Torg. – Rozumiesz mnie?
– Tak – odpowiedzial chlopiec znuzonym, cienkim glosem. Wydal sie Althei bardzo mlody i bardzo zmeczony. Uslyszala ciche szuranie golych stop, a potem Wintrow stanal na pokladzie.
– Jestem zbyt zmeczony, by myslec, nie mowiac o rozmowie – powiedzial.
– Jestes zbyt zmeczony, by sluchac? – spytal go lagodnie statek. Althea uslyszala niewyrazne odglosy ziewania.
– Ale nie obrazisz sie, jesli zasne w samym srodku twojej opowiesci.
– Nie mnie masz wysluchac – stwierdzila “Vivacia” spokojnie. – W doku czeka Althea Vestrit. Ma ci cos do powiedzenia.
– Moja ciotka Althea? – spytal zaskoczony chlopiec. Dziewczyna dostrzegla jego glowe nad swoja. Zrobila krok w strone swiatla i patrzyla w gore. Nie widziala twarzy siostrzenca, jedynie jego ciemna sylwetke na tle wieczornego nieba. – Wszyscy twierdza, ze po prostu zniknelas – powiedzial cicho.
– Tak, rzeczywiscie – przyznala. Gleboko zaczerpnela oddechu i przeszla do sedna: – Wintrowie, jesli pomowie z toba szczerze o swoich planach, czy potrafisz zatrzymac nasza rozmowe w tajemnicy?
W odpowiedzi chlopiec zadal jej iscie kaplanskie pytanie.
– Czy planujesz cos… niewlasciwego? Slyszac jego ton, prawie sie rozesmiala.
– Nie. Nie zamyslam zabicia twojego ojca ani niczego rownie nierozwaznego. – Zawahala sie, uswiadomiwszy sobie, jak malo wie o tym chlopcu. “Vivacia” zapewnila ja, ze jest godzien jej zaufania i Althea miala nadzieje, ze statek nie myli sie. – Zamierzam sprobowac go jednak przechytrzyc i nie uda mi sie to, jesli dowie sie o moich planach. Chce cie wiec poprosic, abys zachowal nasza rozmowe w tajemnicy.
– Po co w ogole mowisz komus o swoim planie? Najlatwiej dotrzymuje sekretu jedna osoba – zwrocil jej uwage.
Mial racje. Althea nabrala powietrza.
– Poniewaz jestes najwazniejsza osoba w moich planach. Jesli nie obiecasz mi swojej pomocy, caly moj pomysl nie bedzie nic wart.
Chlopiec milczal przez jakis czas.
– Tego dnia, kiedy ojciec mnie uderzyl, moglas pomyslec, ze go nienawidze albo ze pragne jego zguby. Tak wcale nie jest. Chce tylko, by dotrzymal swojej obietnicy.
– Ja rowniez wlasnie tego pragne – odparla szybko Althea. – Nie zamierzam cie poprosic, abys zrobil cos zlego, Wintrowie. Przyrzekam ci to. Zanim jednak zdolam ci przekazac szczegoly, musze byc pewna, ze dochowasz tajemnicy.
Odniosla wrazenie, ze chlopcu rozwazenie tej sprawy zajelo sporo czasu. Czy wszyscy kaplani tak dlugo mysla nad kazdym problemem?
– Dotrzymam twojej tajemnicy – odparl w koncu. Althei spodobaly sie te slowa. Nie przyrzekal, nie przysiegal, po prostu sie zgodzil na jej propozycje. Pod dlonia poczula, ze “Vivacia” odwzajemnia sie aprobata na skierowana pod adresem chlopca pochwale. Zdziwila sie, ze ich wzajemne kontakty maja dla statku tak wielkie znaczenie.
– Dziekuje ci – stwierdzila cicho. Miala nadzieje, ze nie wyda sie swemu siostrzencowi niemadra i nierozsadna. – Pamietasz wyraznie ten dzien? Ten, kiedy Kyle uderzyl cie w jadalni?
– Wieksza czesc – odrzekl cicho chlopiec. – Wtedy, gdy bylem przytomny.
– Pamietasz, co powiedzial twoj ojciec? Przysiagl na Sa, ze odda mi “Vivacie”, jesli chocby jeden szanowany kapitan poswiadczy moje umiejetnosci zeglarskie. Pamietasz? – Wstrzymala oddech.
– Tak – padla spokojna odpowiedz.
Althea przylozyla obie dlonie do kadluba statku.
– I przysiegniesz na Sa, ze slyszales te slowa?
– Nie.
Marzenia Althei rozbily sie w pyl. Powinna sie tego spodziewac. Jak mogla sadzic, ze Wintrow stanie przeciwko swemu ojcu w tak waznej sprawie? Jak mogla byc taka glupia?
– Moge poswiadczyc, ze slyszalem, jak je wymawial – kontynuowal lagodnym glosem chlopiec. – Ale nie przysiegne. Kaplanom nie wolno przysiegac na Sa.
Althea byla szczesliwa. To wystarczy – pomyslala – to musi wystarczyc.
– Dasz slowo? – nalegala.
– Oczywiscie. Prawda jest tylko jedna. Ale – potrzasnal glowa – nie sadze, zeby ci sie na cos przydala moja pomoc. Wiesz, ze moj ojciec nie dotrzymal danego Sa slowa w sprawie mojego kaplanstwa? Dlaczego zatem mialby dotrzymac wypowiedzianej w gniewie przysiegi? Przeciez statek jest dla niego znacznie wiecej wart niz ja. Przykro mi to mowic, ciociu Altheo, wydaje mi sie jednak, ze twoje nadzieje zwiazane z odzyskaniem “Vivacii” sa bezpodstawne.
– Coz, o to bede sie martwila sama – odrzekla drzacym glosem. Mimo wszystko odczuwala ulge. Miala jednego swiadka i byla pewna, ze moze na nim polegac. Nie powiedziala mu nic o Radzie Kupcow i jej wladzy, uznala bowiem, ze powierzyla mu dosc swoich sekretow. Nie zamierzala go obarczac brzemieniem w postaci niepotrzebnej wiedzy. – Poki wiem, ze poswiadczysz prawde, mam nadzieje.
Przyjal jej slowa w milczeniu. Przez jakis czas Althea stala nieruchomo, przyciskajac dlonie do milczacego statku. Poprzez mysli “Vivacii” prawie wyczuwala uczucia chlopca. Jego strapienie i osamotnienie.
– Jutro wyplywamy – odezwal sie w koncu. W jego glosie nie bylo radosci.
– Zazdroszcze ci – powiedziala Althea.
– Wiem. Szkoda, ze nie mozemy sie zamienic miejscami.
– Niestety, nie jest to takie proste. – Althea starala sie panowac nad zazdroscia. – Wintrowie, zaufaj statkowi. Jesli bedziesz dobrze traktowal “Vivacie”, ona zajmie sie toba. Licze, ze bedziecie sobie pomagali. – Uslyszala w swoim glosie ton “przeczulonego krewnego”, ton, ktorego w mlodosci nienawidzila. Przelknela sline i odezwala sie do Wintrowa jak do zwyczajnego chlopca, wyplywajacego w swoj pierwszy rejs. – Wierze, ze z czasem pokochasz ten styl zycia i ten statek. Masz te milosc we krwi. A jesli tak sie stanie – mowila teraz z cala powaga – kiedy przejme “Vivacie”, zapewnie ci miejsce na jej pokladzie. Obiecuje ci to.
– Watpie, czy kiedykolwiek poprosze cie o dotrzymanie tej obietnicy. Nie moge powiedziec, ze nie lubie tego statku, po prostu nie moge sobie wyobrazic…
– Z kim rozmawiasz, chlopcze? – zapytal Torg. Jego ciezkie stopy zastukotaly na pokladzie.
Althea ukryla sie ponownie w cieniu rzucanym przez statek. Wstrzymala oddech. Wintrow nie oklamie Torga. Na tyle go juz znala. Nie chciala przygladac sie bezczynnie, jak siostrzeniec dostaje za nia baty, ale nie mogla tez ryzykowac, by Torg ja schwytal i odstawil do Kyle'a.
– Zdaje mi sie, ze mam teraz swoja godzine z Wintrowem – wtracila ostro “Vivacia”. – A z kim niby mialby gadac?
– Jest ktos w dokach? – spytal Torg. Jego bujna czupryna pojawila sie nad relingiem, ale krzywizna kadlubu “Vivacii” i gleboki cien zaslonil Althee, ktora wstrzymala oddech.
– Moze ruszysz swoj tlusty tylek i sam sie rozejrzysz? – spytala “Vivacia” nieuprzejmie.
Althea wyraznie slyszala, jak Wintrow sapie ze zdziwienia, a ona sama ledwie powstrzymala sie od smiechu. Ton “Vivacii” skojarzyl jej sie z zarozumialym chlopcem pokladowym, Mildem, ktory przemawial w ten sposob, gdy zbieralo mu sie na odwage.
– Eee? No coz, moze wlasnie tak zrobie.
– Nie potknij sie w ciemnosciach – ostrzegla go slodkim glosikiem “Vivacia”. – Wszyscy by sie z ciebie smiali, gdybys wypadl za burte i utopil sie w porcie. – Zywostatek nagle zaczal sie kolysac mocniej. Dotad “Vivacia” tylko sie dziecinnie wysmiewala z drugiego oficera, teraz jawnie zaczela mu grozic. Althei zjezyly sie wloski na karku.
– Ty przeklety statku! – syknal Torg. – Nie przestraszysz mnie. Poznaje osobe stojaca w doku. – Althea slyszala lomotanie stop na pokladzie, nie wiedziala jednakze, czy mezczyzna biegnie w strone trapu, czy po prostu oddala sie od galionu.
– Idz juz! – szepnela do dziewczyny “Vivacia”.
– Ide. I powodzenia. Moje serce pozegluje z toba. – Althea powiedziala bardzo cicho, wiedziala bowiem, ze poki dotyka statku, nie musi podnosic glosu. Zaczela odchodzic od “Vivacii”, kryjac sie w najglebszym mroku. – Sa zadba o nich oboje i zapewni im bezpieczenstwo – mruknela pod nosem, po czym uswiadomila sobie, ze tym razem naprawde sie modli.
Ronica Vestrit czekala samotnie w kuchni. Na dworze zapadla juz noc. Rozlegalo sie brzeczenie letnich