– Tego tez nie wiem.

– Hm… jezeli sie zglosi, to zadzwon do mnie, a powiem ci wiecej.

– Powiedz od razu – zaproponowalem, silac sie na niedbaly ton.

Pomyslal chwile, wzruszyl ramionami i przyjazn ponownie wziela gore nad zylka dziennikarska.

– Dobra. To nic wielkiego. Tylko to, ze ja tez widzialem go w Anglii, jakies dziewiec, dziesiec miesiecy temu, na wiosne.

Urwal.

– W takim razie, dlaczego tak cie przerazilo, ze sie z nim spotkalem?

– Poniewaz wtedy zobaczylem go w wagonie restauracyjnym, jak rozmawial z innym dziennikarzem. Z Bertem Checkovem.

Z ogromnym wysilkiem zachowalem na twarzy wyraz umiarkowanego zdziwienia.

– Pozniej ostrzeglem Berta przed nim, tak jak ciebie ciagnal Mike, nic nie zauwazywszy. – Prawde mowiac, wlasnie tutaj. Bert byl mocno pijany. Zreszta po naszej rozmowie wciaz chodzil mocno pijany.

– Co ci odpowiedzial?

– Ze spoznilem sie o trzy miesiace.

Mike nie wiedzial nic wiecej. Po wyjawieniu tego jednego szczegolu Bert zamknal sie w sobie i odmowil udzielenia dalszych wyjasnien. Wypadek, ktoremu ulegl, dal Mike’owi do myslenia. Powiedzial, ze znane sa przypadki gwaltownej i czestokroc nie wytlumaczonej smierci w gronie osob zadajacych sie z Vjoersterodem. Wiadomosc, ze spotkalem Vjoersteroda, wstrzasnela nim. Bal sie o mnie. Bal sie, ze tak jak Bert wypadne przez okno.

Uspokoilem go. Zapewnilem, ze po tym, co mi powiedzial, bede sie mial na bacznosci.

– Zastanawia mnie, dlaczego chwycil w swoje szpony Berta – rzekl Mike patrzac w przestrzen i znow puszczajac w ruch trybiki swojego mozgu.

– Nie mam pojecia – powiedzialem z westchnieniem i, zeby odwrocic jego uwage, zamowilem jeszcze jedno male piwo i duza kanapke z szynka.

Jan Lukasz obejrzal sie za siebie pokazujac szczupla, piegowata twarz. Mike odwrocil sie do niego z typowa dla siebie werwa, jakby cale cialo mial na sprezynach.

– Jak tam nasz Apostol? Co tam pichcicie w tym waszym diabelskim kotle? – spytal.

Jan Lukasz poslal mu blady usmiech. Nie przepadal za przydomkiem, jakiego uzywali koledzy dziennikarze, ani w ogole dwuznacznikami. A zwlaszcza, jak sie zdawalo, dwuznacznikami Mike’a de Jonga. Mike pojal w lot jego intencje, bo pozegnal sie szybko i przeniosl do innej grupki.

– Czego chcial? – spytal ostro Jan Lukasz.

– Niczego – odpowiedzialem obojetnym tonem. – Tylko sie przywitac.

Jan Lukasz spojrzal na mnie z rozczarowaniem, ale wiedzialem doskonale, ze gdybym juz teraz powiedzial o Vjoersterodzie, wypytalby mnie tak natarczywie, az wyciagnalby ze mnie ten szantaz, a potem znow wiercilby mi bezlitosnie dziure w brzuchu, az dowiedzialby sie, czym mogli mnie szantazowac, a nastepnie poprowadzilby dalsze poszukiwania, zdumiewajaco nieostroznie i niedyskretnie. Posuwalby sie naprzod jak walec parowy i Vjoersterod uslyszalby go z drugiego konca kraju. Jan Lukasz byl swietnym redaktorem sportowym, ale jako marszalek polny mialby na swoim koncie przerazajaca liczbe ofiar.

Wraz z Derrym pil prawie do zamkniecia pubu o trzeciej, kiedy to tlum przerzedzil sie i zostali tylko dziennikarze piszacy do dodatkow niedzielnych i tygodnikow wychodzacych w niedziele. Odrzucilem propozycje, zeby wrocic z nimi do smetnego zacisza redakcyjnej przystani i, po namysle, zadzwonilem do jedynego czlonka wladz wyscigowych, ktorego znalem na tyle dobrze, zeby zwrocic sie do niego prywatnie.

Trzydziestosiedmioletni Erie Youll mial najkrotszy staz i byl najmlodszym z trzech czlonkow prezydium Krajowego Komitetu Wyscigow Konnych, zawiadujacego gonitwami przeszkodowymi. Za dwa lata, naturalna koleja rzeczy, mial zostac prezesem komitetu. Nastepnie czekala go degradacja do szeregow zwyklych dzialaczy, a powrot na stanowisko i odbycie kolejnej trzyletniej kadencji zalezaly od wynikow wyborow. Jako czlonek prezydium byl wlasciwym czlowiekiem na wlasciwym miejscu, poniewaz jeszcze do niedawna sam scigal sie w zawodach dla amatorow i z wlasnego doswiadczenia wiedzial, czym zyje i jak kreci sie swiatek jezdziecki. Pochwalilem go pare razy w swoich artykulach i przyjaznilismy sie od lat. Niemniej pozostawalo sprawa otwarta, czy bedzie mogl mi pomoc i czy w ogole zechce.

Dotarcie do niego kosztowalo mnie sporo zachodu, jako ze byl figura w wielkim banku handlowym. Sekretarki jedna po drugiej znudzonym glosem polecaly mi ustalic termin spotkania.

– Najchetniej bezzwlocznie – odpowiadalem. Ostatnia z sekretarek, w pierwszej chwili wstrzasnieta tym zadaniem, zgodzila sie, zebym przyszedl bezzwlocznie, zapowiadajac, ze pan Youll jest bardzo zajety i znajdzie dla mnie tylko chwile czasu. Kiedy dotarlem na miejsce, pan Youll pracowicie popijal herbate, pograzony w lekturze „Sporting Life’u”. Bez pospiechu odlozyl jedno i drugie, wstal i podal mi reke.

– Nie spodziewalem sie ciebie – rzekl. – Chcesz pozyczyc milion?

– Moze innym razem – odparlem.

Usmiechnal sie, przez telefon zamowil u sekretarki jeszcze jedna herbate, poczestowal mnie papierosem i rozsiadl sie w fotelu, zachowujac sie przez caly czas niezdecydowanie i niepewnie. Moja osoba jak i cel wizyty budzily jego czujnosc. Niemal dzien w dzien widywalem takie skrepowanie – byl to parawan, za ktory chowali sie moi znajomi z wyscigow, ilekroc nie byli pewni, czego szukam, mur, ktory chronil ich tajemnice przed rozpowszechnieniem. Ta ich rezerwa mi nie przeszkadzala. Rozumialem to. Wspolczulem im. I o ile moglem tego uniknac, nie poruszalem w artykulach tematow osobistych. Kiedy czerpie sie informacje od wlasnych znajomych, trzeba sie poruszac ze zrecznoscia i precyzja linoskoczka.

– To nie do druku – zapewnilem go. – Usiadz wygodnie i odetchnij gleboko trzy razy.

Usmiechnal sie, a napiecie widoczne w calej jego postawie ulotnilo sie.

– Czym wiec moge ci sluzyc? – spytal.

Zwlekalem z odpowiedzia. Dostalismy i wypilismy herbate, dzielac sie najswiezszymi nowinami z torow wyscigowych. Potem, jak gdyby nigdy nic, zapytalem go, czy slyszal o bukmacherze nazwiskiem Vjoersterod.

Drgnal, nagle zamieniajac sie w sluch.

– Wlasnie o to przyszedles zapytac?

– Na poczatek. Zabebnil palcami w biurko.

– Ktos pokazal mi twoje artykuly sprzed tygodnia i dwoch…Nie mieszaj sie w to… Ty.

– Jezeli wy, szychy wyscigowe, wiecie, co sie dzieje i kto to robi, dlaczego go nie utracicie? – Jak?

To pojedyncze slowo, wypowiedziane gwaltownie, zawislo miedzy nami w powietrzu. Swiadczylo wymownie o rozmiarach ich wiedzy. Gdyby wiedzieli jak, to by to zrobili.

– Prawde mowiac, to wasze zmartwienie, nie moje – odezwalem sie wreszcie. – Moglibyscie, na przyklad, wprowadzic calkowity zakaz zawierania zakladow przedterminowych, co ukreciloby leb machlojkom.

– To by sie bardzo nie spodobalo szanownej publicznosci. Juz i tak twoje artykuly mocno ugodzily w rynek zakladow dlugoterminowych. Kilka godzin temu jedna z wielkich firm totka konskiego gorzko mi sie na ciebie uskarzala. Wykup zakladow na Puchar Latarnika spadl im o dwadziescia procent.

– To dlaczego nie zrobia nic z Bostonem? Zamrugal oczami.

– Z kim?

Bezglosnie zaczerpnalem tchu.

– No dobrze… co wie gora o Vjoersterodzie? – spytalem.

– Kto to jest Boston?

– Najpierw ty – powiedzialem.

– Nie ufasz mi? – spytal urazony.

– Nie – odparlem stanowczo. – Najpierw ty.

Westchnal z rezygnacja i powiedzial mi, ze wszystko, co czlonkowie wladz wyscigowych wiedza o Vjoersterodzie, to nie potwierdzone pogloski, w dodatku skape. Nikt z prezydium komitetu nie widzial go na oczy, a gdyby zobaczyli, to by go nie rozpoznali. Czlonek niemieckich wladz wyscigow konnych ostrzegl ich prywatnie, ze podejrzewa sie Vjoersteroda o zaaranzowanie w Niemczech calej serii wycofan koni faworyzowanych w zakladach dlugoterminowych i ze doszly ich sluchy, jakoby obecnie zaczal grasowac w Anglii. W Niemczech omal nie zapedzono go w kozi rog. Teraz zmienil miejsce dzialania. Angielskie wladze wyscigowe odnotowaly w ostatnich miesiacach alarmujaca liczbe wycofanych koni i byly przekonane, ze Niemcy maja racje, ale, choc probowali dowiedziec sie prawdy od roznych wlascicieli i trenerow, wszedzie natrafiali na mur milczenia.

Вы читаете Platne Przed Gonitwa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату