byly nagrywane? To znaczy, oprocz tego, ze bedzie rejestrowac je policja?

– Da sie zrobic – odparl.

– Jezeli zyczy pan sobie naszej pomocy, pragne zauwazyc, ze w Liberty Market pracujemy na okraglo, przez dwadziescia cztery godziny na dobe.

Uscisnal moja dlon. – Jockey Club jest jedna z najbardziej efektywnych organizacji w Wielkiej Brytanii – rzucil przepraszajacym tonem. – To, co sie stalo, bylo dla nas wielkim wstrzasem. Zostalismy zaskoczeni, ot i wszystko. Jutro wszystko wroci do normy.

Pokiwalem glowa; wyszedlem i wrocilem do firmy. W drodze powrotnej do Liberty Market zdalem sobie sprawe, ze ani pulkownik, ani pani Berkeley nie wspomnieli ani slowem o udrekach i cierpieniach, jakie mogl obecnie przezywac Starszy Steward, ofiara porwania.

Oszolomienie i niedowierzanie, owszem, ale smutek, oddanie i wspolczucie nie. W zadnym razie.

Sir Owen Higgs formalnie wynajal nasza firme do wspolpracy, a nastepnego ranka, czyli wczesnym popoludniem tamtejszego czasu polecialem do Waszyngtonu i potem za kierownica wynajetego auta pojechalem na tor wyscigow w Laurel, aby porozmawiac z prezesem, Edkiem Rickenbackerem.

Tor wyscigow konnych znajdowal sie o godzine drogi od stolicy kraju; po obu stronach szosy rosly strzeliste drzewa mieniace sie zlotem, czerwienia, oranzem i brazem – ostatnim barwnym zrywem natury przed nadejsciem zimy. Typowy poczatek pazdziernika – cieple, sloneczne, bezwietrzne dni i bezchmurne, blekitne, czyste niebo. W taki dzien az chce sie zyc.

Bedac w Ameryce, zawsze czulem sie wolny i wyluzowany, uczucie to moim skromnym zdaniem wywolane bylo ogromem tego kraju, jak gdyby tutejsze rozlegle rowniny i polacie przestrzeni pomiedzy miastami wypelnialy moj umysl, pozwalajac odseparowac sie od wszelkich dokuczliwych problemow.

Pan Rickenbacker pozostawil co do mnie stosowne instrukcje u wejscia do klubu jezdzieckiego: po przyjezdzie mialem zostac niezwlocznie do niego zaprowadzony. Nie na tyle niezwlocznie jednak, aby nie przystawiono mi na wierzchu dloni pieczatki, niedostrzegalnej golym okiem, lecz widocznej w ultrafioletowym swietle jako fioletowy okragly symbol. To moja przepustka do klubu, jak mi wyjasniono; bez niej nie mialbym wstepu do niektorych miejsc. Rodzaj biletu, ktorego nie sposob zgubic – ani oddac przyjacielowi, skonstatowalem. Zmyje sie, uslyszalem przy wejsciu.

Pan Rickenbacker przebywal w krolestwie prezesa na szczycie trybuny honorowej, gdzie dojechalem winda, a po drodze kilkakrotnie sprawdzono pieczatke na mojej dloni. Mialem wrazenie, ze te kontrole i korytarze nigdy sie nie skoncza, ale po przejsciu przez kolejna sale dla czlonkow znalazlem sie wreszcie pod nierzucajacymi sie w oczy drzwiami u szczytu schodow. Na samej gorze przy stoliku siedzial tylko jeden straznik. Podalem mu swoje nazwisko. Straznik rzucil okiem na liste, odnalazl i odhaczyl moje personalia, po czym przepuscil mnie. Minalem jeszcze jeden zakret i dotarlem do kresu mojej wedrowki. Prywatna jadalnia prezesa byla trzypoziomowa, przeszklona, ze stolikami dla chyba stu osob i wychodzila na tor wyscigowy, ale dzis prawie nie bylo w niej zywego ducha.

Zajety byl tylko jeden stolik w kacie sali, na najnizszym poziomie. Podszedlem tam, a gdy sie zblizylem, osoby siedzace przy stoliku uniosly wzrok i spojrzaly na mnie pytajaco. Szesciu mezczyzn i cztery kobiety w strojach jak do wyscigow.

– Pan Rickenbacker? – rzucilem, nie kierujac tych slow do zadnej konkretnej osoby.

– Tak.

Byl poteznym mezczyzna o gestych, siwych wlosach, dosc wysokim, co rzucalo sie w oczy, nawet kiedy siedzial. W jego oczach blyszczaly szkla kontaktowe, a skora na policzkach byla gladka i blada, bardzo starannie dogolona.

– Jestem Andrew Douglas – powiedzialem.

– Ach, tak. – Wstal i uscisnal moja dlon; byl ode mnie wyzszy o pol glowy. – To moi przyjaciele. – Wykonal w ich kierunku zdawkowy gest, ale nie pokwapil sie, by kogokolwiek przedstawic, i po krotkiej chwili dodal: – Wybaczcie, prosze, mam pilne sprawy do omowienia z panem Douglasem.

Ruchem reki zaprosil, abym poszedl za nim, i poprowadzil mnie po schodach wylozonych grubym dywanem do jeszcze bardziej prywatnego zakatka, malego pokoiku na tylach i powyzej jego prywatnej jadalni.

– Co za paskudna sprawa – rzekl z wyraznym trudem, wskazujac mi fotel. – W jednej chwili Morgan mowi mi o klopotach Johna Nerrity’ego, a w nastepnej… – Zalamal rece. – Porywacze nie odezwali sie do nas tutaj. Powiadomilismy zarowno lokalna policje, jak i te w Waszyngtonie, o zadaniu okupu zgloszonym w Londynie. Mieli zajac sie sprawa znikniecia Morgana. Co pan wie na ten temat?

– Nic – odparlem. – Moze pan mi o tym opowie.

– Napije sie pan czegos? – zapytal. – Szkockiej? Szampana?

– Dziekuje, ale nie.

– Mamy firme public relations, ktora zajmuje sie w naszym imieniu wiekszoscia spraw. To tydzien spotkan, rozumie pan? Mamy wielu zagranicznych gosci. Odbywaja sie przyjecia, konferencje prasowe, imprezy organizowane przez sponsorow. Mamy gosci honorowych – jednym z nich byl Morgan – dla ktorych zalatwiamy transport z hotelu na tor wyscigow i stamtad do miejsc, gdzie organizowane sa rauty. Czy wyrazam sie jasno? Pokiwalem glowa.

– Firma PR wynajmuje samochody z wypozyczalni limuzyn. Naturalnie z kierowcami. Firma informuje dyspozytorow z wypozyczalni, kogo ma odebrac, skad i dokad ma go przewiezc, a dyspozytorzy przekazuja te dane kierowcom. Czy wyrazam sie jasno?

– Tak – odparlem.

– Morgan zatrzymal sie w hotelu Ritz-Carlton. Tam go umiescilismy, to mile miejsce. Na tor wyscigowy miala go przywiezc limuzyna. Przedwczoraj wieczorem Morgan mial dolaczyc do nas na przyjeciu w Baltimore. To byla impreza dla prasy… na nasz wielki wyscig zjechalo wielu zagranicznych dziennikarzy sportowych i staralismy sie uczynic wszystko, aby czuli sie tu jak w domu.

– No tak – mruknalem z wyrozumialoscia. – Relacja z wielkiej gonitwy w zagranicznych gazetach to najlepsza reklama tego wydarzenia.

Znieruchomial na moment, po czym skinal glowa. Moze nie powinienem byl wyrazic tego tak obcesowo; dobre public relations wplywa pozytywnie na interesy, a interesy to nowe miejsca pracy i w ten sposob karuzela, ktora kreci sie w wielkim swiecie, przeklada sie na chleb powszedni dla maluczkich.

– Morgan nie pojawil sie na przyjeciu – rzekl Rickenbacker. – Spodziewano sie, ze bardzo sie ucieszy, mogac reprezentowac brytyjskie kluby wyscigow oraz podzielic sie z prasa planami angielskiego Jockey Clubu na przyszly rok.

– Mial mowic? – spytalem. – To znaczy, mial wyglosic mowe?

– Tak, czy nie wyrazilem sie jasno? Zawsze mamy trzech lub czterech prelegentow na spotkaniu prasowym, aczkolwiek ich wystapienia sa z reguly krotkie i nieformalne, ot kilka slow podziekowania, jak to bywa w zwyczaju. Zdziwilo nas, kiedy Morgan sie nie pokazal, ale sie tym nie przejelismy. Bylem zaskoczony, ze nie poinformowal nas o swojej absencji, ale nie znam go zbyt dobrze. Poznalismy sie zaledwie trzy dni temu. Nie wiedzialem, czy lubi takie spotkania, nadaza pan za mna?

– Oczywiscie – odparlem. – Nadazam.

Przygladzil smukla dlonia geste, biale wlosy. – Nasza firma PR polecila dyspozytorowi z wypozyczalni limuzyn odebrac Morgana z Ritza i przewiesc go do Harbor Room w Baltimore. – Przerwal. – Baltimore lezy blizej tego toru niz Waszyngton, totez, rozumie pan, wiekszosc dziennikarzy zatrzymala sie w Baltimore. – Znow przerwal, aby dac mi czas na przetrawienie informacji, ktore od niego uslyszalem. – W Ritzu-Carltonie powiedziano nam potem, ze do recepcji zglosil sie szofer i powiedzial, iz przyslano go po pana Morgana. Z recepcji zadzwoniono do Morgana, a ten zszedl, oddal klucz i wyszedl razem z szoferem. I to wszystko. Nie wiemy nic wiecej.

– Czy pracownicy recepcji opisali tego szofera? – spytalem.

– Pamietaja tylko, ze mial uniform i czapke. Nie mowil wiele. Rzekomo mial dziwny, obcy akcent, ale w tym miescie mieszka wielu imigrantow i nikt nie zwrocil na to wiekszej uwagi.

– Mhm – mruknalem. – A co sie stalo z prawdziwym kierowca?

– Z prawdziwym… Alez nie, nic. Z hotelu doniesiono, ze drugi szofer pojawil sie nieco pozniej. Powiedziano mu, ze Morgana juz odebrano. Szofer byl zdziwiony, ale nie za bardzo. Przy operacji na taka skale bez wpadek sie nie obejdzie. Zglosil to dyspozytorowi, ktory przekazal mu kolejne zlecenie. W wypozyczalni uznano, ze Morgana podwiozl znajomy, a on sam nie pokwapil sie, by ich o tym powiadomic. Podeszli do tego praktycznie. Obciaza i tak

Вы читаете Zagrozenie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату