– Lamaison nie zatrudnil Swana. Nie chcial go. To ja przekonalam dyrektora naczelnego, ze potrzebujemy kogos o innym doswiadczeniu. Nie bylo wlasciwe, aby wszyscy mieli to samo przygotowanie.
– To ty go zatrudnilas?
– W zasadzie, tak. Przepraszam.
– Gdzie to sie stalo?
– W Highland Park. Tam maja helikopter. Sa budynki zewnetrzne. To duzy teren.
– Czy masz miejsce, do ktorego moglabys wyjechac? – zapytal Reacher.
– Wyjechac? – zdziwila sie Berenson.
– Na kilka dni, dopoki to wszystko sie nie skonczy.
– To sie nie skonczy. Nie znasz Lamaisona. Nie zdolasz go pokonac.
Reacher spojrzal na Neagley.
– Nie zdolamy go pokonac? – zapytal.
– Bez trudu – odpowiedziala.
– Tamtych jest czterech – zauwazyla Berenson.
– Trzech – poprawil ja Reacher. – Saropian nie zyje. Ich trzech przeciwko naszej czworce.
– Zwariowaliscie.
– Oni mysla podobnie. To pewne. Uwazaja, ze jestem swirem.
Berenson zamilkla na dluzsza chwile.
– Moge pojechac do hotelu – powiedziala.
– Kiedy twoj syn wraca do domu?
– Odbiore go ze szkoly. Reacher skinal glowa.
– Spakuj sie.
– Dobrze.
– Kto lecial? – zapytal Reacher.
– Lamaison, Lennox i Parker. Trojka.
– Plus pilot – dodal Reacher. – Razem czterech.
Berenson poszla na gore, by sie spakowac, a Reacher odlozyl noz. Nastepnie wsunal do kieszeni kawal betonu Swana i zdjal butelke z lufy glocka.
– Sadzisz, ze to by zadzialalo? – zapytala Neagley. – Jako tlumik?
– Watpia – odparl Reacher. – Czytalem o tym w jakiejs ksiazce. Na papierze dzialalo. W rzeczywistym swiecie butelka pewnie by eksplodowala i oslepila mnie kawalkami plastiku. W kazdym razie wygladalo niezle, prawda? Dodatkowy efekt. To lepsze od zwyklego wycelowania pistolem.
Zadzwonil jego telefon. Ten na karte, ktory kupili w Radio Shack, a nie komorka Saropiana, ktora zdobyl w Vegas. Okazalo sie, ze to Dixon. Przez cztery i pol godziny krecili sie z O’Donnellem w okolicy Highland Park. Zobaczyli to, co mieli zobaczyc, i pomysleli, ze zaczynaja zwracac na siebie uwage.
– Wracajcie do domu – powiedzial Reacher. – Zdobylismy to, czego potrzebowalismy.
Wtedy odezwal sie telefon Neagley. Prywatny, a nie ten na karte. Dzwonil jej wspolpracownik z Chicago. W Los Angeles byla dziesiata trzydziesci, a w Illinois pora lunchu. Nie poruszala sie i nie zadawala pytan, po prostu sluchala. Zamknela wieczko.
– Mamy wstepne informacje z poletka tutejszej policji – powiedziala. – W ciagu dwudziestu lat pracy przeciwko Lamaisonowi prowadzono osiemnascie postepowan wewnetrznych. Za kazdym razem wychodzil calo.
– Jakie byly zarzuty?
– Sam moglbys je wymienic. Nieuzasadnione uzycie sily, przekupstwo, korupcja, zaginione narkotyki, brakujace pieniadze. To zly facet, ale trzeba przyznac, ze jest sprytny.
– W jaki sposob taki gosc dostal prace w firmie zbrojeniowej?
– A w jaki sposob dostal sie do policji Los Angeles? Jak awansowal? Stwarzajac pozory i ciezko pracujac, aby wyczyscic swoje konto. I majac partnera, ktory o wszystkim wiedzial, lecz potrafil zachowac milczenie.
– Gosc musial byc rownie zly jak on. Zwykle tak jest.
– Zebys wiedzial – odparla Neagley.
Czterdziesci minut pozniej Berenson zameldowala sie na dole z dwiema torbami. Z droga torba z czarnej skory i jasnozielonym nylonowym workiem ze sportowym logo. Jej bagaz i bagaz dziecka, domyslil sie Reacher. Umiescila torby w bagazniku toyoty. Neagley i Reacher poszli po swoje samochody i podjechali pod dom Berenson, formujac maly konwoj. Podobnie jak podczas inwigilacji, lecz w innym celu. Neagley jechala tuz za nia, Reacher trzymal sie w wiekszej odleglosci. Po przejechaniu kilku kilometrow uznal, ze O’Donnell byl w bledzie, twierdzac, ze w Kalifornii hondy najmniej rzucaja sie w oczy. Toyota bylaby znacznie lepsza. Patrzyl na samochod Berenson i ledwie go widzial.
Zatrzymala sie przy szkole. Duzy brazowy gmach pograzony w glebokiej ciszy – zwyczajna szkola, gdy wszystkie dzieciaki sana lekcji i pracuja. Po dwudziestu minutach wyszla, ciagnac za soba chlopca o brazowych wlosach. Dzieciak byl niskiego wzrostu. Ledwie siegal jej do ramienia. Wygladal na lekko zaskoczonego, a jednoczesnie uradowanego, ze udalo mu sie urwac z zajec.
Pozniej Berenson przejechala krotki odcinek Stodziesiatka, skrecila w Pasadenie i ruszyla w strone zajazdu polozonego przy cichej ulicy. Reacher pochwalil jej wybor. Parking byl za budynkiem, niewidoczny od strony ulicy. W drzwiach stal boy hotelowy, a za kontuarem dwie kobiety. Duzo czujnych oczu, zanim czlowiek dotrze do wind i pokojow. Lepiej niz w motelu.
Zostali na miejscu, aby Berenson i jej dzieciak mogli sie spokojnie rozpakowac. Pomysleli, ze dziesiec minut wystarczy. Wykorzystali ten czas, aby zjesc lunch w barze obok holu. Zamowili klubowe sandwicze. Reacher poprosil o kawe, a Neagley o napoj gazowany. Kanapka przypadla do gustu Reacherowi. Szczegolnie to, ze mogl oczyscic zeby siateczka, ktora byla opleciona. Nie chcial gadac z ludzmi, majac kawalki kurczaka miedzy zebami.
Kiedy konczyl kawe, zadzwonil telefon. Znowu Dixon. Wrocila do motelu razem z O’Donnellem. W recepcji czekala na nich pilna wiadomosc. Od Curtisa Mauneya.- Chce, zebysmy pojechali do tego miejsca na polnoc od Glendale – powiedziala. – Natychmiast.
– Tam gdzie zawiezli Orozca?
– Tak.
– Maja Sancheza?
– Tego nie powiedzial. Nie powiedzial tez, zebysmy sie, spotkali przy kostnicy. Mamy na niego czekac w szpitalu po drugiej stronie ulicy. Byc moze Sanchez nadal zyje.
68
Dixon i O’Donnell wyruszyli z motelu Dunes, a Reacher i Neagley sprzed zajazdu w Pasadenie. Oba miejsca znajdowaly sie w rownej odleglosci od szpitala – dwudziestu kilometrow – na polnoc od Glendale.
Reacher pomyslal, ze on i Neagley zjawia sie pierwsi. Wzdluz gorzystych zboczy San Gabriel biegly autostrady i mieli prosta droge Dwiesciedziesiatka. Dixon i O’Donnell jechali na polnocny wschod, ukosnie do autostrad, przedzierajac sie przez korki.
Niestety, Dwiesciedziesiatka okazala sie zatloczona. W odleglosci stu metrow od zjazdu samochody stanely. Rzeka nieruchomych pojazdow wila sie w dal, migoczac w sloncu, spalajac benzyne i tkwiac w miejscu. Typowa panorama Los Angeles. Reacher spojrzal w lusterko i dostrzegl honde Neagley stojaca tuz za nim. Biala czteroletnia honde civic. Nie widzial jej postaci. Szyba byla zbyt mocno przyciemniona. W gornej czesci biegla ciemnoniebieska plastikowa tasma z napisem „Nieustraszony” wydrukowanym srebrnymi poszarpanymi literami. Pomyslal, ze jesli chodzi o Neagley, taki napis jest ze wszech miar wlasciwy.