swiatla? I podniesione zaslony?
– Chris!
Bishop odwrocil sie i ujrzal Jessike wpatrujaca sie w nastepne okno. Pospieszyl do niej.
– Spojrz – powiedziala. – Tam, w fotelu.
Uswiadomil sobie, ze patrzy na sypialnie, tu takze zaslony byly szeroko rozsuniete. Przez koronkowa siatke firanki zobaczyl puste lozko, nocny stolik, palaca sie lampe, ktora dodawala jasnosci i tak dobrze oswietlonemu pokojowi, szafe i komode. A w odleglym rogu w fotelu siedziala kobieta. Przeslaniala ja firanka, ale byl pewien, ze to Edith Metlock.
– Pani Metlock – zastukal w szybe. – Tu Chris Bishop i Jessica Kulek.
Uderzyl w okno kostkami palcow.
Wydawalo mu sie, ze zobaczyl ruch, lekki obrot glowy, ale nie byl tego pewien.
– Dlaczego nie odpowiada? – spytala Jessica. – Dlaczego tam tak siedzi, Chris?
Przyszlo mu do glowy, ze Edith Metlock mogla zostac pobita, ale byla wyprostowana i nie osunela sie w fotelu. Czy tak bardzo bala sie odpowiedziec?
– Mam zamiar wlamac sie do srodka – powiedzial Jessice.
Ponownie podszedl do kuchennych drzwi z malymi szybkami, pochylil sie i spojrzal przez jedna z nich. Zobaczyl tylko koniec klucza wystajacego z drugiej strony zamka. Z polobrotu zamachnal sie lokciem i uderzyl w biegnaca wzdluz zamka szybe. Szklo wpadlo do srodka i rozbilo sie na podlodze. Ostroznie, by nie skaleczyc sie o pozostale w drzwiach odlamki, wsunal reke przez otwor i przekrecil klucz. Usmiechal sie z satysfakcja, gdy prztyknal zamek. Przekrecajac galke, pchnal drzwi. Nie otworzyly sie. Stawialy mniejszy opor, gdy naciskal na nie u gory, i o wiele wiekszy, gdy probowal napierac u dolu. Bez wahania kopnal jedna z dolnych szybek, nastepnie pochylil sie i odsunal zasuwe. Drzwi otworzyly sie na osciez.
Jessica poszla za nim, trzymajac sie blisko, usilujac zobaczyc cos ponad jego ramieniem. Kiedy weszli do sypialni, Edith Metlock miala zamkniete oczy, nie otworzyla ich nawet wtedy, gdy zawolali ja po imieniu. Siedziala sztywno, z twarza zwrocona w kierunku wiszacej u sufitu lampy. Rekami kurczowo sciskala porecze fotela.
– Oddycha – powiedzial Bishop i jego glos jakby poruszyl cos w medium, jej oddech stal sie glebszy, piersi zaczely sie z trudem unosic. Przez rozchylone usta wydychala powietrze, nastepnie wciagala je glosno. Jej oddech stal sie wyrazniejszy, sapiacy i Jessica uklekla przy niej. Dotykajac ramion medium, lagodnie zawolala ja po imieniu. Edith dyszala jak szalona i Jessica spojrzala z niepokojem na Bishopa. Czul sie bezradny, kusilo go, by poklepac medium i wyprowadzic ja z tego stanu, ktory podobny byl do transu, ale bal sie, ze tak gwaltowny szok moze jej zaszkodzic. Edith Metlock szarpnela sie w fotelu do przodu i nagle przestala sapac. Siedziala w ten sposob przez pare sekund, pozniej powoli opadla na fotel i zaczela gleboko, swobodnie oddychac. Powieki medium zadrzaly i podniosly sie: zrenice byly malutkie jak lebki szpilek. Miala opuszczona szczeke, poruszala wargami, wywiesila jezyk, jakby jego miesnie zostaly uszkodzone. Z glebi gardla doszlo ich ciche mamrotanie.
– Ona probuje cos powiedziec, Chris. Mozesz ja zrozumiec?
Bishop zblizyl glowe do medium i sluchal. Powoli slowa zaczely nabierac ksztaltu, nabierac sensu.
– Trzymajcie sie… od niej z dala – niewyraznie, lecz z sensem powiedziala Edith Metlock. – Trzymajcie sie… od niej… z dala… Ciemnosc… Trzymajcie sie od niej… z dala…
ROZDZIAL PIETNASTY
Tlum miejscowych kibicow byl wsciekly, jego gniewny wrzask rozchodzil sie po calym stadionie. Sedzia byl stronniczy, nawet pozostajacy w mniejszosci fanatycy zespolu gosci tez musieli to przyznac, choc byli zachwyceni jego watpliwymi decyzjami, jakie podejmowal przez caly mecz na korzysc ich druzyny. Teraz za dyskusje na boisku zapisal w notesie nawet bramkarza, ktoremu przez pietnascie lat gry w pilke nozna nigdy sie to nie zdarzylo. Wscieklosc tlumu siegnela zenitu, gdy w powietrzu ukazala sie zolta kartka i kibice gosci, z wyjatkiem paru szalencow o ptasich mozdzkach, pohamowali swa radosc. Bali sie otaczajacej ich wrogosci.
Miejscowa druzyna grala dobrze przez caly sezon, jej kibice czuli juz przedsmak ekstraklasy. Zdecydowanie przewyzszala rywalizujace z nia w drugiej lidze kluby. Nowy napastnik, zakupiony we Wloszech za nieprawdopodobne pieniadze (zeby je zdobyc, klub sprzedal swoich dwoch zawodnikow: pomocnika i popularnego lewego obronce, a takze podniosl ceny biletow) ogromnie przyczynil sie do ich sukcesu. Ale juz po dziesieciu minutach gry Wlocha z kontuzjowana noga zniesiono na noszach. Blyskawicznie, jak niekontrolowany pozar lasu, rozniosla sie wiesc, ze noge ma zlamana w dwoch miejscach.
Druzyna gosci przez caly mecz grala jak wyrobnicy z trzeciej ligi, czesciej uzywajac korkow do scinania przeciwnikow niz do kopania pilki. To samo bylo w sobote, kiedy na wlasnym boisku obrzydliwie brutalna gra wywalczyli remis. Ich strach przed spadkiem z ligi w przyszlym sezonie zamienil zespol w jedenastu bezpardonowych obroncow i tylko sporadyczne akcje przeprowadzone z pilkarskim kunsztem przypominaly kibicom, ze to futbol, a nie rugby. Dzisiejszy mecz byl meczacy i wsrod tlumu kibicow wybuchlo kilkanascie bojek. Policjanci, z kaskami przy nogach, siedzieli na lawkach, usytuowanych strategicznie dookola boiska, i nerwowo zerkali za siebie; poza zasiegiem silnych swiatel reflektorow fala twarzy zlewala sie w ciemna, kolyszaca sie mase. Panowal nieprzyjemny nastroj.
Eddie Cossins przyciagnal blizej do siebie swoja dziewczyne, Vicky. Zaczynal sie zastanawiac, czy madrze zrobil, zabierajac ja dzisiaj na mecz. Ona z zasady nie lubila futbolu i podejrzewal, ze domagala sie pojscia z nim glownie po to, by wkrasc sie w jego laski, i niewiele to mialo wspolnego z jej zainteresowaniem pilka nozna. Piec tygodni chodzenia z taka dzierlatka to dlugi okres. Naprawde za dlugi: zacznie sobie wyobrazac nie wiadomo co.
– Za co go zapisal, Eddie?
Wsrod wrzawy z trudem slyszal jej piskliwy glos, mimo ze stala na palcach i mowila mu prosto do ucha.
– Sedziowie nie lubia tych cholernych dyskusji – wrzasnal.
– A o co sie poklocili? Eddie usmiechnal sie.
– Sedzia podyktowal przeciwnikom rzut karny. Wszyscy widzieli, ze gracz zostal sfaulowany poza polem karnym. Goscie faulowali caly czas, a teraz dostali jeszcze karnego. Co za los!
Vicky otulila sie grubym plaszczem, mocniej owijajac swa szyje szalikiem Eddie’ego w klubowych barwach. Glupia gra, powiedziala do siebie. Dorosli mezczyzni kopia po boisku skorzany worek nadmuchany powietrzem. I ten tlum, szalejacy z wscieklosci tylko dlatego, ze ich druzyna przegrywa. Jak zgraja dzieciakow. Eddie jest taki sam.
Wystarczy spojrzec na niego, jak wydziera sie na sedziego, tak jakby tamten mogl go slyszec. Biedny, maly czlowiek wykonuje tylko swa prace. I ona ma z tym glupim futbolem konkurowac. Inna dziewczyna nie ustepowalaby tak latwo. O nie! W dodatku zaczelo padac. Popychana, poszturchiwana, przyciskana i dotykana przez niewidzialne rece – i teraz jeszcze ta ulewa! To wszystko nie bylo warte jej poswiecenia. Niech sam chodzi na te cholerne mecze! Wlasciwie to jest okropnie pryszczaty.
Tlum umilkl, gdy kapitan gosci ustawil na polu karnym oblepiona blotem pilke. Znany byl z tego, ze strzelal lewa noga.
Na jednej z trybun dla stojacych Jack Bettney wstrzymal oddech, niemal bojac sie spojrzec na boisko. Byl wiernym kibicem klubu, od dwudziestu pieciu lat przezywal jego wzloty i upadki. Po dlugim okresie gry w drugiej lidze znow szli w gore, mieli szanse zajac nalezne im miejsce wsrod liderow tej konkurencji. Zwyciestwa w poprzednim i obecnym sezonie przywrocily im dawna slawe. Nic nie moze ich teraz powstrzymac. Nic, z wyjatkiem druzyny pelnej kowbojow i zawzietego sedziego. Przepelniala go wscieklosc.
Zamrugal powiekami, by strzasnac z nich krople deszczu, i patrzyl, jak wrog odmierza kroki, oddalajac sie od pilki. Bramkarz nerwowo kiwal sie z nogi na noge, w koncu ustawil sie na linii, unoszac piety z blotnistej ziemi. – Na prawo, synu, on bedzie celowal w prawy dolny rog – podpowiedzial cicho Jack Bettney. Znal ulubiona zagrywke kapitana przeciwnikow. Jack wyczul otaczajace go napiecie: obawa, niczym prad elektryczny, porazila tlum stloczonych cial. Wrog zaczal biec, mknac do pilki jak pociag ekspresowy.
– Na prawo, synu, na prawo.
Zwierzak, wsrod przyjaciol znany takze jako Bestia, wrzasnal z radosci, gdy pilka trafila w lewy dolny rog siatki. Bramkarz lezal w blocie po drugiej stronie bramki. Zwierzak wyskoczyl w powietrze, opierajac sie o barki stojacego przed nim kolegi. Nogi jego przyjaciela ugiely sie w kolanach pod przeszlo stukilogramowym ciezarem,