wytwarzac respiratorow, wiec przestali je robic. Jesli pompa wymagala konserwacji, dokonywano jej w mieszkaniu, a pani Woodward i ja poruszalismy miechy recznie. Stawalo sie to meczace po godzinie. Przez cale zycie bylo niemozliwe. Gdybym upuscil pompe i przedziurawil miechy, przyszlosc Elzbiety dalaby sie wyliczyc co do minuty.

Dokladnie cztery

– Ale najpierw – powiedzialem, zastanawiajac sie – najpierw spakujemy kilka twoich drobiazgow. Na przyklad czysta koszule nocna.

– Na jak dlugo… na jak dlugo wyjezdzamy? – spytala, z calych sil tlumiac lek i starajac sie traktowac nasza ucieczke rozsadnie i ze zrozumieniem.

Podziwialem ja, rozumialem jej starania, lubilem ja za to, kochalem, musialem jej zapewnic bezpieczenstwo… Serce mi scisnelo na mysl, ze to sie nie uda, jezeli bede tak slamazarnie rozmyslal, jak kto glupi.

Na jak dlugo? Nie wiedzialem, na jak dlugo. Az wsadza Vjoersteroda do wiezienia albo deportuja go. A nawet wtedy bezpieczniej bedzie zmienic mieszkanie.

– Kilka dni – odparlem.

Przynioslem walizke i staralem sie uprzytomnic sobie, czego jej potrzeba. Zaczela mi wymieniac rzecz po rzeczy, widzac, ze nie moge sie skupic.

– Przybory do mycia. Szczotka do wlosow. Kosmetyki. Skarpety do lozka. Termofor. Sweterki. Pigulki… Popatrzyla tesknie na aparat Possum i inne urzadzenia ulatwiajace jej zycie.

– Szybko wroce… szybko po to wszystko wroce – obiecalem. Ale nie sam, pomyslalem, tak na wszelki wypadek.

– Ty tez potrzebujesz paru rzeczy – przypomniala.

– Hm? – Spojrzalem na nia mruzac oczy. – Tak… Przynioslem szczoteczke do zebow, grzebien, elektryczna maszynke do golenia. Przespac sie moglem w ubraniu na lozku w furgonetce. Przydalaby sie czysta koszula. I sweter. Wepchnalem je do torby. Nie mialem glowy do innych rzeczy. Koniec pakowania.

– Moglbys zostawic liscik dla pani Woodward? – spytala. – Bardzo sie zmartwi, kiedy nas rano nie zastanie.

Liscik dla pani Woodward. Znalazlem jakas kartke. Dlugopis mialem w kieszeni. Liscik dla pani Woodward: „Wyjechalismy na kilka dni. Napisze do pani.” Watpilem, czyja to uspokoi, ale nie wiedzialem, co moglbym jeszcze dodac. Rozstrzelone litery piely sie w gore, tak pijane, jak ja sam.

– Gotowe – powiedzialem.

Pakowanie odwleklo chwile, ktorej oboje sie obawialismy. Spojrzalem na pompe. Jej mechanizm miescil sie w metalowej skrzynce wielkosci mniej wiecej stoliczka przy lozku, zaopatrzonej po bokach w uchwyty. Jak kazda duza skrzynke, latwo ja bylo uniesc we dwojke, a samemu trudno. Robilem to nieraz, ale bez zawrotow glowy i pulsujacych bolem potluczen. Przymierzylem sie do podniesienia jej, zeby sie przekonac, jak to bedzie.

Przekonalem sie. – Ty… nie dasz rady – powiedziala slabym glosem Elzbieta.

– Alez tak… dam.

– To niemozliwe… przeciez cie boli.

– Upicie sie ma swoje zalety – powiedzialem starannie. – Najwieksza to ta, ze nie czuje sie tego, co sie czuje, a nawet jesli sie czuje, to czlowiekowi jest wszystko jedno.

– Co mowisz?

Teraz zyj, cierp potem.

Odkrylem ja i zaczalem niezdarnie gmerac przy sprzaczce przytrzymujacej spiropancerz. Przemknelo mi przez mysl, ze to na nic. Skoro grzebalem sie tak ze sprzaczka, jak moglem dokonac przenosin w ciagu czterech minut? Przerwalem rozpinanie, zmagajac sie z chaosem w glowie. W mlodosci niekiedy prowadzilem gre z alkoholem, traktujac go jak przeciwnika, pilem go za duzo i rzucalem mu wyzwanie, zeby mnie pokonal. Przekonalem sie na wlasnej skorze, ze przy odpowiednio silnej koncentracji, mozna calkiem prawidlowo wykonac czynnosci wycwiczone na trzezwo. Ale tym razem nie chodzilo o gre. Tym razem chodzilo o zycie.

Znow zabralem sie do sprzaczki, skupiajac wszystkie swoje wladze umyslowe na tej prostej czynnosci. Odpiela sie latwo. Podnioslem spiropancerz z piersi Elzbiety i Ulozylem go jej na kolanach, gdzie syczal i wsysal koce.

Wylaczylem prad. Wyjalem przewod. Nawinalem go na przeznaczone do tego uchwyty. Odlaczylem elastyczna rurke prowadzaca do spiropancerza.

Teraz nie bylo odwrotu. Poholowalem pompe przez pokoj, ciagnac ja na starych rozchybotanych kolkach. Otworzylem drzwi. Przejechalem maly podest. W dol ciagnely sie schody. Oparlem sie reka o sciane, lapiac rownowage, i obrocilem sie, zeby zejsc tylem.

Stopien po stopniu. Krok w dol. Uniesc pompe i zestawic stopien nizej. Przytrzymac ja. Krok w dol. Zestawic pompe. Przytrzymac…

Zwykle kiedy nie mialem do pomocy Rona, Sue albo pani Woodward, po prostu znosilem ja za jednym zamachem na dol. Tym razem spadlbym, gdybym chcial to zrobic. Oparlem sie calym cialem o sciane. Krok w dol. Zestawic pompe stopien nizej. Przytrzymac… Skrzynka nie miescila sie na stopniach. Opieraly sie tylko dwa tylne kolka, pozostale dwa wisialy w powietrzu… Gdyby leciala naprzod, stracilaby mnie ze schodow…

Predzej. Cztery minuty. W polowie schodow ogarnela mnie panika, gdyz wydalo mi sie, ze cztery minuty juz uplynely. Ze Elzbieta umrze, kiedy ja bede wciaz jeszcze na schodach. Ze nigdy, przenigdy nie zdolam zniesc skrzynki na dol, chyba ze zlece z nia na leb, na szyje.

Ostroznie, stopien po stopniu, skupiajac sie ogromnie przy kazdym ruchu, dotarlem do parteru. Wytoczylem pompe przez mala sien na ulice, unoszac ja nad progiem. Pociagnalem ja do furgonetki.

Najgorszy moment. Podloga furgonetki znajdowala sie kilkanascie cali na jezdnia. Wszedlem, nachylilem sie jak najnizej, chwycilem pompe za raczki i pociagnalem. Mialem uczucie jakby mnie rozdzierano, jak w tej chinskiej torturze z dwoma drzewami. Pompa oderwala sie od ziemi, weszla przez drzwiczki i spoczela na podlodze. Swiat wokolo zawirowal. Zawadzilem o koniec lozka i runalem na plecy, nie wypuszczajac pompy z rak. Pompa zakolysala sie, przewrocila z hukiem na bok i zbilo sie szkielko na wskazniku cisnienia i ilosci oddechow na minute.

Ciezko dyszac i czujac sie tak, jakbym zostal wtracony w beznadziejny koszmar, pochylilem sie nad pompa i postawilem ja na kolkach. Wsunalem ja na wlasciwe miejsce. Zapialem pasy, ktore ja przytrzymywaly. Wepchnalem male kliny pod kolka. Polaczylem ja kablami z bateria. Nie moglem uwierzyc, ze tego dokonalem, i zmarnowalem kilka sekund na sprawdzenie polaczen.

Gdyby pompa nie dzialala… gdyby dostal sie do srodka kawalek szkla… gdyby przedziurawil miechy… Nie bylem w stanie myslec precyzyjnie, nie wiedzialem, co na to poradzic, liczylem, ze wszystko sie uda.

Po schodach na gore. Bez pompy okazalo sie to latwe. Potykalem sie co drugi stopien. Na podescie wyladowalem na kolanach.

Przerazonej Elzbiecie smierc zagladala w ciemne, szeroko rozwarte oczy, przez to, ze bylem pijany. Kiedy musiala oddychac sama, nie miala dosc sily ani tchu, zeby mowic, ale tym razem wydobyla z siebie jedno zatrwozone, rozpaczliwe slowo.

– Predzej!

Pamietalem, zeby nie skinac glowa. Podnioslem ja, jedna reka trzymajac pod kolana, a druga obejmujac, i przygarnalem ja do siebie tak, ze mogla oprzec glowe na moim ramieniu. Tak jak sie niesie dziecko.

Byla lekka jak piorko, ale dla mnie ciezka. Spojrzala mi w twarz i jeknela zamiast mnie.

– Cicho – powiedzialem. – Tylko oddychaj.

Zszedlem po schodach opierajac sie o sciane, stopien po stopniu, uparcie nie upadajac. Stary rep alkohol przegrywal te gre.

Wejscie do furgonetki kosztowalo mnie piekielnie duzo.

Znow ta chinska tortura. Polozylem Elzbiete ostroznie na lozku i ulozylem jej bezwladne rece i nogi prosto.

Pozostal juz tylko spiropancerz. Wrocilem po niego po schodach na gore. Zupelnie jakbym szedl pod prad nie konczacymi sie ruchomymi schodami, ktore nie chca sie zatrzymac. Wzialem do rak spiropancerz. Najwygodniejszy ciezar. Na schodach o malo co nie zaprzepascilem wszystkiego, przydeptujac dluga harmonijkowa rurke, podlaczona do pompy. Potknalem sie wchodzac do furgonetki i niezrecznie upuscilem spiropancerz na kolana Elzbiety.

Zaczynala miec trudnosci z oddychaniem. Sciegna szyi napiely sie jej jak postronki, z takim wysilkiem zaczerpywala tchu.

Nie moglem dopasowac rurki spiropancerza do gwintowanego gniazdka w pompie. Klalem, pocilem sie, prawie

Вы читаете Platne Przed Gonitwa
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату