– Powiedzmy, ze zaplace ci wtedy dwanascie miarek zlota. Kobieta znowu pokiwala glowa. Byla to jedna ze sztuczek Ephrona podczas dobijania targu. Sklonic kontrahenta, by zgodzil sie na warunki, ktorych nie zdazy przemyslec.
– Bede ci takze dluzna brakujace mi teraz dwie miary zlota plus dodatkowe dwie w ramach odsetek za opoznienie dzisiejszej platnosci. – Wymieniajac te wielka sume, Ronica starala sie mowic pewnym, a rownoczesnie niedbalym glosem. Usmiechnela sie do swej wierzycielki.
Caolwn odpowiedziala usmiechem.
– A jesli nie bedziesz miala tego zlota, wrocimy do omowienia pierwotnej transakcji dotyczacej ewentualnego polaczenia naszych rodzin. Dlug jest platny w krwi lub w zlocie. Jesli nie bedzie zlota, oddasz nam corke lub wnuczke czy wnuka.
Ronica nie byla w stanie jej zaprzeczyc. Taka umowe zawarla przed laty babka Ephrona. Jednakze zadna rodzina z Miasta Wolnego Handlu nie miala ochoty oddac swego przedstawiciela Kupcom znad Rzeki. Ronica sztywno sie sklonila i ostroznie wypowiedziala wiazace slowa.
– Jesli jednak bede miala dla ciebie pelne szesnascie miarek zlota, przyjmiesz je jako rate.
Na znak zawartego ukladu Caolwn wyciagnela w strone Roniki pelna narosli, wybrzuszen i guzkow reke. W dotyku dlon byla osobliwie gumowata. Ten uscisk wystarczyl, by przypieczetowac nowe warunki transakcji. Caolwn wstala.
– Ronico z kupieckiej rodziny Vestritow, jeszcze raz ci dziekuje za nasza umowe. I za twoja goscinnosc.
– Caolwn, reprezentujaca rodzine Festrewow z Deszczowych Ostepow, ciesze sie z naszej rozmowy i naszego ukladu. Rodzina za rodzine, krew za krew. Do nastepnego spotkania.
– Rodzina za rodzine, krew ze krew. Zegnam cie.
Te oficjalne formulki zakonczyly negocjacje i cala wizyte. Caolwn wlozyla letni plaszcz, naciagnela na glowe kaptur i zwiazala z przodu. W jej twarzy blyskaly teraz jedynie bladolawendowe oczy. Po chwili koronkowa woalka takze je zakryla. Kiedy kobieta wsunela na zdeformowane dlonie luzne rekawice, zlamala wszakze tradycje i odezwala sie:
– Widzisz, Ronico, nie zyje nam sie tak zle, jak mysli wiele osob. Kazdego Vestrita, ktory wszedlby do naszej rodziny szanowalabym tak samo, jak cenie sobie nasza przyjazn. Wiesz, ze urodzilam sie w Miescie Wolnego Handlu. I chociaz moje cialo zmienilo sie i zapewne zaden mezczyzna z twojego ludu nie spojrzalby juz na mnie bez drzenia, wierz mi, ze nie jestem nieszczesliwa. Mam meza, ktory mnie powaza, urodzilam mu corke i widzialam, jak urodzilo mi sie troje zdrowych wnukow. To cialo, te deformacje… Wiele kobiet zostajac w Miescie Wolnego Handlu byc moze placi wyzsza cene za gladka skore oraz za oczy i wlosy w naturalnym odcieniu. Jesli mimo twoich modlitw bede musiala nastepnej zimy zabrac ze soba jednego z czlonkow twojej rodziny… wiedz, ze bedziemy o taka osobe dbac. Bedzie bardzo kochana, poniewaz przyjdzie do nas z czcigodnego rodu Vestritow, a takze z tej przyczyny, ze przyniesie naszemu ludowi niezbedny zastrzyk swiezej krwi.
– Dziekuje ci, Caolwn. – Te slowa prawie uwiezly Ronice w gardle. Wiedziala, ze kobieta mowi szczerze, lecz jej oswiadczenia niemal zamrozily serce w piersi starej Vestritki. Caolwn chyba sie tego domyslila, gdyz zanim sie odwrocila do drzwi, spojrzala jeszcze na Ronice, blyskajac oczyma. Potem podniosla czekajaca na nia w progu ciezka drewniana szkatule ze zlotem. Ronica otworzyla jej drzwi. Wiedziala, ze nie trzeba proponowac latarni ani swiecy. Ludzie z Deszczowych Ostepow mieli swietny wzrok i nie potrzebowali swiatla w letnia noc.
Ronica stala w otwartych drzwiach i obserwowala, jak Caolwn odchodzi w ciemnosc. Czlowiek z Deszczowych Ostepow wyszedl do niej z cienia, wzial drewniana szkatulke i bez wysilku wsunal ja sobie pod pache. Oboje podniesli rece na pozegnanie, a ona pomachala im w odpowiedzi. Wiedziala, ze na plazy czeka na nich mala lodka, a w porcie oswietlony pojedynczym swiatelkiem statek. Zyczyla im dobrze i miala nadzieje, ze podczas podrozy nie spotka ich nic zlego. W myslach zarliwie przywolala Sa, modlac sie, by nigdy nie musiala patrzec, jak jedno z jej dzieci lub wnuczat odchodzi z nimi w mrok.
W ciemnosciach Keffria sprobowala jeszcze raz: – Kyle'u?
– Tak? – Jego glos byl cieply, gleboki, slodki i swiadczyl o zaspokojeniu.
Keffria przytulila sie do meza. Mial gorace cialo, tylko w miejscach narazonych na podmuch letniego wiatru z otwartego okna pojawila sie rozkoszna gesia skorka. Kyle pachnial mocno i po mesku, a jego silne, muskularne cialo wydawalo sie Keffrii tarcza ochronna przeciwko wszelkim jej nocnym strachom. Milczaco zapytala teraz Sa, dlaczego swiat nie moze byc stale taki prosty i dobry? Kyle przyszedl tego wieczoru do domu, by sie z nia pozegnac. We dwoje zjedli kolacje, wypili troche wina, a potem poszli do lozka i namietnie sie kochali. Jutro Kyle wyplynie i nie bedzie go przez dlugi czas, poki nie zakonczy interesow. A jednak Keffria wiedziala, ze musi zepsuc te idylle jeszcze jedna rozmowa o Malcie. Nadeszla ostatnia chwila na ostateczne ustalenia w sprawie corki. Musiala sklonic meza, by przyznal racje jej, a nie dziewczynce. Nie chciala dzialac za jego plecami, korzystac z jego nieobecnosci, a nie zamierzala postapic wbrew sobie. Wolala nie narazac na szwank zaufania, ktore zawsze laczylo ja i meza.
Zaczerpnela wiec gleboko oddechu i zaczela temat, ktory zmeczyl juz ich oboje.
– Co do Malty… – powiedziala. ' Kyle jeknal.
– Nie. Prosze cie, Keffrio, nie mowmy o tym. Za kilka godzin bede musial wstac i odejsc. Powinnismy spedzic te noc w spokoju.
– Niestety, nie dla nas ten luksus. Nasza corka wie, ze sie nie zgadzamy w jej sprawie i wykorzysta ten fakt przeciwko mnie, gdy ciebie tu nie bedzie. Jesli czegokolwiek jej zakaze, odpowie: “Ale papa powiedzial, ze jestem juz kobieta…” To bedzie dla mnie tortura.
Kyle cierpliwie westchnal i odsunal sie od zony. W lozku natychmiast zrobilo sie chlodniej, a tym samym znacznie mniej przyjemnie.
– No coz. Mam zatem cofnac dana jej obietnice dla twojego lepszego samopoczucia? Keffrio, co ona sobie o mnie pomysli? Czy naprawde tak strasznie ci ciezko? Pozwol jej pojsc na jeden bal w ladnej sukience. Tylko o to cie prosze.
– Nie. – Bezposredni sprzeciw przyszedl jej z wielkim trudem, lecz przekonala siebie stwierdzeniem, ze jej maz po prostu nie wie, o czym mowi. Nie rozumial tej sytuacji, a dzis w nocy miala za malo czasu, by mu ja wyjasnic. Ten jeden raz Kyle musial jej przyznac racje. – Chodzi o cos wiecej niz tylko o piekna sukienke i tance z mezczyznami. Malta pobiera juz lekcje tanca z Rache. Musi sie tym zadowolic, poniewaz trzeba przynajmniej roku, by przygotowac panne na debiut w towarzystwie Miasta Wolnego Handlu. Chce powiedziec naszej corce, ze zgadzasz sie ze mna w tej sprawie. Ze przemyslales to sobie i zmieniles zdanie. Ze nie pozwalasz jej pojsc w dlugiej sukni.
– Coz, nie zmienilem zdania – zauwazyl Kyle uparcie. Lezal teraz na plecach i patrzyl w sufit. Podniosl rece, splotl palce i zalozyl dlonie za glowa. Pocieszala sie, ze gdyby zamierzal wstac, skrzyzowalby ramiona na piersi. – Chyba robisz zbyt duzo szumu wokol takiego drobiazgu. I… nie chce ranic twoich uczuc, ale coraz czesciej mi sie wydaje, ze po prostu zabraniasz Malcie dorosnac. Pragniesz, by na zawsze pozostala mala dziewczynka, wiecznie uczepiona twojej reki. To prawie zazdrosc, moja droga. Boisz sie, ze Malta bedzie z toba rywalizowala o moja uwage i o wzgledy mlodych mezczyzn. Widzialem juz wczesniej taka reakcje. Zadna matka nie lubi, jak corka usuwa ja w cien. Dorosle dziecko przypomina kazdemu rodzicowi, ze nie jest juz mlody. Mysle jednak, ze takie zachowanie ci nie przystoi, Keffrio. Pozwol swojej corce dorosnac. Niech bedzie twoja duma i ozdoba. Nie moze przez cale zycie chodzic w krociutkiej spodniczce i warkoczyku na glowie.
Najwidoczniej Kyle niewlasciwie zrozumial jej zawziete i urazone milczenie, poniewaz odwrocil sie lekko ku niej i dodal:
– Powinnismy byc wdzieczni losowi, ze dziewczynka nie jest podobna do Wintrowa. Pomysl o nim. Wyglada i mowi jak chlopiec i najwyrazniej nie zamierza dorosnac. Zaledwie kilka dni temu zachowal sie jak male dziecko, w rezultacie czego pracowal w palacym sloncu bez koszuli. Grzbiet mial czerwony jak u homara, a dasal sie wsciekle jak pieciolatek. Widzisz, marynarze zazartowali sobie z niego, podebrali mu koszule i powiesili ja na maszcie, a nasz chlopak po prostu bal sie wspiac na szczyt, by ja zdjac. Zawolalem go do swojej kajuty i probowalem przy zamknietych drzwiach wyjasnic mu, ze jesli po nia nie wejdzie, reszta zalogi uzna go za tchorza. Wintrow utrzymywal, iz to nie strach go powstrzymuje przed wspieciem sie na maszt, lecz godnosc. Stal sobie przede mna ten maly cnotliwy, zarozumialy kaznodzieja i prawil mi umoralniajace kazanie o odwadze i tchorzostwie. A na koniec oswiadczyl, ze nie bedzie ryzykowal swego cennego zycia dla rozbawienia marynarzy. Oswiadczylem mu, iz ryzyko jest niewielkie, jesli tylko bedzie postepowal tak, jak go nauczylismy, ale chlopak znowu zaczal przytaczac te