zablokowanymi hamulcami i przesunal sie do przodu, calkowicie niszczac kontuar recepcji, zwalajac mur tuz za nim i stajac zagrzebany w gruz po przednia szybe z fragmentami kontuaru w srodku.

Dixon bedzie miala trudne zadanie, pomyslal.

Ulamek sekundy pozniej przestal o tym myslec, odpial pasy i wywazyl drzwi. Wypadl na posadzke holu i odczolgal sie na bok. Wokol blyskaly male swiatelka stroboskopowe. Zaczal odzyskiwac sluch. Do jego uszu dolecialo glosne wycie syreny. Skoczyl na rowne nogi i ujrzal, jak pozostali przeciskaja sie przez gruz lezacy w wejsciu i wpadaja do srodka.

Dixon biegla w kierunku tylnej czesci holu. O’Donnell i Neagley w strone korytarza, z ktorego dwa razy wylonila sie smoczyca. Mieli wlaczone latarki. Jasne stozki swiatla przeczesywaly teren, kolyszac sie przed nimi w oblokach bialego pylu. Wyciagnal wlasna i ruszyl ich sladem.Minelo dwadziescia sekund, pomyslal.

W polowie korytarza dostrzegl dwie windy. Przyciski na panelu wskazywaly, ze budynek mial dwa pietra. Nie nacisnal zadnego. Uznal, ze system alarmowy zablokowal kabiny. Otworzyl na osciez sasiednie drzwi i wypadl na schody. Dzwiek syreny byl nie do zniesienia. Wbiegl na drugie pietro, przeskakujac po dwa stopnie. Skoczyl na korytarz. Nie potrzebowal latarki. Stroboskopowe lampy urzadzen alarmowych oswietlaly pomieszczenie niczym piekielna dyskoteke. Po obu stronach korytarza znajdowal sie rzad klonowych drzwi oddalonych szesc metrow od siebie. Gabinety. Na drzwiach dostrzegl tabliczki z nazwiskami. Dlugie czarne plastikowe prostokaty z wyrytymi bialymi literami. Spostrzegl Neagley zajeta wywazaniem drzwi z tabliczka „Margaret Berenson”. Swiatlo stroboskopowe alarmu zamrazalo ruch, powodujac, ze jej gesty wydawaly sie urywane i groteskowe. Drzwi sie nie poddawaly. Wyciagnela glocka i trzykrotnie strzelila w zamek. Trzy glosne eksplozje. Mosiezne luski wylecialy z komory i potoczyly sie po dywanie, tworzac dlugi zloty lancuch w swietle stroboskopowym. Neagley ponownie kopnela drzwi i wpadla do srodka.

Reacher pobiegl dalej. Minely piecdziesiat dwie sekundy, pomyslal.

Przebiegl obok drzwi z tabliczka „Allen Lamaison”. Szesc metrow dalej ujrzal kolejne z tabliczka „Aniony Swan”. Oparl sie o przeciwlegla sciane, wykonal polobrot i silnie kopnal drzwi ponad zamkiem. Drewno klonu peklo, drzwi zapadly sie do srodka, lecz zamek nie ustapil. Dopelnil dziela mocnym uderzeniem reki i runal do srodka.

Minelo szescdziesiat sekund, przypomnial samemu sobie.

Stanal nieruchomo, przeczesujac swiatlem latarki gabinet zmarlego przyjaciela. Gabinet pozostal nietkniety. Tak jakby Swan wyszedl na chwile do lazienki lub udal sie na lunch. Na wieszaku na kapelusze wisiala kurtka. Przeciwdeszczowa, barwy khaki. Stara, zuzyta, w szkocka krate jak kurtka golfowa. Krotka i szeroka. Dostrzegl szafki z dokumentami. Telefony. Skorzany fotel powygniatany przez cialo ciezkiego mezczyzny, ktory w nim siadywal. Dostrzegl komputer stojacy na biurku. Nowy czysty notatnik. Dlugopisy i olowki. Zszywacz. Zegar. Niewielka sterte papierow.

I przycisk do papieru, ktory je przytrzymywal. Kawal betonu z muru berlinskiego o nieregularnym ksztalcie, wielkosci piesci. Szary i wypolerowany od dotyku trzymajacych go dloni. Jedna rowna powierzchnia nosila wyblakle slady niebieskich i czerwonych linii graffiti.

Reacher podszedl do biurka i wsunal do kieszeni bryle betonu. Zgarnal stos papierow, zwinal je i wcisnal do drugiej kieszeni. Nagle poczul cos miekkiego pod stopami. Skierowal snop latarki na podloge. Zywe czerwone barwy. Misterny wzor. Gruby wlos. Wschodni dywan. Nowy. Przypomnial sobie sznur, ktorym zwiazano nadgarstki i kostki Orozca, i slowa Curtisa Mauneya: Zostal wykonany z sizalu, przypuszczalnie w Indiach. Musial przybyc do Ameryki wraz z towarem, ktory sprowadzono.

Minelo osiemdziesiat dziewiec sekund, pomyslal. Zostalo jeszcze trzydziesci.

Podszedl do okna. Karla Dixon wlasnie opuszczala parking. Jej spodnie i kurtka byly pokryte bialym pylem. Przypominala ducha. Od czolgania sie w pyle rozbitych plyt, pomyslal. Niosla jakies papiery i bialy kolonotatnik. Oswietlalo ja urywane mruganie stroboskopowych reflektorow przed wejsciem do budynku.

Zostalo dwadziescia szesc sekund.

Ujrzal w dole biegnacego O’Donnella, jakby uciekal z plonacego domu, sadzacego dlugimi susami, trzymajacego cos przycisnietego do piersi. Sekunde pozniej przemknela Neagley. Szybko, z rozwianymi czarnymi wlosami. Silnie pracowala rekami, trzymajac w kazdej dloni zielone teczki.

Dziewietnascie sekund.

Przemierzyl pokoj i dotknal kurtki na wieszaku. Delikatnie poklepal ja po ramieniu jakby nadal byla na Swanie. Pozniej stanal za biurkiem i usiadl w fotelu. Uslyszal jego skrzypniecie mimo wycia syren.

Dwanascie sekund.

Spojrzal na swiatla oblakanczo migajace w korytarzu i pomyslal, ze moglby po prostu poczekac. Wczesniej czy pozniej, byc moze za niecala minute, zjawia sie ludzie, ktorzy zamordowali jego przyjaciol. Dopoki ich liczba nie przekroczy trzydziestu czterech, moglby tak sobie siedziec i zdejmowac jednego po drugim.

Piec sekund.

Oczywiscie nie bylo to mozliwe. Po sprzatnieciu trzech lub czterech pozostali przegrupowaliby sie w korytarzu i zaczeli myslec o uzyciu gazu lzawiacego, wezwaniu posilkow i wlozeniu kamizelek kuloodpornych. Moze nawet zdecydowaliby sie na wezwanie glin lub FBI. Reacher wiedzial, ze nie moglby zlikwidowac tych, ktorych trzeba, bez oblezenia trwajacego trzy lub cztery dni, podczas ktorego musialby stawic czolo kilku druzynom SWAT.

Jedna sekunda.

Zerwal sie z fotela i skoczyl przez rozbite drzwi. Na korytarzu skrecil w lewo, by po chwili znalezc sie na schodach. Neagley otworzyla mu drzwi. Na pierwszym pietrze znalazl sie dziesiec sekund po czasie. Minal chryslera stojacego nieruchomo w holu i dotarl na parking z pietnastosekundowym spoznieniem. W rozerwanej bramie mial czterdziesci sekund spoznienia. Zaczal biec w kierunku slabego odblasku srebrnego prelude. Woz stal w odleglosci stu metrow od niego, daleki, niepozorny i samotny. Dwie pozostale hondy juz odjechaly. Pokonal setke w dwadziescia sekund i skulil sie we wnetrzu samochodu. Zatrzasnal drzwi. Ciezko oddychal przez otwarte usta. Odwrocil glowe i ujrzal kilka swiatel w oddali. Samochody szybko jechaly, kolyszac sie na zakretach i pochylajac w przod z powodu gwaltownego hamowania.

64

W sumie trzy wozy. Nadjechaly z duza predkoscia i stanely na drodze w poblizu uszkodzonej bramy. Zamarly nieruchomo, ustawione pod przypadkowym katem, z pracujacymi silnikami i swiatlem reflektorow przeszywajacym nocna mgle. Nowe chryslery 300C. Ciemnoniebieskie. Podobne do tego, ktory stal zaparkowany w holu New Age.

Z samochodow wysiadlo pieciu facetow. Dwoch z pierwszego, jeden z drugiego i dwoch z trzeciego. Reacher byl w odleglosci stu metrow od nich, obserwowal, co sie dzieje przez przyciemniona szybe, zza rogu ogrodzenia New Age. Swiatla trzeciego wozu oslepialy go, powodujac, ze nie widzial szczegolow. Gosc, ktory przyjechal drugim samochodem, mial na sobie krotka kurtke przeciwdeszczowa wygladajaca na czarna. Pod spodem nosil bialy T-shirt. Ogladal wylamana brame, dajac znak pozostalym, aby sie nie zblizali. Jakby brama stanowila jakies zagrozenie.

Byly gliniarz, pomyslal Reacher. Instynktownie nie chce zatrzec sladow w miejscu popelnienia przestepstwa.

Cala piatka utworzyla nastepnie zwarty szyk w ksztalcie grotu strzaly. Facet w kurtce przeciwdeszczowej stanal najblizej rumowiska. Ruszyli do przodu, powoli i ostroznie, krok za krokiem, na ugietych nogach, z glowami pochylonymi do przodu, jakby byli zdumieni tym, co widza. Nagle zatrzymali sie i szybko wycofali za samochody. Silniki zamilkly, swiatla zgasly i wokol zapanowal mrok.

Nie sa glupi, pomyslal Reacher. Boja sie zasadzki. Mysla, ze nadal jestesmy w srodku.

Obserwowal tamtych, dopoki jego oczy nie przywykly do ciemnosci. Wyjal komorke, ktora zdobyl w Vegas i zaczal przegladac menu, az odnalazl ostatnio wybrany numer. Wcisnal klawisz i przylozyl aparat do ucha, obserwujac, ktory z nich zareaguje.

Stawial na goscia w kurtce przeciwdeszczowej.

Blad.

Zaden sie nie poruszyl. Zaden nie wyciagnal z kieszeni komorki i nie sprawdzil, kto dzwoni. Zaden nawet nie drgnal. Po jakims czasie uslyszal sygnal poczty glosowej. Rozlaczyl sie. Ponownie wybral numer i ponownie nie zaobserwowal zadnej reakcji. Zadnemu nie drgnal ani jeden miesien. To niemozliwe, aby dyrektor ochrony wyruszyl

Вы читаете Elita Zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату