Chlopiec odezwal sie spokojnie i rozsadnie.
– Tysiace razy slyszalem takie slowa z ust ludzi. “To wola Sa”, mawiaja. Zla pogoda, spoznione sztormy, poronienia. Wszystko ma byc wola Sa. – Siegnal do miski po wilgotny recznik, zlozyl go starannie i przycisnal sobie do brody. Bok twarzy zaczynal mu juz purpurowiec. Chlopiec ciagle drzal i byl rozkojarzony. W dodatku slowa wymawial dziwnie miekko i Althea domyslila sie, ze mowienie sprawia mu bol. Nie wydawal sie jednak ani rozgniewany, ani zastraszony czy przerazony, tylko calkowicie pochloniety przekonywaniem swej babci, jak gdyby od tego zalezalo jego zycie. Moze rzeczywiscie tak bylo.
– Jestem sklonny przyznac, ze pogoda i burze moga sie wiazac z Jego wola. Poronienia rowniez. Lecz nie sytuacja, kiedy maz bije zone zaledwie na dzien przed rozwiazaniem… – Zawiesil glos, jak gdyby przypomnial sobie cos nieprzyjemnego, potem ponownie spojrzal na Ronike. – Sadze, ze Sa dal nam wszystkim zycie i Jego wola jest, aby kazde z nas dobrze przezylo swoje. Stawia przed nami przeszkody… Slyszalem ludzi, ktorzy skarzyli sie na jego okrucienstwo i glosno pytali: “Dlaczego? Dlaczego?” Nastepnego dnia ci sami ludzie brali pily, wychodzili na dwor, gdzie odcinali galezie z drzew owocowych, wykopywali mlode drzewa i przesadzali je daleko od miejsca, w ktorym zakielkowaly. “Beda tu rosly lepiej i wiecej rodzily”, wyjasniali pracownicy sadu. Dzialali wbrew drzewom i twierdzili, ze robia to dla ich dobra.
Wintrow zdjal sciereczke z twarzy i ponownie ja zlozyl, szukajac chlodniejszego miejsca.
– Moje mysli bladza – oznajmil ze smutkiem. – Akurat teraz, gdy chce mowic do ciebie, babciu, w najklarowniejszy z mozliwych sposob. Nie sadze, bym z woli Sa mial porzucic stan kaplanski i zamieszkac na pokladzie statku dla pomyslnego finansowego rozwoju naszej rodziny. Nie jestem nawet pewny, czy ma sie tak stac z twojej woli. Sadze, ze decyzje podjal moj ojciec i najwyrazniej nie zamierza od niej odstapic, mimo iz lamie mi w ten sposob serce. Wiem tez, ze ten niemile przeze mnie widziany “podarek”, ktory mi dzis wrecza, wczoraj wyrwal z rak cioci Althei.
Po raz pierwszy chlopiec zwrocil oczy na dziewczyne. Mimo bolu i posiniaczonej skory, przez chwile wygladal jak wlasny ojciec. W jego oczach byla ta sama bezgraniczna cierpliwosc tlumiaca stalowe nerwy. Zaskoczona Althea uprzytomnila sobie, ze nie stoi przed nia kruchy, przerazony nowicjusz, lecz mlody mezczyzna w ciele chlopca.
– Nawet twoj wlasny syn widzi, jak niesprawiedliwie postepujesz – zarzucila Kyle'owi. – Zabrales mi “Vivacie” wcale nie dlatego, iz sadziles, ze nie potrafie nia dowodzic. Postapiles tak z wlasnej zachlannosci.
– Mowisz o zachlannosci? – Kyle krzyknal z pogarda. – Dobre sobie! Zaraz pekne ze smiechu. Z chciwosci chce przejac statek tak straszliwie zadluzony, ze bede mial szczescie, jesli wszystko splace przed swoja smiercia? Z zachlannosci zaoferowalem sie wziac odpowiedzialnosc za losy rodziny i postawic ja na nogi mimo braku wsparcia finansowego? Altheo, gdybym sadzil, ze masz odpowiednie zdolnosci i mozesz mi sie przydac na pokladzie zaglowca, z pewnoscia skorzystalbym z okazji i zatrudnil cie na “Vivacii”. Niestety, nie posiadasz niezbednych umiejetnosci. Co wiecej, gdybys udowodnila mi, ze potrafisz zeglowac, gdybys pokazala mi choc jedna karte zaokretowania, podarowalbym ci ten przeklety statek wraz z jego dlugami. Ale ty jestes tylko mala rozpieszczona dziewczynka.
– Klamco! – krzyknela dotknieta do zywego Althea.
– Na Sa, przysiegam, ze mowie prawde! – ryknal gniewnie Kyle. – Jesli chociaz jeden szanowany kapitan poreczy mi za twoje zeglarskie umiejetnosci, oddam ci jutro zaglowiec! Jednakze cale Miasto Wolnego Handlu wie, kim jestes. Amatorka, ktora udaje marynarza.
– Statek moze za nia poreczyc – zauwazyl drzacym glosem Wintrow. Podniosl reke do czola, jak gdyby chcial przytrzymac glowe na karku. – Jesli statek za nia poreczy, zrobisz, jak obiecales? Przeciez przysiegales na Sa, czyniac swiadkami nas wszystkich. Musisz dotrzymac obietnicy. Nie wierze, ze moj dziadek chcial, abysmy sie tak klocili i gniewali na siebie. Pomysl, ojcze, jak latwo mozesz przywrocic spokoj w rodzinie. Gdyby Althea weszla na poklad “Vivacii”, moglbym wrocic do mojego klasztoru. Kazde z nas znalazloby sie na wlasciwym miejscu. Tam, gdzie jestesmy szczesliwi… – Urwal, kiedy zdal sobie sprawe, ze wszyscy zebrani na niego patrza. Oczy ojca zwezily sie z wscieklosci, a Ronica Vestrit podniosla reke do ust, jak gdyby slowa chlopca bolesnie ja dotknely.
– Mam dosc tego jeczenia! – wybuchnal nagle Kyle. W kilku krokach przecial pokoj, pochylil sie nad stolem i obrzucil syna piorunujacym spojrzeniem.
– Czy tego cie nauczyli kaplani? Przekrecac fakty po to, by osiagnac swoj cel? Zawstydza mnie, ze moj syn, krew z mojej krwi, uzywa takich sztuczek wobec wlasnej babki. Wstan! – warknal, a kiedy Wintrow bez slowa podniosl na niego wzrok, wrzasnal: – Wstawaj!
Chlopiec wahal sie przez moment, po czym podniosl sie z krzesla. Otworzyl usta, aby cos powiedziec, lecz ojciec odezwal sie pierwszy.
– Masz trzynascie lat, mimo iz nie wygladasz na wiecej niz dziesiec, a zachowujesz sie jak trzylatek. Trzynascie lat! Zgodnie z prawem panujacym w Miescie Wolnego Handlu, do czasu ukonczenia pietnastu lat praca syna nalezy do jego ojca. Przeciwstaw mi sie, a odwolam sie do tego prawa. Nie dbam o twoja brazowa sutanne. Moze nawet wyrastaja ci swiete rogi z czola… Nie dbam o to. Poki nie skonczysz pietnastu lat, bedziesz pracowal na statku. Rozumiesz mnie?
Nawet Althee zaszokowaly ocierajace sie o bluznierstwo slowa Kyle'a. Kiedy Wintrow odpowiadal ojcu, stal prosto; tylko glos mu drzal.
– Jako kaplan Sa podlegam jedynie tym prawom cywilnym, ktore sa sprawiedliwe i cnotliwe. Przywolujac prawa cywilne, lamiesz swoje przyrzeczenie sprzed lat. Gdy oddales mnie Sa, oddales Mu takze moja prace. Juz nie naleze do ciebie. – Spojrzal na matke, potem na babke, wreszcie dodal, niemal pokornie: – Wlasciwie nie jestem juz nawet czlonkiem tej rodziny. Odkad przekazaliscie mnie kaplanom Sa.
Ronica wstala, aby zaslonic go przed ciosem, lecz Kyle odsunal ja z taka sila, ze az sie zachwiala. Keffria z krzykiem doskoczyla do matki. Ojciec chwycil syna za przod jego szaty i zaczal nim potrzasac. Glowa chlopca poruszala sie to w tyl, to w przod.
– Moj – ryczal Kyle na Wintrowa. Jego slowa znieksztalcala furia. – Jestes moj. Zamknij sie i rob, jak ci mowie. Natychmiast! – Chwycil mocniej przod szaty i podciagnal za nia syna, az ten stanal na czubkach palcow. – Pojdziesz sam na statek. Zameldujesz sie u mata. Powiesz mu, ze jestes nowym chlopcem pokladowym i nikim wiecej. Chlopcem pokladowym, zrozumiano?!
Althea obserwowala scene z przerazeniem, a rownoczesnie z fascynacja, ktora nie pozwalala jej odwrocic oczu. Wydawalo sie jej, ze matka, juz opanowana, probuje pocieszyc histerycznie lkajaca Keffrie. Dwoje sluzacych, nie potrafiac dluzej pohamowac ciekawosci, wygladalo zza rogu. Althea wiedziala, ze powinna interweniowac, ale jej cialem zawladnal jakis osobliwy paraliz i mogla tylko patrzec. O takich klotniach plotkowala sluzba kuchenna, dziewczyna slyszala tez gdzies o handlarzach, ktorych synowie terminowali u nich wbrew swej woli. Wiedziala, ze na niektorych statkach panuje podobna dyscyplina. Tyle ze tego typu incydenty nigdy nie mialy miejsca w domach rodzin Pierwszych Kupcow. A jesli sie zdarzaly, nikt o nich nie rozpowiadal.
– Rozumiesz mnie?! – spytal Kyle glosniej, jakby sadzil, ze wykrzykujac slowa uczyni je bardziej zrozumialymi. Oszolomiony chlopiec skinal glowa. Kyle puscil go i Wintrow zatoczyl sie, potem chwycil krawedzi stolu. Chwile stal ze zwieszona glowa.
– Kazalem ci isc natychmiast! – burknal Kyle gniewnie, lecz z triumfem. Nastepnie obrocil sie do drzwi i spojrzal na zapatrzonego sluzacego. – Ty! Welf! Przestan sie gapic. Odprowadzisz mojego syna na “Vivacie”. Dopilnuj, zeby spakowal wszystkie rzeczy, z ktorymi tu przyjechal, poniewaz od tej pory bedzie mieszkal na statku.
Welf pospiesznie wszedl, wzial Wintrowa pod ramie i zaczal wyprowadzac z pomieszczenia, a wowczas Kyle odwrocil sie do Althei. Skutecznie wymuszone posluszenstwo na synu najwyrazniej dodalo mu odwagi, gdyz wyzywajaco spytal:
– Jestes wystarczajaco madra, aby nauczyc sie czegos z tego, co widzialas, siostrzyczko?
Althea odpowiedziala mu spokojnie i cicho.
– Tak, tak, wszyscy dowiedzielismy sie dzisiaj czegos o tobie, Kyle'u. Zwlaszcza tego, jak wiele potrafisz poswiecic, by zaspokoic wlasna ambicje kontrolowania rodziny Vestritow.
– Kontrolowania? – Szwagier popatrzyl na nia z niedowierzaniem, a nastepnie odwrocil sie do pozostalych dwoch kobiet, szukajac w ich oczach zaskoczenia. Jednak Ronica patrzyla na niego ponuro, natomiast Keffria szlochala na ramieniu matki. – Sadzicie, ze o to mi chodzi? O kontrole? – Potrzasnal glowa i lekko sie rozesmial. – Chce nas wszystkich uratowac. Niech mnie diabli, jesli wiem, po co sie tak staram. Gapicie sie na mnie jak na przestepce, a przeciez probuje tylko ocalic rodzine. Keffrio! Wiesz, w czym rzecz. Rozmawialismy o tym.