na pilna interwencje bez wlaczonej komorki. Zaden z tej piatki nie byl szefem. Nie byl nim gosc w przeciwdeszczowej kurtce. W najlepszym razie zajmowal trzecie miejsce w hierarchii, zaraz po Swanie. Byl wolny i ociezaly. Nie mial instynktownego zmyslu taktyki. Na jego miejscu byle polglowek wykombinowalby, co robic. Maly szescienny biurowiec, w srodku uzbrojeni napastnicy, do dyspozycji trzy solidne samochody. Dawno temu powinien byl rozwiazac problem. Wszystkie wozy szybko wpadaja do srodka i rozjezdzaja sie w rozne strony. Okrazaja budynek. Otwieraja ogien. Dwoch gosci z tylu, dwoch z przodu i po klopocie.
Cywile, pomyslal Reacher.
Czekal.
W koncu facet w kurtce przeciwdeszczowej podjal wlasciwa decyzje. Wyjatkowo dlugo nad tym myslal. Kazal sie wycofac swoim ludziom. Ci rozpedzili sie i wjechali na parking z duza predkoscia. Reacher obserwowal, jak okrazaja budynek kilka razy, a nastepnie uruchomil silnik i ruszyl na zachod.
Jechal bocznymi uliczkami, unikajac autostrad. Zauwazyl, ze tej nocy roilo sie na nich od gliniarzy, ktorych nie widzial nigdzie indziej. Uznal, ze woli byc przesadnie ostrozny. Zgubil droge w poblizu stadionu Dodgersow i zatoczyl krag bez celu, mijajac Akademie Policyjna w Los Angeles. Zatrzymal sie obok Echo Park i zadzwonil do pozostalych. Byli prawie w domu, suneli na zachod z umiarkowana predkoscia jak bombowce powracajace z nocnego rajdu.
Przegrupowali sie w pokoju O’Donnella o trzeciej nad ranem. Posegregowali zdobyte dokumenty w trzy schludne sterty. Reacher wyciagnal z kieszeni rzeczy Swana i ulozyl je obok. Nic szczegolnie interesujacego. Glownie notatki informujace o koniecznosci zatrudnienia personelu administracyjnego w nadgodzinach. I pisma uzasadniajace nadgodziny, ktore juz zostaly przepracowane.
Rownie malo interesujacy byl lup O’Donnella, chociaz w sensie negatywnym mozna go bylo uznac za pouczajacy. Z dokumentow wynikalo, ze szklany biurowiec pelnil funkcje centrum administracyjnego. Nie mial wiekszych zabezpieczen, poniewaz znajdowalo sie w nim niewiele rzeczy, ktore warto byloby ukrasc. Wykonywano tam drugorzedne prace projektowe i zbierano informacje, jednak najwiecej metrow kwadratowych zajmowali menedzerowie. Kadry, dzial finansowy, logistyczny, techniczny i administracyjny. Nic istotnego.
Tym wazniejsze bylo znalezienie fabryki.
Pomogly im w tym dokumenty zdobyte przez Dixon. Dixon przetrzasnela gruz zalegajacy recepcje, wczolgala sie pod rozbitego chryslera i piecdziesiat sekund pozniej wynurzyla z czyms, co bylo na wage zlota. W zamknietej szufladzie znalazla spis telefonow wewnetrznych New Age, ktory lezal teraz na lozku O’Donnella. Gruby plik luznych kartek wpietych do bialego kolonotatnika. Na okladce widnialo logo New Age Defense Systems. Wiekszosc kartek zawierala nazwiska, ktore nic im nie mowily. Obok wypisano czterocyfrowe numery wewnetrzne. Na jednej z pierwszych stronic odkryli schemat blokowy z oddzialami firmy. W kwadratach polaczonych liniami tworzacymi siec hierarchicznych powiazan widnialy nazwiska. Dyrektor ochrony nazywal sie Allen Lamaison. Figura numer dwa byl Tony Swan. Pod Swanem znajdowalo sie dwoch innych, a ponizej pieciu kolejnych. Jednym z nich byl Saropian. Facet, ktory lezal martwy w fundamentach hotelu w Vegas. Martwy jak Tony Swan. W sumie dziewieciu. Dwoch nie zylo. Pozostalo siedmiu.
– Przewroc na koniec – powiedziala Dixon.
Na ostatniej kartce widnialy numery FedEx, UPS i DHL. I pelne adresy oraz numery stacjonarnych telefonow dwoch oddzialow dla firmy kurierskiej. Adres szklanego biurowca we wschodnim Los Angeles oraz biura podwykonawcy w Kolorado.
Na koniec, o dziwo, trzeci adres z wydrukowana tlustym drukiem i podkreslona adnotacja: „Nie kierowac przesylek na ten adres”.
Trzeci adres wskazywal miejsce, w ktorym prowadzili dzialalnosc produkcyjna.
Fabryka znajdowala sie w Highland Park, w polowie drogi pomiedzy Glendale i South Pasadena. Dziesiec kilometrow na polnocny wschod od centrum, pietnascie kilometrow na wschod od miejsca, w ktorym mieszkali.
Wystarczajaco blisko, aby zlozyc wizyte.
– Przejdz do przodu – polecila Dixon.
Reacher przewrocil kilka kartek. Cala czesc z numerami wewnetrznymi oddzialu produkcyjnego.
– Sprawdz pod „P” – zasugerowala Dixon.
Litera „P” rozpoczynala sie od faceta o nazwisku „Pascoe” i konczyla na nazwisku innego, ktory nazywal sie „Purcell”. W polowie listy znalezli „Biuro pilota”.
– Mamy helikopter – oznajmila Dixon.
Reacher skinal glowa, a po chwili jego twarz rozjasnil usmiech. Przypomnial sobie, jak Dixon wbiega do srodka z latarka i piecdziesiat sekund pozniej wybiega z budynku pokryta pylem. Jego stary zespol. Moglby ich wyslac do Atlanty, a wrociliby z receptura produkcji coca-coli.
Neagley znalazla teczki personalne wszystkich pracownikow ochrony. Dziewiec zielonych teczek. Jedna nalezala do Saropiana, jedna do Tony’ego Swana. Reacher je pominal. Po co mialby do nich zagladac? Zaczal od najwazniejszego – Allena Lamaisona. Do wewnetrznej strony pierwszej kartki przyczepiono zdjecie wykonane polaroidem. Lamaison byl krepym facetem o grubym karku, z ciemnymi pozbawionymi wyrazu oczami i ustami, ktore wydawaly sie zbyt male w stosunku do szczeki. Na nastepnej kartce znajdowaly sie dane osobowe, informujace, ze gosc odsluzyl dwadziescia lat w policji Los Angeles, w tym ostatnich dwanascie w wydziale kradziezy i zabojstw. Mial czterdziesci dziewiec lat.
Po nim byli dwaj inni zajmujacy rownorzedne trzecie miejsce w hierarchii. Pierwszy nazywal sie Lennox. Czterdziesci jeden lat. Byly glina. Krotkie siwe wlosy. Masywna budowa ciala. Nalana czerwona twarz.
Drugim byl facet w kurtce przeciwdeszczowej. Parker. Czterdziesci dwa lata, byly glina z Los Angeles. Wysoki, szczuply, o bladej, zacietej twarzy, ktora znieksztalcal zlamany nos.
– Wszyscy sa bylymi gliniarzami z Los Angeles – rzekla Neagley. – Z danych wynika, ze wszyscy odeszli mniej wiecej w tym samym czasie.
– Po jakims skandalu?
– Skandale sa zawsze. Statystycznie rzecz biorac, trudno odejsc z policji w okresie, ktory bylby ich pozbawiony.
– Czy twoj czlowiek w Chicago moze zdobyc historie ich zatrudnienia?
Neagley wzruszyla ramionami.
– Mozemy sie wlamac do ich komputera. Oprocz tego znam tam kilku ludzi. Moge popytac.
– Co lezalo na podlodze w gabinecie Berenson?
– Nowy wschodni dywan. Perski, niemal na pewno podrobka z Pakistanu.
Reacher skinal glowa.
– W gabinecie Swana jest podobny. Musza byc we wszystkich pokojach czlonkow zarzadu.
Neagley wyciagnela komorke i nagrala sie na poczte glosowa swojego asystenta w Chicago. Reacher odlozyl teczke Parkera i sprawdzil fotografie czterech pozostalych ochroniarzy. Nastepnie zamknal teczki i starannie zlozyl, umieszczajac na gorze teczke Parkera, jakby chcial ich zaliczyc do okreslonej kategorii.
– Dzis w nocy widzialem tych pieciu – powiedzial.
– Jacy sa? – zapytal O’Donnell.
– Kiepscy. Wolni i glupi.
– Gdzie byli dwaj pozostali?
– Pewnie w Highland Park. Tam gdzie jest towar. O’Donnell przesunal w jego strone piec oddzielnych teczek i zapytal:
– Jak moglismy stracic czterech ludzi w starciu z tak ofermowatymi gliniarzami?
– Nie mam pojecia – odparl Reacher.