O dziesiatej trzydziesci wyszla smoczyca. Ostroznie przedarla sie przez zgliszcza i zatrzymala na plytkim stopniu na zewnatrz recepcji, aby po chwili ruszyc do swojej toyoty. Zadzwonil telefon Reachera. Aparat na karte, ktory kupili Radio Shack, a nie telefon goscia z Vegas. Dzwonila Neagley.
– Jedziemy razem? – zapytala.
– Absolutnie – odparl Reacher. – Ty zaraz za nia, ja za toba. Pora zaczac rock and rolla.
Naciagnal rekawiczki i uruchomil swoja honde w tym samym momencie, w ktorym Berenson uruchomila toyote. Poniewaz wjezdzajac na parking, skrecila w prawo, wyjezdzajac skreci w lewo. Reacher ruszyl z pobocza, przejechal dwadziescia metrow i zawrocil przy nastepnej ulicy. Dlugie siedzenie w samochodzie sprawilo, ze zesztywnial. Przejechal wolno obok ogrodzenia New Age. Berenson ruszyla przez parking. Przecznice dalej zobaczyl honde Neagley. Sunela wolno, ciagnac za soba oblok bialej pary. Berenson dotarla do bramy i przejechala przez nia, nie zatrzymujac pojazdu. Skrecila w lewo. Neagley wykonala rownolegly zwrot i ruszyla dwadziescia metrow za nia. Reacher zwolnil, odczekal chwile i tez zawrocil. Jakies siedemdziesiat metrow za Neagley i dziewiecdziesiat za Berenson.
66
Prelude mialo niskie zawieszenie, wiec Reacher nie siedzial pod najwygodniejszym katem, jednak przez wiekszosc czasu calkiem dobrze widzial srebrna toyote. Berenson jechala znacznie ponizej maksymalnej predkosci. Moze miala jakies punkty karne albo cos nie dawalo jej spokoju. A moze slady po zderzeniu widniejace na ciemnoniebieskim chryslerze zapisaly sie w jej pamieci wyrazniej niz blizny na twarzy. Skrecila w prawo w Huntington Drive, ktora wedlug Reachera stanowila odcinek dawnej drogi szescdziesiat szesc. Jechala na polnocny wschod. Reacher zaczal podspiewywac pod nosem, ze niebawem sie zabawi. Nagle przyhamowal. Berenson zaczela zwalniac i wlaczyla kierunkowskaz. Zamierzala skrecic w lewo. Jechala do South Pasadena.
Zadzwonil telefon. Neagley.
– Jade za nia zbyt dlugo – powiedziala. – Na nastepnym skrzyzowaniu robie trzy skrety w prawo. Przesun sie blizej.
Przyspieszyl, nie rozlaczajac sie. Berenson skrecila w Van Home Avenue. Wykonal skret piecdziesiat metrow za nia. Nie widzial jej samochodu. Droga byla kreta. Przyspieszyl ponownie, pokonal ostatni zakret i zwolnil, widzac ja w odleglosci okolo czterdziestu metrow przed soba. W lusterku wstecznym dostrzegl samochod Neagley.
Monterey Hills przeszlo w South Pasadena, a po przekroczeniu granicy dzielacej oba miasta droga zmienila nazwe na Via Del Rey. Ladna nazwa i ladne miejsce. Kalifornijskie marzenie. Niskie wzgorza, krete uliczki, drzewa, wieczna wiosna, wieczne kwiaty. Reacher wychowal sie w ponurych bazach wojskowych w Europie i na obszarze Pacyfiku, dostajac od ludzi ksiazki ze zdjeciami pokazujacymi, jak wyglada dom. Na wiekszosci wygladal dokladnie jak w South Pasadena.
Berenson wykonala skret w lewo, a nastepnie w prawo, by wjechac w spokojna uliczke bez wylotu prowadzaca do dzielnicy mieszkalnej. Reacher dostrzegl male domy wygrzewajace sie w porannym sloncu. Przyhamowal. Moze stuknieta honda nie rzucala sie w oczy w Los Angeles, lecz nie na takiej ulicy jak ta. Zatrzymal sie trzydziesci metrow dalej. Neagley zaparkowala tuz za nim.
– Teraz? – zapytala przez telefon.
Istnieja dwa sposoby zlozenia wizyty komus wracajacemu z roboty. Mozna pozwolic mu sie ogarnac, a nastepnie podsunac przekonujacy powod, dla ktorego powinien nas wpuscic, lub pojsc tuz za nim i wtargnac do srodka, gdy nadal trzyma w reku klucze lub stoi w otwartych drzwiach.
– Teraz – odpowiedzial Reacher.
Wysiedli, zamkneli drzwi i zaczeli biec. Bezpieczna sprawa. Samotny biegnacy mezczyzna mogl wzbudzic podejrzenia. Rzadko wzbudzala je samotna kobieta. Mezczyzna i kobieta biegnacy wspolnie byli zwykle brani za kompanow lub pare, ktora wyszla pocwiczyc.
Skrecili w ulice, lecz w pierwszej chwili niczego nie zauwazyli. Droga wspinala sie w gore, a nastepnie opadala. Wbiegli na wzniesienie i ujrzeli otwierajace sie drzwi garazu obok domu po prawej stronie, w jednej trzeciej dlugosci ulicy. Srebrna toyota Berenson stala na asfaltowym podjezdzie. Dom byl maly i schludny. Z ceglana fasada. Starannie pomalowany. Na wysypanym kamieniami i zwirem podworku roslo wiele roznokolorowych kwiatow. Nad drzwiami garazu spostrzegli obrecz do koszykowki. Uniesione drzwi wpuszczaly do srodka dosc swiatla, aby mogli dostrzec dzieciece zabawki oparte o wewnetrzna sciane. Rower, deskorolke, kij baseballowy malej ligi, ochraniacze na kolana, kaski i rekawice.
Tylne swiatla toyoty zgasly i samochod wjechal do srodka. Neagley ruszyla sprintem. Byla znacznie szybsza od Reachera. Dopadla garazu, gdy drzwi zaczely sie zamykac. Reacher przybiegl dziesiec sekund po niej i zablokowal stopa mechanizm bezpieczenstwa. Poczekal, az drzwi podniosa sie na wysokosc pasa, schylil sie i wszedl do srodka.
Margaret Berenson zdazyla wysiasc z samochodu. Neagley trzymala ja jedna reka za wlosy, druga krepujac nadgarstki za plecami. Berenson stawiala umiarkowany opor. Przestala, gdy Neagley pochylila jej glowe, dwukrotnie uderzajac nia o maske toyoty. Berenson opadla bezwladnie i zaczela krzyczec. Przestala sekunde pozniej, gdy Neagley wyprostowala ja i odwrocila w strone Reachera, a ten zadal jej cios w splot sloneczny. Delikatnie, tak by spuscic powietrze z pluc.
Reacher cofnal sie o krok, nacisnal przycisk i drzwi zaczely ponownie opadac.
Z sufitu zwisala slaba zarowka i gdy promienie slonca zniknely, zastapilo je przycmione zolte swiatlo. Po prawej stronie, w tylnej scianie garazu, spostrzegl drzwi prowadzace na zewnatrz i drugie, do wnetrza domu. Obok dostrzegl panel z przyciskami alarmu.
– Jest wlaczony? – zapytal.
– Tak – odpowiedziala Berenson bez tchu.
– Nie – zaprzeczyla Neagley. Wskazala glowa rower i deskorolke. – Dzieciak musi miec jakies dwanascie lat. Dzis rano mama wyszla wczesniej niz zwykle. Dzieciak musial sam wsiasc do szkolnego autobusu. Inaczej niz zwykle. Wlaczanie alarmu nie nalezy do jego codziennych obowiazkow.
– Moze wlaczyl go ojciec.
– Ojciec odszedl dawno temu. Mama nie nosi obraczki.
– Przyjaciel?
– Chyba zartujesz.
Reacher nacisnal klamke. Drzwi byly zamkniete. Wyciagnal kluczyki ze stacyjki toyoty, przejrzal je i znalazl wlasciwy. Wlozyl go do zamka i przekrecil. Drzwi sie otworzyly. Po trzydziestu sekundach rozlegl sie sygnal alarmowy, nie blyskaly zadne swiatla ani nie wyly syreny.
– Czesto pani klamie, Berenson – zauwazyl. Nie odpowiedziala.
– Pracuje w kadrach. Na tym polega jej praca – rzucila Neagley.
Reacher przytrzymal drzwi, a Neagley poprowadzila Berenson przez pralnie do kuchni. Dom powstal w epoce, gdy firmy deweloperskie nie budowaly jeszcze kuchni wielkosci hangaru lotniczego. Male kwadratowe pomieszczenie wypelnialy szafki i urzadzenia, ktore byly nowoczesne kilka lat temu. Na srodku stal stol i dwa krzesla. Neagley posadzila Berenson na jednym z nich. Reacher poszedl do garazu i po chwili wrocil z w polowie zuzyta tasma izolacyjna. W rekawiczkach nie mogl jej rozwinac, wiec wrocil do kuchni i wyciagnal noz z klonowego stojaka. Mocno przywiazal Berenson do krzesla. Tulow, ramiona i nogi. Szybko i sprawnie.
– Sluzylismy w armii – powiedzial. – Juz o tym wspominalem, prawda? Kiedy potrzebujemy informacji, najpierw zawijamy do pracownikow firmy. Pani jest jednym z nich. Prosze zaczac mowic.
– Zwariowaliscie – odparla Berenson.
– Prosze mi opowiedziec o wypadku samochodowym.
– O czym?
– Pani blizny.
– To bylo dawno temu.
– Powazna sprawa?
– Bardzo.
– Tym razem moze byc znacznie gorzej. – Reacher polozyl na stole noz kuchenny, a nastepnie wyciagnal glocka z jednej i kawal betonu Tony’ego Swana z drugiej kieszeni. – Rany ciete. Rany postrzalowe. Uderzenie