Goraczkowa rozmowa, nerwowe chodzenie po pokoju, lek, zagubienie, obawy. Jego twarz znajdowala sie w odleglosci kilku centymetrow od oparcia fotela. Dobiegal go zapach skory. Normalnie odczuwalby duzy dyskomfort. Nienawidzil przebywania w zamknieciu. Cierpial na klaustrofobie. Teraz mial jednak co innego na glowie.
Czekal.
Dlugich dwadziescia minut.
Nagle ktos otworzyl przednie drzwi i helikopter przechylil sie do przodu. Podwozie sie ugielo i powrocilo do rownowagi. Ktos wspial sie na poklad. Zamknal drzwi. Fotel zaskrzypial. Uslyszal dzwiek zapinanych pasow. Klikniecie przelacznikow. Kilkanascie zegarow rozblyslo slabym pomaranczowym swiatlem, rzucajac cienie na sufit. Pompa paliwowa drgnela i zaczela terkotac. Reacher pochylil sie do przodu i przysunal glowe, tak aby oko znalazlo sie w przerwie miedzy fotelami. Ujrzal rekaw skorzanej kurtki pilota. Nic wiecej. Wszystko inne zaslanial masywny fotel. Reka tanczyla wsrod przelacznikow, dotykala przyciskow, jakby facet dokonywal sprawdzenia maszyny przed lotem. Mowil do siebie, cicho recytujac dluga liste technicznych parametrow niczym zaklecia.Reacher cofnal glowe.
Pozniej rozlegl sie przerazliwie glosny dzwiek.
Cos pomiedzy wystrzalem z pistoletu a krotka eksplozja sprezonego powietrza. Mechanizm startowy wymuszajacy obrot wirnika. Podloga zadrzala. Chwile pozniej odezwaly sie silniki, zgrzytnely przekladnie i platy zaczely leniwie wirowac. Moment obrotowy powodowal, ze maszyna kolysala sie i bujala na kolach. Delikatnie i rytmicznie. Jakby tanczyla. Kabine wypelnilo glosne dudnienie. Wal napedowy wirowal nad glowa. Na zewnatrz wyla rura wydechowa, wydajac wysokie i ostre tony. Reacher wepchnal lufy zdobycznych SIG-ow pod nogi, aby nie kolysaly sie i nie stukaly o siebie. Wyciagnal z kieszeni glocka i polozyl go u boku.
Czekal.
Minute pozniej ktos otworzyl z hukiem tylne drzwi. Uderzyla go fala jeszcze wiekszego halasu, a po nim ostra won paliwa lotniczego. Po paliwie lotniczym przyszla kolej na Karle Dixon. Reacher lekko przesunal glowe i ujrzal, jak pada na podloge. Najpierw glowa jak kloda. Przewrocila sie na bok, w druga strone. Skrepowali jej nadgarstki i kostki sznurem z sizalu. Rece zwiazali za plecami. Ostatni raz widzial ja w pozycji horyzontalnej na swoim lozku w Vegas.
Dwie minuty pozniej wtaszczyli O’Donnella. Stopami do przodu. Byl wyzszy i ciezszy, wiec wyladowal z wiekszym hukiem. Zwiazali go tak samo jak Dixon. Lezal obok niej, z nogami przy jej glowie. Przypominali drewniane kloce. Poruszali sie nieznacznie, probujac rozerwac sznur.
Helikopter zakolysal sie ponownie. Na poklad weszli Lennox i Parker. Zatrzasneli drzwi i usiedli w tylnych fotelach. Fotel przed Reacherem cofnal sie tak, ze skora dotknela jego policzka. Wcisnal glowe w rog kabiny, szorujac krotko przystrzyzonymi wlosami o dywan.
Platy wirnika krazyly leniwie.
Zawieszenie opadalo i podnosilo sie, w gore, w dol. Lewy przedni rog, prawy tylny. Kilka centymetrow, jakby tanczylo. Reacher czekal.
Ktos otworzyl drzwiczki z prawej strony pilota. W fotelu usadowil sie Lamaison, dajac znak, ze moga startowac. Turbiny ryknely. Kabina zaczela drzec. Dzwiek wirujacego smigla przeszedl w wysokie tony. Reacher poczul, ze maszyna lekko drgnela na kolach.
Helikopter oderwal sie od ziemi.
Reacher mial wrazenie, ze podloga sie unosi. Uslyszal dzwiek chowanego podwozia. Stopniowo nabierali wysokosci. Pozniej podloga pochylila sie do przodu, gdy pilot opuscil nos, by przyspieszyc. Reacher oparl sie o sciane kabiny, aby nie runac na tylne fotele. Ryk silnika zamienil sie w stlumione wycie. Reacher poczul kolysanie typowe dla smiglowca transportowego. Wylatal swoje wojskowymi helikopterami, czesto siedzac na podlodze.
Nic nowego.
Jak na razie.
79
Na podstawie zegara w swojej glowie ustalil, ze podroz trwala dokladnie dwadziescia minut. Tyle, ile oczekiwal. Pomyslal, ze nowoczesne smiglowce uzywane przez biznesmenow poruszaja sie nieco szybciej niz wojskowe hueye, z ktorymi mial do czynienia w armii. AH-1 potrzebowalby ponad dwudziestu minut, aby pokonac gory, wiec dwadziescia minut w zupelnosci wystarczy maszynie z dywanem i skorzanymi fotelami.
Przesiedzial cala droge z nisko pochylona glowa. Zwierzecy instynkt liczacy miliony lat, nadal obecny w zachowaniu psow i dzieci. „Jesli ich nie widze, oni tez nie moga mnie zobaczyc”. Co jakis czas nieznacznie przesuwal rece i nogi, napinajac i rozluzniajac miesnie, jakby wykonywal jakies dziwaczne cwiczenia. Nie bylo mu zimno, lecz nie chcial zesztywniec. W kabinie panowal duzy halas, ale dawalo sie wytrzymac. Ryk silnika zanikal w strumieniu zasmiglowym. Halas wirujacych platow mieszal sie z szumem pedzacego powietrza i mozna go bylo zignorowac. Tamci nie rozmawiali. Nie dyskutowali o niczym. Zaden nie odezwal sie ani slowa.
Dopoki trwajaca dwadziescia minut podroz nie dobiegla konca.
Reacher poczul, ze helikopter zwalnia. Podloga ustawila sie poziomo, a nastepnie przechylila lekko do tylu. Maszyna wykonala niewielki skret w lewo niczym kon sciagniety lejcami na westernie. Halas w kabinie nasilil sie. Lecieli wolno, slyszac ryk silnika.
Pochylil sie do przodu i spojrzal przez otwor miedzy fotelami. Lamaison dotknal czolem szyby. Po chwili zmienil kierunek i przysunal sie do pilota. Slyszal jego slowa. A moze tylko je sobie wyobrazal. Tysiace razy odtwarzal te rozkazy w swojej glowie od czasu, gdy kilka dni temu zapoznal sie z teczka Franza. Mial wrazenie jakby znal je slowo w slowo, w calym ich nieuchronnym okrucienstwie.
– Gdzie jestesmy? – zapytal Lamaison. W glowie Reachera, a moze rowniez w rzeczywistosci.
– Nad pustynia – odpowiedzial pilot.
– Co jest pod nami?
– Piasek.
– Jaka mamy wysokosc?
– Dziewiecset metrow.
– Ruchy powierza?
– Minimalne. Prady termiczne. Zadnego wiatru.
– Jest bezpiecznie?
– Pod wzgledem aeronautycznym, tak.
– Zaczynamy.
Reacher poczul, ze helikopter zawisl w powietrzu. Dzwiek silnika przybral niski ton, slychac bylo glosne obroty wirnika. Podloga drgala jak wirujaca pokrywka, ktora za chwile stanie. Lamaison odwrocil sie i skinal glowa w kierunku Parkera i Lennoxa. Reacher uslyszal klikniecie rozpinanych pasow i poczul, ze fotele przed nim staly sie lekkie. Skorzane poduszki odetchnely, zmeczone sprezyny rozsunely sie, przesuwajac oparcie kilka cennych centymetrow dalej od jego twarzy. Palily sie jedynie slabe pomaranczowe swiatelka zegarow w kokpicie. Parker byl teraz z lewej, a Lennox z prawej strony. Z powodu braku miejsca obaj staneli w dziwnym polprzysiadzie, z ugietymi kolanami i pochylona glowa. W rozkroku i ramionami wysunietymi do przodu, aby utrzymac rownowage na poruszajacej sie podlodze. Jeden z nich umrze szybko, drugi bedzie umieral powoli.
Wszystko zalezalo od tego, ktory otworzy drzwi.
Wypadlo na Lennoxa.
Mezczyzna odwrocil sie i chwycil lewa reka pas bezpieczenstwa. Nastepnie wyciagnal prawa reke, siegajac klamki. Odblokowal i nacisnal. Drzwi otworzyly sie do polowy. Do kabiny wdarl sie podmuch zimnego powietrza i fala halasu. Pilot odwrocil sie, obserwujac go przez ramie. Lekko przechylil maszyne, aby drzwi otworzyly sie na cala szerokosc, a nastepnie wyrownal, wprawiajac smiglowiec w wolny ruch obrotowy zgodny z ruchem wskazowek zegara, tak aby pozycja smiglowca, sila bezwladnosci i cisnienie powietrza utrzymywaly drzwi nieruchomo.
Lennox odwrocil sie. Duzy mezczyzna o czerwonej, nalanej twarzy. Przykucnal jak malpa, zaciskajac lewa reke na pasie bezpieczenstwa, a prawa balansujac w powietrzu niczym czlowiek na lodzie.
Reacher pochylil sie do przodu, lewa reka szukajac dzwigni fotela. Oparl kciuk ponizej sworznia i nacisnal urzadzenie dwoma palcami. Oparcie fotela polecialo do przodu. Uzyl lewej reki, aby umiescic je w pozycji poziomej. Przytrzymal. Poduszki wykonaly ponowny wydech. Wyciagnal glocka i polozyl prawa reke na zlozonym oparciu.