zrezygnowal z pijanstwa i cindinu, ozenil sie z wybrana dla niego dziewczyna. I teraz on, nie jego maly braciszek, bylby dziedzicem fortuny Trellow.

Mysl ta przypomniala mu, ze jest nedzarzem. Skoro wydal ubieglej nocy wszystkie swoje pieniadze (z wyjatkiem kilku dziwnych zagranicznych monet), zamiast o Althee, powinien sie raczej martwic o siebie. Dziewczyna musi sama sie soba zajac. Pewnie po prostu wroci do domu. To tylko kwestia czasu. Czy zly los moze ja spotkac? Wydadza ja za maz za odpowiedniego mezczyzne, zamieszka sobie w wygodnym domu ze sluzba i przygotowujacym posilki kucharzem, bedzie nosila szyte na miare stroje i uczestniczyla w nieskonczonej ilosci balow, herbatek i uroczystosci towarzyskich, ktore spolecznosci Miasta Wolnego Handlu, a zwlaszcza rodzinom Pierwszych Kupcow wydawaly sie tak istotne. Brashen prychnal cicho. Chcialby miec nadzieje na taki “okrutny” los. Podrapal sie po piersi, potem po brodzie. Przesunal dlonmi po wlosach, przygladzajac je do tylu. Czas znalezc prace. Trzeba sie umyc i ruszyc do dokow.

– Dzien dobry – pozdrowil “Paragona”, kiedy dotarl na dziob statku.

Pomyslal, ze galion nie czuje sie chyba najlepiej w dziwacznej pozycji, jaka byl zmuszony przyjac, i chcial zapytac, czy figure dziobowa boli grzbiet, ale zabraklo mu odwagi. “Paragon” skrzyzowal muskularne ramiona na golej piersi i patrzyl ponad migoczaca woda w miejsce, gdzie do portu wplywaly i wyplywaly inne statki. Nawet sie nie odwrocil do swego rozmowcy.

– Mamy popoludnie – powiadomil go.

– Tak, tak – przyznal Brashen. – Najwyzszy czas, bym ruszyl do dokow. Wiesz, musze sobie poszukac nowej pracy.

– Zdaje mi sie, ze nie wrocila do domu – odparl tajemniczo Paragon. – Gdyby zamierzala, wybralaby swoja zwykla droge, po klifie w gore i przez las. Pozegnala sie ze mna, a potem slyszalem, ze odchodzi plaza ku miastu.

– Masz na mysli Althee? – spytal. Staral sie, by jego glos zabrzmial obojetnie.

Slepy galion skinal glowa.

– Wstala o brzasku. – Slowa zabrzmialy prawie jak wymowka. – Wlasnie uslyszalem pierwsze krzyki porannych ptakow, kiedy poruszyla sie i wyszla. Zdaje sie, ze niewiele spala w nocy.

– Coz, miala wiele do przemyslenia. Moze poszla do miasta, ale zaloze sie, ze w ciagu tygodnia wroci do domu. Sam pomysl, w jakie inne miejsce moglaby sie udac?

– Przypuszczam, ze wroci tutaj – odparl statek. – Wiec poszukasz sobie dzisiaj pracy?

– Jesli chce jesc, musze pracowac – pokiwal glowa Brashen. – Zejde do dokow. Chyba dam sobie na razie spokoj z handlowcami. Sprobuje sie zaciagnac na kuter rybacki albo statek rzeznicko-przetworczy. Podobno mozna szybko awansowac na statku wielorybniczym albo polawiajacym delfiny. Zatrudniaja latwo, tak mi w kazdym razie mowiono.

– Przewaznie dlatego, ze na pokladzie wielu marynarzy umiera – zauwazyl bez litosci “Paragon”. – Tak slyszalem, gdy jeszcze docieraly do mnie rozne plotki. Kapitanowie wyplywaja w bardzo dlugie rejsy, biora zbyt duzo ladunku i zatrudniaja wiecej zalogi niz potrzeba do pracy na takim statku, poniewaz spodziewaja sie, ze nie wszyscy przezyja podroz.

– Tez o tym slyszalem – przyznal niechetnie Brashen. Przykucnal, a potem usiadl na piasku obok wyciagnietego na plaze wraku.

– Czy mam inny wybor? Powinienem byl sluchac kapitana Vestrita. Oszczedzilbym do tej pory troche pieniedzy, gdybym byl madrzejszy. Najbardziej zaluje, iz przed laty nikt mi nie powiedzial, ze najlepsze wyjscie to schowac do kieszeni glupia dume i wrocic do domu.

“Paragon” gleboko sie zamyslil.

– Gdyby zale byly konmi, zebracy cwalowaliby – oznajmil, a nastepnie sie usmiechnal, wyraznie z siebie zadowolony. – Od dlugiego czasu nie moglem sobie przypomniec tej mysli.

– Jest bardzo prawdziwa – stwierdzil gderliwie Brashen. – Najlepiej zejde do portu i zdobede sobie prace na jednej z tych smierdzacych i morderczych lodzi. Wiecej tam rzeznikow niz zeglarzy. Podobno.

– Praca jest brudna – zgodzil sie “Paragon”. – Na uczciwym handlowym zaglowcu brud oznacza smar na rekach, ktory da sie domyc zimna morska woda. A na rzeznickim statku masz do czynienia z krwia, padlina i olejem. Przetnij palec, a od infekcji stracisz cala reke. O ile nie umrzesz… A na statkach przewozacych mieso polowe nocy zmarnujesz pakujac je w beczkach z sola. Gdy kapitan okazuje sie chciwy, jego marynarze spia tuz przy smierdzacym ladunku.

– Alez zachecajace jest to, co mowisz – burknal ponuro mlodzieniec. – Ale nie mam wyboru. Zadnego.

Galion zasmial sie niesamowicie.

– Jak mozesz tak mowic? Moze istnieje pewne wyjscie, ktore w tej chwili po prostu ci sie nie nasuwa. Ludzie maja nade mna ogromna przewage, nawet nie zdajac sobie z tego sprawy.

– Jakie to wyjscie? – spytal niepewnie Brashen, zauwazyl bowiem, ze statek zaczal mowic osobliwym glosem, ktorzy skojarzyl sie mlodemu marynarzowi z tonem szalenczo fantazjujacego chlopca.

– Zatrzymac sie. – Paragon wymowil to slowo z wielkim pragnieniem. – Po prostu sie zatrzymac.

– Co mam przestac?

– Przestac istniec. Jestes taka krucha istota. Skora ciensza niz plotno, kosci rowniez slabiutkie. Twoje wnetrze jest mokre jak morze i sol. Wszystko z ciebie wycieka, gdy sie przetnie twoja skore. Latwo ci przestac istniec. Rozetnij skore, niech wyplynie twoja slona krew, niech morskie stworzenia zjedza twoje cialo kes po kesie, az staniesz sie garscia zielonych, pokrytych sluzem kosci i ponadgryzanych sciegien. Nie bedziesz juz niczego wiedzial, czul ani myslal. Przestaniesz istniec. Zatrzymasz sie.

– Nie chce sie zatrzymywac – odparl cicho Brashen. – Nie w taki sposob. Zaden czlowiek nie chce tak odchodzic.

– Zaden? – zasmial sie znowu “Paragon”, po czym jego glos zalamal sie i dodal piskliwie: – Och, znalem wielu takich, ktorzy chcieli sie zatrzymac. I znalem wielu, ktorzy sie zatrzymali. Zreszta, koniec byl identyczny, chcieli czy nie.

* * *

– Okazalo sie, ze ten ma niewielka skaze.

– Jestem pewna, ze sie pan myli – odparla lodowato Althea. – Oba sa identyczne, a najwyzszej proby kruszec ma wspanialy odcien. Oprawa jest zlota. – Odwaznie spojrzala jubilerowi w oczy. – Wszystkie prezenty od mojego ojca zawsze byly najlepszej jakosci.

Jubiler machnal reka i dwa male kolczyki poruszyly sie na jego dloni. W jej uszach wygladaly subtelnie i nowoczesnie, w jego rece wydawaly sie male i proste.

– Siedemnascie – zaproponowal.

– Potrzebuje dwadziescia trzy. – Starala sie ukryc ulge. Zanim weszla do sklepu, postanowila nie przyjmowac mniej niz pietnascie. Teraz jednak zamierzala wycisnac z mezczyzny jak najwiecej. Rozstanie z kolczykami nie bylo dla niej latwe, a poza tym nie dysponowala zadnym innym przedmiotem, ktory moglaby sprzedac.

Pokrecil glowa.

– Dziewietnascie. Tylko tyle moge ci dac.

– Przyjme te sume – zaczela Althea, obserwujac z uwaga jego twarz. Gdy zobaczyla, jak zlotnik zaczyna sie usmiechac, dodala: – Jesli dolaczy pan dwa proste zlote kolka, ktore zastapia mi tamte.

Po polgodzinnych targach opuscila sklep. W uszach miala srebrne kolka zamiast kolczykow, ktore ojciec dal jej na trzynaste urodziny. Probowala myslec o nich bez sentymentu. Ot, przedmioty, ktore sprzedala. Wprawdzie ciagle miala przed oczyma ojca wreczajacego jej prezent, ale w gruncie rzeczy nie potrzebowala bizuterii. Stale sie trzeba o nia martwic…

Althea doskonale wiedziala, co nalezy zrobic. Bez trudu zakupi gruba bawelne. Musi rowniez nabyc igle, nici oraz naparstek. I nozyce do ciecia materialu. Postanowila tez uszyc sobie plocienna torbe na przybory krawieckie. Jesli zdola doprowadzic do konca swoj plan, skompletuje inne przedmioty niezbedne do rozpoczecia nowego zycia.

Szla przez ruchliwe targowisko i postrzegala wszystko zupelnie inaczej. Jej sytuacja sie zmienila. Nie mogla juz sobie wybierac towarow i dopisywac ich cen do rodzinnego rachunku. Nagle okazalo sie, ze wiekszosc produktow znacznie przekracza jej finansowe mozliwosci. Nie tylko eleganckie sukna czy bogata bizuteria, lecz nawet tak proste przedmioty jak komplet slicznych grzebykow. Stala przy nich przez kilka minut, potem przylozyla

Вы читаете Czarodziejski Statek
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату