Czyjas reka zacisnela sie na kostce jego nogi, ciagnac go w dol. Chwycil sie poreczy, by nie zeslizgnac sie ze schodow. Przekrecil sie, zobaczyl, ze to Lynn go trzyma, chichoczaca, zasliniona Lynn, jakas nieznana mu Lynn, ktorej podobala sie ta zabawa i ktora chciala jego smierci. Musial zamknac oczy, kiedy kopnal jej uniesiona do gory twarz.
Metalowy pret uderzyl w slupek, pare cali od zacisnietych palcow Bishopa, i z drugiej strony balustrady spojrzala szeroko usmiechnieta twarz pielegniarza. Tlum u podnoza schodow potykal sie juz o lezace cialo Lynn, gdy Bishop ciezkim krokiem wspinal sie po schodach, pokonujac po trzy stopnie naraz; przerazliwy strach, ze nogi odmowia mu posluszenstwa, potegowal jego panike. Chwycil porecz, aby obrocic sie na zakrecie schodow, tlum, ktory chcial go pochwycic, tratowal teraz cialo Lynn. Bishop dotarl do drugiego pietra. Na korytarzu bylo ciemno, ale nie na tyle, by nie zauwazyl zblizajacych sie do niego bialych postaci i otwierajacych sie po obu stronach drzwi, z ktorych wychodzili inni – niewyrazne upiory w swiecie ciemnosci i krzyku.
Znalazl sie w potrzasku.
Pozostaly mu tylko drzwi po lewej stronie, ktore sie jeszcze nie otworzyly.
Zdyszany wpadl do srodka i zatrzasnal je za soba, opierajac sie o nie, by nie weszli za nim. Spazmatycznie lapal powietrze. Podtrzymujac ramieniem drzwi, szukal klucza w zamku. Ale klucza nie bylo. Nie bylo nawet zasuwy.
Uslyszal, jak gromadza sie przed drzwiami.
Mial mokre nogi.
Wyciagnal reke w poszukiwaniu kontaktu, nie znalazl go, ale dlonia wyczul cos szorstkiego. Sznurek. Swiatlo. Pociagnal. Byl w lazience, biale kafelki blyszczaly czystoscia. Dlatego nie bylo klucza w drzwiach; ludziom oblakanym nie pozwalano zamykac sie w zadnym pomieszczeniu. Podloge pokrywaly kaluze, a gleboka wanna na nozkach wypelniona byla po brzegi woda o gladkiej, spokojnej powierzchni. W rogu, tuz obok niego, stalo krzeslo z oparciem, z ktorego zwisaly dwa niedbale rzucone reczniki. Z zadowoleniem chwycil krzeslo i, stawiajac je pod katem, zaklinowal klamke. To moze ich powstrzyma na pare drogocennych sekund i pozwoli mu dostac sie do wysokiego okna po drugiej stronie lazienki. Zauwazyl, ze matowa szyba wzmocniona jest metalowym drutem, i modlil sie, zeby mu sie udalo przedrzec przez nia, gdyz byl pewny, ze rama zostala tak umocowana, aby okno nie otwieralo sie w normalny sposob. Chlapiac woda, przeszedl przez lazienke, nie zwracajac uwagi na dochodzacy z zewnatrz przerazliwy smiech. I gdy przechodzil obok ogromnej wanny, uswiadomil sobie, ze przez caly czas prowadzili z nim okrutna gre, ze pozwolili mu uciec na drugie pietro i zmusili, zeby wszedl wlasnie do tego pomieszczenia. Chcieli, aby zobaczyl, co lezalo w wannie pod gladka powierzchnia wody.
ROZDZIAL OSIEMNASTY
Zewnetrzny wyglad domu zaskoczyl Pecka. Nie spodziewal sie, ze Jacob Kulek moze mieszkac w czyms takim; nie wiedzac czemu, przypuszczal, ze starszy pan bedzie wolal debowe bale, pnace sie po scianach roze, czy tez cos w stylu lat trzydziestych, cos wysokiego i eleganckiego. Ale w przypadku takich ludzi trudno cos przewidziec, w wiekszosci maja lekkiego bzika. Wydaje sie byc calkowicie zrownowazony, dopoki nie zacznie sie sluchac, o czym mowi.
– Kawal chalupy, co, szefie? – powiedzial inspektor Frank Roper, gdy Peck przyciskal dzwonek. – Tylko szklo i chrom. Nie chcialbym myc u nich okien.
Peck chrzaknal, oderwal sie od swoich mysli. Teraz zastanawial sie, dlaczego Kulek nalegal na spotkanie z nim o tak poznej porze. Szalenstwo poprzedniej nocy ciazylo – mowiac najogolniej – wszystkim; co, do diabla, ma poczac z przypadkami masowych morderstw, popelnianych przez tlumy mordercow? I jakie bylo powiazanie miedzy wydarzeniami na boisku pilkarskim a Willow Road? Czy tez, mowiac dokladniej, domem, ktory tam kiedys stal: Beechwood. Poniewaz teraz istnial okreslony zwiazek. Gdyby Kulek nie zaprosil go na spotkanie, wtedy Peck na pewno nie zwlekalby z przesluchaniem starszego pana. Chyba byl jedyna osoba, ktora mogla naprowadzic policje na jakis trop.
Drzwi uchylily sie i spojrzala na niego blada i niespokojna twarz Jessiki Kulek.
– Prosze wejsc – powiedziala, otwierajac szeroko drzwi.
– Przykro mi, ze sie troche spoznilismy – przeprosil Peck. – Jak sie pani domysla, mielismy dzisiaj urwanie glowy.
– Wlasnie dlatego ojciec chcial zobaczyc sie z panem, inspektorze. Chodzi o to, co sie wydarzylo ostatniej nocy.
– Ma pani zamiar powiedziec mi, ze istnieje powiazanie. I bedzie pani miala racje. Jessica ze zdziwieniem uniosla brwi.
– Pan tez tak uwaza?
– Powiedzmy, ze przyjmuje taka ewentualnosc.
Kulek czekal na nich w duzym salonie w ksztalcie litery L, ktory, podobnie jak dom, byl nowoczesnie zaprojektowany, chociaz meble wydawaly sie stare – prawdopodobnie byly to antyki; dziwne, ale to polaczenie dawalo doskonaly efekt. Peck zauwazyl, ze wszystko ustawione bylo w liniach prostych lub pod katem prostym do siebie i zrozumial, ze niewidomy nie chcialby, zeby pojedyncze meble byly rozrzucone po pokoju. Story byly na noc opuszczone.
– Dobrze, ze pan przyszedl, inspektorze – powiedzial Kulek.
Stal obok fotela, z reka na jego oparciu, i Peck nie byl pewien, czy szukal podpory czy chcial sie jedynie zorientowac, gdzie sie znajduje. Wygladal starzej niz wtedy, gdy policjant widzial go po raz pierwszy, ale zdecydowanie lepiej niz dwa dni temu, w szpitalu. Jego wysuszona skora przybrala bladozolty odcien i jeszcze bardziej przygarbily mu sie plecy. Jedwabny szalik, wystajacy znad kolnierzyka koszuli, zakrywal posiniaczona szyje.
– Inspektora Ropera juz pan spotkal – powiedzial Peck, nie patrzac na kolege.
– Tak, rzeczywiscie. A to jest Edith Metlock. Medium usmiechnelo sie przelotnie do dwoch policjantow.
– Prosze usiasc. Napija sie panowie? Moze czegos mocniejszego niz kawa czy herbata?
– Ciemne Peck rozsiadl sie na kanapie, a Roper wybral niewygodne krzeslo z twardym oparciem.
– Dla mnie whisky z odrobina wody – poprosil Peck. – Przypuszczam, ze inspektor Roper napije sie tego samego.
Roper potwierdzil kiwnieciem glowy i Jessica przy barku zajela sie przygotowywaniem drinkow.
– Wydawalo mi sie, ze pan mowil, iz Chris Bishop bedzie tu dzis wieczorem – powiedzial Peck. Kulek usiadl w fotelu, przy ktorym dotad stal.
– Corka przez ostatnie pol godziny probowala sie z nim skontaktowac. Musial wyjsc z domu. Jessica podeszla z drinkami.
– Chris mogl zdecydowac, ze i tak przyjedzie. Powiedzialam mu, ze do niego zadzwonie, gdy tylko uzgodnimy godzine spotkania z panami. Ale trudno bylo dzisiaj panow zlapac…
– Coz, mozemy szybko ustalic, gdzie sie znajduje. Przez caly dzien pilnuje go dwoch ludzi. Frank, popros Dave’a, zeby sie z nimi polaczyl przez radio, dobrze?
Roper postawil szklanke na grubym, czerwonym dywanie i wyszedl z pokoju.
– Jessica powiedziala mi, ze ktos obserwuje dom z zaparkowanego w poblizu samochodu – oznajmil Kulek.
– Dla panskiego bezpieczenstwa, sir. Byla jedna proba, nie ma sensu ryzykowac nastepnej.
Po oswiadczeniu Pecka zapadla klopotliwa cisza, az w koncu detektyw chrzaknal i powiedzial:
– Pierwsza rzecz, ktora chcialem zrobic tego ranka, to spotkac sie z panem, panie Kulek. Mysle, ze mamy mase spraw do omowienia.
– Tak, inspektorze, to prawda. Ale wszystkie fakty, dotyczace Beechwood i Borisa Pryszlaka, podalem panu przy naszym pierwszym spotkaniu. Dzisiaj chcialbym omowic z panem pewna teorie.
– Interesuja mnie wszelkie teorie. Pod warunkiem ze maja rece i nogi.
– Tego nie moge panu obiecac. To, co dla mnie jest logiczne, panu moze sie wydac irracjonalne.
– Chetnie poslucham.
Peck zwrocil sie do Edith Metlock.
– Pani Metlock, jeden z moich wywiadowcow rozmawial z pania, po tym jak znaleziono w Beechwood te