Ciszej dodal: – Ktoregos dnia moze mu to uratowac zycie.
Althea slyszala szuranie butow szwagra.
– Keffrio, wstan. Wintrow dojdzie do siebie za kilka minut, a wtedy powinnas byc dla niego surowa. Nie zachecaj go do zachowania, ktorego nie bede tolerowal. Jesli chlopiec zobaczy, ze nasze poglady w jego sprawie sie roznia, bedzie dalej ze mna walczyl. A im dluzej bedzie walczyl, tym czesciej padnie na podloge.
– Nienawidze tego – odpowiedziala cienkim, gluchym glosem Keffria. – Dlaczego musi sie to odbywac w taki sposob? Dlaczego?
– Nie musi – odparla jej matka kategorycznie. – I nie bedzie sie tak odbywalo. Powiem ci otwarcie, Kyle'u Havenie, nie bede tego tolerowac. W tej rodzinie nigdy nie traktowano w ten sposob dzieci i nie pozwole ci na podobne zachowanie w dzien po smierci Ephrona. Nie w moim domu.
Ronica Vestrit nie zamierzala dyskutowac z zieciem, nie wiedziala jednak, ze nie jest to wlasciwy ton do rozmow z nim. Althea swietnie zdawala sobie z tego sprawe. Otwarta konfrontacja byla najgorszym mozliwym wyjsciem i tylko mezczyzne rozjuszala.
– No dobrze. Jak tylko oprzytomnieje, zabiore go na statek. Niech tam uczy sie manier. Tak bedzie prawdopodobnie najlepiej. Jesli pozna statek w porcie, podczas rejsu przezyje mniejszy szok. A ja nie bede musial wysluchiwac, jak kobiety kwestionuja kazdy rozkaz, ktory mu wydam.
– Ani w moim domu, ani na pokladzie mojego statku… – zaczela Ronica, lecz Kyle jej przerwal. Slyszac jego slowa, Althea zaplonela gniewem.
– Statek nalezy do Keffrii. I do mnie, poniewaz jestem jej mezem. To, co sie dzieje na pokladzie “Vivacii”, nie powinno cie juz obchodzic. Zreszta, zdaje mi sie, ze zgodnie z majatkowym prawem Miasta Wolnego Handlu, ten dom rowniez nalezy teraz do mojej zony. Bedziemy go prowadzic w taki sposob, jaki uznamy za stosowny.
Zapadla straszliwa cisza. Kiedy Kyle ponownie sie odezwal, w jego glosie zabrzmial cien przeprosin za wypowiedziane slowa.
– Tak przynajmniej moglibysmy postapic, zreszta zapewne ze szkoda dla nas wszystkich. Nie proponuje, zebysmy zaczeli zyc osobno, Roniko, jestem pewien, ze najwieksze korzysci rodzina odniesie, jesli bedzie wspolpracowac i razem dazyc do wspolnego celu. Nie moge wszakze niczego zrobic, skoro mam zwiazane rece. Na pewno to rozumiesz. Jak na kobiete, swietnie sobie radzilas przez te wszystkie lata. Tyle ze czasy sie zmieniaja. Uwazam, ze Ephron nie powinien byl zostawiac cie sama z wszystkimi problemami. Szanowalem mojego tescia, lecz… Byc moze wlasnie dlatego, ze go szanowalem, staram sie wyciagac nauke z jego bledow. Nie zamierzam po prostu odplynac ku zachodzacemu sloncu i az do mojego powrotu obarczyc Keffrie opieka nad gospodarstwem i domem. Musze po prostu jak najszybciej zarobic odpowiednio duza sume pieniedzy, zebym potem mogl przebywac w domu i dogladac wszystkiego. Nie moge tez pozwolic, by Wintrow zachowywal sie na pokladzie “Vivacii” jak udzielny ksiaze. Widzialas, co wyroslo z Althei: jest uparta i nie mysli o innych. Nie dba o dobre imie rodziny ani o wlasna reputacje. Powiem ci wprost… Nie wiem, czy we dwie zdolacie sobie z nia poradzic. Moze najprosciej byloby ja wydac za maz, najlepiej za mezczyzne spoza naszego miasta…
W tym momencie dziewczyna wparowala do pokoju niczym statek pod pelnym zaglem.
– Moze rzucilbys mi w twarz swoje obelgi, co, Kyle'u? Jej widok wcale go nie zaskoczyl.
– Zdawalo mi sie, ze widze twoj cien. Jak dlugo podsluchiwalas, mala siostrzyczko?
– Na tyle dlugo, by odkryc twoje perfidne zamiary wobec mojej rodziny i naszego statku. – Althea starala sie zachowac spokoj w obliczu jego opanowania. – Jak smiesz mowic w ten sposob do mojej matki i siostry? Jak mozesz tak spokojnie opowiadac im, ze zamierzasz “powrocic” i “dogladac wszystkiego'?
– Zdaje sie, ze jestem teraz glowa tej rodziny – obwiescil Kyle bez oslonek.
Althea usmiechnela sie chlodno.
– Mozesz nazywac siebie, jak chcesz. Ale jesli sadzisz, ze zdolasz zatrzymac moj statek, jestes w bledzie.
Mezczyzna westchnal dramatycznie.
– Sadzilem, ze tylko waszym krewniakom z Deszczowych Ostepow spelniaja sie zyczenia – zauwazyl z sarkazmem. – Mala siostrzyczko, alez jestes niemadra. Statek nalezy do twojej siostry nie tylko zgodnie ze zwyczajowym prawem Miasta Wolnego Handlu… Mamy rowniez w tej sprawie pismo Ephrona Vestrita, przez niego podpisane. Przeciwstawisz sie nawet wlasnemu zmarlemu ojcu?
Jego slowa niemal ja ogluszyly i Althea poczula, jak gdyby ktos odebral jej wszystko, co kiedykolwiek dawalo jej wewnetrzna sile. Juz prawie zdolala przekonac sama siebie, ze wczorajsze zdarzenia to przypadek, ze jej ojciec nigdy swiadomie nie odebralby jej statku. Sadzila, ze cierpiacy i umierajacy czlowiek nie wiedzial, co czyni. A teraz uslyszala, ze spisal swa ostatnia wole, w ktorej ja pominal… Nie, nie, nie. Spojrzala na matke, a potem ponownie na szwagra.
– Nie dbam o papiery, ktore podstepem podsuneliscie do podpisania lezacemu na lozu smierci starcowi – oswiadczyla cichym, lecz kipiacym wsciekloscia glosem. – Wiem, ze “Vivacia” jest moja i to w sposob, w jaki nigdy nie bedzie nalezala do ciebie, Kyle'u. Mowie ci, ze nie spoczne, poki nie znajdzie sie pod moja komenda…
– Twoja komenda! – Kyle o malo nie udlawil sie ze smiechu. – Masz przesadne mniemanie o swoich umiejetnosciach. Wiedz, ze sama siebie oszukujesz. Nie jestes zeglarzem! O ile wiem, twoj ojciec trzymal cie na pokladzie tylko dlatego, zebys nie popadla w jakies klopoty na ladzie. Nie jestes nawet dobrym marynarzem.
Althea otworzyla usta, aby cos powiedziec, w tym momencie jednak lezacy na podlodze Wintrow jeknal i wszystkie oczy zwrocily sie ku niemu. Keffria zrobila krok do przodu, ale Kyle powstrzymal ja gestem. Ronica jednakze zignorowala jego spojrzenie i podniesiona dlon. Podeszla do chlopca, ktory – wyraznie oszolomiony – usiadl z rekoma przy skroniach. Z wysilkiem wpatrywal sie w babcie.
– Czy ja zyje? – spytal polprzytomnie.
– Mam nadzieje, ze tak – odparla powaznie, po czym lekko westchnela. – Altheo, przyniesiesz mi zimna, mokra sciereczke?
– Temu chlopakowi nic nie bedzie – wtracil Kyle zrzedliwie. Althea go zlekcewazyla. Pobiegla po recznik, przez caly czas pytajac siebie, dlaczego spelnia matczyna prosbe. Podejrzewala, ze to wlasnie Ronica podstepem sklonila ojca do podpisania dokumentu, ktorego dobrowolnie nigdy by nie podpisal. Dlaczego wiec tak potulnie jej posluchala? Nie potrafila znalezc odpowiedzi na to pytanie. Moze nieswiadomie szukala pretekstu, by opuscic pokoj, poniewaz w przeciwnym razie jeszcze chwila i pewnie rzucilaby sie na Kyle'a z piesciami.
Kiedy biegla korytarzem do kuchni, zadala sobie pytanie, co sie stalo z jej swiatem. Nigdy przedtem w jej domu nie dochodzilo do takich scysji. Ludzie nawet nie podnosili na siebie glosu, a teraz Kyle jednym ciosem powalil wlasnego syna na posadzke. Ciagle nie mogla uwierzyc w to, co sie dzialo. Ten nowy swiat byl dla niej obcy i tak bardzo ja szokowal, ze nie wiedziala, co powinna robic i czuc. Uruchomila pompe, zanurzyla sciereczke pod strumien zimnej wody, potem dobrze wyzela material. Nagle do pomieszczenia zajrzala bardzo zdenerwowana sluzaca.
– Potrzebujesz mojej pomocy? – wyszeptala.
– Nie. Nie, panujemy nad wszystkim. Po prostu kapitan Haven za bardzo sie zdenerwowal. – Althea uslyszala wlasne ciche klamstwo. “Panujemy”, pomyslala z ironia. Miala wrazenie, ze przypatruje sie wszystkim zmianom z daleka, ze jest palka zonglera, ktora leci w powietrzu i nie wie, czyja reka ja chwyci i rzuci dalej. Moze niczyja. “Moze polece gdzies w dal i nigdy juz nie wroce do swojej rodziny”. Usmiechnela sie z gorycza na ten zabawny wizerunek, potem wlozyla mokra sciereczke do glinianej miski, podniosla ja i ruszyla korytarzem z powrotem do jadalni.
Wintrow i Ronica siedzieli w rogu niskiego stolu. Chlopiec byl blady i drzal, a jej matka wygladala na bardzo zdecydowana. Trzymala obie dlonie wnuka w swoich i zarliwie do niego przemawiala.
Kyle stal odwrocony do okna z ramionami skrzyzowanymi na piersi. Dziewczyna wyczula, ze jest oburzony. Obok niego stala patrzaca blagalnie Keffria, mezczyzna wszakze zdawal sie nieswiadom obecnosci zony.
– …Wszystko w rekach Sa – Ronica przemawiala do chlopca z wielka powaga. – Wierze, ze to On przyslal cie z powrotem do nas i nie bez powodu stworzyl wiez miedzy toba i statkiem. Tak sie musialo stac, Wintrowie. Czy potrafisz zaakceptowac ten fakt, tak jak niegdys zgodziles sie zostac kaplanem?
Wiez miedzy Wintrowem i jej statkiem! To niemozliwe! Dziewczynie zmartwialo serce. Chlopiec skupil teraz cala uwage na twarzy babci. Po prostu wbil w nia wzrok. Jego twarz przybrala typowy dla Havenow, zaciety wyraz – znieruchomial mu podbrodek, w oczach pojawil sie gniew. Althea postawila obok niego miske ze sciereczka, a wowczas dostrzegla, ze Wintrow powoli wychodzi z szoku. Kilkakrotnie gleboko odetchnal, rysy mu zlagodnialy i na krotka chwile dziewczyna zobaczyla w twarzy chlopca ogromne podobienstwo do Vestritow – zarowno do swojego niezyjacego ojca, jak i do niej samej. Fakt ten nia wstrzasnal.