okolic”. Dobrze? A wiec jestesmy umowieni. To bardzo dobrze, zescie ten wierszyk wyszukali.
Maluzkinowi, ktory calkowicie przelaczyl sie na pielenie, wydawalo sie, ze bardzo dobrze potraktowal interesantow.
— Panienko, prosze sie nie obawiac, nie zagubimy wierszyka, bo doskonale sobie zdajemy sprawe z jego wartosci.
— Pan mnie wzywal? — zapytal Stiepanow wchodzac do gabinetu i gapiac sie na Milice Bakszt.
Maluzkin zerknal w te strone i jakies niejasne wspomnienie poruszylo sie w jego duszy. Powiedzial:
— Chodz tu, Stiepanow, siadaj. Wziales dane na temat pielenia? Dzwonili do mnie w tej sprawie, wiec trzeba jak najszybciej, sam rozumiesz…
— No, to my pojdziemy — powiedzial smutno Standal.
— Naturalnie, naturalnie — powiedzial Maluzkin patrzac zakochanym wzrokiem na wykresy w reku Stiepanowa. Maluzkin kochal gazete i kochal prace redakcyjna. Poczucie krzywdy zniknelo.
— Nie spoznij sie! — krzyknal do wychodzacego Standala i zapomnial o nim.
27
Trzasnely drzwi, zakolysaly sie tiulowe firanki w oknie. Stiepanow pozalowal, ze dziewczyna wyszla, bo w taki upal nie mial najmniejszej ochoty pisac o pieleniu. Mial ochote pojsc na plaze. Przysunal sobie pozostawiony przez gosci na redaktorskim biurku otwarty album w safianowej okladce. Pismo na pozolklej karcie bylo znajome. Obok ta sama reka byl narysowany profil dziewczyny, ktora przed chwila wyszla z gabinetu.
— To jej album? — zapytal Stiepanow.
Maluzkin zdziwil sie, ale odpowiedzial:
— Powiada, ze to jej Puszkin wpisal — i zachichotal. — W „Czerwonym Sztandarze” wszystkie maszyny stoja, a w sprawozdaniu zawyzaja. Co o tym myslisz?…
Oczywiscie, ze to bylo pismo Puszkina. Albo zdumiewajacy, najdoskonalszy pod sloncem falsyfikat, ktory powinien znalezc sie w moskiewskim Muzeum Puszkina.
— … „Uwolnij mnie, perska ksiezniczko” — przeczytal Stiepanow. — „Uwolnij mnie, perska ksiezniczko” — przeczytal jeszcze raz, na glos.
— Ciszej — skarcil go Maluzkin. — Zostaw te wiersze! Bierz sie do roboty.
Stiepanow nie slyszal, bo poruszajac wargami czytal wiersz dalej. Tego utworu nie znal. I nikt nie znal. Stiepanow byl pierwszym puszkinista na swiecie, czytajacym wiersz zaczynajacy sie od slow: „Uwolnij mnie, perska ksiezniczko”.
— To przeciez odkrycie — powiedzial. — Sensacja na skale swiatowa. Trzeba napisac do Moskwy! Andronnikow jutro tu przyleci.
— Jakbyscie sie wszyscy zmowili! — oburzyl sie Maluzkin. — Stiepanow, badz czlowiekiem! Skonczymy wstepniak i bedziemy dzwonic do Andronnikowa, Lwa Tolstoja, Puszkina, wypijemy po kuflu piwa, zrobimy wszystko, na co bedziesz mial ochote. A teraz posluchaj: „Pelna para idzie pielenie na kolchozowych polach naszego powiatu”. Czy to nie jest banalne?
Ale Stiepanow nie slyszal, podobnie jak kilka minut wczesniej Maluzkin przestal widziec i slyszec Milice Bakszt.
Stiepanow Stiepanowicz byl zwariowany na punkcie Puszkina. Jego idee fixe byla ambicja dowiedzenia sie wszystkiego o wielkim poecie, poznania kazdego slowa, odtworzenia kazdego dnia jego zycia. Gdy to juz niemal osiagnal, cierpliwie czekal, az los zlituje sie nad nim i podaruje mu odkrycie w dziedzinie puszkinistyki, odkrycie przypadkowe, gdyz wszystkie pozostale zostaly juz dokonane.
Minelo trzydziesci lat od chwili, gdy Stiepan Stiepanow znalazl na strychu starego domu pierwodruk „Eugeniusza Oniegina” i stal sie zolnierzem malenkiej miedzynarodowej armii puszkinistow. Przez ten czas postarzal sie, zdziadzial, dorobil sie dolegliwosci watroby i zadyszki, pochowal zone, sam wychowal corke Lude i teraz zamierzal wydac ja za maz, a odkrycia wciaz nie bylo. Ani sam Puszkin, ani jego krewni, ani przyjaciele dekabrysci nie bywali w Wielkim Guslarze i nie zostawili tam pamietnikow, dziennikow i ustnych wspomnien. Ale Stiepanow wciaz szukal, odwiedzal zapomniane, zakurzone strychy, wydawal ostatnie grosze na bibliofilskie rarytasy, korespondowal z Herakliuszem Andronnikowem i pastorem Gruenwaldem ze Szwajcarii, nauczyl sie dwoch jezykow zachodnioeuropejskich, nie zrobil kariery sluzbowej, a odkrycie wciaz nie przychodzilo.
I oto teraz lezal przed nim nieznany wiersz Puszkina, ktory bez najmniejszych staran z jego strony wpadl mu w rece.
Stiepanow ciezko podniosl sie z krzesla i trzymajac w wyciagnietym reku album w safianowej okladce podszedl do okna, do swiatla, aby w sloncu przekonac sie, ze szczescie istotnie go nawiedzilo, ze jedno z najwiekszych odkryc w puszkinistyce w drugiej polowie wieku dwudziestego bylo wlasnie jego udzialem.
— Siadaj — dopedzil go glos Maluzkina. — Posluchaj: „Jednak w niektorych gospodarstwach tempo pielenia jest nie dosc wysokie”… Albo moze napisac po prostu:,niewysokie”? lub „niskie”?
— Kim jest ta dziewczyna? — zapytal Stiepanow.
— Jaka dziewczyna?
— Dziewczyna, ktora byla u ciebie z Misza Standalem.
— A skad ja moge wiedziec? Sam ja zapytaj. Nie znam zadnej dziewczyny.
Maluzkin tez byl czlowiekiem pochlonietym idee fixe. Jego ambicja zyciowa bylo uczynienie ze swej gazety najlepszego organu powiatowego w wojewodztwie.
— Tak — powiedzial Stiepanow, strzepnal popiol i lupiez z wygniecionych spodni, z trudem dopial je na tlustym brzuchu i glosno spiewajac: „Uwolnij mnie, perska ksiezniczko”, wyszedl z gabinetu redaktora naczelnego, po czym, wciaz przyspieszajac kroku, sloniowym truchtem przebiegl korytarz i wypadl na ulice.
Maluzkin popatrzyl za nim i smiertelnie sie obrazil.
28
Milica ze Standalem dowlekli sie do budki z piwem, przy ktorej pod roznobarwnymi parasolami plazowymi staly chwiejne stoliki z blekitnymi plastykowymi blatami. Misza postal w kolejce i postawil na stoliku dwa kufle z wianuszkami cieplej piany. Byl rozczarowany do zycia i stracil idealy.
— Wyglada na to, ze nasza misja nie zakonczyla sie sukcesem? — zapytala Milica.
— Popelnilem blad taktyczny — powiedzial Standal nie wiedzac jeszcze, na czym ow blad polegal.
— Z poczatku bardzo mu sie spodobalam — powiedziala Milica.
Standal, krzywiac sie niemilosiernie, pil piwo.
— Trzeba bedzie jechac wprost do Moskwy — powiedzial. Wielki Guslar pozostanie nikomu nie znanym, zabitym deskami miasteczkiem. A oni beda sobie pluc w brody. Niech pluja.
— Troche jednak zaslynie — powiedziala Milica. — Przeciez tu mieszkalam.
Usmiechnela sie. Zartowala, bo chciala troche Misze rozweselic. — Wszystko sie ulozy — powiedziala.
— I nikt nie wierzy — ciagnal Standal. — Udalowowi nawet na milicji nie uwierzyli. A mnie w gazecie. Jakbysmy byli jakimis aferzystami. Na przyklad Grubin popedzil robic doswiadczenia, zeby niczego nie zaniedbac, a i pani mysli nie tylko o sobie, prawda?
— O, tak! — powiedziala piekna Milica. — Prosze spojrzec, tamten smieszny pan do nas biegnie.
Przez plac, krecac na wszystkie strony glowa, biegl bardzo tegi mezczyzna, ktorego naga czaszka wygladala z wianuszka szarych wlosow, jak orle jajo z gniazdka. Mial miesiste, aktorskie wargi i nos rzymskiego cesarza z okresu upadku imperium. Pod pacha sciskal wielki album. Cala jego postac, od brudnych butow poczynajac, za co Maluzkin wielokrotnie dawal mu reprymendy, a na obsypanej popiolem marynarce konczac, stanowila zdumiewajaca mieszanke niepewnosci, niesmialosci i nieposkromionej woli zwyciestwa.
— Niesie moj album — powiedziala Milica.
— To Stiepan Stiepanow! — wykrzyknal Misza Standal. — Nareszcie sie zorientowali. Zrozumieli i teraz nas szukaja. — Tutaj! — zawolal i zaczal machac reka. — Tutaj jestesmy, Stiepanie Stiepanyczu!
Ucieszony Stiepanow przytruchtal do stolika.
— A ja was szukam — powiedzial opadajac na krzeslo. — Wlasciwie pania. Juz balem sie, ze nie znajde, ze to wszystko tylko mi sie przysnilo.
— Jednak Maluzkin pana przyslal — zapytal Standal twierdzacym tonem.
— Jaki znow Maluzkin? Nic podobnego. On gwaltownie protestowal. On sobie niczego nie uswiadamia. Panienko, skad pani ma ten album?
— To jest moj album — odparla Milica. Stiepanow drzaca reka przysunal sobie kufel Standala i w zdenerwowaniu upil troche piwa.
— A czy pani wie, co sie w nim znajduje? — zapytal mruzac swoje i tak juz malenkie oczka.
— Wiem, wpisywali sie do niego przyjaciele i znajomi. Tiutczew, Fet, Dzierzawin, Sikomorski, Puszkin i jeszcze jeden taki, zapomnialam nazwiska.
— Puszkin, powiada pani? — Stiepanow byl surowy i bezwzgledny w dazeniu do prawdy. — A pani go czytala?
— Naturalnie. Miszenka, czy w waszej redakcji wszyscy sa tacy dziwni?
— Jesli Stiepanycz nie zdola przekonac naczelnego, to nikt tego nie potrafi zrobic — powiedzial Misza, w ktorym obudzila sie nadzieja.
— Nawet nie bede probowal — powiedzial Stiepanow. — A czy panienka wie, ze ten wiersz nie byl nigdzie publikowany?
— Oczywiscie! — wykrzyknela Milica. — On przeciez sam mi go napisal. Siedzial, gryzl pioro, potrzasal czupryna. Nawet sie z niego smialam. A wiersz pokazywalam tylko przyjaciolom.
— Tak — powiedzial Stiepanow, sapiac i dopijajac piwo Standala. — A powaznie? Skad panienka ma ten album?
— Prosze mu wytlumaczyc — powiedziala Milica. — Ja juz nie mam sily do dzisiejszej mlodziezy.
— Album to tylko mala czastka tego, co usilowalismy wbic do glowy Maluzkinowi — powiedzial Standal przysuwajac sobie kufel Milicy. — Tu wcale nie chodzi o album.
— Misza, nie gadaj glupstw — powiedzial Stiepanow.
— Chodzi wlasnie o ten album. Nie moze byc rzeczy wazniejszej od niego.
— Stiepanie Stiepanyczu — powiedzial Standal. — Przeciez pan wie, jak bardzo pana szanuje. Nigdy z pana nie zartowalem. Prosze uwaznie posluchac i nie przerywac. Bardzo pana prosze, niech pan doslucha, a potem dzwoni do domu wariatow albo po karetke pogotowia…
Kiedy Standal zakonczyl opowiesc o cudownych przemianach, na stoliku stala juz cala bateria pustych kufli. Kupowala je i przynosila Milica, ktora sie nudzila, wspolczula mezczyznom, byla poczciwa i usluzna. Kioskarka juz do niej przywykla i sprzedawala piwo bez kolejki, a zaden z mezczyzn stojacych na sloncu nie oponowal. Byloby dziwne, gdyby ktos zaoponowal, bo przeciez nikt przedtem nawet nie potrafil sobie wyobrazic takiej pieknej dziewczyny.
— A co z albumem? — zapytal Stiepanow, kiedy Misza zamilkl.
—