zarowno z mlodymi jak i ze starcami. A Malta… nie tylko jest jeszcze kiepska tancerka, ale nie uczono jej jeszcze konwersowac z mezczyznami. Nie wie tez, jak sobie radzic z… niepozadanymi atencjami. Nawet nie zdajac sobie z tego sprawy, moze kogos zachecic lub na cos pozwolic. Co gorsza, ludzie moga niewlasciwie odebrac jej nerwowe usmieszki albo glupi chichot i nazwa ja kokietka. Wolalabym, zebys ustalal takie decyzje ze mna.
W ulamku sekundy zaklopotanie Kyle'a zmienilo sie w zlosc. Wstal obcesowo i rzucil serwetke na stol.
– Rozumiem. Pewnie powinienem zamieszkac na pokladzie statku, wtedy nie przeszkadzalbym ci w ustalaniu losow naszej rodziny! Wydajesz sie zapominac, ze Malta jest tak samo moja corka jak twoja. Skoro ma dwanascie lat, a jeszcze nie uczono jej tanca i manier, moze powinnas zganic za to niedopatrzenie siebie! Najpierw odeslalas mojego syna do klasztoru, teraz zamierzasz po swojemu wychowac rowniez moja corke.
Keffria zerwala sie na rowne nogi i chwycila meza za rekaw.
– Kyle'u, prosze cie, wroc i usiadz! Zle mnie zrozumiales. Chce oczywiscie, abys mi pomogl w wychowaniu naszych dzieci. Twierdze tylko, ze musimy szczegolnie dbac o reputacje Malty. Przeciez pragniemy, by ja postrzegano jako mloda panne o nienagannych manierach.
Niestety te slowa nie uspokoily Kyle'a.
– W takim razie moze powinnas dopilnowac, by nauczyla sie tych manier i pobierala lekcje tanca, zamiast odsylac ja do haftowania. Jesli chodzi o mnie, musze sie zajac statkiem. I chlopcem, z ktorego zamierzam zrobic mezczyzne. Musze wyprostowac jego drogi skrzywione twoja decyzja sprzed lat. – Gwaltownie potrzasnal glowa i wyszedl z pokoju. Keffria zostala sama.
Osunela sie na krzeslo, potem westchnela gleboko i podniosla dlonie do pulsujacych skroni. Jej oczy zamglily sie od lez. Ostatnio w rodzinie stale dochodzilo do spiec i klotni. Keffria miala wrazenie, ze w tym domu nie ma ani chwili spokoju. Zatesknila nagle za czasami, kiedy jej ojciec byl zdrowy, wyplywal wraz z Althea na “Vivacii”, a ona, Keffria, oraz matka zostawaly tutaj, gdzie dbaly o dom i o dzieci.
W tamtych czasach cieszyla sie, ilekroc Kyle zawijal do portu. Byl wtedy kapitanem statku o nazwie “Odwaga”. Wszyscy wyrazali sie o nim w samych superlatywach, mowili, ze taki przystojny i taki dziarski. Podczas jego pobytu w domu spedzali czas we dwoje – figlowali do pozna w sypialni badz spacerowali pod ramie po Miescie Wolnego Handlu. Z kazdego rejsu Kyle przywozil kufer pelen prezentow dla niej i dla dzieci, sprawiajac, ze stale czula sie jak swiezo zaslubiona panna mloda. Od czasu, gdy jej maz przejal “Vivacie”, bardzo spowaznial. I stal sie taki, taki… Keffria probowala znalezc odpowiednie slowo. Przyszedl jej do glowy wyraz “zachlanny”, ale odsunela go. Kyle byl teraz po prostu czlowiekiem odpowiedzialnym, a od smierci Ephrona czul sie odpowiedzialny za wszystko i wszystkich: nie tylko za rodzinny statek, lecz takze sluzacych, posiadlosci, dzieci, a nawet – Keffria pomyslala o tym ze smutkiem – za Althee i ich matke.
Kiedys lubili gawedzic do pozna, prowadzic dlugie rozmowy o niczym. Kyle rozsuwal zaslony, by ksiezycowa poswiata padala na zasloniete firankami lozko. Opowiadal zonie o niesamowitosci sztormow, ktore widzial, i o pieknie pelnych zagli przy odpowiednim wietrze. Gladzil jej cialo i spojrzeniem dawal do zrozumienia, ze jest dla niego rownie fascynujaca jak morze. Ostatnio mowil niewiele, czasem tylko informowal ja, jaki sprzedal ladunek i jakie zabiera towary. Ciagle przypominal, ze problemy zwiazane z majatkiem rodziny Vestritow spoczywaja teraz na jego barkach i stale sie przed nia odgrazal, ze nauczy wszystkich Kupcow z Miasta Wolnego Handlu zarzadzac przenikliwie i handlowac przebiegle. Noce, ktore spedzali razem, nie przynosily jej ani rozkoszy, ani odpoczynku, w dzien natomiast Kyle przebywal na statku. Keffria z gorycza przyznala sie przed soba, ze z utesknieniem czeka, az maz wyplynie. Podczas jego nieobecnosci bedzie mogla przynajmniej przywrocic w domu spokoj dawnych dni i rutynowych obowiazkow.
Podniosla oczy, slyszac odglos krokow. Na mysl o powrocie Kyle'a poczula nadzieje, a rownoczesnie obawe. Jednak zamiast niego, do pokoju weszla matka. Zaledwie przelotnie spojrzala na corke i na resztki sniadania, potem rozejrzala sie po pokoju, szukajac czegos jeszcze. Albo kogos.
– Dzien dobry, matko – odezwala sie Keffria.
– Dzien dobry – odparla apatycznie Ronica. – Slyszalam, ze Kyle wyszedl.
– Wiec zeszlas – dodala cierpko corka. – Matko, boli mnie, ze go unikasz. Pewne rzeczy trzeba przedyskutowac. Trzeba zdecydowac o…
Ronica lekko sie usmiechnela.
– Tak, a podczas obecnosci Kyle'a nie jest to mozliwe. Keffrio, jestem zbyt zmeczona i zbolala, aby rozmawiac w sposob taktowny. Twoj maz nie dopuszcza mysli o dyskusji. Nasze rozmowy nie maja najmniejszego sensu, poniewaz sie nie zgadzamy, a Kyle uznaje tylko wlasne argumenty. – Potrzasnela glowa. – Rozmyslam ostatnio tylko o dwoch sprawach. Albo boleje nad smiercia twojego ojca, albo ganie siebie za balagan spadkowy, za ktory ponosze odpowiedzialnosc.
Mimo niedawnego gniewu na meza, Keffrie zasmucily slowa Roniki, totez odpowiedziala jej cichym, przepelnionym bolem glosem.
– Kyle to dobry czlowiek, matko. Robi tylko to, co uwaza za najlepsze dla nas wszystkich.
– Moze masz racje, ale niezbyt mnie to pociesza, corko. – Ronica potrzasnela glowa. – Oboje z twoim ojcem naprawde wierzylismy, ze Kyle Haven jest dobrym czlowiekiem, w przeciwnym razie nigdy nie przystalibysmy na wasz slub. Niestety, w tamtym okresie nie moglismy przewidziec nawet polowy tego, co sie zdarzylo. Moglas wyjsc za mezczyzne z rodu kupieckiego. Wolelismy, zebys poslubila kogos lepiej obeznanego z naszym sposobem zycia… – Matka podeszla i usiadla przy stoliku. Poruszala sie jak stara kobieta, powoli i sztywno. Odwrocila twarz od zalewajacego pokoj jasnego swiatla letniego poranka, jak gdyby klulo ja w oczy. – Zobacz, co osiagnelysmy pozwalajac Kyle'owi, by robil to, co uwaza za najlepsze dla nas wszystkich. Althei ciagle nie ma, a mlodego Wintrowa twoj maz zaciagnal na statek wbrew jego woli. To nie jest dobre wyjscie. Ani dla chlopca, ani dla “Vivacii”. Gdyby Kyle dobrze rozumial nature zywostatku, nie bralby na poklad przerazonego i nieszczesliwego chlopca. Z tego, co wiem, pierwsze kilka miesiecy po ozywieniu to dla zywostatku okres decydujacy. “Vivacia” potrzebuje spokoju i musi miec zaufanie do swojego kapitana. Niepotrzebne jej przymusy i klotnie. A co sie tyczy pomyslu Kyle'a, by uzyc naszego statku do przewozu niewolnikow, sama mysl przyprawia mnie o mdlosci. Po prostu robi mi sie slabo. – Podniosla glowe i wpatrzyla sie corce w oczy. – Wstydze sie, widzac, ze pozwalasz, by twoj syn bral w tym udzial. Wyobrazasz sobie, co zobaczy na pokladzie niewolniczego handlowca? Nie powinnas mu pozwolic na to patrzec, nawet nie wspominajac o braniu w tym udzialu… Czy wiesz, kim sie stanie, aby to przezyc?
Slowa matki wzbudzily w Keffrii nieokreslony lek, ale tylko zacisnela rece pod stolem, starajac sie zapobiec ich drzeniu.
– Kyle twierdzi, ze nie bedzie dla Wintrowa surowy. Jesli natomiast chodzi o niewolnikow, powiedzial mi, ze gdyby kazal im bez powodu cierpiec, narazilby jedynie na szwank wartosc ladunku. Wypytalam go o wszystkie problemy zwiazane ze statkami niewolniczymi i obiecal mi, ze “Vivacia” nie zmieni sie w smierdzace cmentarzysko.
– Nawet jesli potraktuje Wintrowa lagodnie jak dziewczynke, twoj syn bedzie cierpial wraz z niewolnikami. Zawsze na takim statku panuja scisk, wszechobecna smierc, bezlitosna dyscyplina, by utrzymac taki ladunek pod kontrola… To wszystko jest niewlasciwe. Niewlasciwe. I obie o tym wiemy. – Matka Keffrii mowila tonem nieznoszacym sprzeciwu.
– U nas w domu tez trzymamy niewolnice. Mowie o Rache, ktora Davad ci wypozyczyl w czasie choroby papy.
– To rowniez jest niewlasciwe – przyznala cicho Ronica. – Zdalam sobie sprawe z tego faktu i chcialam kobiete odeslac. Ale kiedy jej o tym powiedzialam, padla na kolana i blagala mnie, zebym ja zatrzymala. Wie, ze Davad dostalby za nia dobra cene w Chalced, poniewaz jest pojetna i wiele potrafi. Jej meza wyslano na targ za dlugi. Wiesz, przyjechali z Jamaillii cala rodzina. Kiedy popadli w dlugi i nie mogli ich splacic, Rache, jej maz i synek trafili do baraku dla niewolnikow. Maz Rache jest czlowiekiem swietnie wyksztalconym i handlarz uzyskal za niego dobra cene, natomiast ona i jej maly synek zostali sprzedani tanio jednemu z posrednikow Davada. – Ronika Vestrit ciagnela powazniejszym tonem: – Opowiedziala mi o podrozy tutaj, ktorej jej maly chlopiec nie przezyl. A nie sadze, zeby Davad Restart postepowal okrutnie, przynajmniej nie umyslnie. On takze nie jest kiepskim kupcem, ktory specjalnie uszkadza wartosciowy ladunek. – Glos jej matki pozostal stanowczy. Kiedy tym tonem nasladowala slowa Kyle'a, Keffria poczula, jak cierpnie jej skora.
– Obawiam sie, ze uodpornilam sie na smierc. Odkad podczas zarazy umarli twoi bracia, wyrzucilam ja z pamieci jak zdarzenie, ktore przetrwalam i z ktorym sie rozprawilam. Teraz odszedl twoj ojciec i przypomnialam sobie, ze zjawisko to jest nagle i trwale. Jesli ktos dlugo choruje, mozna sie powoli przyzwyczaic do mysli o jego smierci. Lecz synek Rache umarl, poniewaz jego maly brzuszek nie tolerowal wiecznego kolysania zatloczonej,