honorowym prezesa toru wyscigow konnych, wedle zwyczaju od lat obowiazujacego w kregach bractw wyscigowych.

I drugiego dnia pobytu tam zostal porwany.

WASZYNGTON

16

Prezes wyslal mnie do Jockey Clubu, gdzie szok sprawil, ze wszyscy wydawali sie byc w stanie uspienia i bardziej niz ludzi przypominali kukly w gabinecie figur woskowych.

Po pierwsze, bylo tam wiele osob i nikt nie wiedzial, kto tym wszystkim kieruje – trzodka bez przywodcy. Kiedy zapytalem, kto jako pierwszy otrzymal zadanie okupu od porywaczy, skierowano mnie do gabinetu sztywnej, zmanierowanej kobiety w srednim wieku, w jedwabnej bluzce i tweedowej spodnicy, ktora spojrzala na mnie tepym wzrokiem i powiedziala, ze przyszedlem w zla godzine.

– Pani Berkeley? – spytalem.

Skinela glowa, wzrok miala metny, bladzila gdzies myslami, wydawala sie sztywna, jakby kij polknela.

– Przychodze w sprawie pana Freemantle’a – powiedzialem. Zabrzmialo to mniej wiecej, jakbym mowil „Przychodze w sprawie zapchanych rur” i z trudem stlumilem w sobie smiech. Pani Berkeley poswiecila mi nieco wiecej uwagi i zapytala:

– Pan jest tym czlowiekiem z Liberty Market, zgadza sie?

– Jak najbardziej.

– Och. – Przyjrzala mi sie uwazniej. – Czy to pan spotkal sie w zeszlym tygodniu z panem Freemantlem?

– Tak.

– Co zamierza pan zrobic w tej sprawie?

– Moge usiasc? – spytalem, wskazujac krzeslo stojace tuz przy biurku na wysoki polysk.

– Oczywiscie – odparla polglosem; mowila wyniosle, jak przystalo na osobe z wyzszych sfer, choc jej maniery pozostawialy wiele do zyczenia. – Obawiam sie… ze zastal pan nas w stanie lekkiego rozgardiaszu.

– Czy moze mi pani powiedziec, jakie wiadomosci otrzymala do tej pory? – spytalem.

Spojrzala zlowrogo na telefon, jakby to sam aparat byl winien tego przestepstwa. – Pod jego nieobecnosc osobiscie przyjmuje wszystkie telefony do Starszego Stewarda, mam na mysli rozmowy na jego prywatny telefon. Odebralam i ten… To byl glos Amerykanina, bardzo donosny, kazal mi sluchac uwaznie… poczulam sie dosc dziwnie, rozumie pan. To bylo takie nierzeczywiste.

– A slowa? – rzucilem, nie okazujac zniecierpliwienia. – Czy pamieta pani slowa?

– Oczywiscie. Powiedzial, ze Starszy Steward zostal porwany. Dodal, ze zostanie on uwolniony po wplaceniu dziesieciu milionow funtow szterlingow. Powiedzial, ze okup ma zostac zaplacony przez Jockey Club. – Spojrzala na mnie szklistymi oczami. – To niemozliwe, rozumie pan. Jockey Club nie dysponuje taka suma pieniedzy. Jockey Club to tylko… zarzadcy. Nie mamy zadnego… kapitalu.

Spojrzalem na nia w milczeniu.

– Rozumie pan? – spytala. – Jockey Club tworza ludzie. Czlonkowie klubu.

– A czy sa oni zamozni?

Jej otwarte usta znieruchomialy.

– Obawiam sie – ciagnalem beznamietnie – ze porywaczy nie obchodzi, skad pochodza pieniadze ani w kogo uderzaja. Zbijemy cene ponizej dziesieciu milionow funtow, ale tak czy owak moze okazac sie, ze konieczne bedzie zgromadzenie pewnej kwoty od osob zwiazanych z wyscigami. – Przerwalem. – Nie wspomniala pani o pogrozkach, czy byly jakies grozby?

Wolno pokiwala glowa. – Jezeli okup nie zostanie wyplacony, pan Freemantle zostanie zabity.

– I to wszystko?

– Ten czlowiek… powiedzial, ze pozniej przekaze nam kolejna wiadomosc.

– Ale jak dotad sie nie odezwal?

Spojrzala na zegar na scianie, ktorego wskazowki pokazywaly wpol do piatej.

– Dzwonil pare minut po drugiej – rzekla. – Powiadomilam o tym pulkownika Tansinga. Powiedzial, ze to glupi zart, zadzwonilismy wiec do Waszyngtonu. Pana Freemantle’a nie bylo w hotelu. Potem od osob od tych wyscigow dowiedzielismy sie, ze nie pojawil sie wczoraj wieczorem w recepcji i nikt nie wie, dokad mogl sie udac. Pulkownik Tansing powiedzial im o zadaniu okupu, a oni przekazali te informacje Ericowi Rickenbackerowi, prezesowi toru wyscigowego, a pan Rickenbacker natychmiast powiadomil policje.

– Czy ten czlowiek, z ktorym pani rozmawiala, wspomnial, zeby nie powiadamiac policji?

Pokrecila powoli glowa. – Nie.

Miala jedrna, zadbana twarz i dlugie, brazowe, falujace wlosy, lekko posiwiale po bokach; osoby o takich twarzach stanowily ostoje wielu instytucji, wzbudzajac u ludzi zaufanie i emanujac niewzruszona pewnoscia siebie. Gdyby nie to, ze obecnie niespotykana dotad sytuacja troche ja przerosla, zapewne nie zachowywalaby sie wobec mnie tak grubiansko, a i tak radzila sobie calkiem niezle i juz niebawem powinna byla odzyskac dawna rezerwe i dystans do spraw, ktorymi sie zajmowala.

– Czy ktokolwiek powiadomil o tym, co zaszlo, brytyjska policje? – zapytalem.

– Pulkownik Tansing uznal, ze najlepiej bedzie skontaktowac sie najpierw z prezesem panskiej firmy… – odparla. – Widzi pan… pulkownik Tansing… – Przerwala, jakby szukala odpowiednich slow. – Pulkownik Tansing zajmuje sie glownie rejestracja wlascicieli koni wyscigowych. Dzis po poludniu nie bylo tu innych, starszych od niego ranga pracownikow. Nie bylo osoby mogacej podejmowac kluczowe decyzje. Probowalam sama odszukac Stewardow… ale wszyscy jakby zapadli sie pod ziemie. – Przerwala, z zaklopotaniem. – Nikt z nas nie spodziewal sie czegos takiego.

– Nie watpie – przyznalem. – No dobrze, po pierwsze, musimy powiadomic o tym, co zaszlo, lokalna policje i poprosic, by zalozono podsluchy na wszystkich aparatach telefonicznych w Jockey Clubie, a potem pozostaje juz tylko czekac i robic to, co do nas nalezy, jak gdyby nigdy nic.

– Czekac?

Pokiwalem glowa. – Przez caly czas trwania negocjacji. Nie chce pani niepokoic, ale moze uplynac troche czasu, zanim pan Freemantle wroci do domu. A co z jego rodzina? Jego zona? Czy ona juz wie?

Odparla posepnie. – Jest wdowcem.

– A dzieci?

– Ma corke… – powiedziala smetnie – ale chyba nie utrzymuja ze soba kontaktow. Ona mieszka gdzies za granica. Pan Freemantle nigdy o niej nie wspomina.

– Prosze wybaczyc… – zaczalem niesmialo – ale czy sam pan Freemantle jest… czlowiekiem zamoznym?

Spojrzala na mnie, jakby zadane pytanie bylo w wyjatkowo zlym guscie, ale w koncu odpowiedziala: – Nie mam pojecia. Kazdy jednak, kto obejmuje funkcje Starszego Stewarda, musi dysponowac pewnymi funduszami.

– Czy ma dziesiec milionow? – spytalem.

– Oczywiscie, ze nie – odrzekla uprzejmym tonem. – O ile mi wiadomo, to czlowiek skromny, ktory nie szasta pieniedzmi na prawo i lewo… Nie znosi marnotrawstwa – dodala po chwili. Sadzac po wyrazie twarzy, aprobowala jego podejscie do spraw materialnych.

Osoby, ktore nie znosza marnotrawstwa i sa z natury oszczedne, czesto okazuja sie multimilionerami, ale nie powiedzialem tego na glos. Miast tego podziekowalem jej i udalem sie na poszukiwanie pulkownika Tansinga, ktory okazal sie byc meskim odpowiednikiem pani Berkeley, dystyngowanym, czarujacym i wstrzasnietym do tego stopnia, ze ledwo mogl sie poruszac.

Z gabinetu zadzwonilem na policje i zglosilem porwanie oraz chec do wspolpracy, po czym zapytalem pulkownika, kto kieruje Jockey Clubem pod nieobecnosc pana Freemantle’a.

– Sir Owen Higgs – odparl. – Byl tu dzis rano. Probowalismy sie z nim skontaktowac… Wydawal sie odrobine zaniepokojony. Na pewno nie bedzie mial nic przeciwko temu, ze pana wezwalismy…

– Z pewnoscia – przyznalem. – Czy moze pan zalatwic, aby rozmowy ze wszystkich aparatow w Jockey Clubie

Вы читаете Zagrozenie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату