ksiezulskie frazesy, ze zaden czlowiek nie powinien dla wlasnej rozrywki narazac drugiego nawet na male ryzyko. W koncu stracilem do niego cierpliwosc, zawolalem Torga i kazalem mu dopilnowac, by chlopak wspial sie na maszt i zdjal koszule. Boje sie, ze w ten sposob stracil resztki szacunku zalogi…
– Dlaczego pozwalasz, by twoi marynarze zamiast pracowac zabawiali sie jak dzieci? – spytala Keffria. Na mysl o synu serce jej krwawilo i goraco zalowala, ze nie wspial sie od razu po koszule. Gdyby sie nie buntowal, uznaliby go za jednego ze swoich, teraz natomiast postrzegali go jak kogos z zewnatrz, obcego, ktorego moga dreczyc. Wiedziala to wszystko instynktownie i zastanawiala sie, dlaczego jej syn tego nie rozumial.
– Zupelnie zepsulas chlopaka, wysylajac go do klasztoru. – Glos Kyle'a niemal kipial satysfakcja, a Keffria nagle uswiadomila sobie, ze jej maz zmienil temat.
– Rozmawiamy o Malcie, nie o Wintrowie. – Nowa mysl przyszla jej nagle do glowy. – Skoro upierasz sie, ze tylko mezczyzna potrafi wychowac syna, powinienes chyba przyznac, ze Malte moze wprowadzic w doroslosc jedynie kobieta.
Mimo ciemnosci Keffria zdolala dostrzec po twarzy meza, jak bardzo zaskoczyl go jej opryskliwy ton. Wiedziala, ze jesli chce wygrac z Kyle'em, wybrala sobie niewlasciwy sposob, niestety nie mogla juz cofnac wypowiedzianych slow. Zreszta czula zbyt wielki gniew, by im zaprzeczyc, a takze by sie przypochlebiac i przytakiwac mezowi.
– Gdybys byla innego rodzaju kobieta, moglbym ci przyznac prawo do wychowania Malty – oznajmil zimno. – Przypominam sobie jednakze ciebie jako dziewczynke i… Twoja matka rownie dlugo trzymala cie przy swojej spodnicy. Wez pod uwage, ile czasu zajelo mi rozbudzenie w tobie kobiecych uczuc. Nie wszyscy mezczyzni maja tyle cierpliwosci. Nie chcialbym, by Malta wyrosla na takie zacofane i bojazliwe stworzenie jak ty.
Okrucienstwo jego slow odebralo Keffrii dech, bowiem do jej najslodszych wspomnien nalezaly ich powolne zaloty, jej rozkosznie i stopniowo rosnaca nadzieja, a potem pewnosc, ze Kyle sie nia interesuje. W odpowiednim momencie dostrzegl jej wzajemnosc, po czym nastapily miesiace niesmialej radosci z jej strony i cierpliwych manewrow z jego, az wreszcie udalo mu sie obudzic w niej uczucia. Teraz przedstawil owo zdarzenie w zupelnie inny sposob. Keffria odwrocila glowe i zapatrzyla sie na lezacego w lozku meza, ktory nagle wydal jej sie kims zupelnie obcym. Pragnela zapomniec, ze kiedykolwiek wymowil te slowa lub udawac, ze nie odzwierciedlaly jego mysli, a powiedzial je, poniewaz chcial jej dokuczyc. Poczula w sobie chlod. Chec dokuczenia czy prawda… Czyz skutek nie byl ten sam? Kyle okazal sie innym czlowiekiem, niz zawsze sadzila. Przez te wszystkie lata zyla u boku wlasnego marzenia, a nie prawdziwej osoby. Wyobrazala sobie, ze jej maz jest mezczyzna czulym, kochajacym i wesolym, a oddala sie od niej na tak wiele miesiecy co jakis czas tylko dlatego, ze musi. Najpierw w snach wykreowala sobie kogos takiego, pozniej wepchnela Kyle'a w gotowy wzor. Do dnia dzisiejszego latwo jej bylo ignorowac albo usprawiedliwiac jego wady (nawet tuzin), ktore ujawnial podczas krotkich pobytow w domu. Zawsze tlumaczyla sobie, ze jest zmeczony, poniewaz rejs byl dlugi i trudny, ze oboje, ona i on musza sie na nowo do siebie dopasowac… Mimo tego, co powiedzial i zrobil w ciagu tygodni, ktore uplynely od smierci jej ojca, nie przestawala go uwazac za ideal. Dzis jednak uswiadomila sobie smutna prawde – Kyle nigdy nie byl ta romantyczna postacia z jej marzen, lecz czlowiekiem z krwi i kosci, mezczyzna podobnym do wielu innych. Nie, nie. Glupszym niz wiekszosc z nich.
Byl na tyle glupi, by sadzic, ze Keffria zawsze musi mu ulegac. Zreszta dotad nie przeciwstawiala mu sie, nawet kiedy wiedziala cos lepiej i nawet kiedy nie bylo go w domu. Gdy teraz zdala sobie z tego sprawe, miala odczucie, jakby otwierala oczy na wschodzace slonce. Dlaczego nigdy przedtem te mysli nie przyszly jej do glowy?
Kyle najwyrazniej zrozumial, ze posunal sie nieco za daleko, poniewaz odwrocil sie do niej, wyciagnal reke ponad chlodna posciela i dotknal ramienia zony.
– Chodz tutaj – zaprosil ja lagodniejszym tonem. – Nie dasaj sie. Nie podczas mojej ostatniej nocy w domu. Zaufaj mi. Jesli ten rejs spelni moje oczekiwania, nastepnym razem zostane w domu przez jakis czas. Zdejme ci z ramion brzemie obowiazkow. Malta, Selden, statek, posiadlosci… Zajme sie wszystkim, bede gospodarowal tak, jak trzeba. Zawsze bylas trwozliwa i troche zacofana… Nie powinienem byl ci tego mowic, poniewaz sama nie potrafisz zmienic w sobie tych cech. Wiedz, ze bardzo doceniam twoje starania. Wyobrazam sobie, jak trudno komus z takim charakterem zarzadzac tyloma sprawami. Mozesz obwiniac jedynie mnie, gdyz przez te wszystkie lata obarczalem cie zadaniami, ktore przerastaly twoje sily.
Keffria poddala sie Kyle'owi i ten przyciagnal ja do siebie. Przytulil sie do niej i szybko zasnal. Tyle ze cieple cialo meza wydalo jej sie nagle uciazliwym ciezarem. A obietnice, ktore wlasnie poczynil, by ja uspokoic, zabrzmialy jak pogrozka.
Ronica Vestrit otworzyla oczy i rozejrzala sie po ciemnej sypialni. Okno bylo otwarte, zasloniete jedynie przezroczystymi jak mgielka draperiami, ktorymi delikatnie poruszal nocny wiatr. Sypiam teraz jak stara kobieta – pomyslala. – Zrywami. Nie jest to spanie, nie jest tez czuwanie ani odpoczynek. Zamknela oczy. Moze nauczyla sie tak lekko drzemac w trakcie dlugich miesiecy spedzanych przy lozu chorego meza, kiedy nie miala odwagi zasnac zbyt gleboko i Ephron tylko sie poruszyl, natychmiast przytomniala. Pocieszala sie, ze moze za jakis czas zapomni o tamtym okresie i bedzie sypiac mocno i zdrowo, lecz nie do konca w to wierzyla.
– Matko.
Szept byl cichy jak westchnienie zjawy.
– Tak, kochanie, jestem tu – odparla szeptem. Nie otworzyla oczu. Znala te glosy, przesladowaly ja od lat. Jej mali synkowie ciagle jeszcze czasami wracali i wolali do niej w ciemnosciach. Bolesne to byly rojenia, ale Ronica nie otwierala oczu i nie przeganiala ich. W jakis sposob czerpala pocieche ze swego cierpienia.
– Matko, przybylam cie prosic o pomoc. Powoli otworzyla oczy.
– Althea? – wyszeptala w ciemnosc. Wydawalo jej sie, ze za oknem, za poruszajacymi sie zaslonami dostrzega figurke corki. A moze byla to tylko kolejna z jej nocnych fantazji?
Reka odsunela z zewnatrz zaslone i nad parapetem pojawila sie Althea.
– Och, dzieki Sa, jestes bezpieczna!
Ronica pospiesznie wstala z lozka, wtedy jednak jej corka odeszla od okna.
– Jesli zawolasz Kyle'a, nigdy wiecej nie wroce – ostrzegla matke cichym, chrapliwym glosem.
Ronica podeszla do okna.
– Nawet nie przeszlo mi przez glowe wolac mojego ziecia – powiedziala lagodnie. – Wroc, musimy porozmawiac. Zle sie dzieje. Wszystko uklada sie inaczej, niz sadzilam.
– Coz za nowina – mruknela Althea. Ponownie podeszla do okna. Kobiety wymienily spojrzenia. Ronica dostrzegla w oczach corki bol. Potem Althea odwrocila sie od niej. – Matko… moze jestem glupia, proszac cie o to, ale musze… Musze wiedziec, zanim zaczne. Czy slyszalas, co Kyle powiedzial, kiedy… ostatnim razem bylismy wszyscy razem? – Glos jej corki byl dziwnie natarczywy.
Ronica westchnela ciezko.
– Kyle powiedzial wtedy wiele rzeczy. Jesli chodzi o wiekszosc z nich, zaluje, ze nie potrafie ich zapomniec, niestety utkwily w mojej pamieci. A o czym mowisz?
– Przysiagl na Sa, ze jesli choc jeden szanowany kapitan poreczy za moje kompetencje, Kyle odda mi statek. Pamietasz, ze to powiedzial?
– Tak – przyznala Ronica. – Watpie jednak, by mowil powaznie. Moj ziec po prostu ma zwyczaj rzucac w gniewie rozne tego typu stwierdzenia.
– Ale pamietasz, ze to powiedzial? – nalegala Althea.
– Tak. Altheo, mamy znacznie wazniejsze kwestie do przedyskutowania niz to. Prosze cie, wejdz. Wroc do domu, musimy…
– Nie. Nic nie jest wazniejsze od odpowiedzi na pytanie, ktore ci przed chwila zadalam. Matko, nigdy nie slyszalam klamstwa z twoich ust. Przynajmniej nie w waznych sprawach. Nadejdzie czas, kiedy poprosze, abys dala swiadectwo prawdzie. – Niewiarygodne, lecz jej corka odchodzila, mowiac do niej przez ramie. Przez jedna przerazajaca chwile wygladala jak jej ojciec, gdy byl mlodym mezczyzna. Miala na sobie pasiasta bluzke i czarne spodnie, ktore marynarze nosza na ladzie. O Ephronie przypomnial Ronice takze kolyszacy chod Althei i jej dlugi ciemny warkocz.
– Czekaj! – zawolala do corki. Usiadla na parapecie okna i przelozyla nogi na zewnatrz. – Altheo, zaczekaj! – krzyknela i zeskoczyla do ogrodu. Wyladowala zle, jej gole stopy zabolaly, uderzajac o kamienie alejki pod oknem. W ostatniej chwili zdolala odzyskac rownowage, dzieki czemu nie upadla. Pospieszyla po trawie do porosnietego