wlosow i skory, i dziewczyna wreszcie bedzie sie mogla pokazac w miescie. Powinna powoli pomyslec o malzenstwie, Ephronie, albo przynajmniej o zalotnikach. Aby takich znalezc, trzeba ja najpierw zaprezentowac. A Althea zjawia sie w towarzystwie tylko raz albo dwa razy do roku, na Wiosennym Balu albo zgromadzeniu z okazji Dozynek. Ludzie rzadko rozpoznaja ja na ulicy. Mlodzi mezczyzni z kupieckich rodzin widuja ja zwykle w spodniach, kaftanie, z wlosami splecionymi w warkocz i cera opalona jak garbowana skora. Nie jest to wlasciwy sposob prezentacji, jesli chcesz, by dobrze wyszla za maz”.

“Dobrze wyszla za maz? Wystarczy niech bedzie w malzenstwie szczesliwa, tak jak my bylismy. Spojrz na Keffrie i Kyle'a. Pamietasz, jak ludzie w miescie gadali, ze pozwalam, by taki parweniusz z chalcedzkim pochodzeniem uderzal do mojej najstarszej? Wiedzialem, ze jest dalekomorskim kapitanem, a nasza corka byla pewna swych uczuc. Sa wystarczajaco szczesliwi. Spojrz na ich dzieci, zdrowe jak ryby. Nie, Roniko, jesli mamy Althee prowadzic na smyczy, stroic i pudrowac, by przyciagnela zalotnikow, ci zalotnicy z pewnoscia mi sie nie spodobaja. Niech pozna czlowieka, ktory bedzie ja podziwial za odwage i sile. Niedlugo bedzie musiala osiasc na ladzie i przyjac role kobiety, zony i matki. Watpie, czy taka monotonia przypadnie jej do gustu. Dajmy dziewczynie troche swobody, niech zyje tak, jak lubi”.

Wyglosiwszy to stwierdzenie, polozyl sie na poduszki i ciezko dyszal.

Poniewaz Ephron byl tak bardzo chory, Ronica przelknela gniew i nie wytknela mu, jak lekcewazaco mowil o trybie zycia, ktory prowadzila ona sama. Odrzucila zawisc, chociaz musiala przyznac, ze czasem zazdroscila corce wolnosci i swobodnego stylu zycia. Nie wspomniala tez mezowi, ze ze wzgledu na kiepski stan rodzinnych finansow dobrze byloby wydac Althee bogato za maz. Teraz pomyslala cierpko, ze gdyby nieco lepiej wychowali dziewczyne, mogliby ja wydac za jednego ze swoich wierzycieli, zwlaszcza hojnego, kogos, kto w ramach podarku weselnego umorzylby dlug rodziny swiezo poslubionej zony. Powoli potrzasnela glowa. Nie, nie, tak nie mozna. Na swoj wlasny subtelny sposob, Ephron uderzyl w jej najczulszy punkt. Przeciez poslubila go, poniewaz sie w nim zakochala. Dokladnie tak samo Keffria ulegla powabom jasnowlosego Kyle'a. Mimo wszystkich klopotow, z ktorymi ostatnio sie borykala, Ronica miala nadzieje, ze Althea rowniez wyjdzie za maz z milosci. Przez chwile z rozpacza w sercu, ale i z czuloscia patrzyla na mezczyzne, ktorego ciagle tak bardzo kochala.

Wlewajace sie przez okno swiatlo popoludniowego slonca sprawilo, ze Ephron zmarszczyl brwi we snie. Ronica wstala cicho, aby zaciagnac zaslone. Juz nie cieszyl jej widok za oknem. Kiedys z wielka przyjemnoscia wpatrywala sie w mocny pien i konary malzenskiego drzewa. Teraz stalo surowe i bezlistne w srodku letniego ogrodu, gole jak ludzki szkielet. Zasuwajac zaslone, poczula na ciele dreszcz.

Ephron tak bardzo sie cieszyl, ze zobaczy ich drzewo obsypane kwieciem. Niestety tej wiosny po raz pierwszy drzewo zachorowalo. Paczki wiedly, kwiaty brazowialy i przemoczone spadaly na ziemie. Zaden sie nie otworzyl. Zapach gnijacych platkow przypominal smrod pogrzebowych ziol. Ani Ephron, ani Ronica nie mowili glosno o tej zlej wrozbie. Zreszta, zadne z nich nigdy nie bylo religijne. Jednak wkrotce Ephron znowu zaczal kaszlec. Z kazdym dniem kaszel byl coraz ostrzejszy, az pewnego dnia maz Roniki wytarl usta i nos, a potem zmarszczyl brwi, poniewaz na serwetce pojawily sie szkarlatne plamy krwi.

To bylo najdluzsze lato w jej zyciu. Gorace dni okazaly sie dla chorego meza meczarnia. Oznajmil, ze oddychanie ciezkim wilgotnym powietrzem nie jest lepsze niz wdychanie wlasnej krwi, a nastepnie odkaszlnal wlokniste skrzepy, jak gdyby pragnal udowodnic swoj punkt widzenia. Chudl coraz bardziej i nie mial apetytu. A jednak nie mowilo sie o jego smierci. Wprawdzie slowo to unosilo sie wszedzie w domu, bardziej przytlaczajace niz wilgotne letnie powietrze, lecz Ronica nie pozwalala prowadzic na ten temat zadnych rozmow.

Sama poruszala sie w milczeniu. Ostroznie podnosila maly stolik i przystawiala do lozka Ephrona. Przynosila ksiegi rachunkowe, atrament, pioro i garsc kwitow do wpisania, po czym zasiadala do obliczen. Nad ksiegami jak zwykle marszczyla brwi. Wpisy, ktorych starannie dokonywala swoja delikatna reka, nie dodawaly jej otuchy. W pewnym sensie praca bardziej ja teraz przygnebiala, poniewaz Ronica wiedziala, ze kiedy Ephron sie obudzi, bedzie nalegal, by pozwolila mu przejrzec ksiegi. A przez tak wiele lat raczej nie przejawial zainteresowania prowadzeniem farm, sadow i innych posiadlosci.

“Zostawiam je w twoich fachowych raczkach, moja droga – mawial jej, ilekroc probowala rozmawiac o finansach. – Zaopiekuje sie statkiem i postaram, by sie splacil za mojego zycia. Tobie powierzam reszte”.

Fakt, ze maz tak bardzo jej ufal, rownoczesnie ja ekscytowal, jak i przerazal. Wiele zon gospodarowalo majatkami wniesionymi w posagu, niektore po kryjomu prowadzily rowniez czesc mezowskich interesow, kiedy wszakze Ephron Vestrit otwarcie przekazal swojej mlodej zonie kontrole nad niemal wszystkimi swoimi posiadlosciami, mieszkancy Miasta Wolnego Handlu byli prawie zgorszeni. Moda na rzady kobiet juz sie skonczyla i plotkowano, ze taka decyzja Ephrona za bardzo sie kojarzy z przyzwyczajeniami ze starego, pionierskiego zycia. Pierwsi Kupcy z Miasta Wolnego Handlu zawsze slyneli ze swej nowoczesnosci, lecz teraz, gdy powodzilo im sie coraz lepiej, symbolem statusu stalo sie pozbawianie zenskiej czesci rodziny wszelkich gospodarskich obowiazkow. Powrot do takich nawykow – przekazanie kupieckiego majatku kobiecie – uwazano za plebejskie i niemadre.

Ronica zdala sobie wowczas sprawe z tego, ze Ephron powierzyl jej nie tylko majatek, ale takze swoja reputacje. Slubowala, ze okaze sie godna takiego zaufania. Przez ponad trzydziesci lat ich posiadlosci prosperowaly. Bywaly oczywiscie gorsze zbiory, zboze czasem chorowalo z powodu rdzy, mroz przychodzil zbyt wczesnie albo za pozno, zawsze jednak dobre plony owocow rownowazyly utrate w ziarnie lub – jesli w danym roku ucierpialy sady – zarabiali na miesie i welnie owiec. Gdyby nie musieli splacac wielkiego dlugu za budowe “Vivacii”, byliby bogaci, ale i tak zyli calkiem wygodnie, a w niektorych okresach nawet dostatnio.

W ostatnich pieciu latach sytuacja sie pogorszyla. Minal czas zamoznosci i Ronica zaczela sie niepokoic o przyszlosc rodziny. Pieniadze wydawano, gdy tylko sie pojawily i stale musiala blagac wierzycieli, by poczekali dzien lub tydzien na splate dlugu. Coraz czesciej prosila o rade Ephrona. Klocili sie, poniewaz maz sugerowal sprzedaz wszystkich nierentownych gospodarstw (dla wspomozenia pozostalych), a sprawa nie byla prosta. Wiekszosc farm i sadow radzila sobie tak dobrze jak wczesniej, tyle ze pojawila sie konkurencja – tanie, poniewaz uprawiane przy uzyciu niewolnikow, ziarna i owoce z Chalced. W dodatku prawie niemozliwy stal sie handel na polnocy i na poludniu – polnoc prowadzila swoja przekleta wojne o Czerwony Statek, a na poludniu grasowali po trzykroc przekleci piraci. Wyslane ladunki nie docieraly do miejsca przeznaczenia, nie bylo zatem spodziewanych zyskow. Ronica stale obawiala sie o los meza i corki, choc Ephron nie uwazal piratow za bardziej niebezpiecznych niz burzowa pogoda, nazywajac ich “ryzykiem zawodowym”, ktoremu dobry dalekomorski kapitan musi umiec stawic czolo. A rownoczesnie, gdy wracal z rejsow, opowiadal zonie mrozace krew w zylach historie o ucieczkach przed zlowrogimi statkami. Wszystkie jego opowiesci mialy szczesliwe zakonczenie i Ephron z calym przekonaniem twierdzil, ze zaden piracki zaglowiec nie zdola doscignac zywostatku. Kiedy Ronica probowala wyjasnic mezowi, jak dotkliwie wojna i piraci daja sie we znaki pozostalej czesci rodzinnego majatku, Ephron smial sie tylko dobrotliwie i mowil, ze w takim razie, poki sytuacja sie nie poprawi, on i “Vivacia” beda pracowali jeszcze ciezej. Nie chcial ogladac ksiag rachunkowych ani sluchac ponurych wiesci dotyczacych losu innych handlarzy i kupcow. Ronica przypomniala sobie teraz ze smutkiem, ze jej malzonek dostrzegal niegdys sukces tylko wlasnych wojazy. Pewnego razu zwawo wyprawil sie do jednej z posiadlosci, zauwazyl, ze owoce i zboza jak zwykle dojrzaly na polach, pobieznie przejrzal rachunki, po czym zadowolony wrocil wraz z Althea na morze, ponownie zostawiajac Ronike sama ze wszystkimi problemami.

Tylko raz odwazyla sie zaproponowac mezowi, by wrocil do handlu w gorze Rzeki Deszczowej. Vestritowie mieli do niego wszelkie prawa, odpowiednie kontakty i – absolutnie niezbedny – zywostatek. W czasach babki, a potem ojca Ephrona rodzina tam wlasnie zdobywala wiekszosc towarow do dalszej sprzedazy. Jednak w okresie krwawej zarazy Ephron postanowil, ze juz nigdy nie poplynie Rzeka Deszczowa. Nie istnialy zadne konkretne dowody, ze straszliwa choroba nadeszla z Deszczowych Ostepow. Zreszta, kto moze wiedziec, skad sie bierze zaraza? Nie bylo sensu obwiniac o nia kogokolwiek i odcinac najbardziej intratna galaz handlu. Ephron jednakze tylko potrzasnal glowa i kazal zonie obiecac, ze nigdy juz nie podejmie tego tematu. Nie mial nic przeciwko Kupcom z Deszczowych Ostepow i nie zaprzeczal, ze ich towary sa egzotyczne i piekne, wbil sobie jednak do glowy, ze nie wolno frymarczyc magia, nawet sporadycznie, bez placenia wysokiej ceny. Powiedzial, ze jesli dla bogactwa ma narazac rodzine na kontakt z czarami, woli, by pozostala biedna. Ronica zaczela wiec sprzedawac rodowe posiadlosci. Na pierwszy ogien poszly sady jablkowe wraz z malenka wytwornia win, ktora zawsze stanowila jej dume. Spieniezyla takze winnice. Ciezko to przezyla, poniewaz nabyla je krotko po slubie; byla to jej pierwsza samodzielna transakcja. Przez wiele lat z radoscia patrzyla, jak winorosl rosla, lecz wiedziala, ze zatrzymujac ja postapilaby niemadrze, poniewaz kupiec zaoferowal bardzo wysoka cene. Pieniedzy wystarczylo na utrzymanie pozostalych posiadlosci rodzinnych przez rok. I tak to sie ciagnelo. Niestety, wojna i piraci nadal szkodzili dzialalnosci Miasta Wolnego Handlu i Ronica musiala wyprzedawac kolejne gospodarstwa, by zdobywac fundusze na dzialalnosc reszty. Wstydzila sie tego. Pochodzila z Carrockow, jednej z pierwszych (podobnie jak Vestritowie)

Вы читаете Czarodziejski Statek
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату