sposob, jak gdyby uwazal, ze zostal stworzony po to, by dowodzic. A przeciez w obecnych okolicznosciach powinien porzucic wielkopanskie przyzwyczajenia.
Stoczyla sie nagle z koi i lekko wyladowala na podlodze. Podeszla do swojego marynarskiego kufra i odrzucila wieko. Tu znajdowaly sie rzeczy, ktore powinny jej pomoc zapomniec o wszystkich nieprzyjemnych sprawach. Widok blyskotek, przeznaczonych dla Seldena i Malty, teraz troche ja zdenerwowal. Na te podarki dla siostrzenicy i siostrzenca wydala sporo pieniedzy. Zawsze lubila ich oboje, ale teraz uswiadomila sobie, ze sa dziecmi Kyle'a i tym samym stanowia dla niej zagrozenie. Wyjela i odlozyla wyszukanie ubrana lalke, ktora kupila dla Malty, obok polozyla jaskrawo pomalowanego baka dla Seldena. Pod spodem lezaly sztuki jedwabiu z Kla. Srebrnoszara przeznaczyla dla matki, fiolkoworozowa dla Keffrii, zielona zas wybrala dla siebie.
Pogladzila material grzbietem dloni. Sliczny, lejacy sie jedwab. Wyjela z kufra koronke w kolorze kremowym, ktora wybrala na lamowki do wymyslonego stroju. Zamierzala natychmiast po powrocie do Miasta Wolnego Handlu udac sie z na Ulice Krawcow i sklonic Pania Violet, aby z tych materialow uszyla jej suknie na Letni Bal. Uslugi krawcowej byly kosztowne, jednak tak delikatny jedwab wymagal zrecznej obrobki. Althea potrzebowala stroju, ktory podkreslilby jej waska talie i kragle biodra; moze w ten sposob przyciagnie do siebie bardziej meskiego tancerza niz maly braciszek Brashena. Pomyslala, ze suknia nie moze byc zbyt ciasna w talii, poniewaz na Letnim Balu grano raczej wesole tance i dobrze byloby, gdyby Althea mogla swobodnie oddychac zwawo wywijajac. Spodnica powinna byc obszerna, aby falowala podczas skomplikowanych figur tanecznych, jednak nie za szeroka, bo taka tylko by przeszkadzala. Kremowa koronka dobrze obramuje dekolt i moze uwydatni choc troche niewielki biust. Ostatnio Althea zaczesywala wlosy do gory i na bal zamierzala podpiac je srebrnymi spinkami. Jej wlosy byly rownie proste jak ojca, lecz geste i w pieknym ciemnym odcieniu. Moze matka w koncu pozwoli jej zalozyc srebrne korale, ktore pozostawila Althei babka. Nominalnie nalezaly do dziewczyny, ale Ronica jakos nie potrafila sie z nimi rozstac; stale podkreslala, jak sa rzadkie i cenne i jak latwo przypadkowo je zniszczyc. Korale pasowalyby do srebrnych kolczykow, ktore Althea kupila sobie kiedys w Miescie Wolnego Handlu.
Wstala, rozwinela jedwab i przylozyla do ciala. Lustro w kajucie bylo male i nie mogla w nim zobaczyc nic wiecej poza opalona twarza i ramionami z udrapowanym zielonym materialem. Wygladzila jedwab i w tej samej chwili uprzytomnila sobie, jak szorstkie sa jej dlonie. Potrzasnela glowa. Podczas pobytu w domu codziennie musiala je scierac pumeksem, aby pozbyc sie zgrubien. Kochala prace na “Vivacii” i uwielbiala czuc, jak statek odpowiada na wykonywane przez marynarzy czynnosci, jednak po kazdym sprzataniu coraz bardziej cierpialy rece i cera dziewczyny, nie wspominajac o jej posiniaczonych nogach. Podczas rozmow rodzicow na temat zeglowania Althei, tego wlasnie dotyczyla druga z najwiekszych obiekcji matki – Ronica mowila, ze wyglad Althei po rejsie uniemozliwi jej pojawianie sie na spotkaniach towarzyskich. Poza tym twierdzila, ze jej mlodsza corka powinna przebywac w domu, dzielac obowiazki zwiazane z jego prowadzeniem i gospodarowaniem gruntami. W Althei niemal zamieralo serce, kiedy rozwazala, czy matka w koncu dopnie swego i zabroni jej plywac.
Jedwab wyslizgnal jej sie z dloni i dziewczyna siegnela nad glowe, aby dotknac ciezkich drewnianych belek wspierajacych poklady “Vivacii”.
– Och, statku, nie moga nas teraz rozdzielic. Nie po tych wszystkich wspolnych latach i nie teraz, kiedy tak niewiele czasu zostalo do twojego przebudzenia. Nikt nie ma prawa nam tego odebrac. – Szeptala te slowa, wiedziala bowiem, ze nie musi ich mowic glosno. Byla bardzo mocno zwiazana ze swym zaglowcem. Moglaby przysiac, ze wyczuwa drzenie, jakby odpowiedzi “Vivacii”. – Moj ojciec zawsze bardzo pragnal, by polaczyla nas tak bliska wiez. Z tej wlasnie przyczyny przyprowadzil mnie na twoj poklad, kiedy bylam mala. Dal nam duzo czasu na zaprzyjaznienie sie. – Althea znowu poczula leciutkie drganie drewnianego korpusu zywostatku, tak slabiutkie, ze prawdopodobnie nikt poza nia by tego nie zauwazyl. Dziewczyna znala wszakze “Vivacie” zbyt dobrze i nie sposob jej bylo oszukac. Zamknela oczy i polaczyla sie myslami ze statkiem, przekazujac mu wszystkie swoje leki, swoj gniew i nadzieje. Teraz poczula delikatne poruszenie “Vivacii”; w ten sposob mimo uspionej jeszcze duszy zaglowiec uspokajal swa wlascicielke.
Althea jest ta osoba, ktora tuz po przebudzeniu i w nastepnych latach “Vivacia” wybierze na partnera do rozmow; jej reki na sterze statek powinien chciec. Dziewczyna wiedziala, ze zaglowiec chetnie poplynie dla niej pod wiatr i wlozy cala swa energie w walke ze wzburzonym morzem. Razem udaloby sie im odszukac najmniejsze handlowe porty i zdobyc towary, ktorych nawet Kupcy z Miasta Wolnego Handlu nie umieli znalezc, cuda nieznane nawet ludowi z Deszczowych Ostepow. A kiedy Althea umrze, wtedy jej (a nie Kyle'a) syn albo corka powinien stanac za sterem.
Postara sie! Obiecala to zarowno sobie, jak i statkowi. Starla lzy grzbietem dloni, po czym schylila sie i zebrala jedwab z podlogi.
Drzemal na piasku. To znaczy… tak okresliliby jego stan ludzie. “Paragon” jednakze nie sadzil, by jego trwanie w bezruchu podobne bylo do ludzkiego snu. Uwazal, ze zywostatki nie potrafia spac. Tak, tak. Nie byla mu dana nawet taka ucieczka od rzeczywistosci. Mogl sie tylko gleboko zanurzyc w przeszlosc i w ten sposob oddalic smiertelna nude terazniejszosci. Najczesciej powracal myslami do jednej sytuacji, choc nie pamietal jej zbyt dokladnie. Odkad zabrano mu dzienniki pokladowe, mial coraz mniej wspomnien i coraz gorsza pamiec. Bylo w niej sporo stale sie powiekszajacych luk, totez czesto oddalone od siebie w czasie zdarzenia zlewaly mu sie w jedno. Czasami sie zastanawial, czy nie powinien byc wdzieczny losowi za to zapominanie.
Kiedy tak drzemal w sloncu, czesto przypominal sobie uczucie nasycenia i ciepla. Delikatne szuranie piasku pod jego kadlubem przekladalo sie na podobnie nieuchwytne doznania, ktorych nie potrafil dokladnie pojac. Zreszta, nie staral sie ich nazwac. Wystarczalo mu, ze pamieta uczucia sytosci, zadowolenia i ciepla.
Od tych rozmyslan oderwaly go nagle ludzkie glosy.
– O tym mowiles? Powiedziales, ze lezy tu od ilu? Od trzydziestu lat?
“Paragon” uswiadomil sobie, ze mezczyzna mowi z silnym akcentem jamaillskim. Pochodzil zatem z samej stolicy. Mieszkancy poludniowych prowincji polykali koncowe spolgloski. Przypomnial to sobie, chociaz nie mial pojecia, skad u niego takie informacje.
– To on – odparl drugi glos. Ten nalezal do starszego mezczyzny.
– Nie moze tu lezec od trzydziestu lat – rzekl z przekonaniem mlodszy. – Wyciagniety na brzeg i pozostawiony na plazy przez tyle lat statek bylby na wpol zzarty przez robaki i caly pokryty paklami.
– Chyba ze zostal wykonany z czarodrzewu – wyjasnil starszy. – Zywostatki nie gnija, Mingsleyu. Nie imaja sie ich pakle, ich drewno nie smakuje kornikom. To wlasnie jeden z powodow, dla ktorych te zaglowce sa tak kosztowne i tak bardzo pozadane. Trwaja przez wiele ludzkich pokolen. Od czasu do czasu wystarczy im niewielka konserwacja kadluba. Na morzu ogromnie o siebie dbaja. Jesli dostrzegaja niebezpieczenstwo, krzycza o nim sternikowi. Niektore niemalze same zegluja. Jakiz inny statek potrafi ostrzec, ze ladunek sie obrocil albo ze ladownia peka w szwach? Zaglowiec z czarodrzewu to prawdziwy cud! Jaki inny…
– No dobra. Dlaczego w takim razie ten porzucono na brzegu? – Glos mlodszego mezczyzny brzmial nadzwyczaj sceptycznie.
“Paragon” byl pewny, ze Mingsley nie ufa swemu starszemu doradcy. Niemal slyszal, jak tamten wzrusza ramionami.
– Wiesz, jacy przesadni sa marynarze. Uwazaja, ze ten statek jest pechowy. Bardzo pechowy. Powiem ci, bo jesli nie ode mnie, dowiesz sie od kogos innego. Ten zaglowiec, hm, “Paragon”… zabil podobno wielu ludzi. Lacznie z wlascicielem i jego synem.
– Hm. – Mingsley zadumal sie. – No coz, jesli zdecyduje sie go kupic, nie wykorzystam go jako zaglowiec. Nie zamierzam tez placic za niego ceny statku. Szczerze mowiac, potrzebuje jego drewna. Slyszalem o czarodrzewie wiele dziwnych rzeczy, nie tylko to, ze wykonane z niego statki ozywaja, a potem zaczynaja sie poruszac i mowic. Zreszta, widzialem je w porcie. Nie znaczy to, ze takich przybyszow jak ja mile sie przyjmuje na polnocnej scianie, gdzie cumuja zywostatki… Udalo mi sie jednak zobaczyc je w ruchu i slyszalem, jak do siebie gadaja. W kazdym razie, wydaje mi sie, ze jesli galiony tak sie potrafia zachowac, mozna by wyrzezbic mniejszy kawalek tego drewna i sklonic do tego samego. Wiesz, ile za cos takiego zaplaciliby w Jamaillia City? Za chodzaca i mowiaca rzezbe?
– Nie mam pojecia – odparl starszy mezczyzna. Mlodszy parsknal sarkastycznym smiechem.
– Jasne, ze nie! Nigdy ci to nie przyszlo do glowy, prawda? Daj spokoj, czlowieku, badz wobec mnie uczciwy. Dlaczego nigdy wczesniej nikt tego nie zrobil?
– Nie wiem. – Starszy mezczyzna wypowiedzial te slowa zbyt pospiesznie, totez jego rozmowca nie uwierzyl