Trzecie sprawialo wrazenie oddzielonego od pozostalych, znajdowalo sie w odleglosci trzydziestu metrow od reszty. Wszystkie cztery budynki staly na betonowym fundamencie i mialy szary siding z galwanizowanej blachy. Brakowalo oznakowan i napisow. Surowe, praktycznie urzadzone miejsce. Zadnych drzew i krzewow. Jedynie nierowno przystrzyzona brazowa trawa, zwirowe sciezki i parking.
– Gdzie sa chryslery? – zapytal Reacher.
– Na zewnatrz – odparla Neagley. – Szukaja nas.
Wrocili do szpitala w Glendale. Neagley zabrala swoj samochod z parkingu. Zatrzymali sie w supermarkecie i kupili zapalki. Dwa opakowania wody mineralnej Evian. Dwanascie jednolitrowych opakowan, po szesc w plastikowej zgrzewce. Nastepnie weszli do sklepu z czesciami samochodowymi. Kupili czerwony plastikowy kanister na dwadziescia litrow benzyny i opakowanie szmat do polerowania samochodu.
Pozniej zajechali na stacje benzynowa, aby napelnic zbiorniki samochodow i kanister.
Wyjechali z Glendale, ruszyli na poludniowy zachod i dotarli do Silver Lake. Reacher zadzwonil do Neagley.
– Powinnismy wpasc do hotelu – powiedzial.
– Moga go nadal obserwowac – zauwazyla Neagley.
– Wlasnie dlatego powinnismy tam zajrzec. Jesli zlikwidujemy jednego z nich, nie trzeba bedzie zaprzatac nim sobie glowy.
– Moze byc kilku.
– Slusznie. Im wiecej, tym lepiej.
Sunset Boulevard biegl przez Silver Lake, na poludnie od jeziora. Dluga droga. Reacher odnalazl ja i ruszyl na zachod. Dziesiec kilometrow pozniej przejechal obok motelu, nie zwalniajac. Neagley jechala dwadziescia metrow z tylu, w swojej civic. Skrecili w boczna uliczke i zajechali na tyl motelu. Ruszyli alejka w odleglosci pietnastu metrow od siebie. Nie bylo sensu, aby stanowili jeden cel. Pierwszy szedl Reacher, trzymajac glocka w kieszeni. Wolnym krokiem wkroczyl na parking motelu, od tylu, przez waskie zasmiecone przejscie. Parking wygladal niewinnie. Osiem samochodow. Piec z tablicami rejestracyjnymi z innego stanu. Ani jednego ciemnoniebieskiego chryslera. Skrecil w prawo. Widzial, ze podazajaca pietnascie metrow za nim Neagley pojdzie w lewo. Zawsze tak robili. R jak Reacher i L jak litera w srodku jej nazwiska. Obszedl budynek od swojej strony. Na zewnatrz nie bylo nikogo. Nie zauwazyl nic podejrzanego. Nikogo w holu, nikogo w pralni. Idac przez parking, dostrzegl pracownika siedzacego samotnie w biurze.
Wyszedl na chodnik i sprawdzil ulice. Byla czysta. Niewielki ruch, nic rzucajacego sie w oczy. Troche samochodow, zadnego powodu do niepokoju. Wrocil na parking i poczekal, az Neagley zakonczy obchod. Popatrzyla na chodnik, sprawdzila ulice, wycofala sie i zajrzala do biura. Nic. Potrzasnela glowa i oboje ruszyli do pokoju O’Donnella roznymi drogami. Nadal w odleglosci pietnastu metrow od siebie. Na wszelki wypadek.Zamek w drzwiach pokoju O’Donnella byl wylamany.
Scisle mowiac, zamek byl w porzadku, lecz ktos wylamal oscieznice. Drewno rozlecialo sie w drzazgi. Napastnik uzyl lomu lub metalowej lyzki do opon, aby wywazyc drzwi. Reacher wyciagnal glocka i stanal na zewnatrz, po stronie zawiasow, a Neagley z drugiej strony, obok klamki. Kiedy skinela glowa, otworzyl drzwi noga. Przykucnela i wskoczyla do srodka z bronia wyciagnieta przed siebie. Kolejny nawyk z dawnych czasow. Ten, ktory stal po stronie zawiasow otwieral drzwi, a ten przy klamce przykucal, aby stanowic mniejszy cel. Ogolnie, facet ukrywajacy sie wewnatrz celowal wysoko, tam gdzie spodziewal sie srodka tulowia napastnika.
W pokoju O’Donnella nie bylo nikogo.
Byl zupelnie pusty i spladrowany. Przetrzasniety i wywrocony do gory nogami. Zniknely wszystkie dokumenty New Age. Zniknely odrzucone glocki 17, zniknela zapasowa amunicja, zniknely hardballery, daewoo DP 51 Saropiana i latarki Megalite. Ubrania O’Donnella rozrzucono po calym pokoju. Ktos zerwal z wieszaka w szafie wart tysiac dolarow garnitur i podeptal. Kosmetyki walaly sie po podlodze.
W pokoju Dixon bylo podobnie. Pusty i przetrzasniety.
Tak samo w pokoju Neagley.
I Reachera. Na podlodze znalazl rozgnieciona skladana szczoteczke do zebow.
– Dranie – warknal.
Ponownie obeszli pokoje, rozejrzeli sie po motelu i sasiedztwie. Nie zauwazyli nikogo.
– Czekaja na nas w Highland Park – powiedziala Neagley. Reacher skinal glowa. Razem mieli dwa glocki i szescdziesiat osiem sztuk amunicji. I ostatni nabytek spoczywajacy w bagazniku prelude.
Dwoje na siedmiu lub wiecej.
Brakowalo im czasu, elementu zaskoczenia i umocnionej pozycji.
Beznadziejna sytuacja.
– Mozemy jechac – rzucil Reacher.
71
Oczekiwanie na zapadniecie zmroku bywa dlugie i uciazliwe. Czasami ziemia wydaje sie szybko wirowac, innym razem kreci sie powoli. Wlasnie tak bylo teraz. Zaparkowali w spokojnej uliczce trzy przecznice od fabryki New Age Defense Systems. Po przeciwnych stronach ulicy. Civic Neagley stala zwrocona na zachod, prelude Reachera – na wschod. Oboje mieli widok na fabryke. Sytuacja za ogrodzeniem ulegla zmianie. Z parkingu zniknely samochody robotnikow. Ich miejsce zajelo szesc ciemnoniebieskich chryslerow 300C. Najwyrazniej tego dnia zrezygnowali z kontynuowania poszukiwan. Oczyscili pole przed zblizajaca sie bitwa. Oprocz samochodow widzieli bialy helikopter stojacy pol kilometra od nich. Chociaz w oddali rysowal sie jedynie maly bialy ksztalt, mozna bylo dostrzec, czy wystartowal. Gdyby tak sie stalo, zycie ich przyjaciol zawisloby na wlosku.
Reacher wylaczyl sygnal i ustawil wibracje w obu telefonach. Neagley zadzwonila dwukrotnie, dla zabicia czasu. Wlasciwie byla na tyle blisko, ze moglaby opuscic okno i zawolac, lecz pomyslal, ze nie chce zwracac na siebie uwagi.
– Spales z Karla? – zapytala po raz pierwszy.
– Kiedy? – odpowiedzial, grajac na czas.
– Ostatnio.
– Dwa razy – powiedzial. – To wszystko.
– Ciesze sie.- Dzieki.
– Zawsze tego chcieliscie.
Odezwala sie ponownie po pietnastu minutach.
– Sporzadziles testament? – zapytala.
– Nie ma takiej potrzeby – odpowiedzial. – Polamali moja szczoteczke do zebow. Nie mam niczego.
– Co to za uczucie?
– Paskudne. Lubilem ja. Dlugo mi sluzyla.
– Nie, chodzilo mi o co innego.
– W porzadku. Nie odnioslem wrazenia, aby Karla lub Dave byli szczesliwsi ode mnie.
– W tej chwili z pewnoscia nie sa.
– Wiedza, ze po nich przyjdziemy.
– To, ze razem odejdziemy na pewno ich rozweseli.
– Lepsze to niz umierac samemu – odpowiedzial Reacher.
Duza biala ciezarowka z naczepa jechala na zachod droga I-70 w Kolorado, w kierunku stanu Utah. Nie byla nawet w polowie pelna. Nieco ponad szesnascie ton ladunku na naczepie mogacej udzwignac czterdziesci. Chociaz obciazenie bylo niewielkie, poruszala sie w zolwim tempie z powodu gorzystego terenu. Z taka predkoscia miala jechac az do skretu na poludnie w droge I-15. Dalsza podroz powinna byc lzejsza – w dol az do Kalifornii. Jej kierowca zaplanowal, ze bedzie sie poruszal ze srednia predkoscia osiemdziesieciu kilometrow na godzine, a cala