„Musimy tu uwazac. Obrobilem ja w zeszlym tygodniu”, wyszeptal.

„Hmm, posluchaj, Rumbo, nie sadze, ze…”

Rumbo uciszyl mnie: „Masz wlezc w tamten rog. i zeby cie sprzedawca nie zauwazyl, dopoki sie tam nie znajdziesz.”

„Sluchaj, ja…”

„Kiedy sie tam znajdziesz, pokaz mu sie, a pozniej wiesz, co masz robic.”

„Co?”

„Wiesz.”

„Nie wiem. O co ci chodzi?”

Rumbo jeknal na glos.

„Chroncie mnie przed tepymi bachorami – powiedzial. – Rob co do ciebie nalezy.”

„Nie moge. Nie moge tam wlezc i zrobic tego, o czym myslisz.”

„Oczywiscie, ze mozesz i zrobisz to.”

„Ale nie jestem w nastroju.”

Jednak mysl o niebezpieczenstwie natychmiast wprawila mnie we wlasciwy nastroj.

„Dasz sobie rade”, powiedzial wesolo Rumbo.

Znow zapuscil zurawia do sklepu.

„Ruszaj, teraz jest odpowiednia chwila! Facet rabie mieso na pniaku. Do srodka, natychmiast!”

Wepchnal mnie do srodka, dla zachety szczypiac poteznymi szczekami w kark. Jestem pewien, ze nigdy nie widziales, jak dwa psy planuja skok przed sklepem rzeznickim, a w dodatku tak dobrana para jak Rumbo i ja. Na pewno jednak zdarzalo ci sie widziec psy kradnace dzieciom lody i lizaki, pewny tez jestem, ze od czasu do czasu lapales wlasnego psa na kradziezy. Zapewne nie widziales tez (a moze nie zwrociles uwagi) zorganizowanej psiej przestepczosci. Choc wiekszosc psow jest na to za glupia, zapewniam cie, ze ona istnieje.

Wsunalem sie do sklepu i przywarowalem pod lada, gdzie rabiacy mieso rzeznik nie mogl mnie dostrzec; blagalnie wygladalem na zewnatrz na mojego partnera. W jego ciemnobrazowych slepiach nie bylo zmilowania. Dotarlszy do konca lady wyjrzalem zza niej ostroznie. Kazdy dzwiek spadajacego tasaka sprawial, ze nerwowo podskakiwalem. Rzucilem sie w rog, skulilem i staralem sie wycisnac cos z jelit. Na szczescie byl wczesny ranek i w sklepie nie bylo klientow. Po kilku steknieciach moje wysilki zostaly uwienczone niejakim powodzeniem. Niestety, zapomnialem o tym, ze mam zwrocic na siebie uwage. Moglbym tak siedziec jeszcze dlugo, gdyby Rumbo nie zdenerwowal sie na mnie i nie zaczal szczekac.

Rzeznik znieruchomial z uniesionym do polowy tasakiem i spojrzal w strone drzwi.

– Och, to znowu ty? Poczekaj, niech no cie tylko dorwe! – zagrozil.

Pospiesznie polozyl tasak na pniaku i ruszyl dookola lady w strone wyjscia. W tym momencie zauwazyl mnie.

Nasze spojrzenia sie spotkaly: jego zdziwione i nieufne, moje rowniez zdziwione i az za dobrze swiadome, co sie za chwile wydarzy.

– Ojjj! – wrzasnal rzeznik, zaczynajac poruszac sie w zupelnie innym tempie.

Unioslem sie do polowy i zamiast rzucic sie w tej chwili do ucieczki, poczlapalem w strone otwartych drzwi powloczac nogami i kolyszac sie jak kaczka. Cala uwage rzeznik skupil na mnie, podczas gdy Rumbo natychmiast wpadl do srodka i zaczal szukac wsrod miesa najsmaczniejszego kaska. Purpurowy ze zlosci sklepikarz zlapal po drodze masywna szczotke, ktora wykorzystuje sie zarowno do zamiatania, jak i do zmywania posadzek. Zaczal nia wymachiwac w powietrzu jak rycerska lanca, mierzac w moj grzbiet. Nie mialem gdzie sie przed nia schowac, a slabosc konczyn jedynie pogarszala moje polozenie.

Na szczescie szczotka pokryta byla dluga szczecina. Wprawdzie twarda, ale o wiele bardziej miekka niz trzonek.

Zaskowyczalem, gdy szczecina zderzyla sie z moim zadkiem. Rzeznik zadal mi cios z pelnego rozmachu; potoczylem sie jak postrzelony krolik po posadzce, w koncu jednak poderwalem sie i rzucilem do wyjscia. Rumbo biegl niedaleko za mna z przynajmniej polkilowym kawalem surowego steku zwieszajacym mu sie z pyska.

– Ojjjj! – uslyszalem jedynie, gdy wypadlismy z jatki na ulice. Moj wspolnik dotrzymywal mi tempa, chichoczac z dumy nad wlasnym sprytem.

Na nasz widok mezczyzni i kobiety spiesznie usuwali sie z drogi. Tylko jeden czlowiek z glupoty postanowil sprobowac wyrwac mieso dyndajace z pyska Rumba. Rumbo byl na to za chytry; zgrabnie uskoczyl przed wyciagnieta reka i mezczyzna wylozyl sie za nim na kolana. Pobieglismy dalej; Rumbo miarowo i spokojnie, rozbawiony moja panika. W koncu zawolal przez zacisniete zeby:

„Tedy, kurduplu, do parku!”

Bardzo mnie korcilo, by pobiec w swoja strone, zostawic tego zlodzieja, ale glod byl silniejszy. Poza tym zasluzylem sobie na udzial w lupie. Wpadlem za nim przez zardzewiala zelazna brame do parku, sprawiajacego na mnie wrazenie nieskonczonosci zielonych drzew i zarosli. W rzeczywistosci jednak musial byc niewielki. Rumbo zniknal za kepa krzakow. Podazylem za nim. Zdyszany, wywracajac slepiami ze zmeczenia padlem jak zabity obok niego na zielona trawe. Patrzyl na mnie usmiechajac sie kacikami pyska, gdy lapalem wielkie hausty powietrza, i z zadowoleniem pokiwal lbem.

„Dobrze sie spisales, szczeniaku – powiedzial. – Moze cos z ciebie wyrosnie, jesli ktos toba pokieruje. Jestes inny niz zwykle durne psy.”

Doskonale wiedzialem o tym, ale jego pochwala sprawila mi przyjemnosc. Mimo to burknalem:

„Ten czlowiek mogl zrobic mi krzywde. Nie potrafie biec tak szybko jak ty.”

„Pies zawsze przescignie czlowieka. Nigdy by cie nie zlapal.”

„Uderzyl mnie”. – Zawiercilem tylkiem, by sie upewnic, czy nie wyrzadzil mi krzywdy.

Rumbo usmiechnal sie.

„Nauczysz sie znosic w zyciu nie takie przykrosci, szczeniaku. Ludzie to dziwaczne stworzenia”.

Zwrocil uwage na mieso lezace miedzy jego przednimi lapami. Poszturchal je nosem, sliniac przy okazji.

„Chodz, dostaniesz swoja porcje.”

Podnioslem sie i otrzasnalem.

„Musze najpierw cos dokonczyc”, powiedzialem polglosem i pobieglem w geste krzaki.

Kiedy wrocilem pare minut pozniej, Rumbo porzadnie juz napoczal surowy stek, mlaskajac i cmokajac w odrazajacy sposob. Przyskoczylem do niego spiesznie i dobralem sie do miesa w rownie obrzydliwy sposob. Byl to wysmienity posilek, najlepszy, jaki jadlem do tej pory. Byc moze podniecenie spowodowane ucieczka i napiecie podczas kradziezy zaostrzyly moj apetyt, bo nawet serdelki u Belli tak mi nie smakowaly.

Rozlozylismy sie w krzakach, oblizujac z zadowoleniem pyski, w ktorych wciaz czulismy rozkoszny smak krwi. Po chwili odwrocilem sie do mojego towarzysza i zapytalem, czy czesto kradnie mieso w ten sposob.

„Kradne? Co to znaczy, kradne? Pies musi jesc, zeby zyc, trzeba wiec zdobywac pozywienie, gdzie sie da. Nie mozna polegac na tym, co sie dostanie od czlowieka. Zdechloby sie z glodu. Trzeba sie wiec bez przerwy rozgladac i lapac, co pod pysk popadnie.”

„Tak scisle rzecz biorac, to my napadlismy na te jatke i ukradlismy mieso”, upieralem sie.

„My nie popelniamy takich czynow jak kradziez, poniewaz jestesmy tylko zwierzetami.”

Rumbo popatrzyl na mnie znaczaco.

Wzruszylem ramionami nie majac ochoty na razie na dalsze roztrzasanie tej kwestii. Zastanawialem sie, skad i co naprawde Rumbo wie na ten temat.

Rumbo poderwal sie nagle z ziemi.

„Chodz, szczeniaku, zabawimy sie!”, krzyknal i rzucil sie pedem przez krzaki na otwarty teren porosniety trawa.

Raptem nabralem energii, jak gdyby ktos przekrecil we mnie przelacznik. Pomknalem z wyprostowanym ogonem i blyszczacymi slepiami za starszym psem, radosnie naszczekujac. Scigalismy sie, tarzalismy po trawie, mocowalismy sie. Rumbo dokuczal mi niemilosiernie, demonstrujac swoja sile, szybkosc i zwrotnosc. Poddawal sie moim dzikim atakom, by po chwili bez wysilku odrzucic mnie na bok minimalnym ruchem barkow, gdy tylko zaczynalem myslec, ze go pokonalem. Bylem zachwycony.

Cudownie bylo tarzac sie w trawie, szorowac o nia grzbietem, wdychac jej uderzajaca do glowy won. Bylbym szczesliwy, mogac tu zostac przez reszte dnia. Po okolo dziesieciu minutach zjawil sie jednak ponury dozorca parku i przegonil nas. Z poczatku szydzilismy z niego, dokuczalismy mu, podchodzac do niego i zmykajac, gdy sie na nas zamierzal. Rumbo byl o wiele smielszy, skakal wtedy na dozorce, popychajac go przednimi lapami w plecy, gdy jego

Вы читаете Fuks
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату