oblakana kobiete. Brala tam pani udzial w seansie.
– To nie byl seans, inspektorze – powiedzialo medium. – W kazdym razie nie zaplanowalismy go.
– Powiedziala pani, ze nie miala zadnych wizji czy halucynacji, wszystko jedno jak to nazwiemy, w przeciwienstwie do Bishopa.
– Nie. Jako medium rzadko widze lub pamietam takie rzeczy. Swiat ducha traktuje moje cialo jak odbiornik. Przeze mnie mowia do innych.
– I mysli pani, ze to wlasnie stalo sie w Beechwood? Duchy Pryszlaka i jego ludzi rozmawialy z Chrisem Bishopem? Tylko on jeden je widzial, prawda?
Peck poruszyl sie niespokojnie, zadowolony, ze Roper wyszedl z pokoju i nie mogl slyszec jego pytan.
– Nie mowily do niego – odpowiedziala Edith. – Pokazano mu, co sie tam stalo.
– Dlaczego nie panu, panie Kulek. Albo panskiej corce. Jessice?
– Nie wierny – odpowiedzial starszy pan. – Prawdopodobnie dlatego, ze to Chris znalazl wtedy ich ciala. Moze Pryszlak ukazujac mu prawdziwy przebieg wydarzen zadrwil sobie z mego.
– Pryszlak nie zyje.
Tym razem nie bylo odpowiedzi.
– Moze byc jeszcze inne, bardziej racjonalne wytlumaczenie – powiedzial w koncu Peck. – Bishop prawie przez rok nie mogl sobie przypomniec tego, na co sie natknal w Beechwood. Moze, gdy znalazl sie znowu w tym domu, pod wplywem szoku odtworzyl sobie to wszystko.
– Ale on znalazl ich wtedy, kiedy wszyscy juz nie zyli – wtracila Jessica. – A tamtego dnia zobaczyl, jak zabijali sie nawzajem i popelniali samobojstwa.
– Tylko od niego wiemy, ze tamci juz nie zyli. Jessica spojrzala na ojca, ktory spytal:
– Czyz nie bylo swiadka, ktory widzial, jak wchodzil do tego domu? Kobiety z dzieckiem, przechodzacej wlasnie w tym czasie?
– Tak, czytalem protokol. Ale skad mozemy miec pewnosc, iz wczesniej nie byl w tym domu, ze nie bylo go tam wtedy, kiedy mialy miejsce samobojstwa i egzekucje? Z tego, co wiem o tym Bishopie, wynika, ze on wierzy w bardziej naukowe podejscie do zjawisk nadprzyrodzonych. Czy nie wspominal pan, ze Boris Pryszlak takze w naukowy sposob podchodzil do tych zagadnien?
– Tak, ale… Peck mowil dalej:
– Widzi pan, moze byc tak, ze nasz pan Bishop sam nalezy do sekty Pryszlaka. Moze jako jej czlonek mial stac z boku i kontynuowac te ich fanatyczne przedsiewziecia, w ktore byli uwiklani.
– To nonsens! – twarz Jessiki oblala sie rumiencem. – Chrisa takze zaatakowano dwa dni temu.
– To on tak twierdzi.
Kulek odezwal sie spokojnym glosem:
– Sadze, ze sie pan myli, inspektorze. Niewidzacym wzrokiem popatrzyl na corke i Edith Metlock.
– Wszyscy sadzimy, ze sie pan myli.
– Mam takze wrazenie, ze nie calkowicie aprobowal panskie badania w Beechwood.
– To prawda – przyznala Jessica – ale tylko na poczatku. Teraz zmienil zdanie, stara sie nam pomoc.
– Czyzby? – glos Pecka byl matowy.
Roper wrocil do pokoju i znow usiadl na krzesle, z nie ukrywana przyjemnoscia podnoszac z podlogi szklaneczke whisky. Zanim sie napil, zerknal na Pecka.
– Bishop wyszedl zaraz po osmej. Nasi ludzie pojechali za nim do miejsca w poblizu Twickenham, ee, Fairview… nie, Fairfield, sanatorium w Fairfield.
– To pewnie jest ten dom, w ktorym pacjentka jest jego zona – wtracila Jessica.
– Klinika psychiatryczna?
Kiwnela glowa; nie mogla odgadnac, co oznacza wyraz twarzy Pecka.
– Polacz sie z nim jeszcze raz, Frank. Powiedz, zeby przywiezli tu Bishopa, mysle, ze przyda sie na naszym malym zebraniu.
– Teraz?
Usta Ropera znieruchomialy na brzegu szklanki.
– Natychmiast.
Policjant odstawil szklanke i znowu wyszedl z pokoju. Peck pociagnal lyk whisky z woda i spojrzal znad oprawki okularow na Jacoba Kuleka.
– A zatem, sir, chcial pan omowic jakas koncepcje.
Niewidomy mezczyzna wciaz myslal o Bishopie. Nie, to bylo niemozliwe. Chris Bishop byl dobrym czlowiekiem, co do tego mial pewnosc. Skomplikowany. Gniewny. Ale nie w stylu Pryszlaka. W koncu Jessica polubila Bishopa, a byla najlepszym sedzia ludzkich charakterow, jakiego znal.” Czasami uwazal, ze byla zbyt wymagajaca, zbyt krytyczna… Ci nieliczni mezczyzni w jej zyciu nigdy nie sprostali jej oczekiwaniom.
– Panie Kulek – w glosie Pecka zabrzmiala nutka zniecierpliwienia.
– Przepraszam, inspektorze, zamyslilem sie.
– Ma pan jakas teorie – zagadnal Peck. Wydawalo mu sie, ze oczy Kuleka przeswidrowuja go na wylot i moglby przysiac, ze czuje, jak badaja jego umysl.
– Trudno mi ja przedstawic, inspektorze. Pan jest czlowiekiem praktycznym, stojacym mocno na ziemi, nie wierzacym w duchy. Ale mysle, ze jest pan bardzo dobry w swojej pracy i dlatego zapewne ma pan troche wyobrazni.
– Dziekuje – skwitowal oschle Peck.
– Moze zaczne od opowiedzenia panu o dziwnym przezyciu, jakie dwa dni temu miala Edith. A moze sama panu o tym opowiesz? – zwrocil sie do medium.
– Jako osoba wrazliwa na wplywy psychiczne – medium, spirytystka, te okreslenia pewnie sa panu lepiej znane, inspektorze – jako osoba wrazliwa jestem bardziej podatna na oddzialywanie sil spoza naszego codziennego zycia. Sil ze swiata, do ktorego nie nalezymy.
– Swiata ducha.
– Jesli mozna to tak nazwac. Nie jestem juz pewna. Mozemy miec bledne pojecie o tym, co uwazamy za „swiat ducha”. Niektorzy z moich kolegow po fachu zaczynaja miec te same watpliwosci.
– Chce pani powiedziec, ze nie ma czegos takiego jak te… duchy?
Roper powrocil do pokoju i oglupialy spojrzal na Pecka. Kiwnal glowa przelozonemu, by pokazac, ze jego polecenie zostalo wykonane, nastepnie usiadl na swoim miejscu i siegnal po szklanke, stojaca u jego stop.
– Prawdopodobnie nie, przynajmniej w takich kategoriach, w jakich je zawsze rozpatrywalismy – odpowiedzialo medium – zawsze myslelismy o nich jak o odosobnionych zjawiskach, istniejacych w innym, niepodobnym do naszego, ale lepszym swiecie. Blizej Boga, jesli pan woli.
– I to wszystko jest nieprawda?
– Tego nie powiedzialam. – W jej glosie zabrzmiala nuta irytacji. – My po prostu nie wiemy. Mamy watpliwosci. Moze ten swiat ducha nie jest oddalony od naszego az tak bardzo, jak nam sie wydawalo. I moze nie ma w nim poszczegolnych zjaw, ale istnieje jako calosc. Jako sila.
Peck zmarszczyl brwi, Roper lyknal glosno drinka.
– Inspektorze, sprobuje to panu pozniej wyjasnic – przerwal Kulek. – Mysle, ze Edith powinna po prostu opowiedziec, co jej sie przydarzylo dwie noce temu.
Peck przytaknal kiwnieciem glowy.
– Mieszkam sama w malym domku w Woodford – zaczela Edith. – We wtorek wieczorem, bylo juz pozno, gdzies miedzy dziesiata a jedenasta, sluchalam radia. Wie pan, lubie te programy „Zadzwon do nas”. Czasami dobrze jest posluchac, co zwykli ludzie mysla o kondycji tego swiata. Ale odbiornik ogromnie trzeszczal, jakby ktos w poblizu obslugiwal maszyne bez tlumika. Probowalam manipulowac galkami, lecz zaklocenia stale powracaly. Najpierw na krotko, pozniej trwaly coraz dluzej. W koncu slychac bylo tylko przeciagle buczenie, wiec wylaczylam radio. I wlasnie wtedy, siedzac tam w ciszy, zauwazylam zmiane w otoczeniu. Przypuszczam, ze moja uwage zbytnio absorbowaly zaklocenia w tym diabelnym radiu, bym mogla zauwazyc to wczesniej. Nie bylo w tym nic niepokojacego – czesto w przeszlosci przybywali do mnie bez zapowiedzi. Usiadlam wiec w fotelu, by mnie przenikneli. Wystarczylo mi pare sekund, aby uswiadomic sobie, ze to bylo cos przykrego.
– Chwileczke – przerwal jej Peck. – Przed chwila mowila pani, ze nie ma pewnosci, czy istnieje cos takiego jak duchy.
– W stereotypowym podejsciu do nich, inspektorze. To nie oznacza, ze cos odmiennego od tego co widzimy i