– Musielibysmy to odnotowac.

– Wiem. – Rebus pokiwal glowa.

– Wracasz z pozegnalnej popijawy u Farmera?

Rebus zwrocil sie twarza do samochodu.

– O co ci chodzi?

– No bo cos sobie wypiles, nie? Wiec to moze nie najlepszy moment na wizyty domowe… panie inspektorze.

– Pewnie masz racje… Paddy – powiedzial Rebus i ruszyl w strone drzwi.

– Pamietasz, o co mnie pytales?

Rebus przyjal z wdziecznoscia czarna kawe, wydlubal dwa paracetamole z plastikowych oslonek, wsunal je do ust i popil kawa. Byl srodek nocy, a mimo to David Costello nie spal. Ubrany byl w czarny T-shirt, czarne dzinsy i byl boso. Najwyrazniej w ktoryms momencie musial wyskoczyc do monopolowego, bo na podlodze lezala pusta reklamowka, a obok stala otwarta piersiowka whisky Bell’s, w ktorej brakowalo mniej wiecej dwoch solidnych lykow. Wiec picie to nie jego domena, pomyslal Rebus. To typowa sytuacja dla czlowieka niepijacego, ktorego spotyka jakis kryzys: dobrze byloby napic sie whisky, ale najpierw trzeba po nia pojsc i kupic. I po co wyrzucac pieniadze na duza butelke – na te pare lykow wystarczy piersiowka.

Pokoj byl niewielki, a do mieszkania wchodzilo sie spiralnymi schodami, pnacymi sie zakolami kamiennych stopni, jak na zamkowej wiezy. Tysiace nog wyzlobilo w stopniach glebokie wkleslosci. Wokol schodow rozmieszczone byly malenkie okna. Dom budowano w czasach, kiedy cieplo stanowilo kosztowny luksus, dlatego im mniejsze okna, tym mniejsze straty ciepla.

Pokoj oddzielony byl od kuchni jedynie cienka scianka dzialowa, w ktorej znajdowalo sie szerokie przejscie bez drzwi – znak, ze Costello lubi gotowac. Na scianach kuchni na rzeznickich hakach wisialy roznej wielkosci rondle i patelnie. Pokoj zawalony byl ksiazkami i kompaktami. Rebus rzucil okiem na te ostatnie: John Martyn, Nick Drake, Joni Mitchell – muzyka latwa, ale nie bezmyslna. Ksiazki wygladaly na lektury i podreczniki z zakresu literatury angielskiej.

Costello siedzial na czerwonym futonie; Rebus wybral dla siebie jedno z drewnianych krzesel z prostym wysokim oparciem. Pomyslal, ze przypominaja krzesla wystawiane przed sklepami na Causeway, w ktorych termin „antyki” mogl rownie dobrze oznaczac lawki szkolne z lat szescdziesiatych, jak i zielone regaly biurowe wyrzucone na smietnik podczas ostatniej wymiany mebli.

Costello przeciagnal dlonia po wlosach i nie odpowiedzial.

– Pytales mnie, czy mysle, ze to ty ja zabiles – odpowiedzial sobie Rebus.

– Ze co zrobilem?

– Ze zabiles Flipe. Zdaje sie, ze tak to sformulowales: „Pan mysli, ze to ja ja zabilem, prawda?”

Costello kiwnal glowa.

– No bo to dosc oczywiste. Nasze drogi sie rozeszly, wiec przyjmuje, ze musi mnie pan uwazac za podejrzanego.

– David, w tej chwili jestes jedynym podejrzanym.

– Pan naprawde uwaza, ze jej sie cos stalo?

– A ty jak myslisz?

Costello potrzasnal glowa.

– Od pierwszej chwili nic innego nie robie, tylko grzebie w myslach.

Przez chwile zapadlo milczenie.

– A wlasciwie, to co pan tu robi? – zapytal nagle Costello.

– Jak juz mowilem, wpadlem tu w drodze do domu. Podoba ci sie na Starym Miescie?

– Tak.

– Troche tu inaczej niz na Nowym. Nie chciales sie przeniesc blizej Flipy?

– Do czego pan zmierza?

Rebus wzruszyl ramionami.

– Moze cos to mowi o was obojgu, wasz wybor dzielnic.

Costello zasmial sie ironicznie.

– Wy, Szkoci, strasznie lubicie wszystko upraszczac i segregowac.

– To znaczy, co?

– Albo Stare Miasto, albo Nowe. Albo katolik, albo protestant. Albo zachodnie wybrzeze, albo wschodnie… A zycie potrafi byc nieco bardziej skomplikowane.

– Przyciaganie sie przeciwienstw, tylko o to mi chodzilo. – Znow zapadlo milczenie. Rebus rozejrzal sie po pokoju. – Widze, ze zbytnio nie nabalaganili.

– Kto?

– Ci, ktorzy przeprowadzali tu rewizje.

– Moglo byc gorzej.

Rebus pociagnal lyk kawy i udal, ze sie nia rozkoszuje.

– Przeciez i tak nie zostawilbys tu ciala, prawda? Tylko zboczency moga zrobic cos takiego. – Costello nie spuszczal z niego wzroku. – Przepraszam, troche sie… Mowie tylko teoretycznie. Nie probuje ci niczego wmowic. Ale ci szperacze na pewno nie szukali tu ciala. Oni zajmuja sie czyms, czego ani ty, ani ja nawet nie dostrzegamy. Drobinki krwi, wlokienka, pojedyncze wlosy. – Rebus wolno pokiwal glowa. – Lawy przysieglych uwielbiaja takie rzeczy. Dawne metody policyjne zostana niedlugo zlozone do lamusa. – Odstawil czarny polyskliwy kubek i siegnal do kieszeni po papierosy. – Pozwolisz, ze…?

Costello zawahal sie.

– Wlasciwie, jesli pan pozwoli, to ja tez sie poczestuje.

– Bardzo prosze. – Rebus wyciagnal papierosa, zapalil go, potem rzucil chlopakowi paczke i zapalniczke. – Nie krepuj sie i zrob sobie skreta – dodal. – To znaczy, jesli popalasz.

– Nie popalam.

– Wyglada na to, ze studenckie zwyczaje bardzo sie zmienily.

Costello wypuscil klab dymu i przyjrzal sie papierosowi, jakby nie byl przyzwyczajony do jego widoku.

– Pewnie tak – odpowiedzial.

Rebus usmiechnal sie. Dwoch facetow siedzi, pali i gawedzi. Za oknami gleboka noc, caly swiat spi, nikt nie podsluchuje – czyli dobra pora na szczerosc i zwierzenia. Wstal z krzesla i podszedl do regalu z ksiazkami.

– W jaki sposob poznaliscie sie z Flipa? – spytal, biorac do reki pierwsza z brzegu ksiazke i kartkujac ja.

– Na przyjeciu. Od razu cos miedzy nami zaiskrzylo. Nastepnego dnia rano po sniadaniu poszlismy na spacer na cmentarz Warriston. Wtedy po raz pierwszy poczulem, ze sie w niej zakochalem… To znaczy, ze to nie tylko przygoda na jedna noc.

– Interesujesz sie filmami? – zapytal Rebus. Zauwazyl, ze cala jedna polke zajmowaly ksiazki o tematyce filmowej.

Costello uniosl glowe i spojrzal na Rebusa.

– Chcialbym kiedys pisac scenariusze.

– Dobry pomysl. – Rebus wzial do reki kolejna ksiazke. Zdawala sie w calosci zawierac wiersze poswiecone Alfredowi Hitchcockowi. – Wiec nie poszedles do hotelu? – spytal po przerwie.

– Nie.

– Ale widziales sie z rodzicami?

– Tak.

Costello zaciagnal sie gleboko, jakby chcial wyssac z papierosa zycie. Zdal sobie sprawe, ze nie ma popielniczki, rozejrzal sie wiec wokol w poszukiwaniu czegos w zastepstwie: lichtarze, jeden dla Rebusa, drugi dla siebie.

Odwracajac sie od regalu, Rebus poczul cos pod noga: olowiany zolnierzyk, nie wiekszy niz trzy centymetry. Schylil sie, by go podniesc. Muszkiet mial odlamany, a glowe skrecona w bok. Pomyslal, ze to chyba nie on go rozdeptal. Ostroznie ustawil go na polce i wrocil na krzeslo.

– To zrezygnowali z tego drugiego pokoju? – zapytal.

– Spia w oddzielnych pokojach, panie inspektorze. – Spojrzal na Rebusa znad lichtarza, do ktorego strzasnal popiol. – Ale to nie przestepstwo, prawda?

Вы читаете Kaskady
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату