wlasnosc dziedziczy najstarszy potomek. Nie zona, lecz potomek. Och, Ronica miala prawo zatrzymac dobra, ktore wniosla do malzenstwa z Ephronem, ale z jej wiana pozostalo niewiele cennych rzeczy. Z bijacym sercem nagle sobie uprzytomnila, ze nie tylko jej mlodsza corka znalazla sie na lasce i nielasce Kyle'a, lecz takze ona sama.
Spojrzala na niego, starajac sie niczego po sobie nie pokazac. Mogla sie tylko modlic do Sa, zeby ziec nie zdal sobie sprawy z wlasnej wladzy nad swiekra, wtedy bowiem stracilaby wszystko. Czy potrafil wymoc na niej posluszenstwo, nie pozwalajac jej dysponowac rodzinnymi finansami?
Gleboko zaczerpnela oddechu i zapanowala nad glosem.
– Tak, tak sie wydaje – przyznala. Uwazala, ze nie powinna nagle zaczac przytakiwac zieciowi. – Zobaczymy, jak bedzie w rzeczywistosci.
Westchnela glosno, potem przetarla oczy, jak gdyby poczula zmeczenie.
– Wiele kwestii musimy jeszcze przemyslec. Bardzo wiele. Na razie zostawie w twoich rekach sprawe Althei. Zgadzam sie tez z Kyle'em, ze “Vivacia” musi jak najszybciej wyplynac z portu. Przypuszczam, ze przede wszystkim powinnismy sie skupic na interesach. Moge zapytac, do jakiego poplyniesz portu, jaki ladunek wybierzesz i kiedy wyplywasz? – Ronica miala nadzieje, ze nie naciska zbyt mocno ziecia, zadajac mu tyle pytan w zwiazku z planowanym rejsem. Juz rozmyslala o pracy, ktora wykona podczas jego nieobecnosci. Sprawdzi przynajmniej, czy to, co pozostalo z jej przedmalzenskich dobr, Althea odziedziczy po jej smierci. Nie zamierzala jednak wspominac o tym fakcie zieciowi; nagle zdecydowala, ze lepiej mu w niczym nie zaprzeczac. A gdy zostanie sama z Keffria, bedzie mogla troche popracowac nad swoja starsza corka. Kyle wyraznie sie ucieszyl ze zmiany tematu.
– Tak jak powiedzialas, musimy wyplynac wkrotce i to nie tylko z powodu finansow. Im szybciej odciagne Wintrowa od rozrywek zwiazanych z zyciem na ladzie, tym szybciej zaakceptuje swoj los. Moj syn musi sie wiele nauczyc i wydoroslec. Powinien zaczac od razu.
Przerwal na chwile, a w tym czasie obie kobiety skinely glowami. Ronica – niechetnie, poniewaz w ten sposob przyznawala wbrew sobie, ze chlopiec zostal zle wychowany. Kyle, zadowolony ze zgody kobiet, kontynuowal:
– Jesli chodzi o porty i ladunek, no coz, przyznalismy wszyscy, ze musimy handlowac najbardziej oplacalnym towarem. – Znowu przerwal, czekajac na potwierdzenie. – Istnieje zatem tylko jedno wyjscie – zdecydowal za cala trojke. – Poplyne “Vivacia” na poludnie, do Jamaillii i kupie najlepszy towar, na jaki nas stac. Potem jak najszybciej rusze na polnoc, do Chalced.
– Jak to towar? – spytala Ronica slabym glosem. Z niepokoju zamarlo jej serce.
– Oczywiscie niewolnicy. Wyksztalceni. Zadnych zlodziei, mordercow czy innych przestepcow. Wezme tylko tych, ktorych Chalced doceni jako nauczycieli, nadzorcow i opiekunki do dzieci. Artystow i rzemieslnikow. Wole wykupywac dlugi niz brac skazanych na niewolnictwo za zbrodnie. – Umilkl, na chwile sie zamyslil, potem potrzasnal glowa. – Nie beda oczywiscie tak odporni jak tamci. Powinnismy wiec jak najscislej zapelnic ladownie… Musimy kupic tylu, ilu tylko zdolamy. Jencow wojennych, ludzi urodzonych w niewoli i tym podobnych. Moj drugi oficer Torg pracowal niegdys na statkach przewozacych niewolnikow i wiele wie o kupowaniu na aukcjach. Pewnie pomoze mi w transakcjach,
– Niewolnictwo jest nielegalne w Miescie Wolnego Handlu – zauwazyla Keffria niepewnym tonem.
Kyle zasmial sie krotko.
– W chwili obecnej rzeczywiscie tak jest. Podejrzewam jednak, ze nie potrwa to dlugo. Zreszta nie potrzebujesz sie obawiac, moja droga. Nie mam zamiaru zatrzymywac sie z nimi w naszym porcie. Planuje szybki, prosty kurs. Przez Kanal Wewnetrzny do Jamaillia City, stamtad na polnoc, do Chalced. Omine Miasto Wolnego Handlu. Nikt nas nie bedzie niepokoic.
– A piraci? – spytala Keffria niesmialo.
– Zawsze dawali “Vivacii” spokoj. Ile razy slyszalas, jak twoj ojciec chwalil sie szybkoscia i zwinnoscia swego zaglowca? Teraz, kiedy go ozywilismy, bedzie plywac jeszcze sprawniej. Piraci wiedza, ze sciganie zywostatku rowna sie stracie czasu. Nie beda nas niepokoic. Nie martw sie o sprawy, ktore juz przemyslalem. Nie decydowalbym sie na taki rejs, gdybym uwazal, ze jest ryzykowny.
– Taki ladunek moze stanowic ryzyko dla zywostatku – spokojnie zwrocila mu uwage Ronica.
– Czego sie obawiasz? Buntu niewolnikow? Niepotrzebnie. Bedziemy ich trzymac w zamknieciu i dobrze pilnowac przez cala podroz. – Zastrzezenia kobiet zaczely irytowac Kyle'a.
– Ten pomysl moze sie okazac jeszcze gorszy. – Ronica starala sie mowic lagodnie, chociaz uwazala, ze jej ziec sam powinien dostrzec wszelkie niebezpieczenstwa. – Zywostatki to istoty wrazliwe, Kyle'u, a “Vivacia” dopiero co sie przebudzila. Trzeba o nia dbac tak jak… na przyklad o Malte. “Vivacii” moga sie nie podobac niewygody, ktore beda znosic niewolnicy.
Ziec przez moment patrzyl spode lba, po chwili jednak zapanowal nad soba.
– Roniko, slyszalem troche o zywostatkach i zamierzam uszanowac tradycje na tyle, na ile pozwola nasze finanse. Na pokladzie bedzie przebywal Wintrow, ktoremu przydziele codziennie kilka godzin na rozmowe z galionem. Bedzie uspokajal “Vivacie” i tlumaczyl jej nasze motywy. Nie w glowie mi tez niepotrzebne okrucienstwo wobec kogokolwiek. Niewolnicy beda trzymani w zamknieciu i kontrolowani, lecz poza tym nikt nie zamierza traktowac ich w sposob przesadnie surowy. Uwazam, ze niepotrzebnie sie martwisz. Zreszta to bedzie krotki rejs i “Vivacia” powinna go wytrzymac. Nikomu nie stanie sie nic zlego, nawet jesli statek bedzie troche zestresowany przez jakis czas.
– Zdaje mi sie, ze dobrze wszystko przemyslales. – Ronica probowala mowic przekonujacym tonem, a rownoczesnie ukryc gniew pod pozorem lekkiego niepokoju. – Slyszales oczywiscie opowiesci o dziwnym zachowaniu zdenerwowanych zywostatkow? Podobno niektore z nich nie chca plywac, traca wiatr z zagli, w nieoczekiwanych chwilach osiadaja na mieliznie, wloka za soba kotwice… Zapewne zwawa i dobrze wyszkolona zaloga upora sie z tego typu problemami. Dotarty wszakze do mnie plotki o powazniejszych sytuacjach. Slyszalam, ze zle wykorzystywane statki moga oszalec. Najslynniejszym przykladem jest “Paragon”, lecz wiele innych zywostatkow nigdy nie powrocilo z rejsu, poniewaz podobno obrocily sie przeciw swemu wlascicielowi i zalodze…
– A ilez innych zwyklych statkow wyplynelo z Miasta Wolnego Handlu i nie wrocilo. Przyczyna sa sztormy i piraci, nie szalenstwo – wtracil niecierpliwie Kyle.
– Jesli zginiecie ty i Wintrow, strace polowe rodziny – Keffria zaczela nagle lamentowac. – Och, Kyle'u, czy naprawde podjales madra decyzje? Papa zarabial z “Vivacia”, a nigdy nie przewozil ani nielegalnych, ani niebezpiecznych towarow.
Mezczyzna jeszcze bardziej sie nachmurzyl.
– Moja droga Keffrio, twoj ojciec niestety nie zarobil wystarczajaco duzych pieniedzy. O tym wlasnie dyskutujemy. Chce uniknac jego bledow, uzdrowic nasze finanse i zdobyc dla calej rodziny jeszcze wiekszy szacunek. Przyszla mi w tej chwili na mysl inna z jego dziwacznych decyzji. – Spojrzal nagle w oczy Ronice. Nadal na nia patrzyl, gdy zauwazyl: – Jesli niepokoi cie handel niewolnikami, moglibysmy rozpoczac handel w gorze Rzeki Deszczowej. Przeciez stamtad pochodza najbardziej pozadane towary swiata. Co drugi zywostatek prowadzi tam interesy. Dlaczego my nie mielibysmy sie tym zajac?
Ronica spokojnie oddala mu spojrzenie.
– Poniewaz wiele lat temu Ephron zdecydowal, ze rodzina Vestritow nie bedzie uprawiala rzecznego handlu i odtad tam nie plywamy. Nasze kontakty handlowe z ludem Deszczowych Ostepow skonczyly sie.
– Moj tesc nie zyje. Nie wiem, czego sie obawial, ale jestem gotow stawic czolo wszelkim niebezpieczenstwom. Daj mi tylko mapy Rzeki Deszczowej, a nawiaze wlasne kontakty – zaoferowal sie Kyle.
– Zginiesz tam – oswiadczyla Ronica z wielkim przekonaniem. Jej ziec parsknal pogardliwie.
– Watpie. Rzeka Deszczowa jest moze troche dzika, ale plywalem juz wczesniej pod prad. Zatem… – chwile milczal, potem powiedzial powoli: -…poprosze o mapy. Zgodnie z prawem naleza teraz do Keffrii, nie mozesz ich juz przed nami ukrywac. Daj mi je, a wszyscy bedziemy zadowoleni. Na pokladzie “Vivacii” nie znajda sie niewolnicy i niezle zarobimy w gorze Rzeki Deszczowej.
Ronica nie wahala sie ani przez moment. Natychmiast sklamala.
– Byloby wspaniale, gdyby takie mapy nadal istnialy. Niestety, nie ma ich juz, Kyle'u. Ephron wszystkie zniszczyl przed wieloma laty, kiedy postanowil zerwac wszelkie tamtejsze kontakty. Nie chcial, by ktokolwiek z rodziny Vestritow handlowal w gorze Rzeki Deszczowej, wiec je spalil.
Mezczyzna skoczyl na rowne nogi.
– Nie wierze w to! – warknal. – Moj tesc nie byl glupcem, a tylko glupiec zniszczylby tak kosztowne mapy. Schowalas je przed nami, prawda? Ocalilas je dla swojej cennej Althei i mezczyzny, ktorego namowisz, by sie z nia ozenil?