Polanowski nie odpowiedzial i Rodriguez zwrocil sie do mnie:

— Przypilnuj go, bo rzeczywiscie moze polezc na dol.

— Przy szybie jest dyzurny.

— Mimo wszystko miej go na oku. Jesli profesor utonie, nauka nigdy nam tego nie wybaczy.

Wyszedlem z budynku. Nad dolina, naga, szara i obrzydliwie monotonna wznosily sie tumany lodowatego kurzu. W zaglebieniach gruntu lezal gruby szron. Zblizal sie wieczor. W powietrzu wyczuwalo sie jakis niepokoj i napiecie, ktore zawsze poprzedzalo eksplozje wiosny. Wial silny wiatr i kurz klebil sie wokol pudelkowatej konstrukcji wyciagu szybowego, zasypywal drogi dojazdowe i wielkimi zwalami gromadzil sie przy pierscieniu suszarni. Na ciemniejacym niebie zaplonela zielonkawa wstega — ladowal statek. Kosmodrom lezal o dwiescie kilometrow dalej. Strasznie mnie tam ciagnelo. Ciagnela sama atmosfera osiedla kosmodromowego, w ktorym jest wiele nieznajomych ludzi, zamieszania i halas, gdzie czlowiekowi nowiny spadaja z nieba na glowe. Wrocilem do Rodrigueza i poprosilem go, aby wyslal mnie po gosci. I tak ktos bedzie musial po nich wyjechac.

Z kosmodromu wrocilem pozno. Bylo juz prawie ciemno, ksiezyce, a jest ich tutaj az szesc sztuk, po kolei wytaczaly sie zza horyzontu i pedzily po niebosklonie. Poszedlem do kopalni, aby sprawdzic, czy wszystko w porzadku. Na szczycie wzgorka, przy wylocie nowego szybu, spotkalem chlopakow z pierwszej zmiany. Stali wokol wypuklosci i spierali sie o to, czy ped wykielkuje jutro, czy jeszcze nie. Wzgorek w ciagu dnia urosl i teraz siegal mi juz do ramienia. Powiedzialem, ze kielek jutro jeszcze sie nie pokaze, a chlopcy mi uwierzyli, bo siedzialem tu od pieciu sezonow i uchodzilem za weterana. Teodora przez caly wieczor nigdzie nie widzialem i prawde mowiac zapomnialem o nim. Malo to dziwakow trafia na nasza planete? Zapytalem, kto dyzuruje przy kopalni, dowiedzialem sie, ze Achundow, i poszedlem do domu.

Kielek malo mnie interesowal, bo widzialem go juz piec razy. Ostatecznie nawet najwspanialszy widok, dla ktorego ludzie przelatuja pol galaktyki, moze sie w koncu znudzic. Dla nich to jest cudo, a dla mnie powszednia robota. Zaczalem przygotowywac sprzet na wyprawe w gory. Karenina pokazala mi kiedys grote, ktorej sciany oblepione byly cudownymi szmaragdami. Chcialem przywiezc Lucynie ladna druze. Do gor mialem pol dnia jazdy, a do groty jeszcze co najmniej dzien marszu.

Polozylem sie o drugiej w nocy, a o trzeciej obudzil mnie Rodriguez i zapytal, kiedy ostatnio widzialem Teodora Polanowskiego. A ja go, jak juz mowilem, nie widzialem przez caly wieczor. Mialem go nianczyc, czy co?

— Nie ma go w pokoju i na calym terenie — martwil sie Rodriguez.

— Pokreci sie przy szybie i wroci — powiedzialem. — Tam dyzuruje Achundow. On go nie wpusci.

— A jednak…

Szef kaze, personel musi: ubralem sie, zwymyslalem, na czym swiat stoi entomologie i jej zwariowanych adeptow, no i poszedlem pod wieze wyciagowa, aby dowiedziec sie, czy Achundow nie widzial przypadkiem tego cholernego Teodora.

Achundow Teodora nie widzial, a to z tej prostej przyczyny, ze byl wylaczony. Widocznie Polanowski zaszedl go od tylu, przylozyl do nosa galgan nasycony narkotykiem i Achundow momentalnie usnal. Sami bylismy sobie winni. Przywyklismy do tego, ze tutaj wszelka zwierzyna pojawia sie dopiero latem i dopoki pad nie wykielkuje, nie mamy sie czego obawiac. Kto zreszta z wlasnej woli wlezie do naszej kopalni? Achundow siedzial przed drzwiami, patrzyl w gwiazdy i ani mu bylo w glowie spodziewac sie jakiegos napadu.

Trzeba bylo wzywac Rodrigueza i lekarza, cucic Achundowa, ktory oswiadczyl, ze nic nie widzial i niczego nie slyszal.

Gdysmy to juz wiedzieli, Rodriguez powiedzial:

— Po prostu nie wiem, co teraz zrobic — i popatrzyl na mnie.

— A jak wyglada ostatni komunikat? Moze on sam wydostanie sie na powierzchnie?

— Komunikat jest do niczego — odparl Rodriguez. — Zreszta sam slyszysz.

Owszem, slyszalem coraz glosniejszy szum dobiegajacy spod ziemi. Kopalnia ozywala.

— Wobec tego pojde — powiedzialem.

— Kogo ci dac?

— Nikogo. Samemu latwiej.

— Ale mnie z soba wezmiesz?

— Nie masz doswiadczenia. W dodatku, zanim cie przygotujemy, bedzie juz za pozno. A ja mam wszystko na podoredziu, bo wybieralem sie z samego rana w gory. Naciagne tylko skafander i juz.

— Ja cie przepraszam, Lee — powiedzial Rodriguez.

— To nie twoja wina — odparlem. — Przeciez prosiles, zebym go pilnowal.

Drzwi nadszybia byly wylamane czysto i fachowo. Ja bym tak nie potrafil.

Sprawdzilem szczelnosc skafandra, wzialem zapasowy zbiornik i maske tlenowa dla Teodora, liny, noze i czekan. Rodriguez klepnal mnie po helmie. Do switu brakowalo jeszcze dwoch godzin i mielismy nadzieje, ze woda przed wschodem slonca nie ruszy, chociaz nie mielismy pewnosci. Rodriguez i Achundow zostali na powierzchni, aby utrzymywac ze mna lacznosc. Doktor poszedl obudzic Sinha i przyslac go tu na wszelki wypadek z drugim skafandrem. Rodriguez wlaczyl awaryjne zasilanie glownej windy. Poprzestalismy na tym, gdyz nie chcielismy budzic ludzi i wzniecac poplochu.

Wszedlem do windy, a Rodriguez pokazal mi gestem, abym staral sie zbyt dlugo nie siedziec pod ziemia. Sam nie mialem na to wielkiej ochoty, bo dotychczas nie zdarzylo mi sie zjezdzac na dol w takim momencie.

Bylem sam i w wielkiej kabinie windy czulem sie nieswojo, gdyz zawsze schodzilem pod ziemie z cala zmiana. Sciany glownego szybu polyskiwaly w swietle reflektora czolowego. Zawartosc soku w zlozu byla znacznie wyzsza od normalnej. Mdlacy zapach wypelnial cala kopalnie. Byl to zwykly, niezbyt przyjemny zapach, ktorym wszyscy bylismy, jak sie zdawalo, przesyceni do konca swoich dni. Nawet przez niskie buczenie windy przebijaly westchnienia, szmery i bulgotanie, co sprawialo wrazenie, ze za scianami szybu poruszaja sie spragnione wolnosci zywe istoty.

Na dole w glownej komorze wydobywczej postalem z minute, zastanawiajac sie, w ktora strone Teodor mogl sie udac. Tunel wiodacy na zachod chyba go nie zainteresowal. Byl zbyt szeroki, wydeptany i gladki. Nie wiedzialem, czy Polanowski mial przy sobie chociaz latarke. Pewnie mial. Sprawial wrazenie czlowieka przewidujacego.

Ze scian plynela woda i spag glownej komory byl nia pokryty do wysokosci jakichs pieciu centymetrow. Opuscilem przylbice helmu.

— Jak ci leci? — zapytal Rodriguez. Wlaczylem nadajnik.

— Duzo wody — odparlem.

Wielki plaskacz wypadl ze sciany i ruszyl ku windzie, jakby zamierzal udac sie nia na powierzchnie. Zwierzak glosno taplal sie w wodzie, wobec czego pogrozilem mu czekanem, zeby zachowywal sie przyzwoiciej.

— Ktoredy teraz pojdziesz? — zapytal Rodriguez.

— Nowym szybem — odparlem. — Opada w dol i twoj entomolog z pewnoscia dojdzie do wniosku, ze najszybciej dotrze nim do najbardziej zapadlych katow kopalni. On przeciez stara sie dojsc do najglebszych partii.

— Najglebszych i najblizszych srodka — powiedzial Rodriguez. — Wczoraj wypytywal mnie o wszystko, a ja mu jak ten glupi pokazalem plany. Teodor wcale nie ukrywal, ze zamierza szukac swoich poczwarek w glownych pniach.

— Ladne rzeczy! — powiedzialem ze zloscia. — Przeciez tam jest kompletny potop.

Nie przerywajac rozmowy szedlem w dol potykajac sie i slizgajac na slodkawej masie zloza i od czasu do czasu przeskakujac przez nierozebrane fragmenty transportera.

— Rodriguez — powiedzialem. — Ktora to brygada zostawila tu jakies piecdziesiat metrow transportera?

— Wiem o tym — odparl Rodriguez. — Usilowali mnie przekonac, ze to peryferyjny chodnik i ze nie ma sensu wynosic stamtad ciezarow, zeby za pare dni ciagnac je z powrotem. Wyrazilem zgode na pozostawienie. Na zasadzie eksperymentu.

— W wyniku tego eksperymentu trzeba bedzie sprowadzac z Ziemi nowy transporter.

— Dobra, dobra — odparl Rodriguez. — Czasami trzeba zaryzykowac.

— Im sie po prostu nie chcialo zabrac sprzetu i na tym polega caly twoj eksperyment.

Bylem w paskudnym nastroju, Rodriguez doskonale to rozumial i nie reagowal na moje zrzedzenie.

W posuwaniu sie naprzod przeszkadzaly mi rozne zwierzaki. Zima mieszkancy kopalni spia albo spokojnie

Вы читаете Ludzie jak ludzie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату