki. Po chwili wykonal kolejny skret w prawo i stanal na poboczu, pokonawszy jakies dwie trzecie drogi. Gdyby dzialka New Age byla tarcza zegara, mozna by powiedziec, ze zatrzymal sie na godzinie czwartej. Gdyby byla kompasem, ze lekko na poludnie od kierunku, w ktorym znajdowal sie wschod.