razie, Althea nie zamierzala kwestionowac owej decyzji.

Kyle ciagle ja ignorowal, jawnie tym prowokujac dziewczyne. Stala cierpliwie, milczac i starala sie panowac nad wzburzeniem. Po pewnym czasie mezczyzna podniosl wzrok i przyjrzal sie jej. Oczy Kyle'a byly blekitne i tak niepodobne do bacznych czarnych oczu jej ojca, jak i jego niesforne blond loki niepodobne byly do gladkiego czarnego warkocza Ephrona Vestrita. Po raz kolejny Althea ze zdumieniem zastanowila sie, co opetalo jej starsza siostre, ze zapragnela takiego meza. Chalcedzkie pochodzenie Kyle'a bylo widoczne zarowno w jego manierach, jak i w wygladzie. Starala sie, by pogarda nie ujawnila sie na jej twarzy; niestety, nie do konca potrafila nad soba zapanowac. Zbyt dlugo juz przebywala z tym czlowiekiem na morzu.

Ich ostatnia podroz przedluzala sie bez konca. Kyle rozciagnal zwykle trwajacy dwa miesiace (wraz z zaladunkiem i wyladunkiem) zwykly rejs w dol wybrzeza Chalced w pieciomiesieczna podroz, pelna niepotrzebnych postojow, z niewielka liczba intratnych handlowych wycieczek. Althea byla przekonana, ze Kyle wysila sie, by pokazac jej ojcu, jaki przebiegly potrafi byc kupiec. Na niej postepowanie szwagra bynajmniej nie zrobilo wrazenia. W porcie o nazwie Kiel Kyle zacumowal i wzial na poklad marynowane kacze jaja, ktore zawsze i dla wszystkich stanowia raczej niepewny ladunek; do Brygantynowa przybyl w ostatniej chwili, zanim sie zepsuly. Tam zaladowal tak wiele bel bawelny, ze wypelnily nie tylko ladownie, ale takze czesc pokladu. Althea ugryzla sie w jezyk i obserwowala, jak czlonkowie jej zalogi ryzykuja zycie, szamoczac sie z ciezkimi belami, a potem i tak nadeszla spozniona burza, ktora zamoczyla i prawdopodobnie zniszczyla ladunek na pokladzie. Dziewczyna nawet nie spytala meza swej siostry, jaki mial z tego zysk (jesli w ogole), gdy zacumowal w Dursay, by sprzedac material na licytacji. Dursay bylo ich ostatnim portem. Beczulki z winem znowu przesunieto, by zrobic miejsce na kolejne nieprzydatne towary. Teraz, obok wina i brandy, stanowiacych podstawowy ladunek zaglowca, ladownie wypelnialy skrzynie ze slodkimi orzeszkami. Kyle bez konca rozwodzil sie nad dobra cena, ktora mialy przyniesc, oraz zastosowaniem – z ich ziaren tloczono aromatyczny olej, a z lupin uzyskiwano sliczny zolty barwnik. Althei przyszlo do glowy, ze zadusi szwagra golymi rekoma, jesli jeszcze raz zacznie trabic o dodatkowym zysku, jaki przyniesie mu ten rejs. Jednak w spojrzeniu, ktore mezczyzna skierowal na nia, nie bylo triumfu. Wzrok Kyle'a pozostawal zimny jak morska woda, a jednoczesnie jego oczy ciskaly malenkie iskierki gniewu.

Ani sie nie usmiechnal, ani nie kazal jej usiasc.

– Co robilas w ladowni na rufie? – spytal ostro. Najwyrazniej ktos mu doniosl.

– Porzadkowalam ladunek – odparla opanowanym glosem.

– Doprawdy.

To bylo stwierdzenie, prawie oskarzenie, ale nie pytanie, wiec Althea nie musiala odpowiadac. Stala tylko wyprostowana niczym struna pod jego przeszywajacym spojrzeniem. Wiedziala, ze Kyle spodziewa sie z jej strony wyjasnien i usprawiedliwien. Keffria na pewno by sie tlumaczyla. Ale Althea nie byla zona Kyle'a, nie byla tez jego siostra. Mezczyzna trzasnal nagle reka w stol i chociaz to nagle uderzenie wstrzasnelo cialem dziewczyny, nadal sie nie odzywala. Obserwowala, jak szwagier czeka na jej slowa, a gdy wybuchnal gniewem, zawladnelo nia zastanawiajace poczucie zwyciestwa.

– Osmielilas sie rozkazywac ludziom, by zmienili rozmieszczenie ladunku?

– Alez nie – odparla spokojnie. – Te prace wykonalam sama. Ojciec nauczyl mnie, ze jesli marynarz na pokladzie statku widzi robote dla siebie, wykonuje ja. Tak wlasnie postapilam. Rozmiescilam beczulki, tak jak ustawilby je moj ojciec, gdyby tu byl. Ten ladunek wyglada teraz jak wszystkie inne, jakie widzialam, odkad skonczylam dziesiec lat. Zaszpuntowane i pelne beczulki, odpowiednio ustawione w naroznikach. Wino jest bezpieczne i jesli jeszcze sie nie zepsulo z powodu czestego potrzasania, powinno przyniesc dobra cene, gdy dotrzemy do Miasta Wolnego Handlu.

Policzki Kyle'a zarozowily sie, a Althea zapytala siebie, jak Keffria znosi przy sobie meza, ktory – rozgniewany – sie rumieni. Naprezyla ramiona. Kiedy jej szwagier przemowil, jego glos nie byl podniesiony, ale w intonacji czulo sie jawne pragnienie krzyku.

– Twojego ojca tu nie ma, Altheo. Dokladnie to staram sie ci powiedziec. Jestem kapitanem tego statku i wydalem rozkazy zwiazane z tym ladunkiem. A ty odwolalas je za moimi plecami. Nie moge pozwolic, zebys stawala miedzy mna i moja zaloga. Siejesz niezgode.

– Pracowalam sama – odrzekla spokojnie. – Nie wydawalam zalodze zadnych rozkazow, nie mowilam nawet nikomu, co zamierzam zrobic. Nie wchodzilam miedzy ciebie i zaloge. – Mocno zacisnela szczeki, aby nie powiedziec wiecej. Powstrzymala sie przed oswiadczeniem Kyle'owi, ze w kontaktach z zaloga przeszkadza mu jego wlasna niekompetencja. Marynarze, ktorzy poszliby dla jej ojca na smierc, teraz w dziobowce mowili otwarcie, ze po powrocie do Miasta Wolnego Handlu zapewne zaokretuja sie na inny statek. Kyle byl o krok od zniszczenia starannie wyselekcjonowanej zalogi, ktora jej ojciec zbieral przez ostatnie dziesiec lat.

Szwagier z wsciekloscia zareagowal na jej zaprzeczenia.

– Wystarczy, ze dzialasz wbrew moim poleceniom. Takie postepowanie podwaza moj autorytet. Twoj zly przyklad niepokoi moich ludzi i niestety jestem zmuszony nalozyc na ciebie kare. Powinnas sie wstydzic za to, co robisz. Ale nie! Nie dbasz o nic poza soba. Wywyzszasz sie nad kapitana. Althea Vestrit jest prawdopodobnie madrzejsza od wszechmocnego Sa! Calej zalodze pokazujesz, ze kompletnie lekcewazysz moje rozkazy. Gdybys byla prawdziwym marynarzem, pokazalbym na twoim przykladzie, czym sa moje rozkazy i jak je nalezy traktowac. Ty wszakze jestes tylko rozpieszczonym dzieciuchem starego kupca. Potraktuje cie wiec jak dziecko i oszczedze skore na twoim grzbiecie. Ale sprobuj mnie rozgniewac jeszcze raz… Wez sobie do serca moje ostrzezenie, dziewczyno. Jestem kapitanem tego zaglowca i moje slowo jest na jego pokladzie rownoznaczne z prawem.

Althea nic nie odpowiedziala, lecz nie odwrocila tez wzroku. Patrzyla szwagrowi w twarz i starala sie, by jej oczy niczego nie wyrazaly. Rumieniec rozciagnal sie na czolo mezczyzny. Kyle zaczerpnal oddechu i'odzyskal panowanie nad soba. Patrzyl jej prosto w oczy.

– A za kogo ty sie uwazasz, Altheo?

Nie oczekiwala takiego pytania. Oskarzenia i upomnienia potrafila znosic w milczeniu, ale stawiajac pytanie, mezczyzna jawnie zadal odpowiedzi. Bylo to otwarte wyzwanie. Dziewczyna podjela je.

– Jestem wlascicielka statku – oswiadczyla z cala godnoscia, na jaka potrafila sie zdobyc.

– Zla odpowiedz! – Tym razem Kyle naprawde krzyczal. Jednak szybko sie opanowal. Pochylil sie nad stolem i prawie plul slowami w Althee. – Jestes tylko corka wlasciciela. A nawet gdybys byla wlascicielka, fakt ten niczego by nie zmienial. To nie wlasciciel dowodzi statkiem, lecz kapitan. Nie jestes kapitanem ani oficerem. Nie jestes nawet prawdziwym marynarzem. Zajmujesz nalezna drugiemu oficerowi luksusowa kabine i wykonujesz tylko te prace, ktore masz ochote wykonywac. Wlascicielem tego statku jest Ephron Vestrit, twoj ojciec. A on przekazal “Vivacie” pod moje rozkazy. Jesli nie potrafisz uszanowac mnie jako kapitana, w takim razie uszanuj wybor twojego ojca.

– Nie mogl mnie uczynic kapitanem jedynie z powodu mojego mlodego wieku. Znam “Vivacie”. Powinnam nia dowodzic.

Althea pozalowala tych slow natychmiast, gdy je wypowiedziala. Wlasnie ich spodziewal sie po niej Kyle.

– Znowu zla odpowiedz. Powinnas siedziec w domu, zamezna z jakims eleganckim chlopcem, rownie zepsutym jak ty. Nie masz najmniejszego pojecia o obowiazkach kapitana. Poniewaz twoj ojciec pozwalal ci sie bawic w zeglarstwo, myslisz, ze potrafisz dowodzic statkiem. Zaczelas nawet wierzyc, ze ojciec przeznaczyl ci stanowisko kapitana. Mylisz sie, moja droga. Ojciec wprowadzil cie na poklad, poniewaz nie ma juz synow. Wiele mi powiedzial po narodzinach Wintrowa. Wiedz, ze gdyby “Vivacia” nie byla zywostatkiem, ktory wymaga na swoich deskach stalego pobytu czlonka rodziny, ani przez moment nie tolerowalbym twoich bzdurnych roszczen. I zapamietaj sobie jeszcze jedno. Ten zaglowiec potrzebuje po prostu przedstawiciela Vestritow. Nie tylko ty mozesz reprezentowac swoja rodzine, “Vivacia” na pewno zgodzi sie na chlopca nazwiskiem Haven. W zylach moich synow plynie moja krew, ale takze krew twojej siostry, chlopcy sa w tym samym stopniu Vestritami, co Havenami. Nastepnym razem, gdy ten statek bedzie wyplywal z Miasta Wolnego Handlu, twoje miejsce zajmie jeden z moich synow, a ty zostaniesz na brzegu.

Althea poczula, ze blednie. Ten czlowiek nie wiedzial, co mowi, nie wiedzial, jak straszliwa jest jego grozba. Wlasnym zachowaniem znowu potwierdzil fakt, ze nie ma najmniejszego pojecia, czym sa w istocie zywostatki. Nigdy nie powinien byl zostac dowodca “Vivacii”. Nikt nigdy nie powinien mu na to pozwolic. Gdyby ojciec byl zdrowy, zrozumialby te oczywista prawde.

Na twarzy dziewczyny Kyle Haven prawdopodobnie dostrzegl rozpacz albo bunt, poniewaz nagle mocno zacisnal usta. Zastanawiala sie, czy mezczyzna nie tlumi przypadkiem usmiechu, gdy dodal:

– Reszte podrozy spedzisz w swoich kwaterach. Jestes wolna. Althea nie poddawala sie. Skoro dotarli tak daleko, nie miala juz nic do stracenia.

Вы читаете Czarodziejski Statek
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату