spojrzal na niego zdumiony, a nastepnie wzruszyl ramionami i wezwal pracownikow. Reacher ponownie stanal w sloncu i obserwowal przedstawienie. Odkurzanie, mycie szamponem, wnetrze, aerozole i reczniki. Zaplacil, dal napiwek, wlozyl rekawiczki i wrocil do motelu.
Postawil woz w rogu parkingu, w sloncu, aby wyschnal. Pozniej przeszedl jedna dluga przecznica na poludnie, w strone Fountain Avenue. Znalazl dawna apteke, ktora przeksztalcila sie w sklep handlujacy malym sprzetem gospodarstwa domowego. Wszedl do srodka i wybral cztery latarki Maglite na trzy baterie. Czarne. O solidnej budowie. Wystarczajaco male, aby mozna nimi bylo swobodnie operowac, wystarczajaco duze, by mogly posluzyc za maczuge. Dziewczyna przy kasie wlozyla je do bialej torby z napisem „I Love LA”. Trzy duze litery i czerwony symbol serca. Reacher mszyl do motelu, delikatnie kolyszac torba i wsluchujac sie w cichy szelest plastiku.
Kolejny obiad u Denny’ego nie wchodzil w gre. Zamowili pizze w Domino i zjedli ja w podniszczonym holu obok pralni. Obiad popili napojami gazowanymi z halasliwego czerwonego automatu stojacego na zewnatrz. Idealny posilek przed zaplanowana akcja. Troche pustych kalorii, troche tluszczu, nieco weglowodanow zlozonych. Jedzenie dajace energie, wystarczajace na jakichs dwanascie godzin. Wiele lat temu wyjasnil im to pewien wojskowy lekarz.
– Jakie mamy cele na dzisiejszy wieczor? – zapytal O’Donnell.
– Trzy – odpowiedzial Reacher. – Po pierwsze, Dixon rozejrzy sie w recepcji. Po dmgie, Neagley odnajdzie gabinet smoczycy i przetrzasnie go. Ty i ja zajrzymy do innych pomieszczen, aby zobaczyc, co tam maja. Sto dwadziescia sekund. Wchodzimy i wychodzimy. Po trzecie, wylegitymujemy ochroniarzy, ktorzy przyjada.
– Czy pozniej zostaniemy w okolicy?
– Ja tak – odparl Reacher. – Wy wrocicie do motelu.
Reacher poszedl do swojego pokoju, umyl zeby i wzial dlugi goracy prysznic. Pozniej wyciagnal sie na lozku i ucial sobie dluga drzemke. Zegar tykajacy w jego glowie obudzil go trzydziesci minut po polnocy. Przeciagnal sie, ponownie umyl zeby i ubral. Wlozyl szare dzinsowe spodnie, szara koszulke i czarna kurtke przeciwdeszczowa, ktora zapial pod szyje. Pozniej mocno zawiazal buty. Kluczyki do chryslera wsunal do jednej kieszeni spodni, zapasowy magazynek glocka do drugiej. Komorka zdobyta w Vegas trafila do jednej kieszeni koszuli, a jego wlasna do drugiej. Latarke Maglite wetknal do jednej kieszeni kurtki, a glocka do drugiej. To wszystko.
Zszedl na parking dziesiec minut przed pierwsza. Pozostali juz na niego czekali. Mroczne trio trzymajace sie z dala od swiatla.
– Okej – zaczal, zwracajac sie do O’Donnella i Neagley. – Wy pojedziecie waszymi hondami. – Po tych slowach odwrocil sie do Dixon: – Karla, ty pojedziesz moim prelude. Zaparkujesz niedaleko, przodem na zachod. W srodku zostawisz kluczyki. Wrocisz z Dave’em.
– Naprawde chcesz zostawic chryslera?
– Nie potrzebujemy go.
– Pelno w nim naszych odciskow palcow, wlosow i komorek nablonka.
– Juz nie. Zadbala o to gromadka facetow przy Van Nuys. Chodzmy.
Tracili sie zacisnietymi piesciami jak futbolisci, wykonujac stary rytual, a nastepnie rozdzielili i wsiedli do samochodow. Reacher wslizgnal sie do chryslera i przekrecil kluczyk w stacyjce. Osmiocylindrowy silnik nisko zamruczal w ciemnosci. Uslyszal dzwiek uruchamianych hond. Mniejsze silniki krztusily sie i warczaly, stare tlumiki wydawaly glosne dudnienie. Wycofal i ruszyl w strone wyjazdu. W lusterku wstecznym zobaczyl trzy pary jasnych niebieskich reflektorow. Na Sunset skrecil na wschod, pozniej na poludnie w La Brea i jeszcze raz na wschod w Wilshire. Zobaczyl, ze pozostali jada za nim caly czas. Maly zdezelowany konwoj w nocnym swietle ulic.
63
Kiedy mineli Macarthur Park i wjechali na Stodziesiatke, wielkie miasto ogarnela cisza. Po prawej stronie rozciagalo sie milczace, opustoszale centrum. Chinatown lsnilo swiatlami, lecz na ulicach nie bylo zadnego ruchu. Lezacy po przeciwnej stronie stadion Dodgersow byl ogromny, ciemny i pusty. Pozniej zjechali z autostrady i skrecili na wschod w boczne uliczki. Poruszanie sie nimi sprawialo trudnosc nawet w dzien, a co dopiero w nocy. Reacher pokonal te droge juz trzykrotnie, dwa razy jako kierowca i raz jako pasazer, wiec uznal, ze wie, gdzie skrecic.
Udalo sie bez problemu. Zwolnil trzy przecznice przed budynkiem New Age i poczekal na pozostalych. Okrazyl dwa kwartaly, aby sprawdzic okolice, a nastepnie wykonal kolejne okrazenie, tym razem ograniczajac sie do jednej przecznicy. Powietrze bylo wilgotne. Szklany szescian wydawal sie mroczny i opuszczony. Na parkingu oswietlaly piekne drzewa reflektory. Krag swiatla wokol nich odbijal sie od lustrzanych paneli. Nie zauwazyl innych swiatel. Drut kolczasty na ogrodzeniu w ciemnosci sprawial wrazenie szarego. Glowna brama byla zamknieta. Reacher minal ja i zwolnil. Opuscil szybe, wytknal reke na zewnatrz i zatoczyl krag palcem w rekawiczce jak sedzia baseballu sygnalizujacy home run. „Jeszcze jedno okrazenie”. Kiedy wykonali trzy czwarte rundy, wskazal miejsce, w ktorym mieli zaparkowac. Najpierw Neagley, nastepnie O’Donnell, a za nim Dixon w srebrnym prelude. Zwolnili i zatrzymali sie. Reacher przesunal reka w poprzek szyi, dajac znak, aby wylaczyli silnik i wysiedli. O’Donnell cofnal sie do bramy, wrocil i powiedzial:
– To bardzo duzy zamek.
Reacher w dalszym ciagu siedzial za kolkiem pracujacego na wolnych obrotach chryslera. Okno nadal bylo otwarte.
– Wieksze szybciej odpadaja.
– Zrobimy to dyskretnie?
– Niezupelnie – odpowiedzial Reacher. – Do zobaczenia przy bramie.
Ruszyli przodem. Wlaczyl bieg i zaczal jechac za nimi. Asfaltowe ulice wokol dzialki New Age mialy szerokosc siedmiu metrow typowa dla nowo budowanych dzielnic biznesowych. Zadnych chodnikow. Byli w Los Angeles. Ponad trzy tysiace drog i mniej niz trzysta metrow chodnika. Brama prowadzaca na parking New Age znajdowala sie w kolistej zatoczce glebokosci szesciu metrow, aby pojazdy mogly zjechac z drogi i spokojnie poczekac na wjazd. Odleglosc dzielaca brame od przeciwleglego pobocza wynosila trzynascie metrow. Maniakalny mozg Reachera powiedzial mu, ze to tyle samo co czternascie i dwie dziesiate jarda, piecset dwanascie cali lub osiem tysiecznych mili. Skrecil pod katem dziewiecdziesieciu stopni w zatoczke, zatrzymujac przedni zderzak chryslera w odleglosci pieciu centymetrow od bramy. Nastepnie cofnal, az poczul, ze tylne opony zjechaly na pobocze. Mocno zahamowal, wlaczyl bieg i opuscil wszystkie cztery szyby. Poczul ostry podmuch chlodnego nocnego powietrza. Spojrzeli na niego. Pokazal, gdzie maja stanac. Dwoch z lewej, jeden z prawej strony bramy.
– Zaczynamy mierzyc czas – zawolal. – Dwie minuty.
Wcisnal pedal gazu, nie puszczajac hamulca, az caly samochod zaczal sie trzasc i kolysac. Po chwili zdjal noge z hamulca i wcisnal gaz do dechy. Woz wystrzelil do przodu jak rakieta. Przejechal trzynascie metrow, palac tylne opony i wyjac, a nastepnie z calej sily uderzyl w brame. Zamek odpadl, brama otwarla sie na osciez i odskoczyla do tylu. W chryslerze eksplodowalo kilka poduszek powietrznych. W kierownicy i w tablicy rozdzielczej przed fotelem pasazera, kurtyny boczne i poduszki z tylu. Reacher byl na to przygotowany. Prowadzil jedna reka, druga zaslaniajac twarz. Bez problemu zatrzymal poduszke kierowcy lokciem. Cztery otwarte okna zlagodzily wstrzas wywolany uderzeniem i uratowaly bebenki w uszach, mimo to czul sie oszolomiony. To tak jakby do czlowieka siedzacego w samochodzie ktos wystrzelil z magnum.44. Na frontowej scianie budynku zaczelo niespokojnie migotac niebieskie swiatlo stroboskopowe. Nawet gdyby towarzyszyla mu syrena, nie uslyszalby jej.
Zaparl sie nogami. Woz zatrzymal sie na ulamek sekundy pod wplywem zderzenia z brama, a nastepnie odzyskal predkosc, pozostawiajac slady opon na parkingu. Reacher wyprostowal kierownice i spojrzal za siebie. Tamci pedzili za nim. Popatrzyl do przodu, polozyl obie rece na kierownicy i ruszyl w kierunku drzwi recepcji.
Gdy do nich dotarl, chrysler pedzil z predkoscia okolo osiemdziesieciu kilometrow na godzine. Przednie kola uderzyly w niski stopien. Samochod uniosl sie i przelecial przez drzwi trzydziesci centymetrow nad ziemia. Szyba pekla, a framuga oderwala sie od sciany. Woz jechal dalej bez wiekszych przeszkod. Opadl na posadzke z