***

Dzielni strazacy z Los Angeles potrzebowali osmiu minut na ugaszenie pozaru. Przez trzydziesci kolejnych polewali popiol, sporzadzali notatki i zabezpieczali miejsce zdarzenia. Cala wizyta trwala trzydziesci dziewiec minut. Pierwszych dwadziescia Reacher poswiecil na obejrzenie budynkow z takiej odleglosci, na jaka odwazyl sie zblizyc. Ostatnich dziewietnascie postanowil przeznaczyc na odczolganie sie jak najdalej do tylu. Kiedy strazacy zakonczyli akcje i wyjezdzali przez brame, lezal scisniety w rogu dzialki, w odleglosci stu piecdziesieciu metrow do centrum akcji.

Najblizej Reachera byl helikopter. W dalszym ciagu stal na srodku ladowiska w odleglosci jakichs siedemdziesieciu metrow od niego. Tuz za nim dostrzegl male zabudowania. Pomyslal, ze to biuro pilota. Dostrzegl faceta w kurtce skorzanej wybiegajacego przez drzwi. Za nim w swietle plomieni ujrzal przytwierdzone do sciany mapy i wykresy.

W rownej odleglosci od helikoptera i biura pilota znajdowal sie parking. Na nim stalo szesc ciemnoniebieskich chryslerow, cichych i chlodnych.

Za biurem pilota byl drugi maly budynek. Reacher uznal, ze to jakis magazyn. Pozwolili szefowi strazy pozarnej na chwile zajrzec do srodka.

Za nim byl glowny budynek. Najwazniejszy. Hala z linia montazowa, w ktorej pracowaly kobiety w czepkach pochylone nad laboratoryjnymi stolami. Wokol nadal poruszali sie ludzie. Reacher byl pewien, ze rozpoznal Lamaisona. Po postawie i budowie ciala. Biegal wsrod ostatnich dogasajacych plomieni, wykrzykiwal rozkazy, kierowal akcja. Oprocz niego dostrzegl Lennoxa i Parkera. I pozostalych. Trudno powiedziec ilu. Bylo zbyt ciemno i panowalo za duze zamieszanie. Reacher uznal, ze przynajmniej trzech. Moze czterech, a nawet pieciu.

Trzeci z malych budynkow znajdowal sie z dala od pozostalych, w przeciwleglym rogu od Reachera. Nikt ani razu nie otworzyl jego drzwi ani sie do niego nie zblizyl. Lamaison ani zaden z jego ludzi, nie wspominajac o strazakach.

Reacher pomyslal, ze urzadzili w nim wiezienie.

Ponownie zamkneli brame. Skrzydlo przesunelo sie z glosnym zgrzytem, gdy ostatni woz strazacki wyjechal na ulice, a nastepnie silnie zatrzasnelo, tak ze zadrzal drut kolczasty na szczycie. Wartownik nadal siedzial na posterunku w budce. Swiatlo nad jego glowa kreslilo w mroku miekkie kolo o promieniu szesciu metrow, poprzerywane czterema cieniami rzucanymi przez rame okna.

Ochroniarze w dalszym ciagu przetrzasali teren za glowna hala, jakby czegos szukali. Lamaison urzadzil krotka odprawe dla czterech z nich. Po chwili podzielil ich na pary i wyslal, aby sprawdzili ogrodzenie. Jedna para w lewo, druga w prawo. Szli wolno, wzdluz siatki, sprawdzajac trawe stopami, patrzac pod nogi, rozgladajac sie dookola i badajac drut kolczasty. W odleglosci stu piecdziesieciu metrow od nich Reacher przewrocil sie na plecy i spojrzal w niebo. Za chwile zapadnie calkowita ciemnosc. Dym, ktory w dzien bylby brazowy, teraz przypominal czarna zaslone. Nie bylo ksiezyca ani zadnego swiatla z wyjatkiem ostatnich gasnacych promieni dnia i dalekiego pomaranczowego migotania miasta.

Przewrocil sie na brzuch. Ochroniarze szli parami, wolno. Lamaison wrocil do glownego budynku. Parker i Lennox znikneli. Reacher pomyslal, ze sa w srodku. Obserwowal ludzi przeszukujacych teren. Najpierw pierwsza, pozniej druga pare. Poruszali sie w dwoch kierunkach. Ci, ktorzy okrazali plac zgodnie z ruchem wskazowek zegara, przypadli Neagley. Dwaj pozostali nalezeli do Reachera. Dzielilo ich od niego jeszcze sto piecdziesiat metrow. Zajmie im to nieco ponad cztery minuty, gdyby utrzymali dotychczasowe tempo. Koncentrowali sie na ogrodzeniu i wewnetrznym pasie oddalonym jakies piec metrow od niego. Jakby obchodzili boisko do baseballu. Nie mieli latarek. Sprawdzali teren na wyczucie. Musieliby sie o cos przewrocic, aby to znalezc. Reacher odczolgal sie szesc metrow od siatki. Znalazl wglebienie w trawie i przywarl do ziemi. Ziemia niczyja. Dzialka New Age miala powierzchnie okolo dwoch akrow. Przeszlo osiem tysiecy metrow kwadratowych. Reacher zajmowal jedynie dwa z nich. Podobnie jak Neagley. Szansa, ze przypadkowo ich odkryja, wynosila jeden do dwoch tysiecy. Oczywiscie, gdyby byli cicho i nie poruszali sie.

Reacher nie mogl sobie na to pozwolic.

Zegar w jego glowie odmierzal dwie godziny. Uniosl sie na lokciach i wybral numer komorki Dixon.

74

Lamaison odebral telefon w odleglosci stu metrow od niego. Reacher przykryl kciukiem jasne okienko monitora. Wolal nie odzwyczaic oczu od ciemnosci, nie chcial tez, aby przeszukujacy dzialke podniesli wzrok i spostrzegli mala pozbawiona ciala twarz skapana w dalekiej niebieskawej poswiacie. Staral sie mowic tak zwyczajnie jak potrafil.

– Stoimy na Dwiesciedziesiatce – powiedzial. – Zepsuty woz zatamowal ruch.

– Chrzanisz – warknal Lamaison. – Jestes w okolicy. Obrzuciles moj teren butelkami z koktajlem Molotowa. – W jego slowach dalo sie wyczuc wscieklosc. Komorka znieksztalcala glos, nadajac mu poirytowany i przenikliwy ton. Nieco skrzypiacy i zdeformowany. Reacher zaslonil glosnik palcem wskazujacym i spojrzal na przeszukujacych teren. Niczego nie uslyszeli.

– Jakie koktajle? – zapytal.

– Nie udawaj, przeciez slyszales!

– Jestesmy na autostradzie. Nie mam pojecia, o czym mowisz.

– Przestan pieprzyc, Reacher! Jestes tutaj. To ty wznieciles pozar. Jestes zalosny. Strazacy ugasili go w piec minut. Jestem pewien, ze widziales.

W osiem, pomyslal Reacher. Docen mnie choc troche. Nie odpowiedzial. Obserwowal idacych w jego strone ochroniarzy. Byli jakies sto dziesiec metrow od niego.

– Wycofuje propozycje – powiedzial Lamaison.

– Poczekaj – przerwal mu Reacher. – Zastanawialem sie nad tym, co powiedziales. Nie jestem idiota. Chce miec gwarancje, ze oni zyja. Przeciez mogles ich zastrzelic.

– Zyja.

– Udowodnij to.

– Jak?

– Zadzwonie, kiedy przejedziemy korek. Przyprowadzisz ich do bramy.

– Wykluczone. Zostana tam, gdzie sa.

– W takim razie sie nie dogadamy.

– Wymysl pytanie, na ktore tylko oni znaja odpowiedz. Zadamy je i powtorzymy ci odpowiedz.

– Oddzwonie – powiedzial Reacher. – Nie gadam przez telefon, gdy prowadze.

– Nie prowadzisz. Jak brzmi pytanie?

– Zapytaj ich, kim byli, zanim wstapili do sto dziesiatego oddzialu zandarmerii wojskowej. – Po tych slowach rozlaczyl sie i wsunal komorke do kieszeni.

***

Tamci byli w odleglosci jakichs siedemdziesieciu metrow od niego. Reacher przeczolgal sie kolejnych dwadziescia metrow do srodka, wolno i ostroznie, rownolegle do ogrodzenia. Gdy to robil, ochroniarze przebyli kolejnych dziesiec metrow. Teraz dzielilo ich zaledwie czterdziesci. Szli wolno, w odleglosci poltora metra od siebie, przeczesujac trawe, sprawdzajac ogrodzenie i badajac, czy nie zostalo uszkodzone.

Reacher dostrzegl swiatlo z przodu glownego budynku. Ktos otworzyl drzwi. Wysoki mezczyzna. Przypuszczalnie Parker. Zamknal za soba, zawrocil i szybkim krokiem ruszyl w kierunku zabudowan znajdujacych sie w odleglosci trzydziestu metrow od hali. Otworzyl drzwi i wszedl do srodka, aby wyjsc minute pozniej, zamykajac drzwi.

Wiezienie, pomyslal Reacher. Dzieki.

Teraz dzielilo go od tamtych zaledwie dwadziescia metrow. Szescdziesiat stop, siedemset dwadziescia cali, jeden i trzynascie setnych procent mili. Szli powoli. Skrecili lekko na ukos i byli teraz jakies osiem metrow na lewo

Вы читаете Elita Zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату