Wyjal z kieszeni kurtki maly pistolet, ktory tam wczesniej wlozyl.

– Jezeli ktos bedzie chcial sie wedrzec, sprobuje go tym zatrzymac. Masz w domu jeszcze jakies pistolety, Jacob? Niewidomy potrzasnal glowa.

– Nic mi po nich. I mysle, ze taka bron niewiele nam pomoze.

– Jacob, swiatla na zewnatrz przygasaja – w glosie Edith Metlock slychac bylo przerazenie.

– Pewnie gdzies zmniejszyli napiecie – powiedzial Bishop, podchodzac do szklanej sciany.

– Nie, Chris – slabym glosem odparla Jessica. – Swiatla w domu pala sie normalnie. Kulek odwrocil sie w kierunku Bishopa.

– Chris, czy jestes przy oknie? Odsun sie stamtad, prosze.

– Ale na zewnatrz nic nie ma. Nic sie nie rusza, z wyjatkiem…

– Co tam jest? Jessico, powiedz mi, co sie dzieje?

– Cienie, ojcze. Cienie zblizaja sie do domu. Odezwal sie Bishop:

– Teraz swiatla ledwo sie zarza. Jakas… ciemnosc… przypelza. Jest tylko pare stop od okien. Caly czas sie porusza.

Zaczal odsuwac sie od szklanej sciany, zatrzymujac sie dopiero wtedy, gdy dotknal oparcia kanapy. Nagle mogli dojrzec juz tylko swe odbicia, swiatla na zewnatrz byly prawie niewidoczne. Narastalo poczucie zagrozenia, mieli wrazenie, ze cos wali sie na nich, napiera na dom, przygniata, miazdzy.

Edith Metlock z zamknietymi oczami opadla na kanape. Jessica wyciagnela rece do ojca, ale byla zbyt przerazona, by podejsc do niego. Kulek wpatrywal sie w ciemnosc, jakby mogl ja ujrzec, i zobaczyl ja oczyma wyobrazni. Bishop skierowal pistolet w strone szklanej sciany, wiedzac, ze nie nacisnie spustu.

– Nie moze dostac sie do srodka! – krzyknal Kulek, podnoszac glos, chociaz w pokoju panowala absolutna cisza. – Nie ma materialnego ksztaltu!

Ale wybrzuszanie sie ogromnych szklanych tafli polaczonych cienkimi metalowymi listewkami zadalo klam jego slowom.

– Chryste Panie, to niemozliwe.

Bishop nie mogl uwierzyc wlasnym oczom. Szklo wyginalo sie jak znieksztalcajace lustro w gabinecie smiechu w wesolym miasteczku. Podniosl reke, by oslonic oczy, pewny, ze w kazdej chwili moga sie posypac odlamki szkla.

Ranna kobieta podciagnela sie do pozycji siedzacej, poplamiony recznik zsunal sie z jej piersi i krew obfitym strumieniem splywala na kolana. Patrzyla na okna i smiala sie. Jej chichot zamarl, gdy, bez ostrzezenia, wybrzuszenia szkla zniknely i okno odzyskalo normalny ksztalt. Przez chwile nikt nie odwazyl sie odezwac.

– Czy to juz ko…? – zaczela mowic Jessica, gdy rozsadzajacy uszy huk sprawil, ze wszyscy podskoczyli ze strachu.

Pekla srodkowa tafla szklanej sciany. Szyba na calej wysokosci pokryla sie siecia rys, przypominajacych promienie rozszczepionego swiatla. Po chwili rozlegl sie kolejny brzek. Sparalizowani strachem patrzyli, jak peka sasiednia tafla. Ujrzeli, jak ostre, biegnace we wszystkich kierunkach rysy tworza dziwaczna ukladanke na odksztalconym szkle. Po chwili upodobnily sie do pajeczej sieci. Kolejny huk. Pekla szyba z drugiej strony srodkowej tafli. Tym razem dwie biegnace od dolu rysy zlaczyly sie na szczycie, tworzac ksztalt postrzepionej gory.

Z niezwykla sila wszystkie tafle roztrzaskaly sie, a wpadajace do pokoju kawalki szkla zasypywaly znajdujace sie tam osoby tysiacami smiercionosnych odlamkow. Huk byl tak wielki, jakby jednoczesnie wypalilo sto pistoletow. Bishop upadl na kanape, ubranie i wlosy pokryte mial srebrnymi okruchami. Kulek odruchowo odwrocil sie i schylil glowe, caly jego szlafrok najezony byl drobnymi kawalkami szkla jak kolcami jezozwierza. Wstrzas odrzucil Jessike do tylu, dluga, oddzielajaca ja od okna kanapa stanowila niemal calkowita oslone; krzyknela i upadla, gdy odlamek szkla wielkosci talerza rozplatal jej podniesione ramie. Kanapa posluzyla za oslone rowniez Edith Metlock i niskiej kobiecie.

Bishop, potracajac ranna kobiete, stoczyl sie na podloge. Przez kilka chwil lezal nieruchomo, czekajac, az ustanie dzwonienie w uszach, po czym podniosl sie. Zobaczyl, jak Kulek szuka po omacku Jessiki, powtarzajac jej imie.

– Nic mi sie nie stalo, ojcze.

Probowala uniesc sie na lokciu; Bishop drgnal, gdy zobaczyl dluga, czerwona rane na jej ramieniu. Podszedl do niej, akurat gdy Kulek pochylil sie, by pomoc jej wstac. Okruchy szkla sypaly sie z nich jak strzepywany snieg. Jessica miala drobne skaleczenia na czole, szyi i rekach, ale najgrozniejsza byla rana na ramieniu. Bishop podtrzymywal ja razem z Kulekiem; wszyscy troje spojrzeli na zniszczona szklana sciane, wpadajace powietrze przeszylo ich chlodem.

Na zewnatrz byla teraz jedynie ciemnosc.

Stali nieruchomo, nie majac odwagi odetchnac, czekajac, az cos sie stanie. Pojawila sie pierwsza postac, stojaca tuz za strefa swiatla, tak ze jej cialo bylo niewyrazne, spowite cieniem. Bishop uswiadomil sobie, ze upuscil pistolet.

Postac przestapila prog, z ciemnosci przechodzac do swiatla. Stanela, przechylila lekko glowe, zmruzyla oczy, jakby razilo ja swiatlo. Byla brudna, ubranie miala zmiete i poplamione. Mimo szoku, w jakim sie znajdowali, poczuli zapach rozkladu.

– Kto tam jest? – spytal cicho Kulek, zwracajac sie, do Jessiki i Bishopa.

Zadne z nich nie moglo odpowiedziec.

Mezczyzna wolno zwrocil ku nim glowe i, mimo pokrywajacej go warstwy brudu, zauwazyli, ze twarz mial wymizerowana i zniszczona. Jego na wpol przymkniete oczy nie mialy bialek, a jedynie cos metnego, szarozoltego. Zblizal sie do nich niemrawym krokiem.

Jessica zaczela sie cofac, ciagnac za soba ojca. Lecz Bishop nie ruszyl sie z miejsca. Mezczyzna mial puste spojrzenie, nieobecny wyraz twarzy; Bishop poczul odraze, gdy ujrzal zaschniety sluz i sline splywajaca po brodzie nieznajomego. Ogarnal go jeszcze wiekszy wstret, gdy mezczyzna wyszczerzyl do niego zeby.

Bishop rzucil sie do przodu, przestraszony, lecz zdecydowany odeprzec napastnika, zmiazdzyc to, co stalo przed nim, tak jakby bylo odrazajacym pajakiem. Popchnal mezczyzne i ku swemu zdziwieniu nie napotkal zadnego oporu, tak jakby przeciwnik w ogole nie mial sily, zostal doprowadzony do stanu kompletnego wyczerpania, ledwie tlilo sie w nim zycie. Mezczyzna zatoczyl sie do tylu, Bishop dzwignal go i wyrzucil z powrotem w ciemnosc. Stal chwile, dyszac bardziej ze strachu niz z wyczerpania, i patrzyl w noc. Wielu innych stalo w cieniu, obserwujac dom.

Cofnal sie, a wowczas trzy postacie wybiegly z ciemnosci, wskoczyly do pokoju i zatrzymaly sie raptownie oslepione naglym blaskiem. Byli to dwaj mezczyzni i kobieta: mezczyzni mieli na sobie szare drelichy, jeden byl bosy; kobieta ubrana byla normalnie. Bishop zauwazyl, ze nie sa tak wyniszczeni jak poprzedni intruz. Szybko rozejrzal sie po pokoju w poszukiwaniu beretty i z radoscia rzucil sie po pistolet czesciowo schowany pod kanapa. Przykleknawszy na jedno kolano, wyciagal bron, gdy uslyszal krzyk Jessiki; kiedy sie odwrocil, zobaczyl, ze jeden z mezczyzn chce go zaatakowac. Chcial ich tylko odstraszyc, ale teraz, bez zastanowienia, wycelowal w nadbiegajacego mezczyzne i nacisnal spust. Niedoszly napastnik zatoczyl sie i runal na podloge. Kula przeszyla mu ramie. Kobieta przewrocila sie o lezace cialo, lecz drugi mezczyzna okrazyl ich oboje i pobiegl w kierunku Bishopa, ktory wciaz kleczal. Nastepna kula przebila szyje drugiego napastnika.

– Chris, przed domem jest ich wiecej! – ostrzegla krzykiem Jessica.

Widzial, jak kraza tuz za strefa swiatla.

– Szybko na gore. Na dole nie mamy najmniejszej szansy!

Przeskoczywszy przez oparcie kanapy, podniosl Edith Metlock na nogi.

– Wez ojca na gore, Jessico. Zaraz przyjdziemy.

Oczy jego nie odrywaly sie od wyroslego przed nim szerokiego muru ciemnosci, lekko drzaca reka mierzyl wen z pistoletu. Przy pierwszych dwoch strzalach Bishop mial szczescie, nie mial przeciez wprawy w obchodzeniu sie z bronia, nie byl tez przyzwyczajony do okaleczania ani zabijania ludzi, lecz zdawal sobie sprawe, ze z tak bliskiej odleglosci praktycznie nie moze chybic i ze bez wahania wystrzeli do kazdego, kto wejdzie do pokoju. Pociagnal Edith za soba, a ona pozwalala sie prowadzic, przyciskajac rece do uszu, jakby wciaz slyszala brzek tluczonego szkla. Byla oszolomiona i slaba. Bishop czul, jak struzki potu powoli splywaja mu do oczu i pospiesznie wytarl czolo wierzchem dloni. Ze zdumieniem ujrzal, ze reka poplamiona jest krwia; widocznie odlamki szkla musialy mu pokaleczyc twarz.

– Sa przy drzwiach wejsciowych! – krzyknela Jessica. – Probuja je wywazyc!

Slyszal gluche uderzenia dochodzace z holu.

Вы читаете Ciemnosc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату